Historia Orina

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Historia Orina

Wiadomośćprzez Orin » Pt cze 03, 2005 10:18 pm

Historia blizn Orina :D

Powoli wracała mu świadomość, a wraz z nią ból odzywający się z każdego miejsca jego małego ciała,. Po jakichś czterech minutach otworzył oczy. Leżał na stole w jakimś dziwnym pomieszczeniu, a ręce i nogi krępowały mu rzemienie. Spróbował się rozejrzeć, ale nie wiele był w stanie dostrzec w panującym półmroku.
– Widzę, że w końcu się obudziłeś, mój mały. – Z mrocznego kąta pokoju zbliżył się do niego jakiś człowiek ubrany w długą czarną szatę maga. – Pewnie wszystko cię teraz boli. Ale nie martw się, już nie długo, już nie długo będzie po wszystkim i nic nie będzie w stanie zadać ci bólu. – Mężczyzna pogłaskał elfa po jego ciemnych włosach. – Na razie odpocznij. Za dwie godziny zaczynamy.
– Ale co to zaczynamy ? Kim jesteś? Gdzie ja jestem ? – chłopiec z trudem zadawał pytania. Jego ciało odmawiało mu jeszcze posłuszeństwa.
– Dowiesz się w swoim czasie. A teraz postaraj się wypocząć, przed tobą długa noc. – Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia zostawiając dziecko same. Przez głowę elfa przewijało się mnóstwo informacji. Próbował sobie przypomnieć, co się stało i jak się tu znalazł. Pamiętał, że w szkole Aliani znowu przelewitowała mu kamień pod nogę na zajęciach z walki toporami. Przewrócił się, a drewniany topór uderzył go w głowę. Trener znowu go skrzyczał i powiedział, że jak chce zostać wojownikiem, to powinien bardziej się starać, a nie robić za klasową ofermę. Jednak nie zdążył się odegrać na kuzynce. Kiedy wrócił do domu ze szkoły Midgaardzie, mama przypomniała mu, że ma pójść na urodziny Aliani i żeby nie zapomniał prezentu. Orin zostawił swój plecak w domu, zabrał pięknie zapakowany stary magiczny amulet ( idealny prezent dla kogoś kto chce w przyszłości zostać magiem ). Kiedy szedł do domu Aliani, myśląc jak by się na niej zemścić, nagle poczuł ból i stracił przytomność. Nie pamiętał nic więcej.
Powoli, ale systematycznie ból zaczął się zmniejszać, a po godzinie zniknął całkowicie. Elf próbował nawet zerwać krępujące go rzemienie, ale był na to za słaby. W końcu z powrotem zjawił się tajemniczy mag, a za nim sunęła paskudna postać jakiegoś demona.
– No mały, nadchodzi twoja wielka chwila. Niedługo będziesz już nową istotą. – Mag znowu pogłaskał go po głowie.
– Co? Jak to ? – elf już pewniej zadawał pytanie.
– Nie będę ci tego tłumaczył, bo na razie i tak tego nie zrozumiesz. Na razie wystarczy ci wiedzieć tyle, że potrzebuj silniejszego sługi niż ten stary demon i mam zamiar połączyć twoje ciało z ciałem i siłą duchową tego staruszka. W ten sposób mam zamiar stworzyć nową i silniejszą istotę na swoje usługi. – Mężczyzna uśmiechnął się. – Pora zaczynać. – Powiedział, a demon posłusznie położył się na stole obok chłopca. Potem mag zaczął wypowiadać nad nimi magiczne słowa, unosząc w górę jakiś dziwny amulet. Po chwili poczuł, jak jego ciałem szarpie jakaś wewnętrzna siła. Wpadł w panikę i odruchowo zaczął wypowiadać zaklęcie ochronne, którego kiedyś uczył go i Aliani ich dziadek. To jednak nie pomogło. Mag dalej wypowiadał słowa zaklęć a siła szarpiąca jego ciało od wewnątrz, stawała się coraz bardziej bolesna. Chłopiec mimo to nie przestawał skupiać się na zaklęciu. Jednak w pewnym momencie nie był już w stanie znieść bólu. Elf czuł, jak jego dziesięcioletnie ciało zaczyna rozpadać się na części. Z jego gardła wydobył się zdławiony krzyk cierpienia, a z oczu popłynęły łzy. Potem poczuł, jak do jego ciała, w tak powstałe przestrzenie, wnikają inne, obce cząstki, wzmagając jeszcze bardziej ból. Chłopiec stracił przytomność. Kiedy się ocknął, dalej leżał na stole, jednak jego kończyn nie krępowały już rzemienie. W komnacie było jasno i elf doskonale widział twarz maga stojącego nad nim.
