Złoty Cień.

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Złoty Cień.

Wiadomośćprzez galin » So gru 24, 2005 11:59 am

Trzy zachodzące słońca ostatecznie chowały powab swych blasków przed zbliżającą się nocą nie pozwalając na dokładną ocenę okolicy, ale silny zapach kwitnących owocowych drzew powodował że znajdujący się w pobliżu wędrowcy mogli uznać iż znajdują się niedaleko doliny wiśniowej zwanej Nangijalą.
Woń wychodząca z tej krainy była tak intensywna że mieszkańcy odległej Tolarii nazywali wiatr przynoszący ją w ich strony Wiśniową Zawieją. Dodatkowo o tej porze roku, a był to początek zimy, wiatr ten potęgował się co czyniło okolicę zalaną chmurami płatków, wirujących i opadających jednostajnym miarowym ruchem malując okolicę na biało. Ciekawostką było że drzewa w dolinie kwitły przez okrągły rok ale nie wydawały owoców, był to jeden z niewyjaśnionych cudów natury jakich bezmiar można było napotkać w tym zakątku świata. Niesamowicie wyglądały te kwitnące drzewa przykryte śnieżnobiałym puchem padającym z ciemnego pokrytego na całej widocznej stąd powierzchni chmurami nieba.
Niespodziewanie w tę spowitą białym kwiatowym pyłem przestrzeń wdarł się drapieżny zdobywca przestworzy, olbrzymi gryf sunący po zimowym niebie z olbrzymią prędkością. Opleciony uprzężą pozwalającą bezpiecznie przewozić na swym ciele dosiadających go jeźdźców, często korzystających z tego rodzaju transportu, także teraz niósł kogoś na swych skrzydłach. Zdawał się podchodzić do lądowania lub był wycieńczony, gdyż szeroko rozłożone skrzydła służyły teraz już tylko wyłącznie do w miarę bezpiecznego schodzenia w dół. Za nim również z olbrzymią prędkością, przecinając skrzydłami ciężkie masy powietrza sunęło kilka ciemnych kształtów. Jeździec co jakiś czas odwracał głowę patrząc jak daleko za nim znajduje się pościg, po czym kulił się chowając bezpiecznie w miękkim puchu swego towarzysza, jakby przypuszczając że lądowanie może okazać się ostatnim w jego życiu.
Gdy zbliżali się już do ziemi ale nadal nie wytracali prędkości, był już niemal pewny że z gryfem dzieje się coś niedobrego, a nabrał tej pewności gdy przesuwając mocowanie uprzęży pod swe ciało aby podczas lądowania nie odpiąć się i nie wypaść na niechybną śmierć wyczuł dwa masywne drzewce wystające z jego boku. Obejrzał się ponownie i dostrzegł niewyraźne kształty już tylko kilkanaście metrów za nimi. W następnej chwili uderzyli w ziemię. Śnieżnobiały puch wyhamował trochę ich pęd ale i tak gdyby gryf jeszcze żył po tym uderzeniu nie miał by już żadnych szans na przeżycie. Jeździec mocował się chwilę z zapięciami klamr, w końcu udało mu się odpiąć je i zeskoczyć z grzbietu stworzenia. Ponad jego głowami przeleciały dwa cienie niosąc ze sobą upiorny jazgot i kilka metrów dalej o ziemię uderzyły potężne kule ognia.
Szybko zebrał więc najpotrzebniejsze rzeczy, w biegu zakłądając te części wyposażenia które przeszkadzałyby mu w locie i które musiał zabezpieczyć zdejmując je uprzednio. Teraz to wszystko zabierało mu sporo cennego czasu, lecz w innym wypadku uprząż mogła okazać się niewystarczającym zabezpieczeniem i jeździec spadłby niechybnie w czasie snu kiedy to nie kontroluje się instynktów w stopniu który chroniłby przed takim zdarzeniem. Olbrzymia tarcza, zdobyta podczas oblężenia Almanhagoru, wprawne oko odkryłoby natychmiast jej dodatkowe walory ofensywne, niezwykłe lekkie nagolenniki wykonane z misternie dobranych stopów, podarowane mu przez cech kowalski z Tolarii. Lekka zbroja bojowa, kuta przez najprzedniejszych mistrzów Tagar, czy w końcu kunsztowne, powleczone najczystszym złotem naramienniki, jeden z symboli Cytadeli świadczący że jeździec przynależał do odziałów kontynentalnych. To wszystko próbował założyć na siebie ale w chwili gdy wróg szybował nad nim próbując trafić swym śmiercionośnym płomieniem porzucił część cennego uzbrojenia i wbiegł pomiędzy drzewa znajdując w nich schronienie. Gdy był już dostatecznie ukryty przystanął i spojrzał do góry. Cień nocy nie pozwalał na określenie przed kim konkretnie uciekał ale po jarzących się żółto ślepiach, a także po woni spalonej ziemi wysnuwał że były to czarne smoki, od niedawna sprzymierzone z Mrokiem. Nie był w stanie wypatrzyć kogo niosły, na to było rzeczywiście zbyt ciemno.
Drzewa dawały mu schronienie przynajmniej w tej chwili, zaczął więc rozglądać sie po okolicy. Nie odwiedzał tych części Drimith od kilkunastu lat, jednak pamięć podpowiadała mu że powinien udać się na północ, tam bowiem z tego co pamietał znajdowało się wejście do doliny.
Pochylił się, zgarnął trochę sniegu zaspokając pragnienie i rozpoczął wedrówkę pomiędzy drzewami kierując się w uprzednio obranym kierunku.
Poruszał się niemal całkowicie po omacku. Skręcał to na wschód to na zachód nie mogąc znaleźć odpowiedniego przejscia, okolica całkiem już utonęła w mroku, a na niebie co jakiś czas spośród chmur począł wygladać księżyc dający jednak zbyt mało oświetlenia aby cokolwiek bliżej rozpoznać. Ciszę mąciły jedynie jego kroki ale o to się nie martwił okolica prawdopodobnie była całkowicie niezamieszkana.
W pewnej chwili gdzieś w oddali usłyszał odgłos przypominajacy wycie, jak gdyby jakieś stworzenie poczuło zbliżający się kres męki głodu i bliskie zaspokojenie niemocy trawiacej jego żołądek od wielu dni. Mylił się jednak wcześniej, okolica była zamieszkana, a złowrogie wycie nie było oznaką przyjaznego potraktowania w razie spotkania. Przyspieszył znowu kroku, lecz siły nadal mu brakowało. Lecieli wszakże od kilku dni bez przerwy, odpoczynku było więc pod dostatkiem, ale były one naznaczone wcześniejszą nieustającą walką. Ponieważ przybył tu wprost z pola bitwy szedł za nim strach dodatkowo pętający ruchy, strach który zawsze towarzyszy nawet najwspanialszym wojownikom, a takim zdawał się być sądząc po uzbrojeniu i posturze, jednak nie obawa o życie powodowała jego zmęczenie lecz lęk o pomyślne wykonanie powierzonego mu zadania, które nadzwyczaj by zapewne skróciło toczoną od zbyt dawna już wojnę. Wszystko to powodowało że szybko ulegał on zmęczeniu, a jego umysł pragnący zapomnieć wreszcie o trawiącej go niepewności na dobre już rozpoczął swoistą walkę o przetrwanie potęgując uczucie zagubienia i niepewności.
