Wesołe przypadki lacowej gromadki.

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Wesołe przypadki lacowej gromadki.

Wiadomośćprzez galin » So wrz 24, 2005 7:45 am

Przypadek pierwszy - Jak paladyn wyewoluował w hienę.


Mhiraelu...Mhiraelu...łagodny głos wydobywający się nie wiadomo skąd łagodnie głaskał swym spokojnym brzmieniem zdezorientowanego paladyna.
Mhiraelu, w ten sposób nigdy nie wydostaniesz się z czyśćca.
Ten głos - myślał Mhirael - zawsze mi pomaga, a ja nie potrafię się odpowiednio skupić.Mhirael posmutniał.
Ciekawe kto mi pomaga? Pewnie ciotunia z Vergardu!Mhirael poweselał.
Ale w jaki sposób ona przenika mój umysł i skąd ciotunia w czyśćcu? - pytał się w myślach Mhirael.
Mhiraelu...żeby stąd wyjść musisz przeczytać notkę...
To wiem - krzyknął Mhirael - Ale co potem ciotuniu?
Mhiraelu...mówiłam ci tysiące razy ,nie jestem twoją ciotunią...
A więc to nie ona - Mhirael westchnął - Pomożesz mi?
Mhiraelu...północ znajduje się tam gdzie zwrócone jest twoje oblicze, przestań już błąkać się po czyśćcu i weź się do czegoś pożytecznego...
Ha! - Zakrzyknął i udał się we wskazanym kierunku.
Gdy był już niedaleko wyjścia, przyspieszył nieco kroku, po chwili dostrzegł grupę grabarzy.Nienamyślając sie zbyt długo wpadł pomędzy strudzonych, zapracowanych robotników cmentarnych.
Zostawcie, odejdźcie, precz!! - krzyczał - Grabarze rozbiegli się w popłochu.
Łańcuch!!Gdzie mój Łańcuch Złoty?? - mamrotał Mhirael - popamiętacie mnie jeśli się zawieruszył.Mhirael rzucił się w kierunku swego gnijącego już ciała i wzdrygając się powoli włożył delikatne rączki wgłąb cuchnącej masy.Po chwili usłyszał radosne pobrzękiwanie i błogi uśmiech zagościł na jego twarzy.Szybko wyciągnął łańcuch i zaczął pieszczotliwe oczyszczać ze swych szczątków.
Ta... - pomyślał - zaraz cię przywdzieję i będziemy znów razem.
Gdy Mhirael sprawnie zdrapywał i czyścił swój ukochany przedmiot, reszta jego ciała do konca zaczęła wsiąkać w podłoże.
Papa ciałko, papa!! - Mhirael pomachał w kierunku swego niknącego w czeluściach ziemii trupa i powrócił do oporządzania łancucha.
No, teraz to jest łańcuch - powiedział gdy skończył i szybkim zamaszystym ruchem założył go na swe masywne karczysko.
Mhiraelowi zdawało się przez moment że słyszał gromkie oklaski ale być może było to tylko złudzenie.
A teraz - pomyślał - czas wrócić tam gdzie mnie wszyscy lubią i szanują.
Wziął potężny rozbieg i skoczył wprost w jaśniejący krąg.
Potężna siła pchała go do góry...po chwili Mhirael był już wsród żywych.

c.d.n. jeśli zaistnieje zapotrzebowanie, lub Mhirael znów popisze się czymś ciekawym. :lol:
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » N wrz 25, 2005 7:22 am

Przypadek drugi - O tym, że uświęcenie ciała nie zapewnia oświecenia umysłu.


