Ale na pewno poszłoby lepiej. Przytoczę tutaj kilka fragmentów z "Aby dochować wierności" - wspomnienia z działań 11 Karpackiej Dywizji Piechoty Bronisława Prugara-Ketlinga.
Przejazd dywizji na teren operacyjny przewidziany był czterdziestoma trzema transportami kolejowymi. Tak było w teorii.
W rzeczywistości odeszło na front i faktycznie walczyło w składzie dywizji tylko 2/3 jej sił organicznych.
Na skutek dokonanych zniszczeń (chodzi o wcześniej wymienione bombardowania, których opisu nie przepisałem - przyp. Powsinogi) transporty ginęły po drodze nie osiągając rejonu koncentracji, a niektóre w ogóle nie wyruszyły ze stacji załadowczych.
A sztab kawałek roboty spartaczył, spójrz tutaj:
Charakterystyczny był przy tym sposób zestawienia i kolejność poszczególnych transportów.
Ustalono je nie kierując się wyłącznie nowoczesnymi wymaganiami bojowymi, lecz według jakichś innych, nie znanych mi bliżej potrzeb. W pierwszych rzutach przychodziły luźne, z różnych pułków pochodzące baony piechoty bez broni przeciwpancernej i dowództw pułków.
I spójrz
jakich akurat składowych dywizji musiało zabraknąć! Bardzo ważnych!Z podanych przedtem powodów w ogóle do rejonu koncentracji nie dotarły:
- Dywizyjna kompania przeciwpancerna (37mm)
- Dywizyjna kompania kolarzy
- Dyon artylerii ciężkiej
- Bateria przeciwlotnicza (40mm)
- Szpital polowy
- 6 kolumn taborowych
Z kompanią kawalerii zwiadowczej, 3 bateriami artylerii lekkiej, 2-3 pułkami piechoty, kompanią kolarzy i 2 samochodami sztabu, ze zwkłymi karabinami maszynowymi jako obronę przeciwlotniczą oraz kompanią łącznościową, która dołączyła się ochotniczo do dywizji w bodajże 2 dniu walk, gdyż nie mogli dotrzeć (lub znaleźć) do macierzystej jednostki.
Z tymi środkami dywizja zdołała
conajmniej:
2 dni bronić przed przeważającymi siłami wroga linii na Wisłoce. Byli w stanie wejść na tyły nieprzyjacielskiej dywizji, otoczyć ją i zniszczyć, co chciał płk.dyp. Prugar-Ketling przeprowadzić, ale z powodu przerwanej komunikacji nie otrzymał takiego rozkazu. (ku wielkiej późniejszej złości gen. Sosnkowskiego)
Przerzedzonymi siłami (kawalerię diabli wzięli, została odcięta i prawdopodobnie przebiła się do Armii Kraków) osłaniali odwrót GO Bielsko przed wrogimi siłami zmotoryzmowanymi.
3 dni obrony jakiegoś małego miasteczka, którego nazwy nie pamiętam. 3 samoloty wroga zestrzelone, wrogi oddział motocyklistów dostał w tyłek, zatrzymali wrogie siły pancerne niszcząc koło 5 czołgów, pomimo tego, że na tyły wpakowali im się ww. motocykliści z dwoma czołgami.
W okolicach lasów janowskich dokonali heroicznych ataków na bagnety wspartych wyjątkowo celną artylerią (z braku amunicji, linie zostały już 14-17 września poprzecinane w wielu miejscach) 3 wrogie umocnione wzgórza zdobyte, strzepali tyłek z 2 szwabskim dywizjom, które musiały się zatrzymać i lizać rany. Najostrzej dostała pewnej nocy w tyłek dywizja SS "Germania" i nawet maszynowe shmeisery in nie pomogły.
Tuż przed koniecznością przedzierania się przez gęste lasy janowskie (gdzie szwaby nie mogły wykorzystywać przewagi swojego sprzętu) musieli spalić znaczną część samochodów i taborów. Szkoda było, bo od 2 września (wtedy dopiero zaczęły się walki dla dywizji, bo dopiero wtedy zdążyła się zgrupować) liczba samochodów cały czas rosła dzięki "ofiarności" naszych przyjaciół zza Odry.
Dywizja przedostała się w obszar koło 7 km. od Lwowa, przebili się od okolic Rzeszowa pod Lwów przez wielkie siły niemieckie - niestety skrajnie wyczerpani zostali pewnej nocy złapani (raczej nie cała dywizja, a już jej resztki) przez dywizję kawalerii radzieckiej.
To i tak nie wszystko. Wyobraź sobie, gdyby mieli pełny skład, od razu wykopane okopy, i wsparcie przynajmniej kilku petek czy "Karasi"?