Nad głową nadal słychać było niepokojące porykiwania smoków, jednak pomiędzy drzewami nie były one w stanie niczego mu już wyrządzić. Coraz bliżej natomiast niego znajdowały się już odgłosy ujadania. Nagle pomiędzy drzewami na wysokości sięgającej jego ud dojrzał wpatrzone w siebie ślepia.
Wilki - pomyślał - jeśli niewielkie stado, poradzę.
Przymocował tarczę do prawego ramienia, lewą ręką dobył jarzącego się złotym blaskiem miecza i przykucnął. Rozejrzał się, wokół niego teraz już świeciło morze jaskrzących posród mroku oczu, wilki podchodziły coraz bliżej. Szara wypłowiała sierść odsłaniała wychudzone ciała i swiadczyła o wymęczeniu głodem, więc podróżnik nie czekał na atak. Natarł z impetem na pierwszego, znajdujacego się najbliżej przeciwnika i rozpłatał go jednym zręcznym ruchem. Wilk zaskowyczał i padł, a jego kompani odsunęli się natychmiast pomiędzy drzewa.
Sprytne nadzwyczaj - przebiegło mu przez myśl - zły znak.
Wyprzedzając wypadki uderzył na kolejnego który wydostał się spomiędzy zarośli. Teraz walka rozgorzała już na dobre, widać było że rzemiosło wojownicze zdawało sie nie mieć dla niego żadnych tajemnic, po kilku zaledwie minutach ziemia spływała krwią, ale wilków jakby ciągle przybywało. Podróżnik odstąpił na chwilę od walki, wprawnym okiem ocenił sytuację po czym odpiął tarczę odrzucając ją na bok i dobył drugą reką inkrustowanego, zakrzywionego pod niebywałym kątem sztyletu. Teraz naprawdę było na co popatrzeć. Wilki ginęły jeden po drugim. Strach przed śmiercią całkowicie zagłuszony został przez hipnotyczny obraz tańczącego jakby, lecz przynoszącemu nie radość a ból stan zapamiętania bojowego w jakim znajdowała się atakowana przez nie ofiara. Napierały więc kolejno na niego i ginęły, złote ostrze wirowało w powietrzu przynoszac śmierć sztylet zaś rozcinał gardła z taką mocą że siła ta niemal wypychała trzewia poprzez rozcięte krtanie. Po kilkunastu minutach było po wszystkim, podróżnik rozejrzał sie wokół, wycie ustało, jednak niepokojące uczucie nie opuszczało go nadal. Pomiędzy drzewami stało nadal duże stado, które jednak nie próbowało opuścić bezpiecznych pozycji, nadomiar nie wydawało z siebie żadnego głosu wpatrując się nieruchomo w walczącego jeszcze przed chwilą człowieka. Istnie przerażający widok.
Tak nie zachowują sie bezmyślne stworzenia - pomyślał wojownik - Wilkoludzie?!
W jednej chwili wilki stanęły na dwóch łapach przybrawszy postacie dorównujące wysokością ludzkim wymiarom. Teraz było już czego się obawiać. Kilkanaście postaci podchodziło bez lęku w jego stronę. Wojownik rozglądał się szukając wyjścia z tej sytuacji, nie znalazłszy niczego zwrócił się o pomoc do swych bogów, jednak i z tej strony nie znalazł wsparcia, jedyne co mu pozostało to zaskoczyć swych przeciwników brawurowym atakiem. Rzucił się więc ponownie w wir walki. Jednak już po pierwszych uderzeniach wiedział że nie da rady. Wilkoludzie uchylali sie przed jego ciosami, zręcznością przewyższali go kilkukrotnie więc ciosy trafiały w pustkę, jedyne czego przybywało to ran. W końcu porzucił walkę i uskoczył między drzewa puszczając się pędem w stronę północnych krańców tego lasu gdzie wydawało mu się że muszą stać jakieś zabudowania. Stworzenia opuściły się na cztery łapy i ruszyły za nim w pościg. Biegł ile sił w niezbadanym kierunku, jednak po kilku minutach drzewa zaczęły ustępować i na północy dostrzegł jakiś większy przesmyk pomiedzy nimi.
Ruszył w tamtą stronę, jednak wiedząc że jeśli nie odnajdzie zaraz schronienia bedzie to jego koniec. W końcu wyczerpanie było tak wielkie że upadł bez sił, odwrócił się i zauważył że przeciwnik w sile kilkunastu stworzeń stoi niemal nad jego głową. Począł się czołgać, wreszcie wstał ale poczuł na plecach uderzenie i znowu upadł tym razem przyciśnięty ciężarem bestii.
Gdy odwrócił się ujrzał pysk wilkoczłeka ociekający śliną tuż nad swoją głową. Szybkim ruchem wydobył sztylet i wbił go w bok stworzenia. Zraniona bestia wydała z siebie przerażający ryk. Strach i rozpacz że oto przyjdzie mu tu zginąć opanowały jego świadomość nie pozwalając wydostać się na zewnątrz jakiemukolwiek działaniu. W przeszłości walczył niezliczoną ilość razy, odbijał z rąk Mroku skrawek po skrawku ukradzionego swiata, przywracał godność, nadawał honor, był razem z pozostałymi kompanami drużyn Cytadeli symbolem odwrotu Ciemności, a teraz przyszło mu tu samotnie stanąć naprzeciw śmiertelnym stworzeniom jak on sam z krwi i kości i czuł że koniec jest nieuchronny. W tej samej chwili zmysły powróciły i wiedział że to jego krzyk, krzyk zawodu i złości. Ostatnim już wysiłkiem poderwał swe mięśnie i wstał. Bestia przed chwilą tocząca na niego swe plwociny leżała obok martwa. Reszta wilkoludzi stała czekając na jego ruch. Bali się. Nigdy nie dane im było odpierać ataków jednego człowieka w dodatku w ciągu kilku chwil na własne oczy dane im było ujrzeć zagładę prawie całej swej sfory. Stali tak naprzeciw siebie i czekali.
Wtem w pobliżu rozległ się szmer i jakiś głos w nieznanym narzeczu powiedział kilka ostrzegawczo brzmiących słów, w jednej chwili stworzenia opadły na cztery łapy i rozpierzchły się na wszystkie strony.