Oto miejskie śmietnisko.Arena wielu wspaniałych potyczek, goszcząca w swych progach dumnych wojowników, wrażliwych psioników, którzy po skończonej walce czmychali z niej w popłochu(nie mogąc do końca swych dni wymazać ze swych zmysłów zapachu który wsiąknął w ich nozdrza), czy też skromnych odpowiedzialnych za ład moralny świata, paladynów.
Na samym środku, pośród walających się i cuchnących jak mało co odpadów stał sobie wykonany ze starych, zniszczonych części żołnierskiego uzbrojenia leżaczek.Powyginany i chyboczący się na wszystkie strony, chyba jakaś magiczna siła utrzymywała go tylko w całości.Na nim to wypoczywał sobie największy (tak przynajmniej wynikało z napisu ktory widniał na tabliczce zawieszonej nad jego głową) bohater naszych czasów - Praży, ochoczo wystawiając swe poorane bruzdami oblicze w stronę siekącego gorącym blaskiem słońca.
Wydawać by się mogło że Praży jest nieodpowiedzialnym, bezmyślnym mięśniakiem, gdyż cały jego ekwipunek leżał sobie nieskładnie porozrzucany wokół niego, ale nie, Praży zawsze wiedział co robi.
Praży dziś był dodatkowo ubezpieczany przez nie byle kogo.Z odmętów śmietniska ze zmęczoną miną wyłonił się jego najwiekszy przyjaciel, świetny kompan w niezliczonych wedrówkach do Miasta Głuchych, Bzdyl.
Żołądek? - zapytał Praży - nie bój się na zapas, może nikt nie przyjdzie i poleżymy sobie tylko - powiedział.
Nie boję się - odparł Bzdyl - Znalazłem szmatkę, przeczyszczę tabliczkę.Bzdyl zabrał się do pracy i napis "BOHATER" na tabliczce nabrał blasku.
No widzisz - Praży popatrzył na swoją - A ja czyszczę wieczorem i nie martwię się potem że nikt nie widzi.
Zaśpiewaj naszą piosenkę, masz taki kojący głos - rozmarzył sie Bzdyl.
Klub stu, klub stu...- zanucił Praży - ...wampirów ubiło się kliku tu.
Kto wie, kto wie... - przyśpiewywał Bzdyl -...może Dzidzino pojawi dziś się.
Oby - mruknął Praży i przewrócił się na lewy bok.
Oby - powtórzył wiernie za swym druhem Bzdyl, po czym zerwał się i pognał w stronę zejścia do kanałow, gdzie wybudowany był malutki szalecik.
Praży westchnął i pomyślał, że wkrótce powinien zabrać swego przyjaciela do Shaolin.Tak jak jego w przeszłości tak teraz Bzdyla medytacja i magiczne ziółka powinny odpowiednio usposobić do radzenia sobie ze stresem.
Przeklęty Dzidzino - dumał Praży - gdyby nie on, Bzdyl nie traciłby czasu na walkę z żołądkiem tylko zająłby się organizacją mojego dworu.
Skanujesz? - darł się Bzdyl.
Tak - odkrzyknął Praży i skupił swe zmysły na przeglądaniu okolicy.
Nic nie umknie mojej wytrenowanej percepcji - pomyślał Praży i po chwili wrócił do swej ulubionej czynnosci, czyli do rozmyślania jak bardzo niechciałby być wampirem.
Leżał tak sobie jeszcze jakiś czas, lecz po chwili zdał sobie sprawę że Bzdyla coś zbyt długo nie widać.
Zerwał się, pozbierał szybko swój dobytek, założył na siebie, dobył oręża i zaczął skradać się w stronę wychodka.
Kiedy podkradł się odpowiednio blisko, zaczął wytężać słuch, lecz nie był w stanie wychwycić wydobywających się ze środka znajomych odgłosów stękającego Bzdyla.
Ruszył zatem biegiem i wyważył drzwi.Jego oczom ukazała się wielka dziura w ziemi, ale Bzdyla nie było.
Bzdyl, Bzdyl - krzyczał Praży.Najgorsze myśli zaczęły przychodzić mu do głowy i tysiące różnych rozwiązań podsuwała mu zmęczona, podejrzliwa jaźń.
Trudno - pomyślał - Bzdyl zrobiłby to samo, a może któreś ze sług Dzidzino zakradło się do środka i teraz próbuje zwampirzyć biednego Bzdyla? - po czym podskoczył i zanurkował wgłąb ziejącej, cuchnącej jamy.
Ahh - krzyczał Praży wijąc się i dusząc koszmarnym wyziewem - Nie ma go.W końcu wychylił się z dziury i jego oczom ukazał się stojący nad nim Bzdyl.
Po coć to zrobił? - Bzdyl trzymał w rękach kawałek papieru, widocznie udał się po niego gdyż szalet ten nie był obsługiwany przez miejskie służby.
Myślałem że cię coś wciągnęło - odparł Praży cały ściekający cuchnącą mazią.
Przecież rano wyświęciliśmy tyłki - powiedział Bzdyl i wyciągnął rękę aby pomoc przyjacielowi wydostać się z dziury, po czym cofnął ją i odsunął się nie mogąc patrzeć na to co spotkało jego przyjaciela.
Bzdyl? - zapytał Praży gdy w koncu wydostał się ze środka.
Tak? - odparł Bzdyl
Zrobiłbyś dla mnie to samo, prawda? - wypytywał.
Oczywiście mój przyjacielu, oczywiście - powiedział, po czym zdecydował się jednak wziąć swego druha pod rękę.
Zaśpiewamy? - zapytał Bzdyl.
Jak chcesz - odparł Praży.
Klub stu, klub stu...do Miasta Głuchych pójdziemy znów... - śpiewał Praży.
Kto wie, kto zna...czy żywy ktoś zostanie tam... - dokończył Bzdyl.
I tak podśpiewując i podtrzymując się wyruszyli w drogę do miejskiej łaźni, dwaj najwięksi przyjaciele zawsze razem walczący z nieczystościami tego świata.
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » Pn wrz 26, 2005 7:15 am

Przypadek trzeci - O ptasiej chrypie.


