Dziennik Powsinogi

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Dziennik Powsinogi

Wiadomośćprzez Powsinoga » Śr sie 16, 2006 7:57 pm

No, tak w zasadzie to przestałem się udzielać już jakiś czas temu, jednakże sprzątając w archiwach blaszaka znalazłem fragment dzienników, które prowadziłem jeszcze kiedy wędrowałem po świecie Laca. Może kogoś zainteresuje... z racji na formę publikuję to w dziale opowiadań, choć mogłoby też pasować do "Graczy" - jak chcecie, możecie przenieść.

Dziennik Saradira Powsinogi (Przynajmniej fragment)

dzień wolności, 18 dzień miesiąca zimy 619 roku

Kain, Czarny Pan znowu się pojawił. Nie wiem, gdzie się szlajał, ale na pewno jego pojawienie się nie wróży to niczego dobrego. Koło północy badałem uważnie wejście do Królewskiej Katakumby, ale nie posiadam klucza, a nawet jakbym posiadał, to i tak bym nie wszedł – ludzie mówią, że ci, którzy tam weszli, już nie wracają.

dzień wielkich bogów, 19 dzień miesiąca zimy 619 roku

Sprzymierzyłem się z klerykiem Delivem, elfem z Loralhal, by walczyć z mequi. Oczywiście, po kilku walkach moja sakiewka była pełna i ciężka od złota, ale w zamian wredne życie (a konkretniej - rzucający się w agonii mequi) zafundowało mi zatrute ugryzienie pod kolanem, by mi to złoto bardziej ciążyło. Muszę pomyśleć o jakichś nakolannikach w przyszłości. Potem zaliczyliśmy jakąś małą bójkę w spokojnej wiosce, tam też udzielałem terminów jakiemuś młokosowi, który chce zostać bardem – cóż, jak coś w lesie mnie zje, to kto będzie śpiewać ballady po karczmach?

Wycofaliśmy się z zagrożonego terenu, czyli karczmy w której odbyła się bójka, do lasu. Pokrwawieni i zmęczeni. Usłyszałem brzęczenie, więc dałem sygnał do odwrotu. Przeklęci skrytobójcy, zawsze atakują w chwili, gdy przeciwnik jest najsłabszy – szczwane hieny.

dzień byka, 29 dzień miesiąca zimy 619 roku

Czuję się zaszczycony – zostałem zaproszony na ślub Miri i Yrglina. Muszę skombinować prezenty i okazjonalną balladę, bo będzie w nie moim stylu, jeśli tak nie zrobię...

dzień słońca, 20 dzień miesiąca lodowego olbrzyma 619 roku

Ruszyłem dziś do Miden’nir. Pogadałem z ludźmi w miejscowej knajpie, marnej ruderze pozbawionej zaopatrzenia nawiasem mówiąc, i dowiedziałem się, że gobliny się rozzuchwaliły i atakują ludzkie domostwa. Ech, gobliny zawsze są zuchwałe, i zawsze atakują wsie... Przetrzebiłem troszkę te pokraki, ale jakoś żadnego nowego doświadczenia bojowego z tego nie wyciągnąłem – gobliny rąbie się na tony, nie na sztuki. Ruszam na lodowe olbrzymy, gnieżdżące się w korzeniach Yggdrasilu.

dzień byka, 22 dzień miesiąca lodowego olbrzyma 619 roku.

Na dziś koniec eskapady. Liżę rany u znajomego, zacnego hobbita w Firii i niebawem wracam do gromienia gigantów.

Wieczorem doczłapałem się w końcu do gildii wojowników w Midgaardzie, nasz mistrz powiedział, że niebawem stanę wyżej w klasyfikacji siły bojowej – cieszy mnie to. Kat to potwierdza, uczę się na błędach. Zawsze tnij olbrzymów w rzepkę kolanową!

dzień kłamstwa, 23 dzień miesiąca lodowego olbrzyma 619 roku

Tako też się stało, jak się stać musiało. Głowa lodowego giganta zawisła w roli trofeum w głównym holu gildii, mistrzowi Cefintowi dałem żelazny, czarodziejski pas najsilniejszego z nich, po czym udałem się na mały trening.

150 pompek mi Pufnen zafundował, psubrat, sadysta...

25 dzień miesiąca lodowego olbrzyma 619 roku

Wyprawiłem się do lasu Mattisa. Ubiłem jednego szarucha, i teraz szukam sposobu by pozbyć się tego pierniczonego futra. Może poszukam jakiegoś smoka...?