– Chyba coś nam się nie udało, mały. – Oznajmił strapionym głosem. – Nie tak powinieneś wyglądać. Jednak wstań i chodź za mną.
– Tak mistrzu. – Odpowiedział chłopiec (sam nie wiedział dlaczego nie kazał mu się udławić) i ruszył z magiem. Kiedy przechodzili przez labirynt korytarzy, spojrzał w jedno z luster. Nic w jego wyglądzie się nie zmieniło po za tym, że był trochę wyższy i na jego twarzy pojawiły się dwie cienkie podłużne blizny, symetrycznie położone wzdłuż obu policzków. Nie wiedział, co w jego wyglądzie nie podobało się magowi, ale on był zadowolony, że tylko tyle się zmienił. Mag zaprowadził go przed sporej wielkości drzwi, otworzył je i kazał wejść i czekać. Chłopiec znalazł się w zupełnie pustej sali, sporej wielkości. Po drugiej stronie była klatka z wilkami. Po chwili klatka otworzyła się i pięć wielkich wilków rzuciło się w jego stronę. Chłopiec przez chwilę się zawahał. Potem musiał robić uniki przed atakiem poszczególnych stworzeń. Nagle jego ręce zmieniły się w ostre szpony, skóra pokryła się drobną czarną łuską, uszy się jeszcze bardziej wydłużyły, blizny na twarzy się rozszerzyły i zaczęły pulsować seledynowym światłem, tak jak jego oczy, w których zanikły źrenice. Jego ciało stało się o wiele zwinniejsze i silniejsze, a szpony okazały się niezwykle skuteczną bronią. Ciało samo wiedziało, co ma robić i po chwili wszystkie wilki były już martwe. Mag pojawił się w otoczeniu białej mgły. Spojrzał na chłopca, który miał wielką ochotę rzucić się na niego, ale powstrzymał go jakiś wewnętrzny głos.
– No, no jednak wyszło lepiej niż mógł bym kiedykolwiek zamarzyć. – Człowiek przyglądał się, jak mały wraca do swojej poprzedniej postaci. – Jak masz na imię ?
-– Orin, mistrzu. – Nie wiedział skąd instynktownie wie, jak ma się do niego zwracać.
– Nie. – Mag zrobił zamyśloną minę. – Taki doskonały twór magii nie może się tak pospolicie nazywać. Trzeba będzie ci znaleźć inne imię, ale tym później się zajmę, tak jak twoją znajomością magii. Bo teraz walczysz jak wojownik, a to mi się nie podoba. Teraz jednak chodź za mną. Pokażę ci twoją komnatę. – Orin poszedł posłusznie za nim, ale jego myśli nie były już tak posłuszne jak ciało „Mam na imię Orin czy ci się to podoba, czy nie. Nieważne jak będziesz na mnie mówił, ja zawsze będę ORINEM.”
Tego wieczora kiedy już siedział na posłaniu, przygotowanym bardziej dla demona niż elfa, mag powiedział, że będzie musiał tam zmienić co nieco w związku z takim obrotem sprawy, Orin myślał o domu. „Rodzice pewnie się o mnie już martwią, mama pewnie płacze, a tata przeszukuje z innymi las. Muszę stąd uciec i wrócić. Przecież muszę się zemścić na Aliani za ten kamień” myślał, patrząc na złoty medalik z ich wspólnym portretem, którego o dziwo mag mu nie zabrał. „Nie dasz rady, jesteś jeszcze za słaby, a on za silny.” usłyszał głos w swojej głowie. „Co? Jak to? Kim ty jesteś?” Orin zapytał się osoby w swojej głowie. „Tym starym demonem” usłyszał odpowiedź. „To ty mi nie pozwoliłeś go wtedy zaatakować. Dlaczego?”. „Ty byś tylko pytał i pytał. Nie wiem jak to zrobiłeś, że dalej jesteś sobą, ale daje ci to możliwość ucieczki od tego szaleńca. On o tym nie wie, więc masz przewagę. Ja też go nie lubię, ale mogę uciec razem z tobą. Co mi bardzo odpowiada skoro już jesteśmy na siebie skazani.” demon zaśmiał się. „Zaklęcie dziadka” przemknęło przez myśl chłopcu. „Może. A teraz idź spać. Póki co czeka cię ciężkie życie, więc lepiej się wyśpij, mały. Postaram ci się pomóc, jak tylko będę mógł”. Chłopiec poszedł za radą demona i zasnął. Śnił o tym, za czym najbardziej tęsknił. O domu i rodzinie.
Emblemat użytkownika
Orin
 
