Dziewiętnaście lat temu, w jednej z Midgaardzkich kamienic, w mieszkaniu należącym do pewnego zamożnego kupca przyszło na świat dziecko. Już pierwsze losy dziecka wskazywały na to, że to nie będzie zwykły człowiek...
Podczas chrztu w świątyni wydarzył się pewien interesujący incydent, a mianowicie, gdy kapłan wypowiadając formułkę i nadając dziecku imię Gerino spróbował zwilżyć go wodą święconą, buchnęły kłęby dymu, czuć było zapach siarki, a parę sekund później potężna eksplozja. Długo potem trzeba było odnawiać ołtarz. Wbrew logice tylko dziecko przeżyło wypadek.
Gerino dorastał w jednym z zamków nieopodal Solace, gdzie żył jego wuj. Ponieważ wokoło trwały walki, a zamek był oblężony, okazji do nauki fechtunku było aż nadto. Mimo iż w zamku znajdowała się pokaźna biblioteka, Gerino miał alergię na naukę, i to nieuctwo zostało mu do dziś.
W pewien lipcowy dzień, w swoje siedemnaste urodziny Gerino postanowił opuścić swój dom i wyruszyć w tułaczkę po świecie. Korzystając z podziemnych tuneli i użytej jako transport nietopicy uciekł z domu. Postanowił zamieszkać w swym rodzinnym Midgaardzie. Tam trenował w okolicznej szkole, i zabawiał się z włóczęgami oraz śmieciarzami w pewną grę, pod nazwą „Ja żyję, a ty nie”.
Jako iż Gerino nie chciał się uczyć, nawet proste sprawy były dla niego dużym kłopotem, a ich autorskie metody rozwiązania najczęściej kończyły się wizytą u pana żniwiarza. Jednak to miało się rychło zmienić. Na gorsze...
Był zimny jesienny dzień. Deszcz zalewał okoliczne ulice strugami brudnej wody, zmieniając miasto w bagno. Choć i bez tego to miasto było bagnem. Jakaś wysoka postać przemknęła główną ulicą. Piorun rozświetlił alejkę ukazując zakapturzoną sylwetkę wchodzącą do filii Banku Gnomiego S.A. W okolicy rozległ się przeraźliwy krzyk mordowanej istoty. Gerino szedł właśnie do banku by odłożyć trochę ukra.... zarobionych pieniędzy na przyszłość. Gdy przekroczył próg ujrzał coś, czego się nie da zapomnieć. Ściany umazane krwią, meble połamane na wykałaczki, i jakaś nieruchoma postać klęcząca przy zmasakrowanym ciele bankiera. Klęcząca istota z diabolicznym uśmiechem odsłoniła parę śnieżnobiałych kłów. Wampir powoli wstał i kopnięciem posłał ścierwo na ścianę. Powoli odwrócił się i ujrzał młodego człowieka z obnażonym mieczem. Gerino rzucił się i ciął przez głowę z całych sił, lecz ostrze ze świstem przecięło powietrze. Woj podniósł miecz do ciosu i zauważył, że jego śnieżnobiałą tunikę barwi czerwona plama krwi. Wampir stał obok oblizując zakrwawione złote ostrze swego miecza. Gerino zanim się zorientował upadł na kolana bez życia i z dwiema gustownymi dziurami w szyi...
C.D.N.