przez Arvena » Wt lis 25, 2003 6:37 pm
Oto moje pierwsze opowiadanie, więc proszę bądźcie wyrozumiali. Krytyka mile widziana choć pochwały bardziej.
Przeraźliwy jęk napełnij całą twierdze, Slaanesh wyrwał się z zadumy i odkładając kielich odwrócił się od okna wpatrując się w ciemny zarys drzwi. Otwarły się one z łoskotem i do ciemnej, zimnej sali wkroczyła wysoka kobieta, chłodny wiatr szalejący po twierdzy rozwiewał jej czarne włosy.
-Witaj Arveno, cóż cię sprowadza w moje skromne progi, wielce wierzę, iż jest to coś ważnego, o czym świadczyłyby te jęki poprzedzające twoje przybycie. Rozumiem twoją niecierpliwość i to, że czas jest w dzisiejszych czasach na wagę złota, ale do cholery jasnej czy jest aż taki ważny żebyś smażyła mi strażników? -zapytał a jego głos wzrastał niebezpiecznie. Kobieta popatrzyła na niego pogardliwie zaskoczona jego niewiedzą i po chwili powiedziała:
-Nikogo nie usmażyłam, tylko wlałam im srebro w szpik kostny a to istotna różnica. Widzę, że twoja wiedza w dziedzinie magii jest pobieżna i chyba niewystarczająca, gdybyś potrzebował korepetycji z tej dziedziny zgłoś się do mnie, chętnie pomogę. –odpowiedziała uśmiechając się sarkastycznie.
-Powiedz mi moja droga, co to jajko mądrzejsze od kury jeszcze niedawno nie wiedziałaś jak rzuca się zaklęcia a teraz mówisz mi o korepetycjach z dziedziny magii nie rozśmieszaj mnie proszę!- odrzekł obruszony.
-Niedawno? Widać, że coraz czyściejsze przebywanie w samotności wisząc głową w dół w jakiejś jaskini spaczyło twoje poczucie czasu. Wydarzenie, o, którym mówisz miało miejsce bagatela sześć lat temu.-powiedziała z legendarną już jadowitą nutą w głosie.
-No, co? Przecież mogłem się pomylić zwarzywszy na to, że ani trochę się nie zmieniłaś, piękna jak zawsze. Tak na marginesie wredności też ci niebyło…-odpowiedział wyłapując ukryte przesłanie.
-To ostatnie potraktuję jako komplement. A teraz zmieńmy temat gdyż zaczęty wcześniej nudzi mnie już niezmiernie. Powiedz mi jak się sprawy mają i co słychać w Rodzinie.-zapytała siadając na krześle obitym krwisto-czerwonym atłasem.
-Po staremu, po wycofaniu się Gloina i rozpadzie NWO żyjemy w słodkim lenistwie, co noc wyruszamy na łowy mogąc czuć się bezpiecznie, choć pozostał jeszcze jeden problem a mianowicie szanowni łowcy, ale cóż nie można mieć wszystkiego…-odrzekł z wyraźnym zadowoleniem.
-Żyjecie upajając się spokojem wielce mnie to cieszy, a dla mego serca ma to znaczenie wprost niebotyczne. Mam pytanie…-powiedziała.
-Pytaj jak zawsze jestem skory do udzielenia ci odpowiedzi.
-Co z moją sprawą? Czy padły jakieś ustalenia ze strony Konwent Ojców?
-Co do twojej sprawy nie chciałbym się na razie wypowiadać.-odparł z zakłopotaniem.
-Rozumiem, jeszcze nie…
-Tymi wszystkimi pytaniami odciągnęłaś mnie od mojego wstępnego pytania. Po co nas odwiedziłaś? Czyżby miło to związek z zacną Kapitułą?
-Sprawa jest bardzo skomplikowana, owszem zostałam wysłana z woli Kapituły, ale mój przyjazd tutaj nie ma nic związanego z rozkazami, które od nich dostałam.
-Więc?
-W Shire dzieją się dziwne rzeczy, mało powiedziane dziwne.-dodała po chwili zadumy- zostałam wysłana aby zbadać tą sprawę lecz mam przeczucie, że nie będzie to tylko jednorazowy wypad. Dlatego postanowiłam zawiadomić cię o tym dlatego, że może mieć to coś wspólnego z łowcami a nie dajcie Bogowie jeszcze z Gloinem. Ufam, że podejmiesz odpowiednie w tym celu kroki.-powiedziała z nadzieją w głosie.
-Może to być początek nowego NWO, jestem ci wielce wdzięczny za informacje, ale skąd takie przypuszczenie?- zapytał z niepokojem.
-Przykro mi, ale nie mam czasu na wyjaśnienia, musze ruszać- to mówiąc wstała z krzesła i ruszyła w stronę drzwi.
-A i jeszcze jedno-to mówiąc odwróciła głowę- Jak Kethrax?- zapytała i mała łza popłynęła jej po policzku.
-Wszystko w porządku, co dzień o ciebie pyta.-powiedział i uśmiechnął się w duszy.
-Pozdrów go ode mnie proszę.- to mówiąc odeszła w ciemność…
...