"WOJNA O DRMITH"

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Wiadomośćprzez Thail » Pt cze 13, 2003 3:42 pm

A i oto już 3, czy 4 rozdział opowiadania "ON".
nie zostal dokończony ten rozdział, ale musiałem go w końcu dać bo presja na moja skromna mnisią osobę osiągneła apogełum :wink:
Eeeee na podglądzie ujrzałem rozmiarytego opowiadania :o , lepiej załatwcie sobie okulary i coś do jedzenia i picia. :D
Tak więc oto one :
„ON 4 !!!”
Jego ciało powinno zregenerować się zaraz po otrzymaniu ran.
Tym razem było jednak inaczej.
Po ciele spływała krew, która strużkami wsiąkała w ziemię i barwiła trawę czerwienią.
Rozcięcie przechodzące wzdłuż pleców bolało i szczypało jak jasna cholera.
Miecz którym go uderzono miał drobne ząbki, które przy wyjmowaniu z ciała wyszarpywały ładny kawał mięsa.
Przedarł się przez krzaki i ruszył dalej.

Wędrował przez Las Mattisa już od trzech dni szukając swojej kolejnej ofiary, Turrego.
Mimo iż jego cel był słabszy od herszta, to jednak był szybszy i trudniejszy do namierzenia.
Drugiego dnia usłyszał w oddali odgłosy walki. Miał nadzieję, że rozbójnik nie wytrzymał i zaatakował jakąś eskortowana karawanę. Jak zwykle w takich przypadkach rzucił na siebie czar chroniący przed pociskami.
Strażnicy służący w ochronie posługiwali się zazwyczaj ciężkimi kuszami, które wśród atakujących zbierały krwawe żniwa.
Ku swemu rozczarowaniu ujrzał na polanie walczących między sobą rozbójników.
Początkowo myślał, że chodzi tu o podział łupów, ale później spostrzegł, że to nie są bandyci.
Mistrzowsko posługiwali się najróżniejszymi rodzajami broni, a od większości z biła wspaniała zła energia.
Zabawa zapowiadała się przednia i miała przynieść innego rodzaju korzyści.
Atak był błyskawiczny i silny. Kula ognia wybuchła w samym centrum bitwy powalając na ziemię wszystkich stojących w pobliżu.
Zmierzając w ich kierunku dostrzegł dziwaczne runy wyszyte na ich płaszczach i uraniach.
Z głębi podświadomości wyciągnął informacje na temat znaków i zwolnij zaciekawiony.
W tym świecie przebywał od niedawna, ale w jego umyśle były zapisane potrzebne informacje o wszystkim co mógł tu znaleźć.
Teraz analizował dane o gildiach zabójców, które prawnie nie istniały, a praktycznie szkoliły najlepszych morderców pod słońcem w każdej krainie.
Wiedział, że większość oszołomionych zabójców należało do tej samej gildii w Leanderze.
Część z nich reprezentowała inne kasty i własne gildie.
Wiedział po chwili jak wyglądają najgroźniejsi mordercy i jak mają na imię.
Po chwili roześmiał się i przyśpieszył kroku, aby zdobyć dusze tych biedaków.
Ich siła, umiejętności i doświadczenie stanowiły dla niego potężną pokusę.
Postanowił, że najpierw wykończy elitarnych zabójców, a na koniec zostawi sobie same sławy.
Tak jak chciał, tak zrobił i po niecałej minucie zostało sześciu przeciwników.
Jaka była jego radość, gdy odkrył jak dobrzy są ci mordercy. Odparli większość jego ataków, ale część z nich sięgnęła celu i zrobiła wiele szkód.
Szybko znudziła go ta zabawa i postanowił ją zakończyć.
Wtedy jednak z pobliskiego drzewa zeskoczył inny zabójca.
Noom ciął szeroko po plecach unikając ataku uskakując w bok.
Inny wykorzystując rozkojarzenie zadał cios w brzuch i wyszarpnął bezlitośnie miecz z ciała.
Krew w jednej chwili buchnęła fontanną bryzgając na wszystko w promieniu metra. Osłabienie dosięgło go natychmiast po otrzymaniu ran i rzuciło go na ziemię. Czuł, ze za chwilę zwymiotuje, a tymczasem wypluł krew zmieszaną z śliną.
Oderwał wzrok od ziemi tylko po to, aby ujrzeć zmierzających w jego stronę Nooma i Neutira.
Szli wolno w jego kierunku wykonać misję do której zostali wynajęci i odebrać obiecaną nagrodę.
On jednak miał inne plany na przyszłość.
Resztkami sił swojego umysłu skoncentrował się na uwięzionych duszach.
Zaczerpnął mocy od dwóch z nich, Mattisa i Saurona.
Ciało mimo okropnych ran wypełniło się potęgą pokonanych wrogów. Poczuł jak w jego własną duszę wdzierają się dwie inne. Z agresją i furią przejęły wymęczony organizm i zmusiły go do nadnaturalnych wyczynów.
Nagle przerażenie ogarnęło jego rozum, gdy zrozumiał, że zaczyna tracić kontrolę nad własnych ciałem.
Nie panował już nad atakami, ani szałem w który wpadł po kilku sekundach walki.
Wśród szału i walki o istnienie, Porywacz Dusz stracił jedną z więzionych osobowości.
Resztkami gasnącego umysłu rzucił czar tworzący portal i zmusił mięśnie do jeszcze jednego wysiłku. Zanim wpadł w zieloną otchłań ujrzał jeszcze jak zabójcy uciekają zabierając ze sobą rannych.
Obudził się następnego dnia w innej części lasu.
Miał na sobie porwane i zaschnięte od krwi ubranie.
Rana na brzuchu prawie się zagoiła, ale ta na plecach wciąż krwawiła.
Nie pamiętał jak znalazł się tutaj, ale i nie wnikał w to.
Bardziej go zastanawiało dlaczego dusze Mattisa i Saurona nie przejęły jego ciała ?
Przypuszczalnie magiczna natura portalu wzmocniła zaklęcie wiążące i uratowała świadomość właściciela.
Odpoczął kilka godzin i ruszył przed siebie jak najdalej od pościgu, który pewnie już go dogania.
Po przebyciu kilku kilometrów czołgając się i zataczając jak pijany osłabł zupełnie.
Nie docenił istot żyjących w tym świecie i teraz będzie musiał za to zapłacić. Resztkami sił przyjął pozycję klęczącą i wykonał rękoma masę skomplikowanych gestów.
Przez chwilę nic sienie wydarzyło.
Nagle w odległości dwóch metrów od Porywacza Dusz pojawiła się w powietrzu pomarańczowo-czerwona kula światła.
Umierający wypowiedział masę słów w dziwnym języku i otrzymał odpowiedź od unoszącej się w powietrzu kuli.
Musiał poczekać jeszcze trzy godziny zanim dziwny przekaźnik odezwał się znowu.
Tym razem wydane dźwięki były pełne gniewu i gróźb.
Twarz rannego zbladła jeszcze bardziej, a w oczach pojawił się niemy strach.
Złożył głęboki ukłon czołem dotykając ziemi i zamarł w bezruchu.
Wisząca w powietrzu kula zaczęła zmieniać barwy i zwiększać swoje rozmiary. Osiągnąwszy pół metra średnicy rozjarzyła się oślepiającym blaskiem i znikła.
Wyłoniła się natomiast magiczna brama służąca do podróży na ogromne odległości i do trudnych do zlokalizowania miejsc.
Ta brama różniła się od innych nie tylko obrzydliwym wyglądem, ale i możliwościami.
Przypominała półokrągłe lustro, które oprawione było ramą wykonaną z kości i czaszek najróżniejszych istot. Zamiast jasnej gładkiej powierzchni lustra była czarna nieprzenikniona i przerażająca ciemność.
Z mroku zaczęły wychodzić postacie jak ze snu, a raczej koszmaru.
Byli identycznie ubrani jak Porywacz Dusz, a różnili się tylko wzrostem i posturą.
Pojawiło się ich około pięćdziesięciu.
Brama znikła za ostatnim z przybyłych i pozostawiła tylko wypalony ślad na łące.
Zakapturzone postacie rozglądały się po otoczeniu przyzwyczajając się do nowego środowiska.
( Ponieważ nie znamy mowy, którą się posługują w świecie chaosu, tak więc przetłumaczę go na znany nam język Laca dop.Thail ).
- Witajcie – Powiedział z trudem ranny.
Przybysze zwrócili głowę w stronę lezącego i zrzucili okrywające ich płaszcze.
Nosili na sobie czarne ciężkie zbroje zdobione pasemkami złota. Do stalowego pasa przypięte mieli po dwie czarne klingi. Większość na przegubach nosiła złote bransolety, ale nie wszyscy. U młodszych osobników skóra miała kolor ciemnego błękitu, a u starszych był on jaśniejszy.
Dowodzeni byli przez starego potężnie zbudowanego mężczyznę. Jego bransoleta była złota, a na dodatek nabijana srebrnymi kolcami. Twarz miał surową i zaciętą poznaczoną bruzdami. Przerażenie wzbudzały jednak jego kocie oczy, które zdawały się widzieć wszystko.
Przez chwilę spoglądał na umierającego z nikłym uśmiechem na twarzy. Kiedy Porywacz zaczął kaszleć i pluć krwią rozkazał dwóm towarzyszą podnieść go.
Zebrali go trawy i nie zwracając na jęki zawlekli przed oblicze przywódcy.
- Zawiodłeś – Stwierdził raczej niż zapytał – Wiesz jaka kara teraz Ciebie czeka ?
- Tak wiem i jestem gotowy – Odparł beznamiętnie Porywacz Dusz nie spuszczając wzroku z rozmówcy.
- Zapewne wiesz, że Nasz Pan jest litościwy ?
- ?! – Trzymany zamarł z wrażenia i nie potrafił wymówić żadnego słowa. Jego twarz wyglądała jak jeden znak zapytania. Dowódca spojrzał zadowolony i przemówił łagodniejszym głosem.
- I dlatego darował Ci życie, abyś mógł dalej służyć – dodał i uśmiechnął się dobrotliwie. Odczekał trochę, a nie usłyszawszy odpowiedzi kontynuował – Potrzebujemy takich zdolności jakie Ty posiadasz do bardzo ważnych zadań.
Konający znowu zakasłał spazmatycznie i wypluł krew zmieszaną z żółcią.
- Uzdrowcie go ! – Dokończył mężczyzna i odszedł rzucając za siebie – Za chwilę zgłosisz się do mnie.
Stojący obok rycerz położył dłoń na jego ranach i wypowiedział zaklęcie.
Rozcięcia na ciele zasklepiły się zostawiając po sobie małe blizny.
Stanął na równe nogi nie korzystając już z nikogo pomocy i ruszył w stronę namiotu, który właśnie został rozłożony.
Odzyskał większość sił, ale nadal czuł się nie dobrze i niepewnie, a na dodatek swędziało jak licho.
Namiot był koloru brązowego o kształcie czworoboku.
Wysoki na trzy metry i szeroki na sześć stanowił idealne centrum dowodzenia.
Przy wejściu stało dwóch strażników trzymających długie halabardy.
Część przybyłych wojowników zaczęła rozbijać obóz i chodzić na patrole wzdłuż jego granic.
Odchylił płachtę i wszedł do środka.
Było tak jak się tego spodziewał. Wnętrze było przestronne i gustownie urządzone. Przy stole siedziało sześciu rycerzy wysokich rangą. Na blacie leżały rozłożone rulony map, planów i listów. Wchodząc skłonił nisko głowę i czekał aż go ktoś zauważy.
Pochylający się nad kartką papieru dowódca zauważył przybyłego gościa i skinął głową. Porywacz Dusz podszedł do stołu i przyjrzał się dokładniej pozostałym. Znał ich wszystkich i wiedział, ze są pupilkami Władcy, który uwielbia spektakularne i szybkie zwycięstwa, a oni byli niezastąpieni.
Dowódca pogładził swoją bujną brodę i przemówił twardo.
- Panowie, to jest zwiadowca wysłany przez „górę” – wskazał stojącego osobnika, który ukłonił się jeszcze niżej.
- Słyszeliśmy o tobie tyle pochwał, a tu takie rozczarowanie ... – Powiedział cieniutkim głosem młody rycerz, którego twarz posiadała drobny zarost i była naznaczona paskudną blizną.
- Zamilcz młokosie !!! – Przerwał siedzący osobnik odziany w zieloną zbroję zdobioną czerwonymi i żółtymi pasami.
- Lordzie Wort – Syknął młodziak skrycie sięgając po broń- Racz zwracać uwagę na swoje słowa. Mój ojciec ma wpływy i może wyciągnąć mnie z wielu nieprzyjemnych sytuacji – dokończył mocniej zaciskając rękojeść.
- Właśnie Alkund. Twój ojciec i jego ... tfu ... wpływy. Jakby nie on, to bym chyba Cię zabił za ten dwudziesty pierwszy szwadron.
Porywacz Dusz powrócił pamięcią do wydarzeń sprzed dwudziestu lat, kiedy to nieudolność młodego dowódcy przyczyniła się do śmierci pięciuset wojowników. Był wtedy świadkiem całego zdarzenia i widział śmierć wielu wspaniałych żołnierzy, gdy do walki wkroczyły stalowe olbrzymy przypominające niedźwiedzie.
Z zadumy wyrwał go okrzyk złości i zgrzyt wydobywanej broni.
Ujrzał jak Alkund wskoczył na stół i zamierza się na Lorda Worta.
Pod wpływem impulsu sięgnął po sztylet i bez chwili wahania cisnął nim w awanturnika.
Ostrze ugrzęzło w ręce młodzika zrywając go z nóg i rzucając o ziemię.
Główny dowódca zacisnął mocniej pięść i wezwał strażników którzy wynieśli rannego z pomieszczenia.
Lord Wort spojrzał przychylnie na zwiadowcę i przemówił głośno.
- Możemy teraz kontynuować naradę.
- Oczywiście – Odparł dowódca i zatrzymał wzrok na Porywaczu Dusz – Nie udało się ... opanowaniem tej planety muszą zająć się dodatkowe oddziały, a nie ... zwiadowca. Jednakże mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie, które nie przekroczą twoich możliwości. Potrzebujemy pewnych informacji z krainy zwanej Solace, a ty byłeś szkolony do tego typu zadań. Dostaniesz się na nabrzeże ...