Stój - głos wydobywający się z ciemności zatrzymał małą Parvię w miejscu.
Hasło - zakrzyknął ktoś.
Zapomniałam - zaskrzeczała Parvia.
Za dużo cholesterolu - odparł głos - Skąd piłaś?
Z papugi - zaskrzypiała.
Dwaj wampirzy strażnicy wypłynęli z ciemności i stanęli przed wampirzyczką.
Czemu tak niewyraźnie mówisz? - spytał strażnik. - Nie wejdziesz bez hasła, już ci mówiliśmy, nowe zarządzenie Dzidzino.
Wtem drzewa z hukiem rozsunęły się i ukazało się pomiędzy nimi przejście.
Cii - szepnął wampir-strażnik pierwszy.
O, już otwarte - powiedział wampir-strażnik drugi oglądając się za siebie - A jak zamknąć?
Dzidzino - powiedział pierwszy i drzewa gwałtownie zasłoniły przejście.
Udało się - szepnął drugi - Dajemy nura w mrok?
Zaczekaj, gdzie mała? - pierwszy zaczął rozglądac się - wleciała?
Nie - odrzekł drugi - zauważylibyśmy.
Słyszysz? - nadstawił ucha pierwszy - coś brzęczy.
Ucichło - szepnął drugi - mamy dziś szczęscie, poznaliśmy hasło i odzew.
A nie znaliśmy? - spytał szeptem pierwszy.
Wtem ich głowy zaczęły zbliżać się do siebie i z ogromnym impetem uderzyły jedna o drugą rozpryskując się na wszystkie strony.
Zmienić hasło, i dopilnować żeby jeszcze raz odwiedzili czyściec zanim ich tu przyślą - powiedział ktoś stanowczym głosem - Zawiadomić Księcia.
Tak jest - ktoś ukłonił się nisko - to nie potrwa długo.
Po chwili strażnicy zjawili się i stanęli wyprężeni przed niewidzialnym zwierzchnikiem.
W mrok! - ryknął głos.
Tak jest - zakrzyknęli strażnicy i usunęli się posłusznie w toń nocy.
A my szukać małej - szepnął głos - pariasy umieściły maleństwo wewnątrz miasta.
Brzęczenie ucichło, strażnicy znów pozostali sami.Okolica wydawała się być dziwnie niespokojna, jednak strażików nie opuszczał dobry nastrój.

Zaatakowałem raz widmo - zagaił szeptem pierwszy.
Ja też - odpowiedział drugi.
I co?
Nie pamiętam, powiedzieli że jestem odważny i przenieśli mnie tu.
Dziwne - szepnął pierwszy - dokładnie tak samo było ze mną.
Idziemy do góry, mówiłem ci - cieszył się drugi - mieliśmy szczęście że nas przyjęli...
Taak - zamyślił się pierwszy - a niedługo zostaniemy adarami, wtedy my będziemy ustalali hasła.Strażnicy zamyślili się.
Drugi zaśmiał się głośno mącąc spokój otoczenia.
Wiesz dlaczego w Mieście Głuchych nie ma żyraf? - zapytał.
??? - pierwszy wpatrywał się wyczekująco w swego towarzysza.
Bo Dzidzino ma lęk wysokości. - odparł drugi.Głośny rechot strażników niósł się po okolicy spowitej ciszą.
Z mroku! - ryknął nagle niewidzialny głos.Strażnicy wydobyli się z ciemności i stanęli na baczność.
Wy tu sobie bajki opowiadacie, a tymczasem pariasy wycięły w pień kwiat rodziny! - darł się głos, po czym dodał - Zostaliśmy tylko my i Dzidzino którego udało mi się zabalsamować i odstawić bezpiecznie na Pępowisko.
Strażnicy słuchali w osłupieniu.
Głos zmaterializował się.
Masz rączki zwinne niczym hobbit, Pookleshhu - powiedział drugi.Strażnicy zaczęli trącać się łokciami.
Milczeć! - ryczał wściekły Pooklessh.Mianuję was nowymi władcami rodzin Kalina i Ih-haa.
Wampir dobył sztylet zza pasa i powiedszedł do strażników.Wprawnym cięciem naznaczył nowych władców odpowiednio symbolami.
Niuniek i Prykh - powiedział - pamiętajcie kogo wampirzycie, a teraz...w mrok!
Tak jest Pooklesshu - odpowiedzieli Niuniek i Prykh jednym głosem i zmyli się w mrok, udając się do swych nowych obowiązków.
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » Wt wrz 27, 2005 7:27 am

Przypadek czwarty - O tym jak najszybciej zasłużyć na garnek ambrozji.