Podróżnik odrócił się i dostrzegł postać podobną ludzkiej. Zasłonięta twarz nie pozwalała ocenić rysów twarzy, nie wiedział czy wybawiciel jest mężczyzną czy kobietą, jakiej rasy przedstawicielem. Chciał podejść bliżej jednak postać uprzedziła jego zamiar. Wyciągnęła rękę i wskazała północny kierunek po czym jej sylwetka rozmyła się pomiędzy drzewami. Podróżnik klęknął a następnie upadł twarzą na śnieg. Rozsądek ustąpił miejsca zmęczeniu, radość wyzwoliła dodatkową ufność w sprzyjający los, leżał więc i zanosił modły do swych patronów, nie bacząc już na niebezpieczeństwa okolicy. Nawet smoki nie byłyby go w stanie teraz poderwać do ucieczki.
Po kilkunastu minutach wstał i spojrzał we wskazanym przez wybawiciela kierunku. Na północy widać było jakieś zabudowania, oraz światło które migocząc wskazywało drogę zagubionym tu podróżnikom. Wyciągnął kaptur z przypiętej do boku sakwy, nasunął na głowę zakrywając swe oblicze i ruszył w stronę osady.
Ostatnio edytowano Pn gru 26, 2005 3:42 pm przez galin, łącznie edytowano 1 raz
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » So gru 24, 2005 12:00 pm

Drzwi gospody otworzyły sie i do pomieszczenia oświetlonego niewielkim kagankiem wszedł zakapturzony człowiek. Ręcę jego były schowane w połach płaszcza, zapewne trzymał w nich gotowy do użycia sztylet. Miecz wisiał przypięty do boku, izba była jednak pusta nie licząc gospodarza siedzącego za ogromną drewnianą ladą.
Jossi? - zapytał podróżnik.
Tyś kto? - odparł barman.
Mężczyzna sciągnął kaptur i odsłonił oblicze. Kaenn - rzucił w stronę godpodarza i omiótł spojrzeniem dokładniej izbę odnajdując drugą salę schowaną z tyłu za gospodarzem.
Jestem Jossi - odparł właściciel gospody i wskazał Kaennowi głową drugą izbę widząc że ten czegoś poszukuje - Jest tam, czeka od dwóch dni.
Kaenn ruszył w stronę izby. Jossi wyciągnął szklanki, sięgnął pod ladę wyciągając stamtąd dużą butelkę wypełnioną brunatnym płynem i poszedł za nim.
Weszli obaj do izby w ktorej stał tylko jeden stół z kilkoma ławami po bokach, ściany pokryte były pstrokatymi malunkami, przy stole zaś siedział mężczyzna ubrany w strój wskazujacy że mogłby on być jednym z myśliwych w służbie okolicznego nobila, pilnującego porządku w okolicy. W rogu znajdowało się palenisko które skwierczało radośnie, zaś w powietrzu unosił się zapach przypalonego mokrego drewna i nalewki z kwiatów wiśni.
Na widok Kaenna mężczyzna wstał. Teraz widać było że obydwaj są żołnierzami. Wysocy, smukli, powściągliwi w gestach, istnieje wiele słów mogących pomóc w wyliczeniu i opisaniu odpowiednich przymiotów jakich należałoby w stosunku do nich użyć. Patrząc tylko pobieżnie możnaby oczekiwać że posiadają oni wiele zdolności odróżniających ich spośród sławnych mężów, zasilających bez przerwy armię kontynentalną.
Derg, witaj - Kaenn podszedł do mężczyzny i obaj przywitali się serdecznie.
Co z naszym legionem? - Derg usiadł za stołem.
Nie mam wieści - odparł Kaenn siadając.
Jossi postawił wszystko na stole i odszedł zostawiając ich samych.
Gdzie gryf? - spytał Derg.
Nie żyje - Kaenn napełnił szlanice - Dopadły mnie smoki. Będziesz musiał obyć się bez transportu.
Smoki? - Derg wyglądał na zmartwionego.
Tak, Matrony przystąpiły do wojny, a za nimi wyszło spod ziemi całe ohydztwo świata.
Derg zdawał się dopiero teraz ujrzeć w jak opłakanym stanie znajduje się jego przyjaciel.
Cały jesteś we krwi, co się stało? - dopytywał Derg. - Spotkałeś wilkoludzi? - zaśmiał się - Zapomniałeś ze to kraina gdzie natura zapomniała o rozsądku?
Nie śmiał byś się tylko mów coś odkrył? - Kaenn ponownie nalał trunek i razem szybko wypili.
Derg skrzywił się - Pije tu już od dwóch dni, ale mam wszystkie informacje.
Popatrzył na przyjaciela, razem służyli w kontynentalnych odziałach od wielu lat. Razem dorastali kiedyś w cieniu złodziejskich gildii nabierając sprytu, Derg był nieco starszy, jasnowłosy, Kaenn szczuplejszy, ciemny. Świat Mroku dawno już wysłał za nimi najlepszych łowców. - Będziesz musiał przeniknąć pod ziemię.
Kaenn wyprostował się zaniepokojony.
Znalazłem to - Derg wyciągnął jakąś księgę z torby leżacej pod ławą i położył ją na blacie. Kaenn dotknął jej i natychmiast cofnął rękę.
Wiem co czai się niekiedy na starych stronach, szczególnie na tych wziętych bez pytania, czytałeś? - spytał.
Przeglądałem - odparł Derg - Kroniki Equilanu nie są zabezpieczane zaklęciami, to tylko opis świata.
Derg otworzył księgę na zaznaczonej stronie i podsunął ją kompanowi - Patrz.
Kaenn spojrzał na rycinę - To jest to czego szuka Cytadela - powiedział - argument który należy jak najszybciej wydobyć i wykorzystać.
Rysunek przedstawiał ręce spowite swiatłem unoszące się i dokładnie odmierzające jakąś przestrzeń.
Jasne promienie skierowane w zaciemniony fragment przestworzy wymierzały sprawiedliwość i przywracały zachwianą równowagę, opisaną na rysunku przewagą czarnej barwy.
Ręce wyłaniające się z nicości symbolizujące boski wpływ, obwiązane tajemniczymi skrawkami materiału wygladały naprawdę potężnie. Moc zdawała się jednak wydobywać nie z rąk lecz z nadgarstków obwiązanych szczególnie jaśniejącą zbroją.
Wiązadła? - Kaenn dotknął stronicy jakby chciał się upewnić.
Spojrzał na Derga i usmiechnął się - Uprzedziłeś Mrok, jakim sposobem?
Dostałem dokładne namiary - powiedział Derg - nie myśl ze jestem jakimś cudotwórcą, jednak od ciebie wymagany jest teraz prawdziwy cud. Derg zamknął księgę i westchnął.