- Ależ panie ! – Krzyknął Lord i zamilkł pod spojrzeniem mówcy.
- ... i tam zaczekasz na dalsze instrukcje.
- Dobrze Panie – Rzekł zwiadowca i skłonił głowę.
- Możesz wyjść i szykować się do drogi.
Porywacz Dusz uchwycił kątem oka spojrzenie Worta, które mimo swojej obojętności kryło głęboko wyrazy współczucia i szacunku.
- To nie będzie konieczne – Powiedział zwiadowca i zniknął.
- Panie – Przerwał Lord niezręczną ciszę jaka nastała po odejściu Porywacza.
- Tak wiem – Odparł chłodno dowódca.
*
- ŹLEEEEE !!! – Ryknął hobbit zadziwiając pilnujących go strażników – Kłoda jak chcesz na Grzecha zrzucić jeźdźca z konia, jeśli skierowałeś pikę w złą stronę ? Życie ci nie miłe, czy głupota cię oślepia ?
- Nie. Przepraszam panie generale – wyjąkał piechur i zamienił stronami trzymaną broń.
- Panie generale ... – Pomyślał Morf i roześmiał się - ... a już myślałem, że będzie tu tak źle.
Tak naprawdę nie był nawet wojskowym, ale stopnie którymi go obdarzali rekruci, pochlebiały mu i łechtały jego dumę. Od czasu przybycia wiele się zmieniło i to na dobre.
Teraz siedzi na wygodnym krześle pod parasolem wykonanym na jego zamówienie i sączy przez rurkę piwo. Wachluje go dwóch wieśniaków, którym napisał zwolnienie z ćwiczeń.
Młodzi robili postępy i podziwiali go za jego umiejętności i profesjonalizm.
Dowódca koszar nie truł mu już tyłka, gdy tylko zobaczył postępy w szkoleniu. Kilku z jego uczniów polubił, gdyż byli zdolni i wymagali mniej.
Morf widząc, że w kuflu zaczyna pojawiać się pustka sięgnął po mały dzwoneczek.
Poruszał nim trochę i czekał na przybycie służby.
Po chwili zwlekania pojawiła się ubrana w łachmany ... Sirith !
Hobbit z wyrazem zniecierpliwienia wystawił kufel czekając na dolewkę.
Złodziejka z pokorą, cicho podeszła do hobbita i ... pieprznęła go z całych sił trzymaną tacą w łeb.
Morf zobaczył gwiazdy, a potem zaćmienie. Szum fal w głowie ustał i usłyszał krzyki Sirith.
- TY SUKINSYNU !!! – Ryknęła i zamierzyła się jeszcze raz – Nie wiem jak to zrobiłeś Ty wredny kurduplu, że teraz wszyscy ci służą, ale ...
- Ależ Sirith – Wrzasnął uchylając się przed nadlatującym ciosem – To nie moja wina.
- Taaaa, ależ oczywiście – Odparła z ironią w głosie – A ten grubas, Monde von Blik sam do ciebie przyszedł, żeby ci dupę lizać ?!
- Przyjaciółko – rzekł z przekonaniem hobbit – To naprawdę nie moja wina. Czy ja cię kiedyś okłamałem ? – Uśmiechnął się szeroko i zaczął dawać znaki strażnikom.
- Jasne kurduplu ! – Rozdarła się na nowo – Okłamywałeś mnie przez cały czas i ... co jest do cholery z twoim okiem.
- Jakiś paproch wpadł mi do oka – Powiedział przecierając wygiętym palcem oko.
Niespodziewanie za plecami Sirith pojawiło się trzech strażników. Dwóch obezwładniło drącą się dziewczynę, a trzeci podszedł rozpaczliwie krzyczącego Morfa.
- NIEEEE !!! Zostawcie ją !
- Czy wszystko w porządku instruktorze ? – Zapytał strażnik szeptem.
- Tak – Odpowiedział równie cicho hobbit – Co z nią zrobicie ?
- A zamkniemy do podziemi na trzy dni i ...
- Dajcie jej Panie z dziesięć batów – Odrzekł z troską w głosie Morf – Wyjdzie jej to tylko na dobre.
Strażnik kiwnął głową i pozostawił nauczyciela z rekrutami. Nim usnął pod wpływem ruchów wachlarzy, usłyszał jeszcze krzyki złodziejki.
- MORF, TY SUKIN ... Aaaaaauuuu.
Obudził się trzy godziny później, gdy na placu kończono montowanie maszyn jego własnej konstrukcji.
Przetarł zaspane powieki i ziewną pełną gębą.
Jego nieboraki obserwowały z przerażeniem ustawianie nowych machin.
Były to proste konstrukcje z drewna działające na zasadzie przyciągania ziemskiego. Przypominały wręcz żurawie służące do nabierania wody ze studni. Różnica była taka, że na końcu ramienia do liny nie było przyczepione wiadro, ale ogromna kamienna kula obłożona workami z piaskiem, trocinami i pierzem.
Widząc, ze wszystko jest gotowe uśmiechnął się i przemówił władczo.
- Maszyny udające jeźdźców wzbudziły wśród was nieliche emocje. Przedstawię zasadę ich działania, a później sami się przekonacie jak wspaniałe poczyniliście postępy.
- Teraz słuchać ! – Ryknął hobbit – Te kamienie o średnicy dwóch metrów są wyłożone workami mającymi stłumić impet uderzenia. Maszyn jest dwadzieścia ustawionych w rzędzie na murze przed wami. Teraz ustawcie się w szereg długi na czterdziestu chłopa i szeroki na dwóch. Pierwsi klękają i wbijają koniec piki w ziemię. Drudzy stoją trzymając broń na wysokości dwóch metrów i nie pozwalają kawalerii przedostać się przez obronę. To by było na tyle, a ponieważ widzę, że już się ustawiliście na swoich pozycjach, możemy zaczynać – Przerwał i machnął ręką do strażnika na murze – Teraz !
Zwolniono zasuwy i kamienie wiszące na linach poleciały w dół.
Z ogromnym impetem uderzyły w szereg łamiąc piki jak suche gałązki. Wieśniacy z wrzaskiem przerażenia odbijali się od worków i wylatywali w powietrze, aby po chwili ciężko opaść na ziemię.
Atak „kawalerii” trwał całą minutę i zdruzgotał doszczętnie piechotę Leanderu.
Morf zamknął buzię i podszedł do leżącej na ziemi piki doszczętnie zdruzgotanej podczas natarcia.
Schylił się pogrzebał w drzazgach, które zostały z trzonka broni.
- Ups – Szepnął.
Klnąc pod nosem podszedł do sponiewieranych rekrutów i rzekł :
- Zaszła drobna pomyłka. Otóż zapomniałem, że na szkoleniach nie używa się broni, które mają w trzonkach stalowe pręty. Będziemy musieli powtórzyć całe ćwiczenie odnowa, ale tym razem z normalną bronią i ... przerwał.
Plac wyglądał jak pobojowisko po bitwie.
Część chłopów leżało nieprzytomnych, a inni jęczeli i skręcali się z bólu. Kolczugi i ochraniacze, które nosili były w opłakanym stanie. Kilku zarobiło porządne rany i potrzebowało uzdrowiciela. Jeden z młodych chłopaków miał przebitą drzewcem nogę na wylot. Słabł z upływu krwi na jego oczach.
- Uzdrowiciela i to szybko !!! – Krzyknął podając rannego strażnikom – Wyjdziesz z tego – Dodał ciszej i odwrócił się do stojących na zbiórce rekrutów – Zarządzam przerwę !
- Panie instruktorze – Odezwał się strażnik, który czytał kiedyś listę.
- Tak Den ? – Zapytał hobbit czując się coraz paskudniej.
- Zostało jeszcze dwie godziny z BPN, a potem spotkanie z innymi Wybranymi.
- Tak wiem, ale dzisiaj skończę wcześniej.
- Dlaczego – Spytał podejrzliwie Den.
- Po prostu czuję się podle – Odrzekł Morf.
Musisz przestać ogrywać w karty tych głupich biedaków ... tracą cały żołd jaki dostają.
- To tylko moja mała premia, ale nie o to mi chodzi – rzekł hobbit i dodał idąc – chodź .młodzieńcze. Pora odwiedzić paru znajomych.
- Tak jest – Chłopak wyszczerzył zęby i ruszył za Morfem.
Wieczorem udali się we dwójkę do gościnnej części koszar. Było prawie tak przytulnie jak w karczmie, ale strażnicy z kuszami psuli cały nastrój. Przy ogromnym stole siedzieli: Kerod, Malis, Azatoth, Rahim, Sith, Tanker, Borry i Sirith, która nie wyglądała na zachwyconą jego przybyciem.
- Witam – Krzyknął uśmiechnięty i usiadł między Malis, a Kerodem naprzeciwko Sirith.
Wzrokiem napotkał spojrzenie złodziejki i ponownie doznał tego dziwnego uczucia. Tego samego, które nawiedziło go dzisiaj podczas ćwiczeń z machinami nazwanymi później : ”Kawalerkami”.
Tanker i Kerod wygrzebali z worków kilka butelek gardłogrzmotu i postawili je na stole. Malis wyjęła kilka bochenków chleba, a Rahim wyłożył gofry z bitą śmietaną.
Morf wyciągnął karty do gry i rozdał pierwszą kolejkę dla wszystkich.
Rozległy się odgłosy siorbania i mlaskania świadczące o tym, że wszyscy zgłodnieli po długim i ciężkim dniu. Po wypiciu kilku butelek alkoholu rozpoczęła się rozmowa, która z początku nie chciała się kleić.
Procenty porządnie uderzyły do niektórych głów i wszystkim poprawił się humor.
Jednak nie wszystkim.
Sirith piła niewiele mając ciągle utkwione spojrzenie w hobbicie. Jej poobijana twarz wydawała się zobojętniała, ale Morf wyczuwał jej ból i smutek.
Wiedział, że część kłopotów zawdzięcza właśnie jemu i raczej mu tego już nigdy nie wybaczy.
- Wiecie co? – Zaczął Sith głupio się uśmiechając – Tu nie jest tak źle jak myślałem.
- Hmmm, a wiesz, że masz rację – Poprał go Kerod – Mamy alkohol, żarcie, złoto i kobiety – dokończył patrząc wymownie na Malis.
- Przestań marzyć frajerze – Warknęła wojowniczka i zatrzymała spojrzenie na ponurej dwójce.
- A ja nawet zaczynam lubić to moje GJM – Rzekł entuzjastycznie Borry – Cholera, możecie mi nie uwierzycie, ale widząc ich postępy czuję jak rozpiera mnie duma.
- Poprawne formowanie szyków, wzorowo przeprowadzone natarcie – westchnął Azatoth i dodał rozmarzony – Wiem co czujesz.
Sirith warknęła ze złością i wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Zapanowała długa cisza, gdy wszyscy zamilkli i w zdumieniu patrzyli na zachowanie złodziejki.
- Co się jej stało ? – Spytał pijanym głosem Kerod.
- Czy ja wiem – Odparł beznamiętnie Morf, ale zaraz wstał od stołu i wyszedł.
- Hmmm ciekawe ... – Zamyślił się Tanker.
- CO !? – Odezwało się naraz kilka głosów.
- Czy wiesz o co tu chodzi ? – Zapytał Rahim.
- ... ciekawe ... że pianka w tym piwie opada wolniej niż w innych – Dokończył Tanker ciesząc się ze swojego odkrycia i pokazał kufel z wolno opadającą piana.
Była piękna gwiaździsta noc.
Wzdłuż murów rozmieszczono pochodnie, które rzucały blady blask na pełniących wartę strażników. Powstałe cienie padały na ziemię tworząc karykaturalne kształty. Przed domkiem na drewnianej ławeczce siedziała drobna postać.
Morf nie musiał długo jej szukać. Zaraz po wyjściu z ciepłego pomieszczenia dostrzegł ją i usłyszał cichy szloch.
Podszedł do siedzącej dziewczyny i szepnął.
- Sirith .. Ja nie chciałem – Jęknął.
- Zostaw mnie ! – Warknęła i ukradkiem przetarła oczy.
- Ja naprawdę ... nie chciałem – Odparł błagająco.
- Taak !? – Krzyknęła – A co chciałeś ?
Hobbit opuścił głowę w milczeniu i zasępił się.
- Przepraszam – Odparł po chwili z wielkim wysiłkiem i trudem.
- Co powiedziałeś !? – Wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu.
- Przepraszam za to cię spotkało w lochach – dodał takim głosem jakby skazywał na śmierć własną rodzinę.
- Niesamowite! Morf, złodziej i awanturnik nad awanturnikami, który obrażał samych bogów, przeprasza ! – Wampirzyca zrobiła zatroskaną minę i położyła dłoń na czole hobbita – nie, nie ma gorączki.
- Słuchaj Sirith – Odparł skruszonym głosem – To moja wina, że zostałaś wychłostana.
- Co ?!! – Ryknęła wampirzyca – Ty sukin ...
- Uspokój się dziewczyno ! – Przerwał ostro i zaraz dodał łagodniej – Już się to nie powtórzy.
- Jak mam się do cholery uspokoić !? Zostałam dotkliwie pobita i to z twojej winy!
Co ty sobie w ogóle kurwa wyobrażałeś? Myślisz, ze jako wampir znajdowałam perwersyjną przyjemność w usługiwaniu ci podczas słonecznego dnia ?!
- He he he ... taaak to było śmieszne – zachichotał hobbit i klasnął w dłonie.
Wampirzyca mimowolnie uśmiechnęła się i dodała kąśliwie.
- Ha ha ha ... Za to y wyglądałeś pysznie, gdy oberwałeś tą ciężką mosiężną tacą.
Morf skrzywił twarz w nieszczerym uśmiechu, po czym dodał.
- Czyżbyś płakała !? – Spojrzał na nią z udawanym niedowierzaniem.
- Nie ... ja ... – zaczęła Sirith jąkając się i wykręcając palce u ręki - ... A zresztą nikt mi nie powiedział, ze wampiry płaczą, że w ogóle mają jakieś odczucia.
- He he he, a teraz wracajmy do reszty. Jeszcze wychlają cały alkohol i będzie po zabawie – Powiedział Morf i otworzył drzwi.
- Masz rację, wracajmy – Odparł uśmiechnięta Sirith i weszła do domku razem z hobbitem – Jak ci się udało omotać Blika ? – Zapytała z zaciekawieniem.
- Powiedzmy, że ... – rzekł tajemniczo po chwili zastanowienia – Dowódca tych koszar lubi hazard, a nie miał ostatnio szczęścia – uśmiechnął się szeroko i zamknął drzwi.
Cdn.
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Gerino » Pt cze 13, 2003 4:43 pm