Wiadomości: 26
Dołączył(a): Śr maja 07, 2003 3:08 pm

Wiadomośćprzez Orin » Pt cze 03, 2005 10:43 pm

Początek wojny

Orin resztkami sił stał po środku wielkiej komnaty do ćwiczeń, utrzymując ledwo postać demona, a mag cały czas jeszcze nie był zadowolony z wyników, mimo iż męczył go już kilka godzin.
– Salilusie, nie tak. Ciągle wykonujesz to wszystko za wolno, ostatni raz próbujemy i na dziś koniec. No mały, teleportacja, klątwa, oślepienie, osłabienie i cięcie szponami. – Mag używał imienia Salilus, kiedy zwracał się do Orina. Uważał, że to imię bardziej pasuje do tego, czym teraz stał się mały elf.
– Tak mistrzu. – Orin zebrał resztki sił i spróbował się teleportować. Niestety nie udało mu się, zamiast pojawić się w prawym rogu pokoju, pojawił się w połowie drogi i w swojej elfiej postaci upadł nieprzytomny na podłogę.
Kiedy się ocknął, leżał na łóżku w swojej komnacie. Poleżał chwilę, wstał i podszedł do stołu, na którym w takich wypadkach mag zostawiał rozkazy dla niego. Tym razem nie było inaczej. Koperta jak zawsze, czarna, z dużą czerwoną pieczęcią. „Czy on na prawdę ma aż taki uraz do telepatii? Byłoby o wiele łatwiej.” Myślał chłopiec otwierając kopertę i czytając rozkazy. „Wykąp się, pożyw i przebierz w podróżne ubranie. Wygląda mały, że gdzieś jedziecie. ” Demon nie umiał się powstrzymać od komentowania. Orin potwierdził telepatycznie odebranie rozkazów i zabrał się do wyciągania z szafy podróżnych ubrań. „Jedyne co mi się podoba z tych beznadziejnych ciuchów to ten płaszcz podróżny z kapturem. Jak się go odpowiednio nałoży, to twarzy nie widać.” Myślał odkładając na bok to, co zamierzał założyć. „Nie wiem, co ci się nie podoba, nie lubisz czarnego koloru? ” Zaśmiał się w jego głowie demon. „Nie aż tak, żeby chodzić tylko w czerni. ” Orin zebrał ubranie i poszedł się wykąpać.
Powóz maga powoli jechał przez gęsty las. Orin jak zwykle w takich okolicznościach wpatrywał się w przemykające za oknami drzewa i tęsknił za domem, za tymi szczęśliwymi chwilami, które w jego pamięci zaczynały zastępować wspomnienia zabitych istot, ciężkie treningi oraz pamięć bólu poranionego i wycieńczonego ciała.
– Salilusie, skup się. Pamiętaj o swoich obowiązkach, tobie nie wolno się rozkojarzyć.
– Co tylko powiesz, mistrzu. – Orin momentalnie odsunął od siebie wszystkie wspomnienia i uczucia, a jego twarz przyjęła beznamiętny wyraz. W ciągu ostatnich trzech lat zdążył się nauczyć, że emocje i uczucia mogą okazać się dla niego zgubne. Nie nauczył się, co prawda, kontrolować siebie idealnie i czasem zdarzało mu się zapomnieć tak jak teraz, jednak wtedy szybko mag przywoływał go do porządku.
– Posłuchaj mnie teraz uważnie. – Mag miał spokojny, ale stanowczy głos. – Kiedy dojedziemy do Midgaardu, cały czas będziesz czekał w ukryciu, będziesz pilnował okolicy i donosił mi o wszystkim telepatycznie. Nie ujawnisz się dopóki cię nie wezwę. Zrozumiałeś?
– Tak, mistrzu. – Orin poczuł coś na kształt radości. W jego głowie zrodziła się nadzieja na to, że może uda mu się choć zobaczyć kogoś z rodziny, albo przekazać im wiadomość, że żyje.
– A, i nie próbuj nawet się kontaktować z kimś z przeszłości. Czary, jakie rzuciłem na ciebie, zaraz mi zdradzą, czy byłeś w pobliżu kogoś, kogo kiedyś ceniłeś. – Mag szybko i brutalnie rozwiał wszelkie nadzieje chłopca. „He he, stary nie jest taki głupi. Wie, że musisz się go słuchać i myśli, że nie możesz zrobić mu krzywdy, ale jeszcze ci nie ufa tak do końca. Za dużo w eksperymencie nie poszło po jego myśli.” Demon nie wytrzymał i musiał skomentować. Orin wrócił do obserwowania lasu, ale już nie odważył się rozkojarzyć.
Po dojechaniu do bram Midgaardu Orin opuścił powóz maga i obserwował go z oddalenia, aż nie znalazł się u celu podróży. Wtedy spokojnie zaczął rozglądać się po okolicy, pilnując, aby nic nie zagroziło jego mistrzowi. W tej dzielnicy miasta znajdowały się wille bogatych mieszczan. Była ładna i zadbana. Kiedy tak się rozglądał, w pewnym momencie dotarły do jego uszu dźwięki rozmowy.
– Aliani, no chodź, bo zaraz się spóźnimy na przyjęcie. – Mówiła ludzka dziewczyna ciągnąc młodą elfkę. – Szybciej, rusz się, musimy dogonić dziewczyny.
-– Spokojnie Sarindo, mamy jeszcze czas. Jego urodziny zaczynają się dopiero za pół godziny. – Aliani nie miała najmniejszej ochoty przyśpieszyć kroku.
Orin przyjrzał się im uważnie, a serce zabiło mu mocniej. Był pewien, że ta elfka to jego kuzynka. Przez ostatnie trzy lata mało się zmieniła, tylko tyle, że wyrosła. „Cholera, taka okazja, a ja nie mogę nawet zrobić jej głupiego psikusa.” Wściekał się Orin.

