Noc była ciemna i chłodna, jak zwykle. Midgaard pogrążony był w głębokim śnie, oczywiście nie licząc tawerny, w której wybitnie utalentowane osoby starały się przekonać innych o tym, jak piękny jest ich głos. W świątyni kilka kroków dalej wysoki mężczyzna dopinał kolejny pas szykując się do wymarszu. Po chwili wyszedł, zostawiając świątynię cichą i pustą. To, że pięć minut później stał się zadaniem numer trzy na egzaminie gildii skrytobójców nie był już taki istotny. Błyskawica przecięła niebo, a chwilę później przez miasto przetoczył się grzmot. A raczej przetoczyłby się, gdyby to była błyskawica, taka normalna. Kolejna niby błyskawica rozbłysła nad miastem, a zaraz potem na sam środek placu targowego spadło ciało. Denat ubrany był w długą szatę misternie wyszywaną runami. Na głowie prawdopodobnie nosił hełm, jednak w tym momencie była to jedynie plama roztopionego metalu. Z pobliskiej gildii kleryków wybiegło kilkunastu adeptów, raczej by przeprowadzić sekcję zwłok, niż by próbować ratować to, co leżało na ziemi. Ogólnie rzecz biorąc na placu zrobiło się dosyć tłoczno, ludzie przetrząsali szaty trupa w poszukiwaniu rzeczy, które mu się już nie przydadzą, klerycy oglądali interesujący wpływ płynnego metalu na tkanki ludzkie, a złodzieje okradali wszystkich pozostałych.
W odległej wieży powietrze rozciął magiczny rozbłysk formując portal. Chwilę później wyszedł z niego mężczyzna w czarnej szacie.
-I co? Zdecydował się kupić nasze różdżki? - spytał mężczyzna opierający się o balustradę.
-Nie, więc jak kazałeś, pogadałem z nim odpowiednio - odparł nowo przybyły.
-I kupi?
-Eeee... ale ja go spaliłem na popiół....
-Argh.... Idiota... miałeś mu przedstawić ofertę a nie.... zresztą, moja wina... - Frich miał absolutną rację. Przekwalifikowanie barbarzyńców w magów nie było udanym eksperymentem. Niby jeżeli chodzi o intelekt dużej różnicy nie stwierdzono, jednak cały problem polegał na tym, iż maczuga ma mniejszy zasięg niż błyskawica. Tak czy owak, trzeba znaleźć inny rynek zbytu na różdżki wieszające w całym pomieszczeniu kiczowate obrazy starych panien. Tak czasem bywa, że podczas prób opanowania świata zmienia się oborę w magazyn bezużytecznych różdżek, każdy ma prawo się pomylić. Tak też myślał Wagnard, który był twórcą owego wynalazku, a który obecnie uciekał przed wirującymi mieczami, kijami - samobijami i kilkunastoma elementami wyposażenia kuchni, które obecnie, miast mieszać sałatkę, miały godny pochwały zapał w wysłaniu maga do wszystkich diabłów.
-Pieprzony idiota – powietrze zgęstniało wokół Fricha, gdy ten przypomniał sobie idiotę, przez którego miał na głowie cały ten bajzel – mag od siedmiu boleści, co mleka w śmietany nie potrafi zmienić. Grrr....
-A nie można by ich znów w coś zmienić? – zaproponował drugi z magów
-Hmm niby można, pobaw się – Frich dobrze wiedział, co się stanie z magiem, ale wcale nie musiał mu mówić, że próba zmienienia dawnej obory w cos pożytecznego skończy się niewyobrażalnymi katorgami. A precyzyjniej – sprowadza grupę jodłujących górali z okolic Ofcoolu.
-AAAAAA!!! – wrzask zmieszał się z odgłosami jodłowania.......