Ładnie chłopaki, ładnie sobie radzicie, za to mnie wena opuściła. Thail, mam takie dygresje:
1.Ile to stron jest tak powiedzmy A4 dwunastką? Bo chyba sporo.
2.A za Sirith to masz w papę. Nie ożywię Cię :>
Ja może w weekend coś wrzucę, albo dziś wieczór. To tyle.
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Sirith » Pt cze 13, 2003 5:28 pm

Thail, taka moja mała uwaga - gdzie, kiedy i kto mnie niby zwampirzył? Bo w końcu na XXI Bitwie o Honor Pijaków byłam jeszcze elfką... Aha, i jeszcze jedno, jak tylko będę miała okazję, to w jakiś sposób cię udupię na spółkę z Gerinem albo sama, o to się nie martw...
"Welcome to dying!"
"Ashes to ashes, dust to dust..."
Emblemat użytkownika
Sirith
 
Wiadomości: 158
Dołączył(a): So kwi 26, 2003 9:47 am
Lokalizacja: Gildia Złodziei w Leanderze

Wiadomośćprzez Thail » Pt cze 13, 2003 5:29 pm

Raczej nie, to opowiadano co tu dałem dzisiaj miało tylko 8 stron A4 papieru kancelaryjnego.
:( Gerino pisał :

2.A za Sirith to masz w papę. Nie ożywię Cię :>

Hehehehe to jesteśmy kwita Gerino, a i nie musisz mnie ożywiać.
Hmm chociaż tak naprawdę to to co się wydarzyło z Sirith miało inny wymiar niż upokorzenie, a jeśli tego nie rozumiesz to poczytaj sobie dokładnie opowiadanko i wcześniejsze wiadomości Sirith w których zarzekała się, ze nikt by jej nie zmusił do pracy w jakiś koszrach :-? . Jednak się myliła i została ukarana na własne życzenie.
Ps. Gerino jak mam w papę ? :D
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Gerino » Pt cze 13, 2003 5:51 pm

Przyjadę do Ciebie. Gdzie będziesz studiować?
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Thail » Pt cze 13, 2003 8:41 pm

Eeeeee w Kielcach, ale , czy na Akademii, czy na Politechnice to nie wiem. :-?
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Morfoth » Pt cze 13, 2003 10:29 pm

Thail do jasnej cholery czemu po każdej kropce robisz enter? Gorzej się przez to czyta te Twoje wypociny o znęcającym się nad biedną Sirith Morfie =P. Zresztą, pisz longiem, to będzie mniej zajmowało.

P.S.
Strasznie (c)hamsko nabijasz sobie ilość postów, aż głowa boli.
2B || !2B
Emblemat użytkownika
Morfoth
 
Wiadomości: 239
Dołączył(a): Cz mar 28, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Trzeci karton na lewo.

Wiadomośćprzez Thail » So cze 14, 2003 9:02 am

Morf pisze :
Thail do jasnej cholery czemu po każdej kropce robisz enter?

Niestety nie wiem, ale już nie będę tego robił.
Zresztą, pisz longiem, to będzie mniej zajmowało.

Hmm tego longiem to nie rozumiem. :(

Strasznie (c)hamsko nabijasz sobie ilość postów, aż głowa boli.

Każdy robi co może, ale aż tak bardzo ?
Sirith pisze :

Aha, i jeszcze jedno, jak tylko będę miała okazję, to w jakiś sposób cię udupię na spółkę z Gerinem albo sama, o to się nie martw...


Sirith, ja na Twoim miejscu to bym nie mówił takich głupot na forum bo to sięmoże później odbić ujemnie w grze :) i pamiętaj, że wampiry nie mają 5 poziomów ochrony. :wink:

PS. W TYM OPOWIADANIU NIE CHODZIŁO O ZNĘCANIE SIĘ MORFA NAD SIRITH WIĘC CZYTAJCIE JE DOKŁADNIE !!!(Polecam to też innym).
Napisałbym odrazu o co chodzi, ale popsuło by to zabawę i zaskoczenie podczas czytania innych rozdziałów.

Gerino pisał :
Przyjadę do Ciebie. Gdzie będziesz studiować?