***

W domu kupca Diarmaida mag przy posiłku i lampce dobrego wina omawiał interesy.
– Wezwałem cię tu Garvanie, ponieważ wiem, gdzie jest ten cenny artefakt, którego tak szukasz.
– Doprawdy? – Mag podchodził do tych nowin z rezerwą.
– Tak, nawet miałem go tu dla ciebie, jednak nekromanci mi go wykradli. Oni też mają plany z nim związane, jednak odmówiłem im sprzedaży go, no i jeszcze innego artefaktu.
– Rozumiem, czyli ja mam je odzyskać, a w zamian medalion będzie mój? Dobrze cię zrozumiałem?
– Tak, ale wiesz, że się im narazisz.
– Wiem, ale to już nie pierwszy raz, kiedy mieszają się w moje plany. Czas chyba zrobić z tym coś otwarcie.
– Mianowicie, co masz na myśli? Wojnę? A co z twoim konfliktem z paladynami? Czy to rozsądne walczyć z tymi dwiema gildiami jednocześnie?
– Tak. Oni nigdy się nie zjednoczą, a więc też nigdy mnie nie będą w stanie pokonać. – Garvan był pewny siebie, można powiedzieć zbyt pewny siebie. – A teraz pora byś kogoś poznał. – Powiedział mag patrząc z zadowoleniem na minę kupca, kiedy na jego telepatyczne wezwanie pojawił się Orin w swej demoniej formie. – Poznaj Salilusa, moje nowe dzieło. A teraz mów dokładnie wszystko, co wiesz. – Diarmaid spokojnie wyjaśnił, gdzie są artefakty, kto ich najprawdopodobniej pilnuje i jak się tam dostać. Kiedy skończył, Orin kiwnął głową na znak zrozumienia. Nim zniknął, aby wykonać zadanie, mag wydał mu jeszcze jeden dodatkowy rozkaz.
Orin nie mógł się spotkać z Aliani, ale mógł jej przekazać list przez jej koleżankę. Wybrał Sarindę. Dziewczyna miała tego pecha, że przypadkowo natrafił na nią, kiedy wchodziła do domu. Nie czekał, od razu zaczął rozmowę.
– Cześć. – Przywitał się spokojnie, jednak i tak ją wystraszył.
– Witaj. – Odpowiedziała Sarinda, kiedy się trochę opanowała. – Kim jesteś, i czego chcesz? – Spytała już pewniejsza siebie.
– Daj to Aliani. – Powiedział wręczając jej kartkę. – Będzie wiedziała od kogo. – Dodał wyprzedzając jej pytanie, po czym teleportował się w okolice, gdzie miał znajdować się klejnot. Wiedział, że kartka nie zaspokoi ciekawości kuzynki, jednak na razie te kilka słów napisane ich starym kodem musiało wystarczyć. Wiedział, że użycie ich dziecinnej formy zapisu informacji będzie dla niej najlepszym dowodem na to, że nikt nie robi sobie z niej żartów.
– Aliani, chyba masz wielbiciela. – Powiedziała Sarinda zatrzymując ją na korytarzu i dając jej kartkę od Orina. – Powiedz co napisał, proszę. Ach, to takie romantyczne przekazywać sobie anonimowe listy miłosne. – Sarinda sprawiała wrażenie, jakby zapomniała o całym świecie, marząc o miłości i o tajemniczym chłopcu, którego przed chwilą widziała.
– Wielbiciela? Co to znowu za natręt? – Powiedziała Aliani półżartem rozkładając kartkę, jednak kiedy zaczęła czytać, jej dobry humor zniknął. „Żyję. Póki co nie mogę się z wami spotkać. Powiedz mamie i tacie żeby się nie martwili.” i podpis „Orin”.
– Jest taki tajemniczy i pewnie bardzo romantyczny, co nie, Aliani? W sumie to nawet przystojniak z niego, no może z wyjątkiem tych blizn.... – Urwała Sarinda, kiedy zobaczyła zmartwioną minę koleżanki. – Czy coś się stało?
– Nic! No oprócz tego, że go uduszę, powieszę lub wypatroszę. Oczywiście, jak go znajdę. Albo wiesz co? Wyswatam cię z tym idiotą. Jak chcesz jest twój, tylko go złap. Wiesz kto to był?! Orin. Już nie żyje! Niech tylko wpadnie w moje ręce, już ja mu pokażę. – Powiedziała wściekła elfka i wybiegła ze szkoły. Potrzebowała trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Nie wiedziała, co myśleć. W końcu od roku wszyscy uważali jej kuzyna za zmarłego, mimo iż ciała nigdy nie odnaleziono po tym, jak zniknął przed trzema laty, a tu nagle okazuje się, że żyje. W tej właśnie chwili elfka cieszyła się z tej wiadomości i jednocześnie miała ochotę sama uśmiercić swojego kuzyna.