Oczywiście smok pierdoła ma chorobę płuc, głupiego futra spalić nie potrafi! No fakt, to przecież był w sumie szkielet smoka... przynajmniej się kolczugę i halabardę sprzeda, które przez smoka strzeżone były.

26 dzień miesiąca lodowego olbrzyma 619 roku

Dzięki bogom doznałem oświecenia i już mam pomysł jak pozbyć się części śmiecia z plecaka. Niestety w świątyni nie potrafią niszczyć przeklętego, ale wyprawiam się do Tolarii, tam mogę poprosić o pomoc arcymaga Tuknira, albo kogoś z tamtejszej gildii.

27 dzień miesiąca lodowego olbrzyma 619 roku

Oczywiście, do gildii kleryków nie wpuszczają. A żaden wybrany kleryk nie kręci się w okolicy. Połowa wybranych to skrytobójcy, cholera jasna... pal sześć załatwię to później, na razie trzeba jeszcze trochę potrzebić diabelskiego pomiotu, który wałęsa się po świecie. To poprawia mi humor.

dzień kłamstwa, 2 dzień miesiąca dawnej potęgi 619 roku.

Zemściłem się dziś za wcześniejszą klęskę na Yagnodemonie. Śmierć demonicznym pomiotom! Intryguje mnie jego broń, którą wziąłem jako łup, znaną jako „niszczyciel ciał”

Hehe, Khrell dziś dobijał się do bramy, chcąc siać zagładę i zniszczenie pośród mieszkańców. W bramie chciałem więc odstawiać bohatera – straż miejska na nogi, piki naprzód, kolczatka i mur tarcz, ha! Już jednak zaczynałem tracić wiarę w siebie, co wampir to wampir ale... cóż, Khrell zapomniał, że przereinkarnował się do ciała słabego adepta psionika, haha! Mina mu z lekka zrzedła i uciekł gdzie pieprz rośnie. Nie uspokaja mnie to na dobre, bo kiedyś wyrośnie z niego wielkie wampirze monstrum i zrobi się groźnie. Ale na razie z chęcią się pośmieję, na zapas – nie zaszkodzi!

dzień gromu, 3 dzień miesiąca dawnej potęgi 619 roku

Wyruszyłem dziś z Arthanisem na mały handelek do Ofcolu. Oczywiście zaliczyliśmy małą walkę ze strażą – cholerne cła...
Części żywności sprzedać się nie udało, więc zjedliśmy sami. Poczęstowałem też jednego ze strażników, dostali łupnia, ale niech mają coś z życia! Potem wędrując po równinach znalazłem drogę do zamku, najprawdopodobniej do Ponurego Zamczyska. Dawno tam nie byłem, teraz zamek nieźle widać przez lunetę wziętą z Azylu, jeśli patrzy się ze szczytu wzgórza wisielców.

dzień byka, 8 dzień miesiąca dawnej potęgi 619 roku.

Dzięki łaskawości Yrglina wreszcie pozbyłem się tego cholernego futra.
Niszczyciel ciał okazał się zwykłym kawałem żelastwa. Mniejsza z tym, ważne, że 656 koron midgaardzkich obciąża mi sakiewkę. Teraz pora zarąbać kilka śmierdzących mequich...

dzień kłamstwa, 9 dzień miesiąca dawnej potęgi 619 roku.

Dostałem zlecenie od mistrza gildii – zarąbać 3 mequich i przynieść do gildii jako dowód ich szpony. Dobra, czemu nie? Za honor, śmierć bestiom ciemności!

Udało się! Dzisiaj u Pufnena będę się uczył mocnego dzierżenia broni – bardzo mi się przyda ta umiejętność, jestem tego pewien!

dzień gromu, 3 dzień miesiąca słońca 620 roku.

No i znowu wracam do Leanderu po blisko roku wędrówki po obcych krainach...
Pomogłem trochę magowi imieniem Diivo, mam nadzieję, że ten krótki mieczyk mu się przyda...

Zakupiłem kilka przydatnych bubli w Vergardzie, i zwiedziłem nieco królestwo karłów. Niestety, ich przywódca dał mi do zrozumienia, że nie jestem tam zbyt mile widziany...
Cholerny Yagnodemon mnie oślepił, doczłapałem się po omacku na ołtarz, ale ten pierniczony uzdrowiciel zamiast wyleczyć ślepotę non stop rzuca leczenie truzicny... muszę uzbroić się w cierpliwość zanim wykończę tego demona. Tym razem zabiję skurwysyna!!! I jako wojownik wcale nie boję się jego zaklęć!!!

dzień byka, 8 dzień miesiąca słońca 620 roku.