Hmm Gerino mógłbyś się zdziwić jakbyś mnie zobaczył i pewnie odeszłaby Ci ochota na bicie :D :D
Oki koniec na razie postów bo MOrf ma rację, a Lam się wścieka i ma dodatkową robotę :)
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Thail » N cze 22, 2003 7:38 pm

Rozdział 5 opowiadania "ON !!!".
- Czemu tu takie pustki – Spytała patrząc podejrzliwe na niego.
Thail podrapał się po głowie i odparł zmieszanym głosem.
- Khem ... khe ... Wiesz słyszałem, że poszli służyć ojczyźnie – Rozejrzał się po pustej karczmie, która nosiła jeszcze ślady po ostatniej bijatyce i dodał – Tak, to nie wygląda za ciekawie.
We dwójkę siedzieli przy stole, który jako jedyny ocalał i nie został zniszczony podczas napadu złości u Lavertana. Powybijane okna pozabijano deskami, a wyważone drzwi oparto o ścianę i zakładano je, gdy zamykano zajazd. Strażnicy miejscy i goście zrobili prowizoryczne stoły i siedzenia ze szczątków, które poniewierały się po całym pomieszczeniu. Karczmarz z opatrunkiem na głowie obsługiwał klientów za lady. Wydawało się, ze jego jedynym zmartwieniem są odciśnięte postacie w ścianach i koszt naprawienia wszystkich szkód.
- Tak, nie będzie to tanie – rzekł zamyślony Thail i wychylił kufel.
- Co mówiłeś Thailu ? – Zapytała zdziwiona Gimza.
- Eeeee rozmyślałem tylko głośno – Rzekł speszony elf i odstawił naczynie – Ciekawe kim był ten zakapturzony osobnik ?
Kleryczka rozsiadła się wygodniej w krześle i lustrując wzrokiem Thaila powiedziała.
- Ktokolwiek to był, dysponował potężną mocą. Mieliście dużo szczęścia, ze nie pochłonął waszych ... – Przerwała i dodała uśmiechając się - ... pijackich dusz.
- To wcale nie tak ! – Rząchnął się elf – My tylko wypiliśmy kilka ...
- ... beczek piwa – Dokończyła śmiejąc się.
Thail mimo woli również wyszczerzył zęby w uśmiechu, lecz zaraz spoważniał. Nie widziałam swoich przyjaciół już od kilku dni, a słyszał wiele przerażających i głupawych plotek od wartowników pijących w karczmie. Najdziwniejszą i nieprawdopodobną była ta o Morfie, który kazał wychłostać Sirith ... Cóż za niedorzeczność !!! Chociaż !?
- Co Cię dręczy ? – Gimza przerwała narastającą ciszę zaniepokojona wyglądem mnicha.
- Otóż – Zaczął Thail – Tak naprawdę to większość Wybranych trafiło do koszarów w Leanderze.
- Ale jakim cudem !? – Odparła kleryczka otwierając szeroko oczy ze zdumienia – To nieprawdopodobne, że taką bandę zamknięto gdzieś i jeszcze stamtąd nie zwiali.
- Myślę, że to jest możliwe z małą pomocą Lavertana – Powiedział szeptem i wbił wzrok w dziewczynę, która wyglądała jakby zaraz miała ryknąć śmiechem, a potem wpaść w zadumę głęboką jak ocean.
- To jest wytłumaczenie, ale nasz przyjaciel będzie się z tego zdrowo tłumaczyć.
Thail zbladł i zaczął nerwowo okręcać kufel w dłoniach. Dziewczyna spojrzała zaskoczona na elfa i dodała uspakajająco.
- Hmmm, jednak zachowam te informacje tylko dla siebie.
Mnich w jednej chwili nabrał kolorów i wypuścił wstrzymywane od jakiegoś czasu powietrze. Nie odrywał od niej wzroku, a raczej nie mógł bo nic innego nie było w stanie go oderwać. Szata koloru pomarańczowego, które nosiła idealnie pasowały do barwy jej włosów. Przy pasie nosiła ciężki miecz, który pasował do niej jak chłop do zbroi midgaardzkiego piechura. Twarz uśmiechnięta i o niebywałej urodzie.
- Jakaż ona piękna – Westchnął przeciągle i pojął, że powiedział to na głos zamiast w myślach. Oblał się rumieńcem i spuścił oczy.
- ... – Gimza zaśmiała się i przysunęła bliżej zgłupiałego elfa – Czy możesz powiedzieć to jeszcze raz ?
- Mówiłem, że jesteś bardzo piękna – rzekł i spojrzał na nią napotykając się z jej wzrokiem. Jej twarz zbliżyła się do jego i wiedział, że rozumieją się bez słów. Poczuł na skórze ciepło bijącego od jej ciała i piękny zapach ziół. Chciał ją pocałować, pragnął jej miłości i uczynić ją najszczęśliwszą istotą oraz samemu uczknąć coś z tej radości. Zrozumiał, że wie z kim już chce być na zawsze i dlaczego. Objął ją mocno i nie poczuł żadnego oporu, ani sprzeciwu. Przybliżył swoje usta do jej pełnych czerwonych warg i już miał złożyć na nich pocałunek miłości, który dopełni jego marzeń, gdy ...
- Thail !!! – Rozległy się nawoływania, które obudziłyby chyba umarłego w silnym stanie rozkładu. Dziewczyna szybko wyrwała się z objęć mnicha i wróciła do picia alkoholu. Między ściśniętymi stołami przedzierał się w ich kierunku Lavertan drąc się przy tym niemiłosiernie Dobiegł zziajany do ich stolika i wyrwał Thailowi kufel, który właśnie miał być w jego ustach. Wypił wszystko i siadając powiedział.
- Witaj Gimzo !
- Witaj Lavertanie - Rzekła uśmiechając się sztucznie.
- Thail ! Mam ważne informacje i polecenia. – Zaczął podekscytowany.
- Spokojnie i z godnością – Przerwał elf i dodał z niesmakiem – o Nieśmiertelny.
Lavertan wyprostował się w krześle i spojrzał podejrzliwie na czerwonego ze złości mnicha.
- Dobrze się czujesz ? – Zapytał z troską w głosie.
- Tak, nic mi nie jest – syknął przez zęby – A teraz powiedz przyjacielu co to za ważne nowiny.
- Od czego tu zacząć ... aha więc najpierw powiem najważniejsze – Dolał do trzech kufli piwa z butelki i kontynuował – Pamiętasz jak mówiłem ci o wynajętych zabójcach ? Otóż ponieśli klęskę i podczas niedawnej narady na której o dziwo was nie widziałem – Spojrzał na nich wzrokiem pełnym wyrzutów – ustalono, że tzw. Porywaczem Dusz zajmą się Nieśmiertelni. Wyruszylibyśmy natychmiast, ale w Solace zaczęły się dziać dziwne rzeczy i dlatego musimy ta się udać. Na dodatek w Drimith znów doszło do przegrupowań wrogich nam armii. Tu wkraczają Wybrani wraz z dwoma armiami Leanderu i Drimith. W ich skład wejdą wojska Tolarii, Midgaardu i Oscofolu ...
- Przepraszam, że przerywam – Wtrącił się Thail – ale o ile dobrze pamiętam – to dwa pierwsze wojska, które wymieniłeś od ponad roku nie istnieją.
Nieśmiertelny uśmiechnął się tajemniczo i powiedział.
- Już istnieją i z tego co widziałem i słyszałem, to nie zawiodą w walce.
- Skąd ta pewność ? – Spytała Gimza udając zaciekawienie.
- Rekruci byli i są szkoleni przez najlepszych nauczycieli jakich można znaleźć na całym świecie. Szczególnymi osiągami i umiejętnościami szczycą się koszary w Midgaardzie.
- Lavertanie, a rada nie uważała, że ja i Gimza to trochę za mało Wybranych – Odparł Thail, który uspokoił się już na tyle, że zaczął racjonalnie myśleć.
- Ależ oczywiście, ze nie będziecie sami. Będą z wami : Elroden, Slaanshen, Khrell, Esseti, Gord, Nixin, Jac, Dart, Dara, Wildeath i Sawantra - Oraz cała reszta dodał w myślach.
- Czy ta Sawantra jest elfem ? – Zapytał mnich czując, że traci spokój ducha.
- Taak – rzekł rozmarzonym głosem Lavertan – i to pięknym ...
- Kurwa – Zaklął cicho Thail – Jeszcze jej tu brakowało.
- Znasz ją ? – Zaciekawiła się Gimza.
- Niestety tak, to moja siostra.
- Eeeeeee no dobra – rzekł Nieśmiertelny – Jutro o 12.00 przy Potężnym Strażniku.
Thail niezauważalnie pobladł. Nie miał miłych wspomnień po ostatniej wojnie w której brał czynny udział. Jednak nie mógł lekceważyć poleceń rady i swojego celu istnienia. Zapłacił rachunek i wraz z kleryczką i przyjacielem opuścił zajazd. We trójkę udali się do Tolarii, gdzie nad ołtarzem spędzili resztę nocy rozmawiając z innymi o nadciągających wydarzeniach i ich możliwym przebiegu.
*
Do pokoju wpadło dwóch strażników z pochodniami w rękach.
Hobbit instynktownie wyrzucił pościel w powietrze i pod jej osłoną sturlał się z łóżka. Dobył szybko miecza i zamarł z głupim wyrazem na twarzy. Spodziewał się morderców, stręczycieli i mściwych mężów, a ujrzał zaskoczonych jego obroną strażników. Stojący bliżej drzwi wytarł spocone czoło i przemówił drżącym głosem.
- Panie.
- Tak, o co chodzi ? – Spytał sennie Morf i schował miecz.
- Monde von Blik kazał się zgłosić wszystkim instruktorom na głównym placu wraz ze swoimi oddziałami.
- Niech to, jest północ, a on nas wzywa na zbiórkę – rzucił gniewnie złodziej i ruszył do szafy. Wyjmując zbroje i inne części wyposażenia wypytywał się o interesujące go sprawy.
- Co jest powodem tej pobudki ?
- Dokładnie to nie wiadomo o co chodzi, ale mobilizowane są oddziały w Midgaardzie. Straż miejska przygotowuje miasto do odparcia oblężeń i ataków wewnętrznych ...
- Wewnętrznych ? – Powtórzył zdziwiony Morf.
- W razie gdyby wrogie jednostki dostały się do miasta portalem lub magiczną bramą – Wytłumaczył drugi strażnik.
- Czy moje oddziały zostały o tym powiadomione – zapytał hobbit przywdziewając kolczugę.
- Pańscy rekruci czekają na pana już od godziny.
Morf uporał się z ostatnimi zapięciami na zbroi i udał się w kierunku wyjścia. Strażnicy spojrzeli po sobie i ruszyli za nim. Na wielkim placu nadal odbywały się ćwiczenia. Od czasu rozmowy Sirith z Morfem, wampiry szkoliły rekrutów tylko w nocy, a w dzień przebywały w przytulnych, wilgotnych, ciemnych i zimnych podziemiach. Tam śpiąc w trumnach i sarkofagach regenerowały swoją energię życiową. Mimo usilnych próśb i szantażu, dowódca koszar nie zgodził się na sprowadzanie „ ludzkiego pożywienia „ . Dlatego za dnia sprowadzano tam zwierzęta, aby wieczorem wampiry mogły się pożywić. Te, które nie chciały innej krwi niż ludzkiej, dostawały ją w butelkach. Tak jak hobbit mówił i zapewniał Blika, oddziały szkolone przez wampiry szybko poczyniły postępy i nadrobiły braki.
Morf nosił na sobie błękitną zbroję z insygniami wojskowymi. Do pasa przypięty miał ciężki nieporęczny miecz obok którego przypięte były dwa krótkie złodziejskie sztylety. Na nogach nosił wysokie buty, które wytrzymywały bardzo długie wędrówki, a w razie potrzeby mogły zrobić przeciwnikowi dziurę w głowie. Podeszwy wykonano ze skóry kamiennego trolla, nabijane kolcami ze stopu żelaza i srebra były bardzo wszechstronną bronią i stanowiły trudny materiał do zniszczenia. Hełm, który nosił był w użyciu tylko u dowódców oddziałów. Prosta i wygodna konstrukcja gwarantowała wytrzymałość i bezpieczeństwo. Piechurzy, których szkolił nie mogli się pochwalić takim ekwipunkiem, ale nie mieli powodów do narzekań. Każdy nosił zbroje płytową pełną koloru tego samego co i u dowódcy. Na głowie mieli szyszaki, a w rękach trzymali długie na trzy i pół metra piki. Dostali również miecze i pałki zakończone zakrzywionymi hakami służącymi do ściągania jeźdźców. Szerokie i wysokie tarcze miały osłonić przed salwą wystrzeliwaną przez łuczników. Powoli plac zapełniał się nowymi oddziałami, które równym krokiem opuszczały swoje pomieszczenia.
Ogólnie całe koszary były czworobokiem podzielonym na kilka mniejszych kwadratów z których największy znajdował się w centrum budynku i stanowił główny plac. Na murach zaroiło się od strażników, którzy zamiast kusz trzymali pochodnie. Morf z zapartym tchem obserwował przybycie kolejnych wojsk. Pochodnie oświetlały powierzchnię światłem, które mogłoby uchodzić prawie za dzienne. Dostrzegł pikinierów noszących zbroje w barwie biało – szarej, halabardników w zieleni, kuszników w miedzi i jeszcze jeden oddział, który właśnie wkroczył na plac.
Hobbit wstrzymał oddech i wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu. Byli to miecznicy odziani w szkarłatne zbroje i czarne płachty. Na głowach nosili hełmy z opuszczoną przyłbicą w kształcie dziwnego stworzenia. Szli równym krokiem dumnie prezentując nagie miecze oparte na ramionach. Prowadził ich jeździec na czarnym jak smoła koniu. Odziany w szkarłatną zbroję, która stanowiła prawdziwe dzieło kowalskiego rzemiosła, prowadził wojsko patrząc z góry na pozostałych dowódców. Zatrzymał konia przy Morfie, który natychmiast wykorzystał okazję na bliższe obejrzenie zbroi. Pancerz, który nosił posiadał zakrzywione kolce na kształt rogów. Umieszczono je na naramiennikach, osłonie na łokcie i hełmie z przyłbicą w kształcie smoczego pyska. Rękawice, które nosił były ponabijane ćwiekami ze srebra. Morf spojrzał na jego własne i poczuł, że ślina cieknie mu po twarzy. Ukłucie zazdrości mocno go ugodziło i zaczął myśleć o walce z tym osobnikiem.
- Kurwa ! – Krzyknął Borry dowodzący biało – szarymi oddziałami – co to za gość ?!
- Ale ma wyposażenie ?! – Warknął zazdrośnie Kerod mając za sobą swoich halabardników.
Jeździec zaśmiał się diabolicznie i zmusił konia do stąpania na tylnich nogach. Wiatr rozwiał jego czarną płachtę tworząc niesamowity efekt wizualny. Hobbit poczuł, że serce odjeżdża mu do żołądka i zaraz uskoczy na bok przed wierzgającym rumakiem. Wrodzona intuicja i odwaga powstrzymały go przed zrobieniem z siebie durnia. Jeździec uspokoił rumaka i zdjął hełm ukazując twarz ... Sirith.
Morf poczuł, że szczęka opada mu ze zdziwienia. Przez jedną chwilę w całych koszarach zapadła niesamowita głucha cisza. Wampirzyca wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu i odparła.
- Witaj generale Morfie.
- Ale ... jak ? – Jąkał się złodziej – To nie możliwe.
Sirith przejechała dłonią po swoich czarnych włosach i rzekła nie przestając się śmiać.