Orin nie miał trudności ze zlokalizowaniem kryjówki. Dzięki wskazówkom od kupca i bliźniaczemu artefaktowi od Garwana, szybko odnalazł medalion w katakumbach. „ Takie cenne, a tak słabo pilnowane” pomyślał elf, kiedy zakradł się już wystarczająco blisko strażników. Sześciu nekromantów nie miało najmniejszych szans, trzy celne wybuchy plazmowe i pierwsza trójka już nie żyła. Orin uchylił się przed magicznymi atakami pozostałych, podbiegł i wykończył ich kilkoma wprawnymi cięciami swoich szponów. Na krótką chwilę zapomniał się i zaczął oblizywać krew ze szponów. Szybko jednak oprzytomniał i odsunął je z odrazą. „Mhm, pyszna krew. Przydało by się więcej.” Odezwał się demon. „Nie teraz, mamy zadanie do wykonania. Podjesz sobie kiedy indziej.” Odpowiedział mu Orin. „Eh, nigdy nie ma czasu na moje jedzenie.” Elf mógłby przysiąc, że demon czyni mu wyrzuty. Szybkim lecz spokojnym krokiem przeszedł przez korytarz nie uruchamiając żadnej pułapki. Podszedł do wykutego w ścianie zagłębienia, włożył w nie rękę i poczekał. Zignorował pierwsze magiczne iluzje ukazujące się jego oczom i we właściwym momencie zacisnął pięść. Odczekał jeszcze chwilę i wyjął rękę z zagłębienia, w zaciśniętej dłoni znajdował się artefakt. „No, no brawo mały. Myślałem, że się cofniesz, kiedy te węże podpełzły ci do twarzy. Jednak wytrzymałeś, coraz lepiej panujesz nad sobą, brawo.” Demon pochwalił go. Orin też był z siebie zadowolony. Za pierwszym razem, kiedy mag uczył go rozpoznawania iluzji i magicznych kryjówek, to odskoczył jak oparzony, kiedy zobaczył węża. Teraz jednak miał już za sobą trochę praktyki i trzeba było czegoś więcej, by go wystraszyć.
Po wykonaniu pierwszej części zadania, Orin przystąpił do drugiej, mniej przyjemnej. Wypowiedzeniu wojny nekromantom na ścianie krwią syna przywódcy jednego z ich klanów. W tym celu musiał zakraść się do domostwa przywódcy i zabić jego nowonarodzonego pierworodnego. Kiedy skończył wypisywać formułę, oddalił się. Mimo iż od trzech lat zabijał na rozkaz maga i śmierć dorosłych nie robiła na nim większego wrażenia, teraz jednak zabił niewinne dziecko. To było za dużo dla niego, nie wytrzymał i zwymiotował w krzakach niedaleko nabrzeża. Opanowanie nerwów zajęło mu trochę czasu. Kiedy już udało mu się całkowicie nad sobą, wrócił do maga i zdał raport. Od tej pory Garvan będzie walczyć nie tylko z paladynami, jednak dla chłopca nie stanowiło to żadnej różnicy. I tak będzie zabijał na jego rozkaz, a czy to sługę światła, czy mroku, to już było mu zupełnie obojętne, bo wybór i tak nie należał do niego.
Tej nocy Orin znowu obudził się poza wieżą. Był w postaci demona i znajdował się środku małej wioski. Stał tam i trzymał w rękach zakrwawione ciało niemowlęcia, a w ustach czuł posmak krwi. „Hmm, niewinna krew, taka była pyszna. Szkoda, że ty nie podzielasz moich upodobań kulinarnych.” Mruczał z zadowoleniem demon. „ Ty znowu mi to zrobiłeś. Czy ty nie możesz się obejść bez krwi? Ja nie chcę zabijać, robię to kiedy już nie mam wyboru. Nienawidzę, jak przejmujesz kontrolę i idziesz sobie podjeść.” Orin zawsze wtedy czuł się okropnie, uważał, że powinien temu zapobiec, nie dopuścić do śmierci niewinnej istoty. Demon jednak wybiera takie momenty na swoje wyprawy, kiedy Orin jest wycieńczony po misji i nie ma już sił, aby całkowicie kontrolować swoje ciało. „Eh, taka już moja natura chłopcze, a tego nie zmienisz. Skoro nie chcesz mi pozwolić zaspokoić głodu, kiedy nie śpisz, musze wykorzystać te słodkie chwile, kiedy jesteś nieprzytomny. Tylko nie wymiotuj, tak jak za pierwszym razem. To nic nie da, a ja jutro znów będę głodny. ”Demon śmiał się, kiedy Orin zmywał krew z rąk i twarzy w pobliskim strumieniu z wielkim trudem powstrzymując się od zwymiotowania zawartości żołądka.” „Miałbyś litość. Jestem poraniony, sponiewierany i wycieńczony po tej ostatniej misji. A ty mi jeszcze nocne wycieczki fundujesz. ” Bezsilnie wściekał się na demona kończąc doprowadzanie się do porządku. „Czas wracać do wieży. Mag przymyka oczy na nasze nocne wycieczki, ale nie wolno wystawiać jego cierpliwości na próbę.” Przypomniał mu demon, a chłopiec szybko znalazł się z powrotem w swojej komnacie. Jednak tej nocy nie zmrużył już oka, dręczony przez wyrzuty sumienia, tęsknotę za domem i innym życiem. W takich chwilach siedział skulony na swoim łóżku i cicho popłakiwał, mimo iż za każdym razem przyrzekał sobie, że płacze po raz ostatni. Łzy jednak same płynęły i płynęły, ale z każdym rokiem coraz bardziej machinalnie i pusto. Jego młoda dusza powoli wypalała się, a on zaczynał się bać, że za kilka lat już nie będzie w stanie nic czuć. Przynajmniej nie tak jak elf powinien.
Emblemat użytkownika
Orin
 