Ojej!Picca!Picca! - darł się głosik przedzierając się przez chaszcze okalające bramę cmentarną - Picca!Mam dla ciebie cynk!Picca?
Głosik zatrzymał się przed bramą.
Tej bramy tu nie powinno być - zastanawiał się głosik.
Nagle brama poruszyła się.
Hahaha - zaśmiał się głosik - upodobniłeś się do bramy - powiedział - a ja mam wiadomość dzięki której będziesz mnie bardziej lubił - wyprężył się dumnie.
Nie drzyj się tak - powiedział ktoś w kształcie bramy - działamy w absolutnej konspiracji.
Ojej - powiedział głosik - to dobrze że mnie nie widać.
Tak? - zapytał któs w kształcie bramy - Ale drzeć się musiałeś na cały cmentarz?Pokaż się - rozkazała brama.
Głosik nabrał kształtów i z nicości wyłonił się Pędrax.
Brama poruszyła się i z wystawiła nogę, Pędrax zarył twarzą w ziemii.
Czekaj - powiedziała brama - do kompletu.Mocny kopniak posłał Pędraxa do pionu.
Ojej, znowu mnie przeczołgałeś - skarżył się Pedrax - a ja mam dla ciebie wiadomość.
To nie piłuj twarzy tylko nawijaj.Nie mamy czasu na głupoty - powiedziała brama.
Ojej, do bramy to chyba ciężko wymodlić przemianę? - zapytał Pędrax otrzepując farmerske wdzianko z cmentarnego pyłu i spoglądając w jej kierunku.
Brama zatrzęsła się i oczom Pędraksa ukazał się Picca w pełnym rynsztunku.
Ojej, Picca - Pędrax szybko wyciągnął notkę z kieszeni - Już czytam.Pędrax zaczął zastanawiać się nad tym co nabazgrał, ale jakoś mu to nie szło.W obecności Piccy trzeba było zachować szczególną ostrożność, gdyż można było wylądować twarzą w piachu, w najlepszym wypadku.
Co się tak rozglądasz, czytaj - wściekle syknął Picca.
Ojej, zzzappomniałem że umiem tylko pisać - wyjąkał Pędrax i kartka zatrzęsła się w jego rozdygotnej rączce.
To co mi tu... - Picca wyrwał kartkę z rąk skamieniałego ze strachu Pędraksa.
Zmiataj balsamować żuki - syknął.
Pędrax ulotnił się w kierunku miasta, a Picca ryszył w stronę kaplicy.
Przećwiczę przy okazji moją sprawność - pomyślał i zaczął skradać się, przemykać między grobami, rzucać i syczeć udając że atakuje niewidzialnego wroga.
W ten sposób dotarł na miejsce, po czym otworzył kopniakiem drzwi które rozpadły się na kawałeczki i wpadł do środka.
Ty łobuzie! - krzyknął kapłan i ruszył w stronę wejścia lecz gdy zobaczył Piccę cofnął się i rozpłaszczył za lichtarzem stojącym na ziemi.
Wyłaź, nie mam czasu! - krzyczał Picca - mam tu pismo które masz mi odczytać.Picca upuścił notkę i usiadł pod ołtarzykiem - pospiesz się, bo wysmaruję ci witraże na czerwono.
Kapłan wyczołgał się zza lichtarza, podniósł notkę i uśmiechnął się drapieżnie.
Jak mnie oszukasz, zjesz ten lichtarz - powiedział Picca i wskazał na olbrzymi swiecznik.
Kapłan zamyślił się i wzdrygnął.
Serdelur wyciera wieczorem stopę w srebrny wór - przeczytał kapłan.
Pędrax zaszyfrował wiadomość - pomyślał Picca i wyrwał karteczkę z rąk rozdygotanego kapłana. - Wracaj do święcenia podłogi, trzeba mi to włąściwie odczytać - syknął, po czym osunął się na zienię i rozpoczął medytację.

c.d.n.
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » Śr wrz 28, 2005 8:22 am