- Och dzięki za ostatnią rozmowę. Pożyczyłam Blikowi pieniądze na spłacenie długów jakie u Ciebie poczynił, a on w zamian za ten miły gest obiecał, że sam osobiście uzbroi mnie i mój oddział.
- Eeee – Zaciął się Morf. Już miał cos powiedzieć, gdy na murach pojawił się dowódca koszarów.
Monde von Blik stał wyprostowany patrząc z nie skrywaną dumą na znajdujące się niżej oddziały. Nosił to samo co pierwszym razem, gdy przedstawiał Wybranym w jakie to bagno się wpakowali. Szepnął coś strażnikowi i opierając ręce nieznacznie wychylił się do przodu. Przemówił spokojnie, ale tak, aby wszyscy go dosłyszeli.
- Służę na swoim stanowisku już 20 lat i muszę przyznać, że jeszcze nie spotkałem tak dobrych nauczycieli – Na jego twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech – Mimo moich początkowych wątpliwości, wywiązaliście się bardzo dobrze z powierzonego wam zadania. Nie wszyscy jednak chcieli od razu pracować dla dobra ogółu, lecz i te osoby – Skłonił się Sirith – pokazały, że można wiele osiągnąć w krótkim czasie. Wasza służba dobiegła końca i każdy kto chce może zrezygnować z roli przywódcy oddziału i to natychmiast ...
nikt się nie odezwał. Uśmiech Blika poszerzył się jeszcze bardziej.
- Widzę, ze nikogo takiego nie ma. Więc dobrze, przejdę do sedna sprawy. Dostaliśmy rozkaz do wymarszu. Za dziesięć godzin będziemy w Drimith. Spotkamy się z dwoma armiami, Tolarii i Oscofolu. Myślę, że część z was spotka tam wielu znajomych i przyjaciół. Idźcie teraz do budynku administracyjnego, a tam wypłacą wam żołd plus drobne premie. Macie trzy godziny na upicie się, na odwiedzenie kilku burdeli i ulicznych panienek oraz spłacenie długów, pożegnanie się z rodziną i napisanie testamentu. Wybieram się teraz do karczmy i obiecuję, że Ci którzy zjawią się tam za godzinę lub dwie, będą mogli wypić tyle ile zechcą na mój rachunek.
- HUUUURRAAAAAA !!!!!!
Monde von Blik opuścił mury wraz z dwoma wartownikami. Nie upłynęło nawet 30 minut, a rekruci i instruktorzy wsypali się z koszar na ulice miasta. Szczęśliwe kobiety lekkich obyczajów i burdele przeżywały prawdziwy renesans. Karczma wręcz pękała w szwach od pijanych i pragnących się schlać. Otwarto piwnice zajazdu i wytłoczono wszystkie zapasy beczek piwa i wina. Pod sklepem Niechluja spało kilkanaście upitych osób, a sprzedawca wciąż szykował nowe specyfiki. Wkrótce zabrakło mu do tego odpowiednich składników, więc zaczął dolewać mydliny i zgniłe zioła i owoce. Nikt się nie poznał bo wszystko co sprzedawał w swoim sklepie smakowało jak wyjęte z kanałów. Tak, to nie był alkohol dla smakoszy tylko dla tych co lubili mieć nawalone we łbach, aż do granic możliwości. Krzyki, muzyka i tańce nie denerwowały mieszkańców Midgaardu, gdyż sami się przyłączyli do zabawy. Po pięciu godzinach miasto wyglądało jak spacyfikowane. Zbliżał się ranek i wojsko Midgaardu zaczęło przechodzić przez portal do Drimith. Zatrzymali się obok Othara bo ulice blokowali rycerze Oscofolu i Tolarii. Nie zmartwili się tym bardzo i zaczęli przedzierać się w kierunku Głównego Skrzyżowania. Z im tylko właściwą gracją, tratowali i bili żołnierzy innych jednostek. Mimo starań piechoty ugrzęźli niedaleko od celu podróży. Wtedy do akcji wkroczyła Sirith i pozostali dowódcy. Wzbudzali strach i szacunek samym tylko wyglądem i postawą. Ludzie uskakiwali przed demonicznym jeźdźcem i piechurami, aby po chwili wbić wzrok w ich stronę. Pierwsze promienie słoneczne padały na ich zbroje i tworzyły niesamowity efekt, który zapierał obecnym dech w piersiach. Wampiry chroniły ciężkie płytowe zbroje i nie musiały obawiać się zabójczego światła.
No i znowu w akcji – pomyślał uradowany Morf.
*
Mole z zapartym tchem śledził przybywanie nowych oddziałów. Kilkunastu Wybranych dowodziło teraz oddziałami piechoty i innych jednostek. Nadal jednak przeważająca część to łowcy, najemnicy i poszukiwacze przygód. Nieśmiertelny spojrzał na krzywiącego się Jemkita i rzekł.
- Czyżbyś zjadł cytrynę przyjacielu ?
- Nie, ale widziałem Thaila i kilku innych rozrabiaków, a to zapowiada kłopoty.
- Oceniasz ich zbyt ostro – Odparł Khazzar spoglądając na paradę wojska Leanderu – Oni są jeszcze młodzi i wiele muszą się nauczyć. Myślę, że będzie z nich pożytek i to duży ...
- Z ciebie to zawsze był optymista – rzekł Jemkit – A jak tam przygotowania do podróży ?
- Alander i Galadan są już w Solace, Za chwilę otworzą nam magiczną bramę – powiedział Mole i uśmiechnął się tajemniczo.
Nagle przed Nieśmiertelnymi pojawił się portal przez który wyszła Seasee.
- Witam Panowie – Rzekła zadowolona i spojrzała na armie – widzę, ze przygotowania trwają w najlepsze.
- Witaj Sea – Przywitał się Mole delikatnie całując dłoń kobiety – Tak, trzy armie mogą odeprzeć atak bez naszej pomocy. Musimy się zbierać, gdyż większość czeka na Nas w Solace.
Jemkit wyszedł do przodu, podniósł ręce i narysował nimi niewidoczne koło. Przed czwórką Nieśmiertelnych pojawiła się niebieska brama magiczna. Kolejno zaczęli znikać w czarodziejskim przejściu i po chwili została tylko Seasee. Wysoka kobieta ubrana w błękitną szatę uśmiechnęła się do kogoś w tłumie i dołączyła do towarzyszy w trzecim mieście. Magiczna brama zamknęła się i znikła wśród wyładowań elektrycznych.
*
Gimza odpowiedziała uśmiechem i odwróciła się w stronę mównicy. Na drewnianym podeście stał Potężny Strażnik. Otaczali go Wybrani, dowódcy, wojska i inni. Thail z trudem odnajdywał się w tym ścisku. Czuł, że chyba zaraz się udusi z braku tleny, który pochłaniali inni. Przypomniał sobie nauki mistrzów i wprowadził swoje ciało w stan medytacji. Potężny Strażnik przemówił głosem twardym i opanowanym.
- Od strony Równin zagraża nam niebezpieczeństwo. Gromadzą się tam ogromne armie zła. Nie wiem kto nimi dowodzi i nie obchodzi mnie to. Waszym zadaniem jest rozpoznanie zagrożenia i w razie potrzeby zniszczenia go za wszelką cenę. Nieśmiertelni nie będą brać udziału w tych starciach ponieważ przypadło im inne zadanie. Bogowie mają swoje sprawy i interesy zwykłych śmiertelników nie mogą zaprzątać im głowy. Jakieś pytania ?
- Tak, a gdzie dojdzie do starcia ?
- Przypuszczalnie tam gdzie rok temu lub w pobliżu lasu mattisa. Nie wcześniej – odpowiedział Strażnik będąc święcie przekonany o swojej racji.
- Kiedy wyruszamy ? – Padło pytanie.
- Za dwie godziny. Jeszcze jakieś ? ... Nie, to spotykamy się tu o 1.00.
Na ramię Thaila opadła czyjaś zimna dłoń. Mnich odwrócił się gwałtownie i ujrzał dwie szczelnie odziane postacie.
- Słucham ? – Zapytał niepewnie.
- To ja Nixin – Odparła niższa postać, a i tak górująca wzrostem nad elfem.
- A ten drugi ? – Spojrzał podejrzliwie na podtrzymywaną przez Nixina istotę.
- To ja – Odezwał się słabiutkim głosem.
- Gerino ?! – Krzyknął Thail i uśmiechnął się szeroko.
- Zamilcz kretynie ! – syknął przygarbiony wampir – Wiesz ilu mam wrogów ?
- Eeee nie wiem, a ilu was będzie ? – Elf zaczął skakać z jednej nogi na drugą okazując zniecierpliwienie.
- Ja, Jac, Khrell, Jhad, Nixin i wielu innych – Gerino zakasłał i dodał z irytacja w głosie – Nie dość, że ten sukinsyn mnie o mało nie zniszczył, to jeszcze to cholerne słońce ... A co z Sirith ?
Thail zawahał się chwilę po czym rzekł :
- Służy ojczyźnie i ma się dobrze.
- Służy ojcz... Co Ty mi za kurwa kit tu wciskasz – Warknął wampir.
- Zamilcz robaku ! – Odparła podniesionym głosem dziewczyna – Wypowiedziałeś tylko kilka słów, a większość z tego to przekleństwa.
- Oooo – Uśmiechnął się lubieżnie Wampir – Widzę drobną przekąskę.
Gimza zbladła i przysunęła się bliżej elfa.
- Nie waż się jej tknąć Gerino – Wycedził przez zęby Thail.
- Bo co ? – Odrzekł zaczepnie.
Nagle na ułamek sekundy oczy mnicha zmieniły barwę na niebieski kolor. Temperatura drastycznie spadła, aby po chwili powrócić do normy. Gerino spojrzał podejrzliwie na elfa i roześmiał się.
- Ja tylko żartowałem.
- Ja też – Thail uśmiechnął się paskudnie i odwrócił twarz w inną stronę.
- Chodźmy obgadać kilka spraw – Rzekł i ruszył z Gimza w stronę ołtarza.
- Dobry pomysł – Wampir wyszczerzył kły – Chodźmy Nixin.
*
Ostrze miecza zawisło nad przerażonym strażnikiem i zaczęło nieubłaganie opadać. Człowiek tak się bał, że zapomniał krzyczeć. Cios był już niecałe 10 centymetrów od twarzy nieszczęśnika, gdy rozległ się wrzask.
- Sirith !!! – Ryknął Morf – Panuj nad sobą.
- Przepraszam – Postać w szkarłatnej zbroi schowała broń i pogoniła rumaka – Zagalopowałam się – rzuciła beztrosko za siebie.
Morf pokręcił głową w zrezygnowaniu i zaczął szukać w tłumie znajomych twarzy. Przez chwilę wydawało mu się nawet, że widział Slaanesha i Valdraba. Szybko spostrzegł, że inni tez szukali znajomych i rozmawiali w małych grupkacho starych dobrych czasach. Kleryk Wildeath i Dilmer wymieniali uwagi na temat nowych ziół leczniczych i trujących. Kilka metrów dalej toczyła się dyskusja między Gordem, Sawantrą, Elrodenem, Gandarii i Kalią. W cieniu budynków przebywali mordercy i stworzenia lubiące ciemność, tak jak Demonico, Noom, Xardrab, Neutir, Dagerharm, Rayavo, Tolnar, Kapłan Wilka, który miał pecha i został zabójcą. Oprócz Morfa, dowódcami oddziałów Midgaardu byli Kerod, Dart, Dara, Tanker, Rahim, Sith, Azatoth, Borry, Malis i Derk. Hobbit widział jeszcze Essetiego i Thgila. Był niski i mimo swoich usilnych starań nie mógł wypatrzyć niczego więcej. Sirith zatrzymała konia i wskazała palcem na kogoś w tłumie.
- To Thail ! – Krzyknęła.
- Gdzie idzie ? – Wrzasnął Morf usiłując przekrzyczeć harmider – Gdzie idzie ?!
- W stronę gospody z jakąś kleryczką.
- Oooo – Uśmiechnął się hobbit i przekazał dowództwo zastępcy – Widzę, że Thail nie próżnował, gdy mnie nie było. Idziesz ze mną ?
- Jasne – odparła wampirzyca i zeszła z konia, którego przekazała rycerzowi ze swojego oddziału.
*
- Slaaa ?Widziałeś to co ja ? – Zapytał z niedowierzaniem Valdrab.
- Nie, nie widziałem Morf w zbroi prowadzącego wojsko piechoty – Odpowiedział Slaanshen.
- To dobrze.
*
- Proszę o trzy skrzydełka kurczaka.
Sprzedawca podał wszystko Thailowi i poszedł obsługiwać innych klientów. Gimza czekała na niego przy piątym stoliku, który udało się jakoś zająć. Przepychając się przez tłum gości dotarł do miejsca przeznaczenia. Położył tacę z jedzeniem i rozsiadł się wygodnie na krześle.
- Lavertan miał rację – Zaczął sięgając po skrzydełko.
- Z czym ? – Zapytała zaskoczona Gimza.
- Armie Midgaardu i Tolarii odrodziły się i wyglądają na niepokonane.
- Ciekawe jak sprawdzą się w walce ?
- Miejmy nadzieję, że jak najlepiej – Odparł mnich i zaczął jeść – A Ty nie jesz ?
- Nie, ja już jadłam – Powiedziała kleryczka i spojrzała w stronę wyjścia.
- Co się dzieje ? – Spytał elf patrząc na dziewczynę, której twarz była lekko napięta.
- Zbliża się istota mroku – Odparła po krótkiej przerwie – Zaraz tu wejdzie.
- Mroku ? – Powtórzył wątpliwie mnich.
- Taka sama jak twój przyjaciel Gerino i Nixin. Jestem kapłanką i klerykiem, umiem wyczuwać złe i martwe istoty. To leży w naszej profesji, aby oczyszczać przeklęte miejsca, leczyć potrzebujących i tym podobne.
- Może nie chcą wejść, a może tędy tylko przechodzą ...
Drzwi do karczmy otworzyły się z rozmachem i rypnęły o framugi. Do pomieszczenia weszły dwie osoby. Jedna wysoka w szkarłatnej zbroi, a druga niska w błękitnej.
- O cholera ! – Zaklął Thail – Co to za przybłędy ?
- Nie wiem - odparła Gimza i dodała z przekonaniem – Ale ten karzeł pewnie służy temu wysokiemu ...
Przy szczęku metalu, dwie postacie podeszły do stolika przy którym siedzieli mnich i kleryczka.
- Coś masz nie tęgą minę ? – Odparł mniejszy rycerz zdejmując hełm z głowy.
- Mooorf ? ... To naprawdę Ty ?! – Elf wytrzeszczał oczy w zdumieniu.
- Tak, to ja we własnej osobie, a teraz jako wojskowy – rzekł z uśmiechem hobbit – Jestem wyższym stopniem od Sirith – Wskazał na wampirzycę – Ale ona miała dobrego nauczyciela i załatwiła sobie lepszy ekwipunek.
Złodziejka nie ściągnęła nakrycia głowy, gdyż słońce dotkliwie poparzyłoby jej twarz.
- Witajcie – Powiedziała krótko i zasiadła do stołu.
Morf zrobił to samo i złapał za butelkę.
- Za chwilę wyruszamy. Więc przyszedłem się przywitać i spytać co u naszego przyjaciela Lavertana ? – W oczach hobbita pojawiły się mordercze ogniki.
- Udał się do Solace, gdzie ma wykonać misję. Nie wiem kiedy wróci.
A niech mu Grzechu szczęści i do rychłego powrotu doprowadzi – Rzekł Morf.
- Hę ? – Zdziwił się mnich.
- Nie, nic.
- Gerino wrócił – Odparł Thail z radością w głosie.
- Że co ?! – Warknął hobbit.
- Ger ...
- Wiem, słyszałem – Przerwał Morf i walnął pięścią w stół – A już myślałem, że mam go z głowy.
Złodziejka chwilę przyglądała się Gimzie, po czym rzekła szorstko.
- Idziemy.
- Już ? – Zapytał zaskoczony hobbit.
- Tak.
- No to w drogę, a już myślałem, że sobie pogadamy. Mamy bezpieczną drogę, aż do Równiny, a potem się zobaczy.
Dwie postacie w zbroi wstały od stołu i opuściły gospodę.
...
Ostatnio edytowano Pn cze 23, 2003 10:07 am przez Thail, łącznie edytowano 1 raz
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Gerino » N cze 22, 2003 9:16 pm