Wiadomości: 26
Dołączył(a): Śr maja 07, 2003 3:08 pm

Wiadomośćprzez Orin » Pt cze 03, 2005 10:43 pm

Koniec i nowy początek

Bitwa w wieży trwała długo, jednak nawet połączone siły kilku nekromantycznych klanów nie były w stanie złamać obrony, jaką przez te wszystkie lata przygotowywał sobie Garvan. Demony, których miał tysiące dosłownie równały z ziemią ożywieńców i nekromantów. Ci jednak nie poddawali się i przysyłali do walk coraz to nowe szkielety, zombi i mumie. Po kilku godzinach armia demonów zaczęła zyskiwać przewagę i spychać zastępy wroga coraz dalej od wieży. Kiedy wydawało się, że nekromanci po raz kolejny poniosą klęskę, do walki włączyły się siły Białego Zakonu paladynów. Wycieńczone demony nie miały szans w starciu z wypoczętymi paladynami. Siły maga zaczęły cofać się w kierunku wieży. Walka trwała jeszcze kilka godzin nim nekromantom i paladynom udało wedrzeć się do wieży. Orin, który do tej pory walczył w szeregu razem z innymi demonami, został telepatycznie wezwany przez mistrza do jego komnat. Kiedy zjawił się na miejscu, mag walczył już z dwoma paladynami. Odruchowo odciągnął jednego z nich od mistrza. Był już zmęczony walką, jednak paladyn był bardziej zmęczony i nie stanowił dla niego większego wyzwania. Szybko obezwładnił go i kiedy miał już zakończyć jego życie, powstrzymał go demon. „ Teraz albo nigdy! Odwróć się i atakuj”. Orin z początku nie wiedział, co demon ma na myśli, jednak kiedy się obrócił i spojrzał w kierunku maga, zrozumiał. Garvan w tej bitwie zużył więcej swoich sił niż kiedykolwiek dotąd. Poza tym był całkowicie pochłonięty walką z drugim paladynem. Chłopak zebrał wszystkie siły i zaatakował w momencie, kiedy mag szykował się do rzucenia ostatecznego zaklęcia i zabicia rozbrojonej osoby, jednak nie udało mu się nawet zadrasnąć maga. Został odepchnięty przez jakieś potężne zaklęcie, przekoziołkował przez większą część komnaty i zatrzymał się dopiero na ścianie.
– Salilusie, nie myślałeś chyba, że uda ci się mnie pokonać. Eh, widzę, że trzeba jeszcze zmienić dużo w tobie. Do doskonałości jeszcze sporo ci brakuje. – Mag powoli zmierzał w jego kierunku. – Jutro porozmawiamy o tym, co tu dzisiaj zaszło oraz zajmiemy się twoją lojalnością. „ NIGDY! NIE DAM ZROBIĆ Z SIEBIE NIEWOLNIKA! UWOLNIĘ SIĘ LUB ZGINĘ, ALE JUŻ NIGDY NIE BĘDĘ NA TWOJE ROZKAZY! ” nienawiść, jaką przez te wszystkie lata zbierała się w Orinie, stała się źródłem jego dodatkowej siły. Sprawiła, że już nie myślał, nie bał się, nie uważał, tylko działał. Wypowiedział zaklęcia ochronne, złapał paladyński miecz leżący obok niego i zaatakował. Tym razem udało mu się przebić przez magiczną ochronę maga. Jednym wprawnym ruchem oddzielił jego głowę od reszty ciała. Na ten atak zużył wszystkie swoje siły i padł nieprzytomny na podłogę. „Wolny, nareszcie wolny. Nigdy więcej zabijania na jego rozkaz, NARESZCIE. ” Myślał Orin pogrążając się w mroku.
Kiedy odzyskał przytomność, leżał w magicznym pentagramie, a dwójka paladynów pilnowała go.
– Mamy z tobą problem demonie. – Powiedział starszy, kiedy Orin usiadł sobie wygodnie w samym środku magicznego więzienia.
– Tak? A jaki? – Podtrzymywał rozmowę, na której tak naprawdę mu nie zależało. Chciał tylko zdobyć trochę czasu na rozeznanie się w sytuacji.
– Nie możemy określić, z której sfery pochodzisz, aby cię tam odesłać. Na zabicie cię honor nam nie pozwala, ponieważ uratowałeś nam życie.
– Jeny, macie problemy. Ja i tak zaraz sobie stąd idę. Tylko się przebiorę, bo te ubranie jest już zniszczone. – Orin na oczach zdumionych paladynów wrócił do swojej elfiej postaci i przeszedł przez magiczną barierę.
– Co? Jakim cudem? – Paladyni wydali z siebie okrzyki zdziwienia. – Jak to? Czym ty jesteś?
- Eh, i wy siebie nazywacie paladynami? – Orin powiedział to z rezygnacją w głosie. – Nieudana próba połączenia mnie z demonem.
– Nieudana? To co on chciał osiągnąć?
– Dokładnie to nie wiem, ale moja obecna postać na pewno nie była zamierzona. A teraz żegnam. Muszę się przygotować do drogi.
– Co zamierzasz?
– Nic. Pokręcę się po świecie, odwiedzę stare kąty. Zobaczę co się zmieniło, kiedy mnie nie było. Zresztą, to nie wasza sprawa. – Orin zostawił zdziwionych paladynów i udał się do swojej komnaty. Ku swojemu miłemu zaskoczeniu zastał ją w idealnym stanie. Widocznie walka toczyła się w innej części wieży. Chłopiec spokojnie przebrał się w podróżne ubranie. Następnie przeszedł się do jednej z komnat maga i wyciągnął złoto z ukrytej kryjówki. Nie brał go dużo. Wziął tylko tyle, ile wydawało mu się, że potrzebuje na zakup sprzętu i prowiantu w pobliskiej wiosce, poczym odszedł. Raz na zawsze opuścił posiadłość Garvana.
