"Wojna Krwi"
Całe pustkowie było skąpane srebrnym blaskiem księżyca. Smagany porywami zimnego, północnego wiatru bezkres traw i wrzosów falował niczym wzburzone morze. Tharx oraz jego bracia i siostry spotkali posuwali się w stronę kamiennego kręgu. Varthal, syn Tharxa, ważny rodzinny zabójca oblizał się łakomie. Dziś nie miał w ustach nawet kropelki krwi... i zamierzał to zmienić. Zauważył iż na skrzydłach wiatru ciągną ci, z którymi mieli się spotkać. Rodzina Elsareth po wylądowaniu przybrała na powrót nie nietoperze ale humanoidalne formy.
- Po co nas wezwałeś Tharxie? - Zapytał Prelth, niezwykle rosły wampir, ojciec rodziny Elsareth.
-Rzecz jest prosta. Chodzi o...
Z wysokich traw dobiegł dźwięk trzaskanej gałązki...
-Człofiek! Śfiesza kref! - Ryknął Varthal posyłając między bajki wampirzą etykietę.
Człowiekiem okazała się jakaś samotna dziewczyna, którą nie wiadomo co przygneło w tą zapomnianą przez ludzi okolicę. Zobaczywszy goniącego ją wampira zaczęła uciekać. Ten z wywieszonym ozorem zaczął za nią ganiać wokół drzewa.
- Ta krew należy się rodzinie Elsareth! - Krzyknął Prelth, dobył wielkiego, zębiastego mieczydła i sieknął nim z całej pety w głowę jakiejś wampirki z Nothiad.
- Zdraaada! - Zasyczał Tharx. - Zaaabić straaajców!
Między wampirami nawiązała się krwawa walka. Nawet zapomniały o swej "kolacji". No może poza Varthalem który nadal ganiał dziewczynę wokół drzewa.
Nagle w powietrzu świsnęło kilka bełtów, które niemal bezbłędnie trafiły kilka wampirów.
- Najpieeerw zabijmyyy śśśśmiertelnych.... potem dokończymy swoje...
Spoza kamieni zaczęli wpadać uzbrojeni po zęby "straszniedobrzyiszlachetniinieustraszeniłowcywampirów". Do największego z nich dumnie podczłapał wielgachny Prelth.
- Dużo mi nie zrobisz, człeczyno. Mam 99.9 procent odporności na waszą nędzną broń!
- Mam to w nosie! - Burknął "straszniedobry..." i ciosem topora rozciął wampira na pół. Wśród wampirów wybuchła panika i zaczęły czmychać jak niepyszne. Łowcy odrąbali Prelthowi ręce, nogi i korpus. Jego blada głowa wpadła w trawę choć nawet z niej nie zniknął szczerbaty, wredny uśmieszek. Varthal skapnął się o co chodzi dopiero tuż przed końcen swego życia po życiu. Tymczasem w trawie głowie Tharxa wyrosły małe kurze łapki, zaś jego uszy zmieniły się w głupawo wyglądające nietpoerze skrzydła po czym z wrednym uśmieszkiem odleciał. Po drodze spotkał jakiegoś innego uciekiniera.
- Ojcze, czemu nie zgładzimy tych nędznych śmiertelników?
- Nie gadaj głupot, tylko zwiewaj!
Tymczasem każdy z "straszniedobrychiszla..." dostał od dziewczyny całusa. Ta doszła do wniosku, że dość już dziękowań za ratunek , pora wracać do domu. Wtem jeden z "strasznie..." powiedział:
- Hej no, jeszcze wyskakuj z kasy mała.... bo nasza chora wyobraźnia jeszcze bardziej chamskiego wynagrodzenia zażąda!!!! No żwawo!!!!!!
Komedia troszkę z Lacem nie związana, ale komuś może się spodobać.
Do wampirów i łowców wampirów: Widzicie, możecie sobie teraz podbudować ego, że jesteście o niebo lepsi od tamtych frajerów!
PS. Pomimo tego boję się, że jakiś pan mściwy a złośliwy napisze na mnie jakieś prześmiestwo w stylu "Widzę , widzę Powsinogę. Potknął się o kamień i se złamał nogę! Uhahahahaha jakie śmienśne!