Te, a gdzie reszta? Coś uciałeś:P
A poważnie mówiąc to ide pisać:P
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Thail » N cze 22, 2003 9:26 pm

Heh ... to byl efekt zamierzony :grin:
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Sirith » Pn cze 23, 2003 9:21 am

Thail, połącyć tozinnymi opowiadankami, rozwinąć to, poprawić literówki (Grzechu chyba cię zabije za to, że napisałeś jego imię z małej litery) i powstawiać w odpowiednich miejscach przecinki, to można z tego zrobić książkę...
"Welcome to dying!"
"Ashes to ashes, dust to dust..."
Emblemat użytkownika
Sirith
 
Wiadomości: 158
Dołączył(a): So kwi 26, 2003 9:47 am
Lokalizacja: Gildia Złodziei w Leanderze

Wiadomośćprzez Thail » Pn cze 23, 2003 10:08 am

Sirith ... A gdzie napisałem Grzechu z małej litery ? :eek:
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Morfoth » Pn cze 23, 2003 10:14 am

Książkę dla nikogo. Wchodzi jak jakiś Harry Potter, ale wszystkie 'kurwy' niwelują to źródło dochodu. Zresztą byłaby to zajebiście krótka książka.

Tak rzekłem ;)
2B || !2B
Emblemat użytkownika
Morfoth
 
Wiadomości: 239
Dołączył(a): Cz mar 28, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Trzeci karton na lewo.