Ja, uzdrowiciel Nikodemus, piszę ten dziennik w imieniu Saradira Powsinogi, który dzień Lama świętuje jako wieloryb. Pan Saradir nie traci świątecznego nastroju, choć siarczyście klnie. Poza tym, jako wieloryb zawala przejście do śwyątyni, a przywołując się przygniótł kata, który teraz ma nogę w gipsie. Żeby przydać się w święcie Saradir pozwala po sobie skakać i zjeżdżać dzieciom przed świątynią Lama. Pomimo bycia wielorybem nie wypuszcza też fajki z ust... to znaczy, spomiędzy fiszbin. Szczerze żałuje, że nie może go nikt przepchać do rzeki. Siedzący na nim kruk utrzymuje, że gdyby lepiej przygotował się do tamtej walki nic takiego by się nie stało. Papuga z kolei jest zdania, iż winna klęsce jest opieszałość Saradira, który za dużo czasem przesiaduje po karczmach. Cała sytuacja jest nader zabawna...

Wpatruje się uważnie w Nekrona, i jestem zdania, iż być może porozumiewają się telepatycznie. Potem dostał porcję chleba od Yrglina, a dzieciarnia polewa swoją zjeżdżalnię wodą...


dzień wolności, 11 dzień miesiąca słońca 620 roku.

Wooooolnyyyyyyy! Już nie jestem wielorybem! Już miałem tego demona, gdy przemienił mnie w wieloryba, a w dodatku oślepił. Jakież było moje zdziwienie, gdy wyczułem u siebie obecność wielkiego... eeee... ogona i łba, tudzież płetw. Dzięki bogom, że wieloryb oddycha powietrzem, a nie w wodzie...
W zasadzie zasunąłbym temu demonowi ogonem tak, że by poleciał na górę Nibel, ale problem tkwił w tym, że wisiałem ogonem i głową w dół, środkową częścią oparty, na wielkiej gałęzi Yddgrasilu, która jednak nie wytrzymała ciężaru i zarwała się pode mną. Cholera jasna, a tym moim ptaszydłom-darmozjadom łatwo mówić co robić, a co nie...
Dobrze, że Nekron i Yrglin troszkę mi pomogli, oraz, że czar prysnął w nocy, mogłem się więc ubrać bez jakiejś publiczności... przesłałem pozdrowienia dla kata.

Już ja się odpłacę tym demonom...

dzień księżyca, 14 dzień miesiąca słońca 620 roku.

Coś nie mam szczęścia, tym razem zmieniło mnie w lamparta. Cóż, do walki z demonami trzeba więcej siły. Nie wiem, skąd nagle tak znają się na przemianach. W dodatku rozproszenie magii tutaj nie działa, pomimo, iż według ksiąg powinno rozproszyć przemianę. To ważne doświadczenie na przyszłość – pamiętaj – zaklęcia kupowane gdziekolwiek nigdy nie pomagają wtedy, gdy są naprawdę potrzebne.

A co do bycia lampartem to... warto było, na Białe Drzewo, warto było! Nie ma to jak poganiać przy blasku księżyca po puszczy i rozszarpać parę wilków! Wieśniacy nie muszą się martwić o swoje trzody przez najbliższy czas, w morderczym szale zagryzłem z 50 tych cholernych wilków. No i jako lampart czułem się naprawdę wolny. No, jako kot drapieżny zostałem pogłaskany przez wróżkę Farrę, tudzież o mało nie ugryzłem w dupę Cabeja za gadanie o kupowaniu dla mnie smyczy.

Na jeden tydzień wystarczy tych przygód. Wyruszę na mały urlop do Tolarii.

dzień wolności, któryśtam miesiąca wielkiej bitwy 620 roku

Sciągnąłem ekipę krasnoludów i wytrzebiłem w Haon’dorze całe leże Mequich. Dobrze było znów pogadać ze staruszkiem Onyxaldem i jego kompanią. Dawnośmy się nie widzieli.

