przez yae » Cz sie 11, 2005 1:03 am
Oto tekst autorstwa WAR, jako komentarz na powyższe opowiadanie:
Ulicą szła młoda i piękna kobieta. Ukryty w cieniu obserwował ja z satysfakcja. Idealnie nadawała się na jego ofiare. Czekał tylko aż nieświadoma zbliży się do niego.
Noc była idealna do zabijania - księżyc świecił w pełni. Mistrzowie Cienia nazywają tą porę "hunters moon". Jest dość ciemno by wszędzie sie ukryć a jednocześnie z daleka można dostrzec każdą przechodzącą osobe. Nagle niebo przysłoniły czarne i gęste chmury. Promienie księżyca ledwo przebijały je. Zaczął padać rzęsisty deszcz. Spłoszona kobieta szybko schroniła się pobliskim sklepiku. Mistrz Cienia z niepokojem obserwował tą dziwną ulewę.
Wtem głos czarny i gruby wbił się w jego ciało jak sztylet. Słowa, pożegnanie... modlitwa, coś się dzieje, coś się już stało...
###
Kiedy ginie wielki wojownik jego dawny mistrz traci jednocześnie cząstkę siebie, którą przekazał jemu. Przed oczami Mistrza pojawiła się wizja - rozgrywała się walka na śmierć i życie. Jego były uczeń teraz wielki wojownik stanął naprzeciwko potężnego rycerza Mordu. Nie zląkł się. Szybko doskoczyli do siebie. Ostrza zwarły się a oczy wymieniły się spojrzeniami.
###
Wielkie krople deszczu spadły i rozbiły się o czoło Mistrza. Na chwile obudził się ze "snu". Nerwowość wkradła się w jego ruchy. Czekał na dalszy ciąg wizji. Błądził w deszczu czekając na rozstrzygnięcie. Nagle zerwała się wichura, która zdjęła jego kaptur z głowy. Odsłoniła siwą już głowe i twarz pełna zmarszczek i blizn. Uderzony jak piorun wpada w dalszy letarg.
###
Zobaczył swojego ucznia padającego na kolana. W plecach miał wbity miecz długi na dwa łokcie. W jego oczach zobaczyć można było ogrom trudu i wyrzeczeń, jakie znosił. Jego wielkie zwycięstwa i mężne życie. Drżące ręce wypuściły jego stare i od dawna używane ostrze, które sam wykuł. Odsłonięta rękojeść pełna była pęknięć i bruzd. Wcześniej czarne jak mrok oczy teraz zaczęły na nowa nabierać naturalnego niebieskiego koloru. Przecież przez większość swojego życia należał do honorowego i dumnego bractwa Heroes. Z nosa zaczęła cieknąć mu krew a ciało niebezpiecznie przewracać na bok. Widać było, że walczy tak samo dzielnie ale tym razem z samym sobą. Wycieńczony przewraca się na bok i chwile potem umiera. Szczęśliwy bo spełnił swój obowiązek - nie zląkł się i walczył do końca.
Mistrz Cienia poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Spojrzał w niebo. Krople deszczu zalewały jego oczy i usta. Poczuł bezsilność i słabość. Jego skóra stała się blada i sina.
Jego ambicje zostały stłamszone...
Jego „dziecko” zabite...
Zamknął oczy i spuścił głowę...
***
(...)Spoglądał w niebo z utęsknieniem. Znał przebieg walki, wiedział, co się stało. Jego serce zamarło przez chwile wraz z śmiercią jego ucznia. Nie wiedział, co zrobić. Stał po kolana w błocie, wcześniej dumny i przerażający teraz całkowicie rozbity i pokonany. Ręce spuszczone na dół, smutek na twarzy pokazywały jak bardzo była to dla niego strata. Stał tam jak ojciec, który wydał swego syna na śmierć. Nie pomógł mu, nie zdołał...
Jego zamyślenie przerwały dziwne odgłosy. Rozejrzał się wokoło. Każdy normalny człowiek schronił się już dawno w domu. Opuszczone ulice, wszędobylska cisza, która jeszcze bardziej potęguje jego samotność.
Znowu coś się poruszyło za nim...
Mistrz Cienia sięgnął po swój miecz, lecz nie miał siły by go podnieść. Wcześniej potrafił rozłupać czaszkę dorosłego człowieka, teraz ledwo trzyma go w rękach.
Znowu coś poruszyło się...
Całkowicie pozbawiony woli walki, chęci do życia zamknął oczy czekając na to, co się stanie. Usłyszał znowu ten ochrypły głos, którego każde słowo przebijało jego ciało.
Otworzył oczy...
Zobaczył białą smugę, zjawę, która rozwiewała przed nim na wietrze. Wielcy wojownicy tak po prostu nie umierają, nie są zapominani w bezkresach czasu. Pozostawiają coś po sobie - przekaz, sile, ambicje, którą sami się kierowali idąc na śmierć. Ciało Mistrza przeszyło dziwne uczucie. Zjawa weszła w jego ciało. Jego oczy wpadły w konwulsje, źrenice spojrzały przez chwile na odsłonięty księżyc, ręce podniosły się do góry. Zrozumiał całkowicie, co się stało, jego poświęcenie i walkę. Siwe włosy Mistrza Cieni nabrały brunatnego koloru, zmarszki nikły na tle coraz bardziej dumnej i wyniosłej twarzy. Jego siły rosły, zdobył nową motywacje do walki. Cud jaki tam się zdarzył szybko zniknął, ale zostawił nowego silniejszego, ambitniejszego człowieka Cienia. Dokonało się pełne oświecenie, odżyły stare idee.
Mistrz Cienia założył kaptur na głowę, uśmiechnął się w znany jego starym ofiarom demoniczny sposób i odszedł w stronę najbliższego zaułku.
"Będziecie cierpieć..."
Ostatnio edytowano Cz sie 11, 2005 1:50 am przez
yae, łącznie edytowano 1 raz
Istnieję, cała reszta została wymyślona.
yae