Picca popadł w głęboką zadumę i ostatecznie jego rozgorączkowany umysł przeniósł się w krainę snu.
A tu czekała na niego prawdziwa niespodzianka.Oto Picca znajdował się na Olimpie.To właśnie w tym miejscu, pośród wpaniałych bogato zastawionych stołów siedzieli bogowie i łechtali swe podniebienia ambrozją.Wszyscy uśmiechali się i machali przyjaźnie do podnieconego Piccy, namawiając aby dołączył do wspólnej biesiady.
Twarz Piccy dotąd wykrzywiona nienawiścią pojaśniała i oczom bogów ukazał się taki Picca jakim go stworzyli na początku.
Skosztuj nektaru - zachęcił podfruwając do niego mały, okrągły amorek - jestem Dzyndzl - przedstawił się i szepnął - oprowadzę cię po naszej siedzibie.
Wypij napój bogów Picco i podążaj za Dzyndzlem - odezwał się boski chór i Picca posłusznie wypił nektar, a gdy wszyscy zwrócili swe oblicza ku sobie powracając do niedokończonych rozmów, Picca sprawnym, wyuczonym ruchem sięgnął pod stół i zwinął mały, błyszczący nocnik, który przyuważył gdy tylko wszedł do sali tronowej.
W ramach rewanżu pragnę zaproponować butelczynę gardłogrzmotu - powiedział, wyprężył się dumnie i dodał - ten płyn to rodzinna tradycja.Picca wprawnym ruchem uderzył łokciem w denko i wyciągnął korek zębami.
Zdrowie bozi - powiedział i przechylił butlę pociągając z niej potężny łyk.
Bluźnierca w wysokich komnatach! - krzyknął Dzyndzl i wydarł butelkę z rąk oszołomionego Piccy.
Na sali podniósł się ogromny zgiełk, a zamieszanie które spowodował Picca sprawiło że sala wypełniła się po brzegi wszelkimi pomniejszymi bożkami, sługami i innymi zainteresowanymi.Jedni krzycząc przez drugich wygrażali zdezorientowanemu Piccy.Dodatkowo przed wyjściem stanęły dwa pegazy torując mu ewentualną drogę ucieczki.W końcu z tłumu wyszedł długobrody postawny mężczyzna, zdaje się najważniejszy z nich.
Cisza! - krzyknął.
Gdy hałas ucichł, mężczyzna zwrócił się do Piccy.
Wiesz kim jestem? - zapytał.
SSZzzLlaAhmMemmHHm zZDdaAJhhHeE siĘ - odparł Picca i rozejrzał się za tajemniczym głosem który chyba nawoływał go z oddali.
Nie czytałeś ogromnej tabliczki umieszczonej przed salą tronową?
CCcZzyTttHhałEeem - wykrztusił Picca i uśmiechnął się głupkowato.
Zatem wiedziałeś że na Olimpie nie spożywamy napojów oszałamiających, a mimo to wniosłeś tu to plugastwo? - pytał Szlamh.
Piccy zdawało sie przez moment że ktoś o coś pytał...
Kto nie spożywa ten nie spożywa - krzyknął ktoś i tłum zarechotał.
Powinniśmy zmienić zapis - krzyknął inny głos - "Na Olimpie sprawiamy wrażenie że nie drynimy jak wszyscy".Tłum zakołysał się i wybuchnął śmiechem.
Szlamh widząc że nie poradzi sobie z najwidoczniej podchmieloną tłuszczą, westchnął, podszedł do Piccy i pstryknął go w nos (co jak wiadomo powoduje wszelakie następstwa).
Kiedy się obudzisz przeczytaj notkę, a teraz odwróć się i pochyl - powiedział - trzeba cię jakoś odesłać.Picca rozejrzał się pytająco po sali.
Pochyl się Picco, pochyl, teraz będzie najlepsze - tłum zaszumiał, zakołysał się i rozmył, Picca zaś zrobił to o co go poproszono.Odwrócił się, pochylił i poczuł że przed śmiercią napiłby się ostatni raz gardłogrzmotu.
CcZzyy DzzhhyYNnhdDzZll mooszZZzee mi oDDdaśść bButtellLkĘę - spytał ale chwilę później poczuł przyjemne łomotnięcie w tylnią część ciała i jakaś potężna moc wypchnęła go z krainy snu.

c.d.n.
Ostatnio edytowano Cz wrz 29, 2005 10:56 am przez galin, łącznie edytowano 1 raz
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » Cz wrz 29, 2005 9:46 am