Wiadomośćprzez Gerino » Pn cze 23, 2003 11:43 am

Książkę dla nikogo?
Ostatnio dla odświeżenia poglądów sięgnąłem po "Coś się kończy, coś się zaczyna" Sapkowskiego. Czytam pierwsze opowiadanie, czytam i stwierdzam, że poziom tego właśnie opowiadania ("Droga, z której sie nie wraca) nie odbiega od poziomu opowiadań Thaila! Powiem więcej, z większą przyjemnością czytałem dzieło Thaila niż A.S-a. Więc z Thaila może być jeszcze sławny pisarz:P
P.S.Jak sie pomyliłem w tytułach to przepraszam:P
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Thail » Pn cze 23, 2003 1:09 pm

O cholera Gerino teraz to mnie zatkało. :eek:
Sprawdzam forum i widzę Twoją wiadomość, wchodzę i czytam, a tu takie przyrównanie !!!!
Po prostu szczęka mi opadła i wbiła się w biurko, a piwo które właśnie sączyłem wyleciało mi nosem :grin:
Dzięki za komplement, który dla mnie baaaardzo wiele znaczy. :wink:
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Gerino » Pn cze 23, 2003 3:28 pm

<Oczywiście mówiłem o tym opowiadaniu, może o kilku innych, bo wiedźmina za cholere nie przebijesz:P>Ale podtrzymuje tamtą wypowiedź
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Sirith » Cz lip 10, 2003 11:22 pm

Thail, kiedy dajesz nastpną część??? Nie dam swojego opowiadanka, dopóki ty nie dasz, wyrok zapadł!
"Welcome to dying!"
"Ashes to ashes, dust to dust..."
Emblemat użytkownika
Sirith
 
Wiadomości: 158
Dołączył(a): So kwi 26, 2003 9:47 am
Lokalizacja: Gildia Złodziei w Leanderze

Wiadomośćprzez Thail » Wt lip 15, 2003 4:12 pm

Z pewnych przyczyn daję teraz troszkę niedopracowany rozdział do dalszej części opowiadania "ON !!!" :sad:
Ostrzegam, ze jest pełne byków i błędów składniowych. Nie polecam czytać osobą o słabych nerwach. :naughty: :grin:
A oto i :
" ON 6"