Coś mnie bierze melancholia, to przez te gwiazdy na nieboskłonie... Dawne czasy mi się przypomniały... muszę skończyć przelewać na papier historię Avana.


dzień gromu, 3 dzień miesiąca bitwy 624 roku

No, dawno mnie nie było w Leanderze, ani Drimith, ani Valisandrii... tfu, nie o tym. Nie wiedziałem, że Eowyna wzięła się za piękny fach barda. Przejrzałem parę starych notatek, jakie dostałem kiedyś od Arthosa. Stary czarodziej dał mi kilka wzorów... przepisałem je, i teraz przetestuję powstałe zwoje. Ciekawe co z tego wyjdzie...

Zauważyłem ciekawą rzecz, przechodząc dziś przy siedzibie straży miejskiej w Midgaardzie. Rano wisiał tam list gończy złodzieja, mordercy i zabójcy Remissiona, potem zaś przeczytałem jego całkowite uniewinnienie wieczorem... myślałem, że nawet jeśli ktoś go zgładził, nie straciłby piętna mordercy... no, może ktoś w kartotekach się pomylił.



dzień gromu, 10 dzień miesiąca wiosny 632 roku

O, bogowie, jak dawno mnie tutaj nie było! Z jakieś 8 lat włóczyłem się po obcych krajach i znowu jestem – wiele się zmieniło. Liczni będą teraz boscy słudzy, wszystko poukładane i posegregowane, na Księdze Forum już dawno nie ma śladu po cuchnącym „Hajdpark-spammere”, czy jak to mroczne, czarnoksięskie dzieło się nazywało... osiem lat minęło, cóż... „mój ojciec miał trzy wieki, gdy zamknął swe powieki, a mój stryjeczny dziad żył ponad pięćset lat” a ja proszę – znów mam osiemnaście lat, choć wyglądam na co najmniej trzydzieści, a czuję się jeszcze starzej!

Hahahahahaha! Ci nieśmiertelni to jacyś głupcy, a przynajmniej lekkomyślne typy – zresztą nie wiem tak dokładnie kto, ale zostawił w urnie cały platynowy rynsztunek! Cały plecak pełen ciężkiego, zdobionego, platynowego uzbrojenia! Będę bogaty!

Na brodę Lama, z jakieś dwanaście tysięcy! Jak żyję, tyle pieniędzy dawno nie zgarnąłem za jednym zamachem! Jak zwykł mówić Witteran Ira „Nic tak nie napełnia bezpiecznie sakiewki jak szmugiel towaru z urny”


dzień byka, 15 dzień miesiąca wiosny 632 roku.

Oto dopłynąłem do Valisandrii! Nie ma to jak pośpiewać i potańczyć z tak piękną istotą jak Goldmoon przy wschodzie słońca, na skale górującej nad jeziorem Crystalmir.

A oto jestem w Vergardzie, stolicy Valisandrii! Kupiłem sobie ciastko czekoladowe za 15 srebrnych zajcewów vergardzkich, drogo, ale warto było.

Znalazłem ciekawą notatkę o zasadach handlowych – chyba to za wielkie na moją głowę, więc sobie zapiszę:

1 - Okradaj przyjezdnych.
2 - Okradaj swoich.
3 - Nie wierz nikomu, a zwłaszcza tym z Midgaardu, Vergardu i Tolarii.
4 - Oszukuj wszystkich, a zwłaszcza swoich.
5 - Nigdy nie bądź uczciwy.
6 - Brat to ktoś, kogo trzeba oszwabić.
7 - Pieniądz należy czcić i szanować.
8 - Nigdy nie obrażaj pieniądza.
9 - Nigdy i nikomu nie oddawaj swoich pieniędzy.
10 - Pieniądz należy zdobywać wszystkimi metodami.


Mnie osobiście jednak niezbyt się te zasady podobają, ale ciekawe spostrzeżenia... choć wcale nie są odkrywcze.

Noc spędziłem w Karczmie Ostatniego Domu. W sumie, wcale się tam nie wyróżniam. Sami zakapturzeni poszukiwacze przygód, tak jak ja.

dzień kłamstwa, 16 dzień miesiąca wiosny 632 roku.

Ludzie w ogóle nie są dziś zbytnio rozmowni. Ruszam w drogę powrotną do Leanderu, chyba nic tu po mnie...

Na poprawę humoru skopałem tyłek mistrzowi Toede
Nudes nis'a pudes!
Emblemat użytkownika
Powsinoga
 
Wiadomości: 640
Dołączył(a): Pn paź 18, 2004 8:58 pm
Lokalizacja: Z sinej dali...

Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości

cron