Picca ziewnął, przeciągnął się i już był na nogach.Dokładnie przeskanował kaplicę, dostrzegł kapłana i podszedł w jego stronę.
Te, zobacz - rzucił w jego stronę - mam tu coś co mi przysporzy chwały, rozumiesz ośle? - wyciągnął karteczkę z kieszeni i zaśmiał się na głos.
Jak ty żyjesz?Śpisz gdzie popadnie?Darłeś się łobuzie na cały cmentarz! - wymachiwał palcem w jego kierunku kapłan - poskarżę się burmistrzowi żeś zabytkowe drzwiczki zniszczył.
Spróbuj jedno pisnąć słówko - syknął Picca i podszedł w stronę światła, aby dokładnie obejrzeć karteczkę.
Bogowie mi sprzyjają - mówił - Jestem ich wybrańcem - jedną ręką trzymał kartkę, drugą rozmasowywał obolały nie wiedzieć czemu tyłek - sam nie wiem co mnie bardziej boli tyłek czy głowa - dociekał w myślach.
I nie piłuj tak twarzy bo mi głowa pęka... - syknął i pomyślał że jednak o bolącym tyłku nie wspomni, nie wiadomo jak by go mógł nazwać ten zapchlony kaznodzieja i co on by mu za to potem musiał zrobić, a przecież są ważniejsze sprawy teraz - zadecydował i podniósł kartkę w stronę światła.
"serdelur wybiera się wieczorem w stronę srebrnych gór" - przeczytał i jego twarz przybrała znajomy, paskudny wyraz.
Jak żeś spał odprawiałem nad tobą egzorcyzmy - powiedział kapłan - darłeś się tak jakby cię sam diabeł w dupsko batożył.Teraz nie dość że czytasz to jeszcze rozumiesz coś przeczytał.Wpłać datek i odejdź w pokoju.
Milcz! - krzyknął Picca i złapał sie za głowę - to nie twoja zasługa.To moje konszachty z Olimpem sprawiają że mi rozumu na wszystko starcza.
Kapłan machnął ręką, a Picca wybiegł z kaplicy, przebiegł pomiędzy grobami, minął bramę, przemknął wokół parku, potem klucząc między Mączną i Targową wpadł wreszcie na plac Świątynny, rozejrzał sie, roześmiał i zaklął najładniej jak umiał.Serdelur właśnie zamiatał swoim pióropuszem ziemię przed jakąś paniusią, Picca ukrył się więc niedaleko fontanny i czekał.
Wreszcie Serdelur nagadawszy się ze wszystkimi, założył na siebie cały ekwipunek, pomachał katu na pożegnanie i ruszył.Zatrzymał się jeszcze przy fontannie, nachylił sie aby wypić łyczek wody, gdy nagle dojrzał schowanego pod powierzchnią Piccę.Złapał go za włosy i silnym ruchem wyciągnął.
Siedemnaście chwil - krzyknął Picca i się otrząsnął z wody.
Musisz zanieczyszczać okolicę?Gdzie ja teraz ugaszę szybko pragnienie? - pytał Serdelur.
W czyśćcu mają świeżo odnowione ujście, na pewno zasmakujesz - syknął Picca.
Serdelur złapał się za serce i pobiegł w kierunku zachodniej bramy.
Pilnuj się - krzyczał za nim Picca - bo jak zgubisz drogę to najpewniej ja tam gdzieś będę i ci nie pomogę.Serdelur przewrócił sie.
Takie słowa oznaczają że nadłożę drogi, pójdę przez bagna - pomyślał.Wstał, otrzepał ubranie i rozglądając się trwożnie zniknął za zachodnią bramą.
Picca wylazł z fontanny, przebrał się w suchy ubiór na środku placu, wzbudzając tym odgłosy zniesmaczenia przechodzącej niedaleko wycieczki z karlego przedszkola i pobiegł za nim dobywając swoich ulubionych sztyletów.
Gdy wybiegł z miasta, dostrzegł znikającego pomiedzy drzewami Serdelura.Pobiegł najszybciej jak umiał w jego stronę i w okolicach traktu wszedł ostrożnie między drzewa.
Ten łapserdak za długo siedział w karczmach, ostatni raz widział las jak zabładził na południowy most - zatrzymał się i nasłuchiwał Picca.
Z południowego-zachodu dobiegł go odgłos niezgrabnie gniecionej sciółki i łamanych patyków.Puścił się w strone tych odgłosów i po krótkiej chwili dojrzał Serdelura niezgrabnie próbującego podejść pod zbocze niewielkiego jaru w który nieopatrznie wbiegł.
Picca smarknął, włożył jeden sztylet w zęby, drugi dobył prawą ręką, lewą zaś przytrzymał się pochyłego drzewa które opuszczało swój pień wgłąb tegoż jaru.Chwilę poźniej stał nad Serdelurem.Bard zrzucił dobytek, rozejrzał się po okolicy i zapłakał.
Niebo było czerwone od koloru zachodzącego słońca, drzewa szumiały śpiewając pożegnalną pieśń, zwięrzeta nadeszły, stanęły nad jarem i niemo przyglądając się krótkiej, z góry przesądzonej walce pochyliły swe głowy.Haon Dor ukłonił się przed bardem, ale Serdelur już tego nie zobaczył.
Picca, ten nie zwracając na nic uwagi wyciagał co się dało z ciała zabitego nieszczęśnika.
Kalesony dam Pędraksowi - mruczał Picca - podwiązka? - wyrzucił za siebie, potem siegnął do sakwy - Pieniądze starczą do następnego rajdu.Resztę zakopać i już.
Zabrał się do kopania, gdy wtem nie wiadomo skąd dobiegł go jakby śpiew, coś zaszumiało miedzy drzewami...Picca dostrzegł wyłaniającą się postać, lekko unoszącą nad ziemią.
Gdy postać podpłynąła i zatrzymała się nad Piccą, ten rozpoznał w niej Dzyndzla.
Dzyndzl, witaj, zobacz jaki jestem dzielny - powiedział nie kryjąc dumy.
Widzieliśmy wszystko na górze Picco - odparł Dzyndzl - przesyłam ci nową część ekwipunku.Rzucił w niego metalową tabliczką otoczoną setkami lampeczek - załóż ją szybko, będziesz najbardziej poszukiwanym kompanem do towarzystwa.
Czy dostanę prztyczka? - Picca spojrzał na tabliczkę, ale nie potrafił nic z niej odczytać.
Wystarczy że włożysz - odparł Dzyndzl przyglądając się nieporadnemu Piccy.Gdy tylko Picca włożył tabliczkę zewsząd dobiegły go nawoływania i dzwięk rogu rozpoczynającego polowanie.Picca rozmarzył się gdyż z taką kolorową tabliczką na pewno wzbudzi szacunek wsród okolicznych łowców.
Dziękuję, pozdrów ode mnie Olimp - pomachał ręką w stronę bożka.
Pozdrowię, ale mam jeszcze dla ciebie prezent od nas wszystkich, garnek ambrozji, chcesz? - zapytał Dzyndzl.
Daj mi go, rzucaj no! - Picca skakał i machał rękami nie mogąc się doczekać niespodzianki.
Dzyndzl zatkał nos, przechylił garnek i w stronę Piccy poleciała struga gęstej śmierdzącej papki.
Wybacz że lekko przetrawiona! - krzyknął Dzyndzl, pomachał reką na pożegnanie i wsiąkł gdzieś między drzewami.
Garnek zatrzymaj, postawisz sobie obok nocnika Picco - dobiegł go jeszcze głos z oddali i Dzyndzl ostatecznie zniknął posród gęstwiny.Zabójca usiadł pod drzewkiem i pomyślał że pewnie znalazłoby się miejsce gdzie boski haft przysporzyłby mu może jakichś korzyści.Tymczasem opuszczony, naznaczony piętnem bandyty i rabusia, nasłuchiwał zbliżających sie ku sobie odgłosów pogoni.