Zbroja oplatająca nadgarstki - schował księgę do plecaka - Podobno wcześniej nikt nie wyszedł z nią z Labiryntu.
Labirynt?! - Kaenn poderwał się na nogi - To pewne?
Księga podpowiada tylko ten kierunek - Derg podniósł butelkę i powoli rozlewał trunek w naczynia. - Poszedłbym z tobą, wiesz przecież.
Wiem - Kaenn usiadł powoli - Jednak mam rozkaz cię odprawić - Wyciągnął list zapieczętowany symbolem Złotej Kancelarii i podał go przyjacielowi - Czeka na ciebie oddział. Derg obejrzał pieczęć i schował pismo pod połę swego kaftana.
Spisałeś się - Kaenn podniósł szklanicę. Znowu razem raczyli się jak dawniej, zdawało się że nic nie zmąci radości ze szczęśliwego spotkania.
Jeśli Ulryk upatrzył sobie prowadzić w nieskończoność tę wojnę, rzuci ci niejedną kłodę pod nogi - Derg szukał sposobu by jakoś usprawiedliwić swoją przyszłą nieobecność przy swym przyjacielu.
Wiem, Naja codziennie próbuje różnych sposobów aby nadać światu swój obraz, jednak nadal nie widać końca rzezi - Kaenn odwrócił się bokiem do przyjaciela opierając nogi o ławę. Potrzebował natychmiast rady ale bał się poruszyć niewygodny wśród żołnierzy temat.
Pamiętaj że przysięgaliśmy służyć Ulrykowi ze wszystkich sił - dodał Derg nachylając się w jego stronę - W tak okrutnych czasach tym bardziej nie wolno nam sprzeniewieżać się wojennym postanowieniom.
Chcesz powiedzieć że każda próba zastanowienia się nad tym co robimy jest wbrew porządkowi? Że łamiemy jakieś zasady? - Kaenn podniósł nieoczekiwanie głos - Właśnie przed godziną uświadomiłem sobie że w złym kierunku wysyłałem swe prośby o pomoc, Ulryk troszczy się tylko o krwawą ofiarę, my potrafimy sobie z tym poradzić ale wielu odchodzi niepomszczonych.
W takim razie swe żale kierujesz w złą stronę - zaśmiał się Derg - Lam stworzył to co stworzył, Ulryk i Naja również są częścią stworzenia - popatrzył uważnie na Kaenna - To my decydujemy które z nich zainteresuje się naszym postępowaniem, a teraz Mrok nie dał nam żadnego wyboru. Musimy ratować co się da.
Mrok bierze pod zaciąg wszystko co napotka na swej drodze i jest zbyt słabe by mu się przeciwstawić - Kaenn zamyślił się - Powinniśmy bronić tych istot a nie je wyrzynać.
Byłem kiedyś w Labiryncie - Derg przysunął się w kierunku przyjaciela - Nie doszedłem nawet do połowy, ale podobno są tam stworzenia które kiedyś odmówiły współpracy z Ciemnością, przekonasz się gdy staną naprzeciw ciebie że nie sposób z nimi rozmawiać, są teraz posłusznymi marionetkami.
Giną całe narody - ciągnął Derg dopijając trunek. Uniósł się opierając dłonie na blacie i pochylił w stronę Kaenna - nic nie poradzisz, jedyne co możemy zrobić to wyciąć plugastwo w pień i liczyć na to że następni którzy przyjmą ofertę Mroku również okażą się słabsi od nas...
Odnajdę moc ukrytą w podziemiach, lecz jeszcze nie zadecydowałem co uczynię potem - przerwał mu Kaenn i spojrzał wymownie na rozmówcę.
Ty o tym nie będziesz decydował - odparł poruszony Derg wymachując rękami - Cytadela dąży do zakończenia wojny, to przecież powinno wystarczyć nawet takiemu niedowiarkowi jakim sam się ostanio stałeś.
Dąży do rozejmu - Kaenn spojrzał groźnie w stronę druha - Zakończenie wojny kładzie kres jej zwierzchności nad Kontynentem.
Przestań bluźnić - szepnął Derg - skąd ci to przyszło do głowy? Jesteśmy robaczkami, nic nie znaczą twoję dąsy na Ulryka, odniesiesz wszystko co znajdziesz, słyszysz?
Kaenn zobaczył że Derg chowa ręce pod stół. Znał go i wiedział że za chwilę rozmowa stanie się niemożliwa. Postanowił nie wtajemniczać go w swoje przemyślenia i poczuł że tak naprawdę jest bardzo samotny.
Mam już nieźle w czubie - powiedział i zaczął nucić pieśń którą doborowe odziały Cytadeli lubiły zaśpiewać przed rozpoczeciem bitwy.
Derg usiadł i oparł się chowając głowę w dłoniach, jego złość ulotniła się. Po chwili podjął pieśń widząc że nie przekona już kompana i wystukujac mieczami rytm razem wyśpiewywali znane słowa zachęty bojowej. Obaj nagle stracili nadzieję że jeszcze kiedykolwiek się zobaczą.
Kaenn wziósł toast, wychylił napitek, po czym wstał i bez słowa wyszedł z izby.
Derg patrzył w ogień.
Ostatnio edytowano Pn gru 26, 2005 3:44 pm przez galin, łącznie edytowano 1 raz
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » So gru 24, 2005 12:00 pm

Kaenn przedzierał się już drugi dzień przez krainę orków. W normalnym czasie nie przeszedłby kroku nie musząc walczyć, ale teraz kraina wyludniła się, prawie wszyscy znajdowali się na wojnie, jedynie starzy, schorowani wojwnicy pozostali w swych domostwach, więc napotykając któregoś Kaenn uspokajał tylko swoje sumienie posyłając ich w Otchłań.
W końcu stanął na równinie znajdującej się na poludniowo-wschodnich rubieżach mając przed oczami jedynie pustkowia prowadzące do zejścia pod ziemię, najmroczniejszej i najstraszniejszej części tego świata.
Poprawił rynsztunek, dopił resztkę trunku znalezionego przy zwłokach swego ostatniego przeciwnika i ruszył do zejścia pod ziemię.
Będąc już niedaleko wyjął niewielki szpadel ze swego plecaka i rozpoczął poszukiwania wejścia do podziemi. Była już noc gdy udało mu się wreszcie znaleźć coś interesującego, niewielkie zagłębienie po kilku uderzeniach szpadla zamienilo się w pokaźnej wielkości otwór, przez który można by jakoś się przedostać wgłąb korytarza który odsłaniał się przed nim.
Wreszcie po kilku próbach przeciśnięcia znalazł się pod ziemią. Spojrzał jeszcze przez ramię za zasypującym się powoli otworem i pomyślał że odkrył właśnie przyczynę dla której tak niewielu odnalazło drogę powrotną.