Orin, po opuszczeniu wieży maga, nie wiedział, gdzie ma iść i co tak naprawdę z sobą zrobić. Kupił prowiant i wybrał się w drogę przed siebie. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się w okolicy Midgaardu. Pewnego popołudnia, kiedy szedł sobie spokojnie w okolicach Elfiej Doliny, nie wiadomo skąd wyleciała kula ognia mknąca szybko w jego kierunku. Orin na jego szczęście zrobił szybki unik i wyszedł bez szwanku z tego ataku. Po chwili z lasu wybiegła młoda elfka i zaczęła go przepraszać.
– Nic ci się nie stało? Ja naprawdę nie chciałam. Po prostu mam jeszcze kłopoty z kontrolą tego zaklęcia.
– Nie, nic. Na szczęście mam dobry refleks. – Odpowiedział spokojnie.
– Na pewno? – Elfka ciągle nie wierzyła jego słowom, ale kiedy ponownie skinął głową, że tak, dała spokój. – A tak w ogóle to jak się nazywasz? Chyba nie jesteś stąd, bo pierwszy raz cię tu widzę.
– Orin. – Odburknął elf.
– Orin? – Elfka przyjrzała mu się uważnie. – To tak jak mój kuzyn. Tylko że on zaginął parę lat temu. – Dodała smutnym głosem. – W każdym razie ja jestem Aliani. – Teraz to Orin zaczął się jej przyglądać. Po chwili uderzył ją pięścią w brzuch.
– To za ten głupi kawał z toporem, wredoto. No i jak tak stawiasz sprawę, to też za tę kulę ognia przed chwilą. – Orin uśmiechnął się złośliwie do Aliani, która ze zdziwienia zaniemówiła. Elfka po raz kolejny uważnie przyjrzała się Orinowi, jednak tym razem obejrzała medalik na jego szyi i dopiero uwierzyła w to, co się działo. Rzuciła się na szyję kuzynowi i przytuliła go mocno.
– Orin, ty naprawdę tu jesteś. Ty żyjesz. Nawet nie wiesz jak się cieszę. – Szepnęła na ucho oniemiałemu elfowi, który spodziewał się po niej zupełnie innej reakcji. Jednak ta chwila czułości ze strony kuzynki nie trwała długo i już po kilkudziesięciu sekundach odsunęła się od niego i uderzyła go pięścią w brzuch. – Czy ty sobie zdajesz sprawę, jak się wszyscy tu o ciebie martwili, ile twoja mama płakała, ile zamieszania wywołało twoje zniknięcie? Co? A ty tylko jeden raz dałeś znać, że żyjesz. – Prawie wykrzyczała mu to w twarz.
– To naprawdę nie moja wina. Ja naprawdę nie mogłem. – Orin próbował protestować.
– Tak?! A to niby dla czego? Może ci się nie chciało po prostu leniu jeden ...? – Aliani przerwała wykład, kiedy Orin na jej oczach przybrał postać demona. – Co... co ci się stało? – Powiedziała, kiedy w końcu po kilku minutach odzyskała mowę, a Orin w skrócie opowiedział jej, co się z nim działo przez ostatnie sześć lat.
– I mówisz, że nie da się nic z tym zrobić? – Zapytała zdziwiona.
– Na to wygląda, a wcale mi się nie uśmiecha żyć z tym demonem już do końca. W sumie to mam już tego serdecznie dość i chciałbym być znowu normalny.
– A może uzdrowiciel by coś poradził?
– Kto? – Zapytał Orin zdziwiony.
– No... Midgaardzki uzdrowiciel. Wiesz, ten ze świątyni. W sumie to nawet jestem pewna, że da radę. To bardzo mądry i potężny człowiek. Chodź, zaprowadzę cię do niego. – Z początku Orin starał się protestować, ale Aliani jak zawsze po prostu przestała go słuchać i zaciągnęła do uzdrowiciela, który ku jego wielkiemu zdziwieniu powiedział, że potrafi oddzielić go od demona, jednak potrzebuje trochę czasu na przygotowania, więc mają przyjść do niego rano. Uzdrowiciel był też zaskoczony tym, że to Orin a nie demon kontroluje ciało, co ułatwiało mu zadanie. Po wizycie u uzdrowiciela Aliani zaciągnęła Orina do jego domu.
– Nie sądzę, aby chcieli mnie widzieć. Może po tych wszystkich latach byłoby lepiej, gdyby nie wiedzieli, że tu jestem. No i jeszcze w takiej postaci. – Powiedział, kiedy już stali przed drzwiami, a Aliani miała właśnie zapukać.
– Zastanów się, co ty teraz wygadujesz! Oni będą wniebowzięci, że żyjesz i że wróciłeś. Orin! To twoi rodzice i naprawdę bardzo cię kochają. Najgorsze, co możesz im zrobić, to pozwolić aby nadal żyli w niepewności. – Aliani jedną ręką przytrzymała go, aby nie uciekł, a drugą zapukała do drzwi. Orin zaczął trząść się ze strachu przed tym spotkaniem, jednak jak się później okazało zupełnie niepotrzebnie. Rodzice naprawdę ucieszyli się z jego powrotu, a jego obawy, że ich zawiódł, same się rozwiały, jak tylko zaczął z nimi rozmawiać. Tego wieczoru znowu był z rodziną i znowu czuł się tak, jakby miał dziesięć lat, spokojny i kochany, a wszystkie bolesne wspomnienia wydawały się tylko niemiłym snem i na tych kilka godzin zaczęły mniej boleć.
Kiedy Orin i Aliani przyszli rano do Midgaardzkiego uzdrowiciela, ten był już przygotowany do wykonania rytuału rozdzielenia.
– Czy to na pewno zadziała? – Zapytał elf niepewnym głosem.