Koniec.
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am

Wiadomośćprzez galin » Pn gru 26, 2005 2:19 pm

Przypadek piąty - O czym szumią knieje.


Praży!
Jessem.
Pijany!
Wczorajszy - wybełkotał.
Bzdyl!
..
Bzdyl!
W toalecie.
Praży przypomniał sobie że mijał się z nim rano w wychodku.
Pędrax!
Pędrax!
Praży trącił łokciem śpiącego Pędraxa.
Jestem! - zapiszczał ziewając.
Picca!
Jest. - Wysyczał.
Dobrze. Grupa uderzeniowa prawie w komplecie - powiedział Kathar.
Przesunąłem zajęcia o sześć godzin, żebyście zdążyli wytrzeźwieć, ale widzę że nie pomogło.
Dziś..
Bzdyl kopnął drzwi, wszedł, skrzywił się na widok Pędraxa i usiadł pod oknem.
Dziś poznamy nową technikę walki.. - kontynuował - Zarpormarszczykowanie.
Nazwa pochodzi...
Błeeee - skrzywił się Bzdyl i położył ręce na blacie, głowę na rękach i zasnął.
Śniło u się że idzie sobie leśną ścieżką wraz ze swoimi dobrymi znajomymi. Po lewej stronie wpatrzona w niego niczym w obrazek, czysta jak krzyształ dziewica Maryś, po prawej wesoła parka, zbierająca razem całymi dniami różowe kwiatki Smarklin i Świri.
Właśnie czystość którą próbowała mimo licznych prób Bzdyla zachować w całości Maryś irytowała go do tego stopnia, że nie mógł on odwrócić swego zmęczonego wzroku od co i rusz pochylającej się i wyciągającej co jakiś czas z leśnej ściółki różowe paskudztwa Świri.
W końcu nie zdzierżył.
Smarklin - zwrócił się do rycerzyka - co byś zrobił gdyby na przykład [TereFeRe] poprosiło cię abyś wstąpił w ich szeregi?
Smarklin niepewnie popatrzył na Świri, która delikatnie pokręciła główką w prawo i lewo po czym znowu zanużyła swe kształtne rączki w poszukiwaniu kolorowych kwiatków.
Zastanowiłbym się, ale chyba nie - powiedział.
Co? - Bzdyl udawał zaskoczenie - Chodź odejdziemy na moment, zaraz ci coś wytłumaczę.
Bzdyl i Smarklin zostali na chwilę z tyłu, Świri popatrzyła na nich i krzyknęła.
- Nie odchodźcie za daleko.

W tym czasie Praży leżał sobie przed chatką burmistrza i wygrzewał zmęczone kości, obok Pędrax bawił się żukami, nad głowami co jakiś czas przelatywały wrzeszcząc jak opętane gobliny.
Troll wziął się za liczenie populacji - zauważył burmistrz który wychylił się przez okno rezydencji.
Sieeedemnaście - wrzeszczał ktoś z oddali.
Nad głową przeleciał pomarszczony goblin trzymając się za obolały tyłek, ale niosąc ze sobą wyraz ulgi i jakiegoś chytrego zadowolenia.
Dlatego przeniosłem leżaczek spod śmietnika - zauważył Praży - nie da się wytrzymać.
Rety, wiosna idzie - zaślinił się się Pędrax - będą żuki.
Osieeemnaście - powietrze zaświszczało i kolejny goblin przeleciał ponad ich głowami.
Idź no, powiedz mu żeby kopał w stronę Firii - powiedział burmistrz do Pędraxa.
Ta byłem rano! - krzyknął Pędrax i pomasował tyłek - niech Praży idzie teraz.
Te burmistrz - zaśmiał się Praży - w Firii mają spokój odkąd zatrudnili prawdziwego urzędnika. Czysto, porządek, gobliny same wzięły się za sprzątanie Middenniru, a tu? Żuki się poniewierają, gdzie nie spojrzeć syf. - splunął.
Burmistrz zamknął okno i schował się do środka.
Sekretarki byś zatrudniał tylko coraz młodsze, z Bzdylem taki by na końcu świata się znalazł - pomyślał - o wilku mowa. Spostrzegł znajomą postać biegnącą traktem.
Postać zatrzymała się wpół drogi do rezydencji burmistrza i zaczęła przywoływać go ręką.
Zostań Pędrax - powiedział - zobaczę co on chce. Wstał i ruszył w stronę lasu, gdzie stał Bzdyl.