Schował łopatę do plecaka, a następnie wyciągnał miecz i od razu nabrał znajomego animuszu.
Ledwo jednak ruszył przed siebie, już leżał na ziemi podcięty znienacka przez jakiegoś małego potwora wyskakującego co i rusz z niewielkich zagłębień w ziemi.
Przesunał tarczę na ramię i natarł na stworzenie. Po chwili było już po wszystkim. Popatrzył na ścierwo i wzdrygnął się na myśl jakich niespodzianek przyjdzie mu jeszcze tu doświadczyć. Stworzenie wyglądało jakgdyby nigdy nie widziało światła, swoiste skrzyżowanie kreta z czymś co niepodobna zobaczyć poza podziemnymi korytarzami.
Sięgnął ponownie do plecaka tym razem wyciagajac z niego rozświetlający otoczenie kryształ. Rozejrzał się i ruszył w stronę korytarza prowadzącego w jedną z kilku możliwych stron.
Po kilku minutach wędrówki spojrzał pod nogi i zobaczył spoczywające między kamieniami zwłoki stworzenia które przed chwilą ubił.
Ruszył więc w drugą stronę ale po chwili znów stał w tym samym miejscu.
Werszcie skofundowany upuścił monetę w miejscu z którego przyszło mu rozpocząć wędrówkę i poszedł korytarzem na wprost. Po kilku krokach rzucił ponownie monetę, jednak szybko zauważył że korytarz zmienił się, przybrał wygląd bardziej dostępny, tunele były wygładzone, dominował kamień, sądził więc że okolica jest już raczej zamieszkana, nie wiedział tylko przez jakie stworzenia.
Wychodząc zza jednego z licznych załomów spotkał wreszcie coś co wyglądało niezwykle osobliwie. Jakaś chmura niespotykanego koloru migotała przed nim znieniając barwę i kształt, to upodabniając się do otoczenia to iskrząc odróżniała się i wybijała na tle brunatnych ścian. Postanowił że sam pierwszy nie zaatakuje niczego, w ten sposób ominął chmurę i udał się korytarzem dalej. Błądził długo pośród ciemności nie mogąc odnaleźć właściwej drogi, w końcu idąc tak i przyświecając sobie kryształem doszedł do niewielkiego rozwidlenia korytarzy, odnalazł niewielki załom, wcisnął się w niego i postanowił kilka godzin spędzić na odpoczynku.
Siedział tak rozmyślając o swym beznadziejnym położeniu, gdy powietrze nagle zgęstniało, a on poczuł że za chwilę stanie się świadkiem niespotykanego wydarzenia. Podniósł się więc i czekał z obnażonym mieczem na rozwój wypadków.
Opuść miecz - jakiś spokojny głos wydobywał się spośród światła, które natychmiast pobladło i oczom Kaenna ukazał się stary człowiek o długich jasnych włosach.
Kim jesteś? Odpowiadaj - krzyknął Keann szykując się do odparcia nieoczekiwanego ataku którego mógł się spodziewać pośród nieprzyjaznych zakamarków Labiryntu.
Odłóż broń, nie masz powodów do niepokoju - odpowiedział starzec.
Nie? Pod ziemią nic nie jest przyjazne życiu - oparł się o ścianę myśląc że jednak dobre miejsce wybrał do obrony - A ty zdaje się do niego nie należysz.
Czasem nie wszystko jest takie jakim się zdaje - odparł starzec podchodząc bliżej - Jestem Arhil.
Masz elficke rysy - Kaenn podszedł do starca przyglądając się uważnie jego twarzy. Opuścił miecz i podniósł plecak zarzucając go na swe barki.
Jestem elfem, byłem, jestem widmem - starzec zamigotał nie mogąc odpowiednio dobrać słów - potrzebujesz pomocy, każdy potrzebuje tutaj - westchnął - Stare księgi nie powiedzą wszystkiego, potrzebny jest ktoś kto objasni resztę. Pokaże drogę.
Czytasz w myślach? - zaśmiał się Kaenn - Dużo wiesz, ale nie jestem tu dla przyjemności, wykonuję zlecenie Cytadeli, trwa wojna - powiedział Keann - chcesz pomóc, czy tylko błąkasz się po próżnicy nękając żywych?
Nie zdobędziesz tego po co przyszedłeś, albo inaczej, nie zdobędziesz tego jeśli mnie odprawisz - starzec wydawał się być zmartwiony lekkim podejściem swego rozmówcy - To po co przyszedłeś jest pilnie strzeżone, nie dasz rady tego stąd wynieść bez mojej pomocy, zaręczam.
Czemu mam ci wierzyć?
Nie masz wyjścia.
Mam - Kaenn wskazał na swój miecz - wytnę wszystko co napotkam na swej drodze, nie raz przekonałem się że wszelkie łamigłówki zazwyczaj prowadzą donikąd.
Mrok nie po to skrył tajemnice swej władzy żeby jakiś osiłek wydobył je po prostu ot tak, mieczem. - zakpił starzec.
Jeśli Mrok tak dobrze skrywa swe tajemnice co ty tu robisz? - wypytywał Kaenn.
Jestem tu postawiony dla wyrównania szans. Słuchaj - starzec spoważniał - istnieje wiele takich miejsc jak to, jest wielu takich jak ty i ja, walka trwa na wielu frontach, każdy może odnienić los uciśnionych przez Mrok, ale nie dokonasz tego wywijając na oślep mieczem, jeśli nie wierzysz chodź, pokażę ci drogę której szukasz, zobaczysz że to niemożliwe.
Nie mam wyboru, muszę ci zaufać - Kaenn wydawał się być zrezygnowany - i tak błąkam się po tych korytarzach nie mogąc niczego sensownego odnaleźć.
Więc słuchaj - Arhil podpłynął jeszcze bliżej Kaenna - Tu było kiedyś królestwo elfów, nazywało się Arsif. Stało na straży równowagi w tym regionie, walczyli tu tylko najwaleczniejsi, gdyby istniało nadal zapewne walczyłbyś tu również, skoro dotarłeś do mnie musisz być dzielny - Arhil poruszył ręką i przed Kaennem ukazał się dokładny obraz tego co przedstawiał mu stary elf.
Potem Mrok niespodziewanie skoncentrował swe siły tylko na tym miejscu - kontynuował opowieść - prowadziłem swój lud do walki przez wiele lat, w końcu polegliśmy - obrazy zmieniały się przedstawiając teraz okrutne zakończenie.
Elfy nie ugięły się, nie stanęły u boku nowego władcy, za to zostały ukarane. Stały się upiorami. Zabrano im pamięć, z dawnego wyglądu pozostawiono im długie jasne włosy, symbol ich rasy, aby nikt nigdy prócz nich samych nie zapomniał o tym co spotyka nieposłuszne Mrokowi stworzenia.
