Historia blizn Orina :D
Powoli wracała mu świadomość, a wraz z nią ból odzywający się z każdego miejsca jego małego ciała,. Po jakichś czterech minutach otworzył oczy. Leżał na stole w jakimś dziwnym pomieszczeniu, a ręce i nogi krępowały mu rzemienie. Spróbował się rozejrzeć, ale nie wiele był w stanie dostrzec w panującym półmroku.
– Widzę, że w końcu się obudziłeś, mój mały. – Z mrocznego kąta pokoju zbliżył się do niego jakiś człowiek ubrany w długą czarną szatę maga. – Pewnie wszystko cię teraz boli. Ale nie martw się, już nie długo, już nie długo będzie po wszystkim i nic nie będzie w stanie zadać ci bólu. – Mężczyzna pogłaskał elfa po jego ciemnych włosach. – Na razie odpocznij. Za dwie godziny zaczynamy.
– Ale co to zaczynamy ? Kim jesteś? Gdzie ja jestem ? – chłopiec z trudem zadawał pytania. Jego ciało odmawiało mu jeszcze posłuszeństwa.
– Dowiesz się w swoim czasie. A teraz postaraj się wypocząć, przed tobą długa noc. – Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia zostawiając dziecko same. Przez głowę elfa przewijało się mnóstwo informacji. Próbował sobie przypomnieć, co się stało i jak się tu znalazł. Pamiętał, że w szkole Aliani znowu przelewitowała mu kamień pod nogę na zajęciach z walki toporami. Przewrócił się, a drewniany topór uderzył go w głowę. Trener znowu go skrzyczał i powiedział, że jak chce zostać wojownikiem, to powinien bardziej się starać, a nie robić za klasową ofermę. Jednak nie zdążył się odegrać na kuzynce. Kiedy wrócił do domu ze szkoły Midgaardzie, mama przypomniała mu, że ma pójść na urodziny Aliani i żeby nie zapomniał prezentu. Orin zostawił swój plecak w domu, zabrał pięknie zapakowany stary magiczny amulet ( idealny prezent dla kogoś kto chce w przyszłości zostać magiem ). Kiedy szedł do domu Aliani, myśląc jak by się na niej zemścić, nagle poczuł ból i stracił przytomność. Nie pamiętał nic więcej.
Powoli, ale systematycznie ból zaczął się zmniejszać, a po godzinie zniknął całkowicie. Elf próbował nawet zerwać krępujące go rzemienie, ale był na to za słaby. W końcu z powrotem zjawił się tajemniczy mag, a za nim sunęła paskudna postać jakiegoś demona.
– No mały, nadchodzi twoja wielka chwila. Niedługo będziesz już nową istotą. – Mag znowu pogłaskał go po głowie.
– Co? Jak to ? – elf już pewniej zadawał pytanie.
– Nie będę ci tego tłumaczył, bo na razie i tak tego nie zrozumiesz. Na razie wystarczy ci wiedzieć tyle, że potrzebuj silniejszego sługi niż ten stary demon i mam zamiar połączyć twoje ciało z ciałem i siłą duchową tego staruszka. W ten sposób mam zamiar stworzyć nową i silniejszą istotę na swoje usługi. – Mężczyzna uśmiechnął się. – Pora zaczynać. – Powiedział, a demon posłusznie położył się na stole obok chłopca. Potem mag zaczął wypowiadać nad nimi magiczne słowa, unosząc w górę jakiś dziwny amulet. Po chwili poczuł, jak jego ciałem szarpie jakaś wewnętrzna siła. Wpadł w panikę i odruchowo zaczął wypowiadać zaklęcie ochronne, którego kiedyś uczył go i Aliani ich dziadek. To jednak nie pomogło. Mag dalej wypowiadał słowa zaklęć a siła szarpiąca jego ciało od wewnątrz, stawała się coraz bardziej bolesna. Chłopiec mimo to nie przestawał skupiać się na zaklęciu. Jednak w pewnym momencie nie był już w stanie znieść bólu. Elf czuł, jak jego dziesięcioletnie ciało zaczyna rozpadać się na części. Z jego gardła wydobył się zdławiony krzyk cierpienia, a z oczu popłynęły łzy. Potem poczuł, jak do jego ciała, w tak powstałe przestrzenie, wnikają inne, obce cząstki, wzmagając jeszcze bardziej ból. Chłopiec stracił przytomność. Kiedy się ocknął, dalej leżał na stole, jednak jego kończyn nie krępowały już rzemienie. W komnacie było jasno i elf doskonale widział twarz maga stojącego nad nim.