Praży od razu zobaczył że coś jest nie tak, Bzdyl mienił się tysiącami barw, błyszczał i piszczał, jego tabliczka wirowała niemiłosiernie, a przecież nie wiało ni trochę.
Podszedł bliżej i zaniemówił, tabliczka z napisem Bohater wyblakła, a napis który zarysował się teraz na niej zmroził jego krew. Nekrofil.
Nnnie zabijaj - Bzdyl drżał ze strachu - [TteRreFeRee] - seplenił Bzdyl.
Elemeledutki - wyciągnął miecz Praży i już miał sieknąć przyjaciela przez łeb gdy wtem przypomniał sobie o wszystkich dziwnych zdarzeniach jakie przytrafiały mu się ostatnio. Znikające wampiry, poskręcane szlaki ktore znał od dzieciństwa. Postanowił zaczekać.
Co się stało? - zapytał.
Sszliśmy lasem we czwórkę, o ja biedny - wyciągnął zakrwawiony miecz - pokazywałem Smarklinowi nową technikę jakiej uczą w [TeReFeriańskiej] Szkole i ... - I co? - wtrącił Praży - Naszedł mi jakoś, nadział się - Bzdyl patrzył z lękiem na przyjaciela?
... - Praży patrzył to na miecz to na Bzdyla - a Świri gdzie?
Zakopana koło niego - wyjąkał Bzdyl - Co?! - krzyknął Praży.
Kkkrzyczała jak diabli, próbowałem pocieszyć, namówić że jak już nie ma Smarklina to pójdziemy we trójkę, znam miejsca w lasku, sama wyciągnęła sztylecik, zadrasnęła się w szyję...- tłumaczył Bzdyl.
I moja Maryś - Bzdyl zaczął łkać - sama wykopała trzeci dołek, nie pchałem jeeeeeeej do tego - wył Bzdyl - powiedziała że mnie juz nie chce.
Popraw zapięcie przy spodniach - Praży wskazał na rozporek - Toś narobił - zmartwił się - zaraz cała kompania wylezie z czyśćca.
Wiem - Bzdyl - otarł łzy - co robić?
Jest tylko jedna rada.
Nieeee - rozpłakał się znowu Bzdyl.
Praży wyciągnął z kieszeni kolorową szmatkę i przytwierdził do paska - Łap - rzucił w kierunku Bzdyla drugi koniec który ten włożył w zęby. Następnie odkroił kawałek brukwi którą zawsze nosił ze sobą ten zaprawiony w przestrzennych wędrówkach podróżnik. Wszystko zawirowało, zaszumiało, po czym obaj zapadli się w niebyt.
Chwilkę później byli na miejscu.
Jaskinie Meguiego - powiedział Praży - idźże - Bzdyl krzywił się i wzdrygał.
Ściągnij tu spodnie, Megui lubi jak wszystko jest przygotowane i może od razu odprawiać rytuał.
Bzdyl w końcu ściągnął spodnie i wszedł do jaskini.
Praży usiadł i słuchał dziwnych dzwięków dochądzących ze środka, sam nigdy nie brał udziału w odczynianiu nekrofilskiego uroku, ale wiedział na czym on polegał i wzdrygnął się teraz.
Za chwilę zatkał sobie uszy gdyż dzwięki dochodzące z jaskini zaczęły przeradzać się w ekstatyczne, nie do zniesienia pojękiwania. Megui wreszcie zawył i było po wszystkim.
Nigdy więcej - powiedział wychodząc Bzdyl i podciągnął spodnie.
Praży rzucił okiem na tabliczkę i krzyknął - Wracamy.

Wracamy!! - wrzeszczał ktoś nad uchem Bzdyla.
Ten zerwał się, wyciągnął miecz, popatrzył dookoła siebie i opadł na ławkę. Był w klasie. Wszyscy spali.
Mam nadzieję że Zarpormarszczykowanie nie raz uratuje twój tyłek Bzdyl - Kathar popatrzył na śpiące towarzystwo wziął deskę klasową i wyszedł na wolne od pijackich wyziewów powietrze.
galin
 
Wiadomości: 11
Dołączył(a): So wrz 24, 2005 7:26 am


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości

cron