Starzec otrząsnął się z przygnębienia.
Słyszałem szczątki podobnej historii z ust mego przyjaciela, a więc to prawda - powiedział Kaenn - wydajesz się być jednym z pierwszych którzy napotkali aktywną Ciemność.
Tego co się wydarzyło nie da się cofnąć - starzec kiwał głową - ale nadzieja leży gdzie indziej. Po pierwsze, kiedy to miejsce przykryje ziemia, nasze dusze ulecą i połączą się z duszami moich poległych braci, Mrok utraci sojusz w południowych rubieżach a to odciąży Cytadelę i da nowe siły. Po drugie - starzec się zamyślił - Taak, potem wszystko może się zmienić, jeśli wydobędziesz skrytą tu moc możesz dać początek nowemu obliczu świata - mówiąc to Arhil wpatrywał się uważnie w swego rozmówcę.
Mówże dalej - przerwał milczenie Kaenn.
Istnieje artefakt - podjął opowieść Arhil - równie potężny jak ten którego szukasz. Moje insygnia władzy, starożytna włócznia Nalheru, została ona rozbita na cztery części. Każda z części oddana jest jednemu demonowi na przechowanie i każdy z nich schował ją nie tylko przed oczami śmiertelnych. Demony należy pokonać i wydobyć skarby spod ziemi w miejscu w którym one stoją.
To wszystko? - Kaenn wydobył miecz - A jednak będę musiał podeprzeć się siłą?
To nie takie proste jak ci się wydaje - starzec potrząsnął głową z dezaprobatą - Ale najpierw musisz wyminąć różne stworzenia rozstawione po zakamarkach korytarzy, odradzam ci walkę z nimi, lepiej posłużyć się magią - to mówiąc wskazał na ścianę znajdującą się za plecami Kaenna - uderz w nią.
Kaenn zamachnął się i uderzył mieczem w ścianę. Spod uskakujących na wszelkie strony odłamków skalnych wypadło kilka fiolek o żółtoszarej barwie.
Ktoś zapobiegliwszy będąc tu przed tobą schował to dla kogoś takiego jak ty, ufnego tylko sile swego oręża. Wypij teraz jedną z nich, resztę schowaj - powiedział elf.
Kaenn szybko połknął zawartość fiolki i w jednej chwili utracił kształty stając się niewidocznym dla przeciętnych śmiertelników.
Ruszaj za mną, zaprowadzę cię do pierwszego strażnika - mówiąc to Arhil odpłynął w ciemność pozostawiając za sobą jasny snop światła.
Kaenn zgasił swój kryształ i skierował się w stronę blasku rozsiewanego przez oddalającego się starca.
Ostatnio edytowano Pn gru 26, 2005 3:45 pm przez galin, łącznie edytowano 1 raz
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » So gru 24, 2005 12:00 pm

Szli tak powoli poprzez ciemne korytarze, gdy w końcu zatrzymali się niedaleko niewielkiego rozszeżenia tunelu ukazującego niewielki placyk na którym Kaenn zauważył jakąś postać nerwowo łypiącą i węszącą dookoła, wyczuwającą niechybnie obecność wroga.
Spójrz - Arhil wskazał palcem w stronę stworzenia - To jeden z nich, Mały Demon, pierwszy ze strażników. Wiedz że każdy z nich wie o twojej obecności tu od momentu kiedy zszedłeś pod ziemię, normalnie zostałbyś rozszarpany przez nie na strzępy w ułamku sekundy, lecz zostały one unieruchomione nakazem obowiązku w jednym miejscu i na szczęście, a może nieszczęście - zastanowił się starzec - porozrzucane po całym Podziemiu.
Teraz zastanów się - mówił dalej - Mrok nie jest głupi, wie z kim walczy. Są cztery podstawy znanego świata zebrane w Encuriach. Elfy, krasnoludy, hobbity i ludzie. Każda z tych ras walczy z Ciemnością, ale pomyśl, kiedy widziałeś wszystkie razem walczące w jednym miejscu? Mrok zrobił wszystko żeby skłócić niemiłosiernie swych wrogów, w ten sosób są one pozbawione najsilniejszej ze swych broni czyli wszechstronności.
Pierwszy demon reprezentuje obawę przed zręcznością dostępną jedynie hobbitom. Na początku swej drogi udowodniłeś że jesteś urodzonym złodziejem, nazywano cię nawet księciem złodziei, próbowałeś to wymazać ze swego życiorysu, ale.. - elf westchnął - Można pozbyć się złej sławy, można zaprzestać pewnych postępków lecz pewne umiejętności pozostaną z tobą na zawsze.
Wyjmij sidła - powiedział starzec i Kaenn sięgnął do swego plecaka wyciągając stare druciane wnyki - Ten przeciwnik nie pochwycony odpowiednio jest nie do pokonania w żaden inny sposób. Idź.
Kaenn ruszył truchtem w stronę demona i po chwili jego przeciwnik leżał na ziemi wijąc się i motając, każdym ruchem mocniej zaplątując się w sidła.
Zerwij medalion z szyi - rozkazał elf. Kaenn zrobił to o co prosił starzec.
Odeślij go w Otchłań i odkop pierwszą część włóczni - opwiedział Arhil
Kaenn zamachnął się i jednym cięciem pozbawił demona głowy.
Następnie sięgnął po łopatę i rozpoczął poszukiwania skarbu.
Po kilku ruchach uderzył w coś ciężkiego, klęknął i zaczął rozkopywać ziemię rękami aby przypadkowo nie naruszyć artefaktu, w końcu wydobył poszukiwaną część i umieścił wsród innych części swego inwentarza.
Dobrze, ruszajmy dalej. Wypij zawartość fiolki - przypomniał elf i Kaeen znowu stał się niewykrywalny dla postronnych oczu.
Szli teraz przez ciemniejszą część Labirynntu, mijali stworzenia które nie sposób spotkać w innych częsciach świata. Kaenn spoglądał w milczeniu na jasnowłose, posępne istoty. Arsifale, kiedyś zrodzone aby ożywiać swą radością życia świat, teraz strącone, ukarane za swą dumę odpychały widokiem obnażonych, zakrwawionych kłów. Minotaury, mroczni mieszkańcy podziemi, równie niebezpieczni jak demony. Przechodzili koło nich niezauważeni jednak zwierzęca bystrość ich zmysłów podpowiadała im że dzieje się wokół nich coś nienaturalnego. Prowadził więc Kaenn przedziwny pochód złożony z minotaurów i Arsifali, dopóki nie straciły one zainteresowania i ostatecznie nie powróciły do swych podziemnych obowiązków.
Stanęli w końcu przed kolejnym załomem skalnym i Kaenn dostrzegł kolejnego demona.