– Z tak silną magią nigdy nie ma nic pewnego, mój chłopcze. – Uzdrowiciel uśmiechnął się uspakajająco do Orina. – Zaczynajmy, szkoda czasu. – Elf tylko skinął głową i położył się we wskazanym mu miejscu oraz pozwolił unieruchomić sobie ręce i nogi. Aliani odsunęła się, aby nie przeszkadzać. Uzdrowiciel powoli zaczął wymawiać długie formuły pradawnych zaklęć. Z początku Orin nie czuł nic niezwykłego, jednak przy trzecim zaklęciu poczuł znajomy ból ciała rozpadającego się na części. Tym razem jednak nie krzyczał, nie płakał, mimo iż jego ciało odczuwało coraz większy ból. Teraz wiedział, dlaczego cierpi, nie był tym samym przerażonym chłopcem, co kiedyś. Wiedział też, że potem będzie mógł normalnie żyć. Przez to ból wydawał się mniejszy. Jednak i tym razem nie wytrzymał do końca obrzędu i stracił przytomność. Kiedy ją odzyskał, było już po wszystkim. Uniósł się lekko na łokciach i rozejrzał po pomieszczeniu. Aliani siedziała sobie wygodnie w jakimś fotelu i czytała książkę, uzdrowiciel krzątał się po pomieszczeniu przygotowując dary dla bogów. Kiedy spostrzegł, że Orin się obudził, uśmiechnął się do niego.
– I jak się czujesz? – Zapytał. – Nie przypuszczałem, że się tak szybko obudzisz. Masz silny organizm. Teraz chyba zaczynam rozumieć, dlaczego Garvan wybrał ciebie na swojego sługę.
– Eh, chyba dobrze. Jednak wszystko piekielnie mnie boli. – Powiedział jeszcze zdezorientowany elf.
– Niedługo przestanie. Organizm musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji. – Kiedy uzdrowiciel skończył mówić, Aliani rzuciła się na szyję kuzyna ze złośliwym uśmieszkiem i słowami: „Jak dobrze, że już się obudziłeś. Zaczynałam się o ciebie martwić.”
– ALIANI! Nie bądź wredna! – Uzdrowiciel przywołał elfkę do porządku. – Przecież doskonale wiesz, że teraz go to strasznie boli. I nie udawaj mi tu niewiniątka.
– Eh, dobrze, przepraszam. – Odpowiedziała zmieszana dziewczyna.
– A ty, mój chłopcze, obejrzyj się za siebie. Pomyślałem, że może chciałbyś się pożegnać zanim odeślę go tam, gdzie jego miejsce. – Uzdrowiciel uśmiechnął się dobrotliwie. Orin odwrócił się i ujrzał starego demona złapanego w magiczne sidła. Demon był spokojny. Nie rzucał się, nie miotał. Po prostu lewitował tam i czekał.
„Żegnaj. Miłej zabawy tam, w domu.” – Powiedział mu telepatycznie Orin.
„Żegnaj mały. W sumie, jeśli wolno demonowi tak mówić, to miło było mieszkać w twoim ciele. Powodzenia w dalszym życiu. I jeśli będziesz kiedyś potrzebował znowu sublokatora, to wiesz, jak mnie przywołać.” – Odpowiedział mu demon, i elf mógłby przysiąc, że się uśmiechnął.
„Tak, wiem. Ale wątpię, że kiedyś znowu złączę się z demonami. Chcę żyć normalnie. Jeśli w ogóle jeszcze tak potrafię.”
„Wiedz, że nigdy nie zapomnisz o tym, co przeżyłeś. Pogódź się z tym. Nie walcz ze wspomnieniami, bo przegrasz. To taka mała rada demona. Nie jestem młody, żyję już kilkaset lat i zdążyłem poznać naprawdę dużo ludzi, takich jak ty. Żyj dalej i ciesz się życiem. A jeśli kiedyś przyjdą koszmary, to przyjmij je, a nie uciekaj, bo cię złapią i zabiją.”
„ A ty co się tak o mnie martwisz? Czyżbyś zamierzał zabrać moją duszę kiedyś do swojego świata?” – Orin pozwolił sobie na żart.
„Może, może, ale na pewno jeszcze nie teraz. Do zobaczenia Orinie.”
„ Tak, do zobaczenia. W sumie to i ja cię czasem lubiłem. Trochę dziwnie będzie bez twoich ciągłych komentarzy, za bardzo się do nich przyzwyczaiłem.” – Oboje wymienili ostatnie spojrzenia i uzdrowiciel wysłał demona z powrotem do jego świata.
– To już koniec, Orinie. Teraz musisz nauczyć się żyć od nowa. A, i nie przejmuj się swoimi bliznami. Nie mogłem przywrócić twojego pierwotnego wyglądu, za dużo informacji o nim zostało zniszczonych w twojej aurze przez tak długi czas. Pod wpływam emocji mogą się rozszerzać i pulsować światłem, jak do tej pory. No i kolor oczu też się będzie zmieniał. Ale to tylko tyle zostało z twojej demonicznej formy. I pamiętaj o radach demona, tym razem mówił prawdę. – Uzdrowiciel uśmiechnął się przyjaźnie do niego.
– Dziękuję. – Orin też postarał się uśmiechnąć, ale mu nie wyszło. – Będę miał u ciebie dług. A teraz żegnajcie. – Orin wstał i zebrał się do wyjścia. Aliani chciała go zatrzymać, ale powstrzymał ją uzdrowiciel.
– Nie, Aliani, pozwól mu na razie odejść. On musi się na nowo odnaleźć. Nie martw się, z natury to wesoły i wiecznie uśmiechnięty chłopak. Jeszcze go takim zobaczysz. Teraz potrzebuje czasu na zagojenie najboleśniejszych ran. – Powiedział uzdrowiciel, kiedy Orin już wyszedł.
-– Ale on znowu odchodzi. Dopiero co się wszyscy cieszyli, że nic mu nie jest, że żyje, a teraz znowu nie będziemy wiedzieć, co się z nim dzieje. No i komu ja będę dokuczać i swatać? – Aliani próbowała ukryć smutek za maską żartu.
– Bądź spokojna, on niedługo wróci i jeszcze będziesz mogła go męczyć, aż ci się to znudzi. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.Jest jeszcze zbyt przyzwyczajony do samotności, daj mu na nowo nauczyć się żyć wśród innych istot. – Jednak uzdrowiciel sam nie był do końca pewien, czy elfowi uda się zapanować nad koszmarem jaki przeszedł i odnaleźć się w życiu. Jednak to mógł już pokazać tylko czas.
Emblemat użytkownika
Orin
 
Wiadomości: 26
Dołączył(a): Śr maja 07, 2003 3:08 pm


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości

cron