– Chyba coś nam się nie udało, mały. – Oznajmił strapionym głosem. – Nie tak powinieneś wyglądać. Jednak wstań i chodź za mną.
– Tak mistrzu. – Odpowiedział chłopiec (sam nie wiedział dlaczego nie kazał mu się udławić) i ruszył z magiem. Kiedy przechodzili przez labirynt korytarzy, spojrzał w jedno z luster. Nic w jego wyglądzie się nie zmieniło po za tym, że był trochę wyższy i na jego twarzy pojawiły się dwie cienkie podłużne blizny, symetrycznie położone wzdłuż obu policzków. Nie wiedział, co w jego wyglądzie nie podobało się magowi, ale on był zadowolony, że tylko tyle się zmienił. Mag zaprowadził go przed sporej wielkości drzwi, otworzył je i kazał wejść i czekać. Chłopiec znalazł się w zupełnie pustej sali, sporej wielkości. Po drugiej stronie była klatka z wilkami. Po chwili klatka otworzyła się i pięć wielkich wilków rzuciło się w jego stronę. Chłopiec przez chwilę się zawahał. Potem musiał robić uniki przed atakiem poszczególnych stworzeń. Nagle jego ręce zmieniły się w ostre szpony, skóra pokryła się drobną czarną łuską, uszy się jeszcze bardziej wydłużyły, blizny na twarzy się rozszerzyły i zaczęły pulsować seledynowym światłem, tak jak jego oczy, w których zanikły źrenice. Jego ciało stało się o wiele zwinniejsze i silniejsze, a szpony okazały się niezwykle skuteczną bronią. Ciało samo wiedziało, co ma robić i po chwili wszystkie wilki były już martwe. Mag pojawił się w otoczeniu białej mgły. Spojrzał na chłopca, który miał wielką ochotę rzucić się na niego, ale powstrzymał go jakiś wewnętrzny głos.
– No, no jednak wyszło lepiej niż mógł bym kiedykolwiek zamarzyć. – Człowiek przyglądał się, jak mały wraca do swojej poprzedniej postaci. – Jak masz na imię ?
-– Orin, mistrzu. – Nie wiedział skąd instynktownie wie, jak ma się do niego zwracać.
– Nie. – Mag zrobił zamyśloną minę. – Taki doskonały twór magii nie może się tak pospolicie nazywać. Trzeba będzie ci znaleźć inne imię, ale tym później się zajmę, tak jak twoją znajomością magii. Bo teraz walczysz jak wojownik, a to mi się nie podoba. Teraz jednak chodź za mną. Pokażę ci twoją komnatę. – Orin poszedł posłusznie za nim, ale jego myśli nie były już tak posłuszne jak ciało „Mam na imię Orin czy ci się to podoba, czy nie. Nieważne jak będziesz na mnie mówił, ja zawsze będę ORINEM.”
Tego wieczora kiedy już siedział na posłaniu, przygotowanym bardziej dla demona niż elfa, mag powiedział, że będzie musiał tam zmienić co nieco w związku z takim obrotem sprawy, Orin myślał o domu. „Rodzice pewnie się o mnie już martwią, mama pewnie płacze, a tata przeszukuje z innymi las. Muszę stąd uciec i wrócić. Przecież muszę się zemścić na Aliani za ten kamień” myślał, patrząc na złoty medalik z ich wspólnym portretem, którego o dziwo mag mu nie zabrał. „Nie dasz rady, jesteś jeszcze za słaby, a on za silny.” usłyszał głos w swojej głowie. „Co? Jak to? Kim ty jesteś?” Orin zapytał się osoby w swojej głowie. „Tym starym demonem” usłyszał odpowiedź. „To ty mi nie pozwoliłeś go wtedy zaatakować. Dlaczego?”. „Ty byś tylko pytał i pytał. Nie wiem jak to zrobiłeś, że dalej jesteś sobą, ale daje ci to możliwość ucieczki od tego szaleńca. On o tym nie wie, więc masz przewagę. Ja też go nie lubię, ale mogę uciec razem z tobą. Co mi bardzo odpowiada skoro już jesteśmy na siebie skazani.” demon zaśmiał się. „Zaklęcie dziadka” przemknęło przez myśl chłopcu. „Może. A teraz idź spać. Póki co czeka cię ciężkie życie, więc lepiej się wyśpij, mały. Postaram ci się pomóc, jak tylko będę mógł”. Chłopiec poszedł za radą demona i zasnął. Śnił o tym, za czym najbardziej tęsknił. O domu i rodzinie.