Drugi element podstawy świata to siła, domena krasnoludów - objaśniał Arhil - to jest najbliższe teraz twej naturze więc będzie ci łatwo pokonać tą przeszkodę. Pokaż na co naprawdę cię stać. Odłóż tarczę i dobądź drugiego miecza, tylko dwie szybkie i mocne ręce są w stanie pokonać Średniego Demona.
Pamiętaj - napominał - masz tylko jedną szansę, ten strażnik potrafi wezwać na pomoc moich przeklętych braci, jeśli tak się stanie, wszystko przepadnie. Idź.
Kaenn przypiął tarczę do swych pleców, wydobył drugi Złoty Miecz i ruszył w stronę przeciwnika.
W pełnym biegu wziął szeroki zamach i podwójne zamaszyste cięcie w jednej chwili pozbawiło demona głowy.
Takie rzeczy Mrok pozwolił mi ćwiczyć od niepamiętnych czasów - uśmiechnął się Kaenn i podniósł medalion który spadł z szyi strażnika. Następnie pochylił się i zaczął przekopywać ziemię w poszukiwaniu kolejnej części włóczni. Po chwili leżała ona pomiędzy innymi jego rzeczami, a on sam połykał kolejną zawartość fiolki.
Chodźmy dalej - powiedział Arhil.
Po kilkunastu krokach stanęli przed kolejnym demonem.
Ten na którego patrzysz jest doskonałym odzwierciedleniem natury elfa - objaśniał starzec - To znaczy, że nie wskórasz tu nic siłą a nawet zręcznościa. Spójrz na kości porozrzucane wokół niego.
Kaenn omiótł wzrokiem okolicę, rzeczywiście, nie zwrócił wcześniej na to uwagi, dookoła każdego demona znajdowała się masa kości nieszczęśników, którzy, właśnie...
Kim naprawdę jesteś? - zapytał Kaenn akcentując wyraźnie słowo naprawdę.
Nie pamiętasz? - spytał elf - mówiłem, że ci którzy odesłali mnie nie chcąc korzystać z mej pomocy leżą świadcząc odsłonietymi kościami o swej ignorancji.
Teraz słuchaj dalej - szybko powrócił do właściwej treści tego co miał powiedzieć - musisz udać się po pomysł w zakątki swej duszy, przypomnij sobie lata spędzone w cechu zabójców.
Arhil patrzył uważnie na Kaenna, ten z kolei w milczeniu przypatrywał się elfowi. Zapadła niezręczna cisza.
Nie potrafię zrozumieć skąd wiesz o moich tajemnicach - powiedział Kaenn.
Nie bój się, patrząc z ludzkiego punktu widzenia postępowałeś podle, lecz wiedząc teraz do czego miała ta szkoła w rozrachunku ci posłużyć widzisz na pewno swą drogę w innych barwach niż poprzednio ci się to wydawało.
Kaenn usiadł na ziemi i zaczął zastanawiać się nad rzeczami które odsłaniał przed nim Arhil.
Tak mój przyjacielu - elf zdawał się być rozbawiony zakłopotaniem swego towarzysza, jednak w następnej chwili przybrał z powrotem poważną postawę - Wiem że nie robiłeś tego dla zarobku, ćwiczyłeś pod okiem znakomitych mistrzów, niestety ta filozofia zakłada pozbawianie innych życia, w żaden inny sposób nie wszedłbyś w posiadanie umiejętności które teraz możesz wykorzystać. Pamiętaj tylko, elf jest w stanie odpowiednio nadać kształt swemu umysłowi aby służył on w walce jako śmiertelnie niebezpieczna broń, inni muszą tej wiedzy się nauczyć, jedną z dróg jest ta którą ty obrałeś. Użyj zręczności swego umysłu i pokonaj następną przeszkodę. Idź.
Kaenn odłożył cały swój ekwipunek i ruszył w kierunku ryczącego przeciwnika. Szybkie, wyćwiczone ruchy rąk kreśliły runiczne symbole, w jednej chwili demon był oślepiony, zatruty i jęcząc ciężko zwalił się na ziemię. Wojownik wyciągnął sztylety i sprawnie odciął głowę trzeciemu Demonowi.
Wrócił następnie po swój ekwipunek i odkopał kolejną część ukrytej broni.
Kiedy był gotowy do drogi Arhil poprowadził go w kierunku ostatniego demona. Wkrótce dotarli na miejsce.
Czwarta część świata, ludzie - Arhil wydawał się być niespokojny - Jest to najtrudniejsza próba gdyż wymaga sięgnięcia do zasobów które być może zostały wykorzenione przez Mrok w największym stopniu. Jednak wątpliwości które nachodzą cię od początku tej wędrówki pozwalają przypuścić że może uda ci się wyzwolić z pętów przesądów i odruchów którymi nauczył posługiwać ludzi mroczny oprawca.
Arhil wysunął rękę i wskazał Kaennowi jego serce. Musisz mi teraz zaufać, nie wolno wziąć ci ze sobą żadnej broni, wszystko zostaw tu. Możesz wziąć tylko talizmany które zdjąłeś z karków zabitych przeciwników. Idź.
Kaenn popatrzył na demona czającego się za załomem skalnym, potem popatrzył na Arhila i zaśmiał się głośno.
Bez broni zginę szybciej niż potrafię to sobie wyobrazić - powiedział.
Arhil rozpostarł ręce i spod palców wydobył się jaskrawy płomień który owionął swych blaskiem postać Kaenna.
Teraz masz kilkanaście minut na to żeby bezpiecznie podejść do niego, nic ci nie grozi - Arhil jeszcze raz spojrzał w kierunku demona - Idź, zaufaj mi, czy omamiłem cię czymś do tej pory?
Kaenn zrzucił cały ekwipunek i oddalił się na chwilę w samotność zbierając myśli. Krótka kontemplacja pozwoliła uspokoić rozsądek i odsunąć strach chociaż na moment.
Po chwili stał już przed demonem. Patrzyli na siebie krótko, wreszcie bestia obnażyła kły i rzuciła się w kierunku śmiałka, lecz aura którą ten był przykryty spowodowała że demon odbił się od niego parząc jednocześnie swe łapy. Pobliskie korytarze wypełnił natychmiast straszliwy ryk bólu. Kaenn przysiadł.
Sprytnyś. Czy ktoś ci pomaga? Nie jesteś magiem - Demon wydawał z siebie pomruki które jednak od biedy można było nazwać językiem - Rozszarpię cię na części, nie ujrzysz już światła.
Demon szczerzył kły skradając się i podchodząc do przeciwnika to z jednej to z drugiej strony.
Jeśli nie ja to któryś z moich braci - Demon podkradał się i uskakiwał nie potrafiąc poradzić sobie z ominięciem tajemniczej ochrony.
