przez Bifar » N paź 17, 2004 12:51 pm
Był sobie sławny judoka Józef K., mistrz nad mistrze. Nie miał równych sobie przeciwników, z jednym wyjątkiem - Japończykiem Yamamoto, który miał opracowany do perfekcji tzw. chwyt precelkowy.
Nikt nie wiedział dokładnie na czym ten chwyt polega. Japończyk stosował go tak szybko, że nikt nie był w stanie zorientowa? się, w jaki sposób to robi. Nawet proby sfilmowania tego chwytu nic nie dały - widać było tylko nagły błysk... i zaraz potem przeciwnik leżał bezwładnie na macie.
Oto jednak pewnego dnia obaj mistrzowie, Yamamoto i Józef K. walczyli w pewnym niezwykle prestiżowym turnieju. Józef K. pokonał wszystkich przeciwników i zakwalifikował się do walki finałowej. Podobnie rzecz się miała z Japończykiem, który wszystkie walki ćwierc- i półfinałowe wygrał stosując chwyt precelkowy. Tak więc Józef K. i Yamamoto mieli się spotkać w finale, jednak biorąc pod uwagę fakt, iż nikt nie znał obrony przed chwytem precelkowym, niewielu tylko dawało Józefowi K. szansę na złoty medal.
W dzień przed walką trener, masażysta, specjalista od odnowy biologicznej, psycholog, kierownik ekipy, działacz sportowy oraz nasz zawodnik zasiedli do narady. Po długiej dyskusji postanowiono spróbować pokonać Yamamoto za pomocą fortelu: oto przez pierwszą minutę walki Józef K. miał przed Japończykiem uciekać unikając zwarcia. Przez drugą minutę miał również uciekać, udając jednak, że ciągnie resztkami sił. Dopiero w trzeciej minucie nagle przejść do ataku. Zgodnie z rachubami trenera taka taktyka dawała pewne szanse na zwycięstwo - Yamamoto mógł być zmęczony i nie spodziewać się nagłej zmiany zachowania Józefa K. Z przyjęciem takiego planu wiązało się niebezpieczeństwo, że unikanie starcia doprowadzi do dyskwalifikacji, ale trener uznał, że warto zaryzykować.
Jak postanowiono, tak zrobiono. Na drugi dzień miało miejsce spotkanie. Tak jak było ustalone Józef K. uciekał przed Japończykiem biegając w kółko po macie. Publiczność wielce niezadowolona z takiego przebiegu walki zaczęła gwizdać, ale Józef K. pomny jak wysoka jest stawka pojedynku, stosował się ściśle do zaleceń trenera. Gdy sędziowie już zaczęli się zastanawiać, czy nie ogłosić dyskwalifikacji nadeszła ustalona chwila. Trener mrugnął znacząco do Józefa K. , ten gwałtownie zawrócił i rzucił się jak lew na Yamamoto, który tylko na to czekał i natychmiast zastosował chwyt precelkowy.
Nie mogąc znieść widoku tego co teraz miało nastapić trener zamknął oczy, usłyszał przeraźliwy, rozdzierający krzyk, po którym nastąpiła cisza, przerwana po krótkiej chwili okrzykiem sędziego:
- "Ippon !" - oznaczającym koniec walki. Z bólem serca trener spojrzał na matę i ujrzał Józefa K. stojącego nad pokonanym Japończykiem.
Dopiero po dłuższym czasie, już po rozdaniu medali, trener doszedł na tyle do siebie, aby zapytać Józefa K. o przebieg walki. Ten, gdy usłyszał pytanie złapał się za głowę.
- "Panie trenerze, to było straszne, ten chwyt precelkowy to jest okropność. Gdy go zastosował myślałem, że już nie żyję. Zobaczyłem tyko rękę, sufit, ścianę, nogę..."
- "No dobrze," - niecierpliwił się trener - "ale jak się z tego wybroniłeś?"
- "Och to było straszne... Nagle, proszę sobie wyobrazić, zobaczyłem przed sobą taką wielką.., za przeproszeniem Pana trenera, dupę..."
- "No dobrze, dobrze, ale jak się wybroniłeś?"
- "No to mówię. A zaraz obok zobaczyłem takie tego, no jak by tu powiedzieć, no jaja, za przeproszeniem Pana trenera, no jaja..."
- "No i co?"
- "No to ja wziąłem, i je tego, no ugryzłem z całej siły - no i tak wygrałem."
- "Józuś! Czy ty wiesz coś ty zrobił? Przecież, gdyby sędziowie to zauważyli, toż to dożywotnia dyskwalifikacja pewna."
- "No może i ma Pan trener rację. Ale nie zauważyli, więc po co się martwić. A z drugiej strony - to człowiek dostaje sakramenckiej siły, gdy się we własne jaja ugryzie..."