Kaenn zaś zastanawiał się w czym tkwił haczyk, gdzie należy szukać rozwiązania tego problemu. Pochylił swą głowę i przypomniał sobie całą swą drogę prowadzącą go do tego miejsca.
Złodziejskie praktyki przynosiły zyski, zdobywał sławę, lecz co z tymi którzy utracili przez niego zaufanie do świata? Potem szkoła bezszelestnego zabijania, nie o majątek już chodziło lecz doprowadzenie do perfekcji swego ciała i właściwego postępowania wobec przyziemnych niedoskonałości. Szkoła egoizmu, tak teraz nazwałby ten czas spędzony razem z Dergiem pośród skrytobójców. Szkoła nienawiści i śmierć zadawana bez potrzeby.
Potem armia, oddziały kontynentalne. Mozolne ćwiczenia mające wyszkolić w zadawaniu śmierci tyle że pozwolono mu pokazywać ofierze swe oblicze. Czegokolwiek by teraz nie dotknął myślami w swej przeszłości, wszystko to powracało do niego raniąc i przynosząc wstyd.
Nie nakładaj sobie tego ciężaru Kaennie - głos Arhila rozbrzmiewał pośród innych myśli - Ważne jest to co teraz z tym zrobisz.
Mrok zastawiał przez całe życie na mnie swe pułapki - Kaenn zastawiał się jeszcze przez chwilę nad słowami które wypowiedział demon po czym wyciągnął trzy zdobyte na swych poprzednich przeciwnikach trofea i rzucił pod nogi potworowi.
Tylko ty jeden masz świadomość spośród swych braci - powiedział - żaden z nich nie mógłby dowiedzieć sie o śmierci drugiego oprócz ciebie.
Demon podbiegł do medalionów podniósł je i zawył przeraźliwie.
Wybacz mi - szepnął Kaenn - proszę, przebacz mi.
Demon popatrzył na niego wyprostował się po czym zniknął jeszcze w tej samej chwili.
Był tylko iluzją - powiedział podchodząc do niego Arhil - ale twoje słowa wyszły prosto z serca. To jest właśnie przymiot ludzi, ciepło które potrafi zniszczyć Piekło, czy jak tylko wy ludzie potraficie to nazwać. Odnalazłeś w sobie wszystkie najważniejsze przymioty i wady swej rzeczywistości, jedne zwalczyłeś inne wydobyłeś na powierzchnię, teraz rozumiesz? Nie byłoby tego gdybyś swego czasu nie nauczył się zadawać bólu innym. Jesteś tylko wędrowcem - Arhil patrzył przyjaźnie na swego ucznia - teraz wykop ostatni fragment włoczni Nalheru i oddaj mi ją.
Kaenn oszołomiony jeszcze ostatnimi wydarzeniami, zanurzył ręce w ziemi i wydobył to o co prosił Arhil.
Połącz fragmenty - powiedział Arhil - Połóż je obok siebie na ziemi.
Gdy wszystkie części włoczni znalazły się w swej bliskości, zrosły się natychmiast, tworząc drzewiec zakończony zdobionym grotem, w środkowej części widoczny był dopasowany do wątłej elfiej dłoni uchwyt. Włócznia Nalheru lśniła wspaniałym blaskiem, zdając się rozświetlać wszystkie podziemia świata.
Dokonałeś tego Kaennie - głos Arhila zmienił się, nie był to już głos starca, stała przed nim teraz piękna kobieta trzymająca w swych rękach coś do czego pasowało tylko jedno znane słowo, ale właśnie po tym można było ją rozpoznać.
Naja - Kaenn klęknął podając włócznię bogini.
Tak. Właśnie tego potrzebujemy, o to walczymy Kaennie. Dowiodłeś że potrafisz przełamać wszelkie słabości aby nadać kres wojnie - Naja skierowała w jego stronę czubek włóczni i przedziwna moc ogarnęła wojownika.
Teraz jesteś widoczny tylko dla trzech osób we wszechświecie. W ten sposób niepostrzeżenie podejdziesz do ostatniej próby. Władca Labiryntu nie zobaczy cię, możesz bez trudu wejść w jego otoczenie. Pamiętaj, spiesz się i weź włocznię, chociaż nie ma w niej już odpowiedniego ładunku nadal jest najsilniejszą znaną bronią.
Kaenn dobył włóczni i ruszył w kierunku siedziby Pana Labiryntu. Ze wszystkich stron zaczęły nagle przybywać jasnowłose Arsifale, ich oblicza na widok Naji łagodniały, a gdy podchodziły do bogini ta sprawiała że znikały w przedziwny sposób.
Odbieram te stworzenia Mrokowi - powiedziała Naja i jej obraz także zaczął blednąć.
Kaenn ruszył w kierunku siedziby Władcy Podziemi, po kolei mijał straszliwych strażników, ustawionych tu od zawsze aby pilnować dostępu do przedziwnych, ciemnych siedzib zła.
Zaglądał im w nieruchome oczy i zastanawiał się nad zagadką swego istnienia. Zło którym się w dawnych czasach posługiwał w końcu zaprowadziło go w przedziwne miejsce.
Po obecności bogini pozostała jeszcze muzyka, tajemnicza, spowijająca nieruchome pomniki ciemności, to ona teraz niosła go po posępnych korytarzach. Wreszcie doszedł zdawało mu się do krańców piekła, wszedł do siedziby władcy tego miejsca, popatrzył na jego jaśniejące blaskiem ręce owinięte przedziwnym nieziemskim materiałem, a potem wziął olbrzymi zamach i... opuścił broń. Odrzucił ją w kąt razem ze złotymi naramiennikami tym samym żegnając się z dawnym życiem.
Nie troszcz się o sprawy których nie jesteś w stanie już rozwiązać. Wojna na pewno kiedyś się skończy, a każdy wrogi ruch w stronę nawet najzaciętszego wroga powoduje o wiele gorsze konsekwencje niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić, w ten sposób właśnie Cytadela wpadła w szpony Mroku - głos Naji niósł się poprzez rozległe korytarze - mądrze postępowałeś od chwili gdy spotkałes mnie u wrót wiśniowej doliny, a teraz uchodź stąd, nie pozostawię tego miejsca by dłużej służyło cierpieniu.
Kaenn nie zauważony przez nikogo wycofywał się w stronę wyjścia z Labiryntu, które dziwnym zrządzeniem odnajdywał bez trudu. Pokłady ziemi kładły się za nim przysypując całe to przeklęte podziemne miasto.
Jeszcze tego nie wiedział, ale właśnie teraz trzy słońca wzeszły ponad widnokrąg świecąc nad światem pierwszy raz od dawna jednakowym wspaniałym blaskiem, bacząc by żadne z nich nie zechciało przypadkiem zaświecić jaśniej niż inne.

Koniec.
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 8 gości

cron