Trzy kolumny z których składała się armia Drimith i Leanderu wolno opuszczała miasto. Kilkutysięczne wojsko poruszało się powoli utrzymując szyk bojowy i gotowość do odparcia nagłego ataku. W pierwszej kolumnie wędrowały oddziały Ofcolu słynące ze wspaniałej wojskowej dyscypliny. W drugiej Tolarii, a w trzeciej zamykającej pochód szły wojska Midgaardu. Miasto po chwili znikło za horyzontem, a wygląd otoczenia uległ zmianie. Piękne lasy i łąki ustąpiły zniszczonej i przeklętej ziemi wypalonej podczas wojny, która miała miejsce rok temu.
Mimo zapewnień Potężnego Strażnika atak nastąpił dużo wcześniej niż przewidywano. Z gęstego lasu wypadła armia ożywieńców. Były to szkielety i zombie, które zaatakowały pierwszą kolumnę blokując cały pochód. Wąska droga nie pozwalała na rozwinięcie pełnego szyku bojowego i jedno zmasowane uderzenie. Początkowe sukcesy wroga zamieniły się wkrótce w pasmo klęsk i przegranych pojedynków. Po godzinie atak został odparty przy małych stratach we własnych szeregach.
W nocy rozbito obóz.
- To był nieciekawe zdarzenie - Powiedział zamyślony Morf.
- Jakie ? - Zapytała Sirith delektując się światłem księżyca.
Hobbit wyciągnął z sakwy chleb i bukłak.. Przez chwilę patrzył na skórzane naczynie po czym z niechęcią je odrzucił. Sięgnął jeszcze raz do sakwy i wydobył z niej butelkę gardłogrzmotu.
- Dzisiejszy atak nie powinien nastąpić - Rzekł po chwili otwierając butelkę - Jeśli wrogie oddziały poruszają się tak blisko Tolarii, to jak są wielkie ?
- Ciekawe, ale może to była tylko próba - Powiedziała Sirith czyszcząc miecz.
- Próba sił - Powtórzył Morf - To może być to ! Tylko, że ożywieńców było sporo i nie mogę sobie bardzo wyobrazić dowódcę, który przed główną batalią szastałby tak swoim wojskiem ...
- Chyba, ze jest ... - Przerwała Sirith.
- ... pewny zwycięstwa - Dokończył osłupiały hobbit i przychylił naczynie wlewając zawartość do swojego gardła. Wampirzyca schowała broń i sięgnęła po bukłak.
- Myślę, że to nie będzie łatwe rozeznanie i szykuje się kolejna wojna.
Wypiła zawartość naczynia i wytarła dłonią krew z ust.
- Zapowiada się długa noc - Rzekł z nostalgią hobbit.
- I dobrze - Wampirzyca uśmiechnęła się i wróciła do podziwiania księżyca.
*
Martwe ciało nosiło ślady po silnych uderzeniach ostrym przedmiotem. Krew wypływała przez usta, nos i uszy. Na głowie widniało paskudne wgniecenie po rękojeści miecza. Żeglarz pilnujący wybrzeża nie miał szans w tej walce. Nachylająca się nad zwłokami postać wskazała na północny zachód.
- Ślady są mało widoczne, ale zabójca udał się w tamtym kierunku - Rzekł Vertim i wstał z ziemi otrzepując swoje zielone szaty.
- Wydaje mi się, że nasz cel sam wpadnie w nasze ręce - Odrzekł złowieszczo Lavertan i uśmiechnął się paskudnie.
- Nie podoba mi się twoja pewność - Odparł Mole patrząc z niechęcią na rozkładające się zwłoki - Ostatnio zauważyłem, że bardzo się zmieniłeś ... niestety na gorsze.
Lavertan zacisnął mocniej zęby i spojrzał po przybyłych.
Nieśmiertelnych nie było wielu, gdyż część z nich wykonywała polecenia bogów. Ci którzy przybyli to : Ghrahambra, Seasee, Jemkit, Tarabas, Reif, Khazzar, Malven, Alandar, Galadan, Vertim, Lavertan i Mole, który z woli bogów został dowódcą ekspedycji.
Obecnie przebywali nad stromym i niebezpiecznych wybrzeżem Solace. Chcąc się przedostać z Leanderu do tej krainy drogą morską trzeba było zakupić canoe lub lekką łódź. Innymi możliwościami było latanie i zaklęcia magiczne. Noc zapadała tu bardzo szybko i zdawała się trwać nieprzerwanie. Kraina nie należała do najbezpieczniejszych i łatwo można było natknąć się na ciemnego elfa lub jakiegoś potężnego potwora. Spotkanie takie kończyło się zazwyczaj krwawą jatką i śmiercią pechowego podróżnika. Po wojnie w Leanderze i Drimith, ciemne elfy i niektóre klany krasnoludów założyły miasto Valisandria. Początkowo toczyły się tam walki o władzę między pierwszymi założycielami. Później w Solace pojawił się bóg Grzechu i zaprowadził porządek oraz ład (czyt. Rządy silnej ręki). Nadal jednak znajdują się miejsca, gdzie o prawie stanowi długość miecz i siła mięśni. Solace stanowiło idealną kryjówkę dla mrocznej istoty i dlatego Nieśmiertelni postanowili rozpocząć poszukiwania właśnie od tej krainy. Znalezione zwłoki umocniły ich w podejrzenia co do obecnego miejsca pobytu Porywacza Dusz.
Od pewnego czasu grupka wysokich postaci zmierzała w kierunku północno zachodnim. Nie pozostawiali śladów w błocie, które by świadczyły o ich obecności. Prawie każda postać otoczona była aurami ochronnymi i magicznymi tarczami. Gdy doszli na skraj lasu zatrzymali się i zaczęli szukać dalszych śladów. Drzewa były stare i chore, a ich gałęzie powyginane były w najróżniejsze strony. Teren był bagnisty i zdradliwy jak mało miejsc na świecie. Chmury zasłaniające księżyc pogarszały widoczność i utrudniały szukanie śladów. Pigułki widzenia i zwoje magiczne nie poprawiały beznadziejnej sytuacji.
- To nie może być prawda - Odparł z niedowierzaniem Vertim - Trop się urywa w tym miejscu. Tak jakbyśmy przez cały czas szli za nieistniejącą istotą lub jak kto woli, marą senną.
- A energia magiczna ? - Dopytywał się Jemkit dobywając broni - Może wzleciał w powietrze lub teleportował się w inne miejsce.
- Wyczulibyśmy resztki mocy, która zostaje po rzuceniu zaklęcia - Mole był zdenerwowany, lecz nie dawał tego po sobie poznać. Teraz dopiero zrozumiał, że to nie Oni są łowcami, ale jest wręcz odwrotnie. Idąc za Porywaczem Dusz trafili na bagna i z drapieżników zamienili się w zwierzynę łowną. Na trzęsawiska rzucono kiedyś klątwę i teraz można zapomnieć o przywoływaniu lub użyciu teleportu.
- Gratuluję spostrzegawczości ... Nieśmiertelny - Odezwał się głos gdzieś z góry.
- To On ! - Syknął Lavertan.
Jemkit nie wiele myśląc rzucił w powietrze czar wybuch plazmowy. Eksplozja na chwilę rozświetliła niebo po czym znowu nastała ciemność. resztki plazmy zaczęły opadać z góry niczym drobny zabójczy deszcz. Tak gdzie upadła wypalała bagienną trawę i wnikała w błoto.
- Świetna robota Jemkit - Rzekła Seasee zmienionym głosem stojąc w przezroczystej kuli - Skaziłeś ten teren na jakieś 50 lat.
- Ale uporałem się z naszym problemem - Rzucił gniewnie Nieśmiertelny i dodał - A poza tym i tak był już skażony, tyle, że magicznie.
Nagle przed grupą pojawiła się ciemna postać w kapturze. Jej szaty przypominały ubiór mnicha z tą różnicą, że były całe czarne i nie należały do żadnego zakonu. Osobnik wydobył miecz i zaczął iść w kierunku oszołomionych Nieśmiertelnych. Opadająca plazma zdawała się nie wyrządzać mu krzywdy.
- Problem z którym przyszło się wam zmierzyć ... - Odparł Porywacz Dusz niesamowitym głosem - ... może Was przerosnąć i nie pozbędzie się go jakiś marny czar.
Skutki ataku plazmowego przestały spadać z nieba i magiczne osłony stały się zbędne. Malven skierował w kierunku idącego kosę i rzekł.
- Na imię mi Malven i zamierzam Cię dzisiaj zabić. Jak się zwiesz, chodzi o Twoje prawdziwe imię ?
Porywacz Dusz zatrzymał się zastanowił.
- Czy spotykając robaki ... - Odparł po chwili namysłu ... wyjawiasz im swoje imię. Jesteście dla mnie jak owady, których tu pełno - Odezwał się z pogardą w głosie - Słabi i głupi. Nie zdajecie sobie sprawy z czym chcecie walczyć. Jednak udowodniliście, ze jesteście dobrymi wojownikami. Za nim Was zabiję ... - Skłonił głowę i powiedział - Jestem zwiadowcą wojsk Władcy, Porywaczem Dusz, a zwą mnie w moim świecie Parn. Jeśli już poznaliście moje imię to teraz gińcie !!!
*
Pojawił się na wybrzeżu, gdy słońce zachodziło i mrok zaczął powoli obejmować świat. Szybko podbiegł do zaskoczonego żeglarza i zadał cios w kark. Mężczyzna zwinnie uniknął ostrza i zaatakował odbijając się od ziemi. Wykonał salto w powietrzu nad przeciwnikiem i uderzył pięścią. Cios cicho przeciął powietrze i żeglarz stracił równowagę. Nie chcąc się wywrócić użył podłoża jako punkt zaparcia i uskoczył w bok przed nadlatującą klingą.
- Kim jesteś !? - Wysapał i podniósł zmęczony wzrok na napastnika.
Porywacz Dusz zamachnął się mieczem i uderzył go rękojeścią w głowę. Żeglarz krzyknął z bólu i złapał się za krwawiącą głowę, która dziwnie zmieniła kształt. Oszołomiony mężczyzna zataczając się ruszył w kierunku potężnych budowli.
- Nie dojdziesz do miasta ... - zaśmiał się Porywacz Dusz idąc za rannym człowiekiem - Ucieczka nie wchodzi w rachubę.
- Ale dlaczego ? - Zapytał błagalnie żeglarz kaszląc krwią i kawałkami mózgu.
Cios był tak silny, że ostrze o mało nie przecięło korpusu na dwie połowy. Posoka buchnęła fontanną z poprzecinanych arterii i żył. Szkarłatna plama, która pojawiła się pod martwym ciałem powiększała się z sekundy na sekundę.
- Bo mnie widziałeś - Powiedział i zakrył broń peleryną.
Już miał odejść, gdy poczuł, że gdzieś w pobliżu otworzono portal lub coś podobnego. Zacisnął zęby i wycedził.
- To jest łaska, którą mi dano ... To pułapka !
Ale nie dam się tak łatwo pokonać - Dodał w myślach i ruszył biegiem w stronę bagien. Po drodze zabił kilka hobgoblinów, które odważyły się stanąć mu na drodze. Wyczuwał aurę istot, które go ścigały i pamiętał, ze spotkał się z tym tylko raz. Wtedy poszło szybko, ale teraz już nie może liczyć na niewiedzę napastników. Jedyne co teraz mógł zrobić to ... zapolować.
Wykorzystując długoletnie doświadczenie sprawił, że pościg skoncentrował się na jego śladach, a nie na otoczeniu. Po godzinie dotarł do bagna, gdzie zamierzał stoczyć swoją wielką bitwę, a jeśli do tego dojdzie i ostatnią.
Gdzieś w oddali usłyszał ciche odgłosy. Szybko wzbił się w powietrze i zniknął w mroku nocy.
A z Tobą dowódco policzę się w swoim czasie - Pomyślał i zastygł w bezruchu oczekując na pościg.
*
- To nie wygląda najlepiej - Powiedział Thail kiwając głową w geście zrezygnowania - Spójrz Gimzo na te armie.
Wojska Midgaardu, Tolarii i Ofcolu zatrzymały się na Równinie. Przed nimi rozciągała się szeroka na kilka mil dolina. Zejście było strome i łatwo można było się stoczyć w dół z obsuniętą częścią podłoża. Po drugiej stronie rozciągał się czarny dywan, który z bliżej odległości zamieniał się we wrogie hordy. Kilkanaście tysięcy orków, rozbójników, barbarzyńców i ożywieńców stało w szyku bitewnym czekając na rozkaz. Armia na którą się natknęli zdawała się nie mieć końca. Nawet jeśli ktoś chciałby zliczyć przeciwników, to i tak miałby z tym nieliche problemy.
- Nie maja symbolu oka - Odparła ze zdziwieniem kleryczka.
- Słucham ?
- Na tarczach orków i barbarzyńców nie ma symbolu Saurona - Rzekła Gimza i wskazała na oddziały rozbójników - Coś jest nie tak. Nie widzę dowódców tych armii. Kto nimi dowodzi i dlaczego nie są to Sturkas, Turre i Kaledan ?
Elf wytężył wzrok, lecz nie dostrzegł nikogo kogo widział we wcześniejszej wojnie o Drimith. Dojrzał natomiast, że ich wrogowie noszą czarne jak węgiel zbroje z narzuconymi na nie ciemnymi płaszczami. Kilkoro z nich było w głębokich kapturach zasłaniających ich oblicza. Na plecach nosili dwie skrzyżowane klingi i do złudzenia przypominali Porywacza Dusz. Twory Saurona oczekiwały na znak do ataku w ciszy i skupieniu. Spokój w wojsku zła wywoływał efekt przeciwny w armii dobra. Żołnierze widząc, że ich przeciwnicy zachowują się dziwnie tracili zimną krew.
- Ich opanowanie jest zadziwiające - Rzekł z niedowierzaniem Thail - Rok temu nie dało się wytrzymać hałasu bębnów, ryków radości i przekleństw jakie rzucali pod naszym adresem, a teraz ?
- To nie wróży niczego dobrego - Powiedziała dziewczyna i dobyła miecza.
Elf zrobił to samo i wydobył z torby podróżnej kilka zwiniętych pergaminów. Cztery podał kleryczce i powiedział.
- To są czary ochronne, które zakupiłem od czarodzieja w Midgaardzie. Pomogą nam uniknąć kilku ataków i niepotrzebnych ran.
Mnich wypowiedział zaklęcie i jego ciało stało się twarde jak kamień. Kolejne przywołało lodową tarczę, która otoczyła elfa barierą zimna i ostrych kawałków lodu. Następnie Thail rozwinął pergaminy i zaczął je kolejne recytować. Najpierw jego skóra stała się wytrzymała jak stal. Później elf zaczął się rozmazywać, aż stał się przejrzysty jak duch. Na końcu rzucił na siebie czar regeneracji, który należał do największych tajemnic zakonów szkolących adeptów tej profesji. Gdy Thail uznał, że jest już wystarczająco zabezpieczony spojrzał na towarzyszkę. Gimza była nie tylko chroniona czarami ze zwojów, ale i rzuciła własne zaklęcia, których profesja kleryków posiadała pod dostatkiem.
- Zbłaźniłem się - Przyznał ze skruszeniem w głosie elf - Zapomniałem, że nie potrzebujesz takich świstków do tego rodzaju czarów.
Gimza zaśmiała się i odparła beztrosko.
- Liczą się chęci, a nie sam efekt.
Thail również się zaśmiał i zbliżył do dziewczyny na tyle, że dotykał jej ramienia własnym.
- Wiesz co ? Chciałbym dokończyć to co zaczęliśmy zanim przeszkodził nam Lavertan - Zaczął niepewnie elf przybliżając swoją twarz do jej pięknego oblicza.
Kleryczka zarumieniła się i spojrzała w oczy Thaila.
- To dobry pomysł - Uśmiechnęła się i przybliżyła swoje usta do jego.
Uroczą chwilę przerwały odgłosy rogów bojowych. Mnich spojrzał smutno na Gimzę, która zwróciła twarz w stronę nadchodzącego niebezpieczeństwa.
- Niech to szlag !!! - Zaklął Thail - Cholerny trębacz, a żeby Cię ...
Nagle dźwięk rogu urwał się i w powietrzu rozległ się rozdzierający krzyk.
- Eeeeee - Elf zrobił głupią minę i dotknął dłonią ramienia Gimzy.
- Coś się stało ? Wyglądasz jakoś dziwnie - Zapytała z zatroskaniem w głosie.
- Wierzysz w moc przekleństw ? - Odparł mnich i skoncentrował się na wrogiej armii, która wolno zmierzała w ich kierunku. Dziewczyna tylko pokręciła głową w zadumie i przygotowała się do ataku.
*
Wojska zjednoczonych miast znajdowały się na brzegu stromego urwiska. W dole rozciągały się skrzydła wrogiej armii, która wolno poruszała się po trudnym terenie . W pierwszych szeregach szły orki, trolle i ogry jako żywe tarcze chroniące przed strzałami łuczników. W następnych byli zbóje Mattisa, barbarzyńcy i Uruk-hai. Według strategów midgaardzkich, dowódca wrogiej armii zamierzał poświęcić pierwszą linię wojsk, aby uwięzić i zniszczyć kawalerię, która była zabójcza dla piechoty. Jednak duży spadek terenu pozwalał osiągnąć konnicy niebywałą szybkość i siłę przebicia.
Pierwsza kolumna Ofcolu dysponowała wspaniałą kawalerią w liczbie 5-u tysięcy jeźdźców. Na dźwięk rogów bojowych konnica ruszyła w dół urwiska, gdzie ...
Kronikarz ............ [-].
*
Okrzyki bojowe jeźdźców odbijały się głośnym echem od ścian kanionu. Wspaniałe czarne rumaki z rycerzami w zielonych zbrojach zdawały się niepokonane. Zwinnie omijały wystające ze zbocza kamienie i głazy wciąż nabierając szybkości. Wrogie oddziały przyblizały się z każdym przejechanym metrem. Kawaleria zaczęła wyglądać jak potężna fala, która po uderzeniu w cel nie zostawi śladu po agresatorach. Na czele galopował biały rumak z dowódcą w siodle. Wykrzykiwał rozkazy, a pozostali powtarzali je za nim, aby jadący na końcu usłyszeli je. Kawalerię Ofcolu dzieliła już około mila od pierwszych szeregów orków i trolli, gdy we wrogich oddziałach nastąpiło jakieś poruszenie.
- Lance w dół !!! - Krzyknął dowódca na białym koniu. Usłyszał za sobą powtarzany rozkaz i uśmiechnął się do samego siebie.
Zaraz pokażemy na co stać żołnierzy Ofcolu - Pomyślał i przyśpieszył.
Gdy znów podniósł wzrok w szeregach orków zaczęły pojawiać się dziwne istoty. zakapturzone postacie zaczęły zrzucać ciemne płaszcze ukazując smukłe sylwetki w czarnych zbrojach. Z wyglądu przypominały elfy, których skóra została przebarwiona na ciemny błękit. Twarze mieli pociągłe wyrażające zawziętość i pogardę dla przeciwników. Najgorsze były oczy czerwone jak u krwiożerczej bestii. Na głowach nosili hełmy o dziwacznych kształtach imitujących zwierzęta, których na Lacu nie sposób znaleźć. Kilkanaście postaci wyszło do przodu i ustawiło się w szeregu. Każdy mężczyzna wystawił rękę do przodu i zamknął oczy. Wokół dłoni pojawiła się zielona poświata, która gasła i rozpalała się na nowo. Ich oczy rozjarzyły się ognistym blaskiem, a z rąk wystrzeliły ogniste kule.
Mężczyzna ujrzał nadlatujący w jego stronę pocisk i zmusił konia do skrętu. Wtedy jednak ujawniła się największa wada poruszania się po stromym urwisku. Podłoże obsuwało się przy każdej próbie zmiany kierunku galopu i mogło doprowadzić do upadku. Dowódca otworzył usta, aby wykrzyczeć rozkaz odwrotu, ale wtedy pocisk uderzył go prosto w głowę i wybuchł.
Potężna eksplozja zabiła 15-u jeźdźców, a dwudziestu innych zrzuciła z koni. Kolejne ataki uderzały w różnych odstępach od siebie czyniąc ogromne szkody w oddziałach Ofcolu. Co pół minuty postacie w czarnych zbrojach wystrzeliwały dwadzieścia magicznych pocisków zabijając za każdym razem stu lub więcej żołnierzy. Początkowy dar niebios jakim było nachylenie podłoża okazał się zguba dla uwięzionych w dolinie ludzi. Ci którzy znajdowali się w ostatnich szeregach konnicy usiłowali wycofać się do swoich wojsk. Jednak konie wpadały w poślizg i staczały się w dół zabierając ze sobą innych.
*
- Kurwa ! - Krzyknęła Sirith i spojrzała na ponurego hobbita - Zaraz ich zdziesiątkują ! Nie możemy czegoś zrobić ?
- A co chcesz zrobić ?! - Warknął Morf i zacisnął mocniej miecz - Wykończą nas zanim zdążymy się do nich zbliżyć. Jeśli kawalerii się to nie udało, to tym bardziej piechocie.
- Ale nie możemy czekać bezczynnie i patrzeć jak ich masakrują - Odparła Sirith spuszczając oczy i wbijając wzrok w ziemię - To nie miało tak być !
- Za chwilę będzie po wszystkim - Powiedział Morf i spojrzał na Dena, który wciąż był w zbroi strażnika miejskiego - Ej, chłopcze, a gdzie Twoje wdzianko piechura ?
Młodzieniec uśmiechnął się słabo i rzekł nie przestając patrzeć na rzeź w dolinie.
- Co za różnica w czym zginę ?
- Ale pleciesz pierdoły ! - Odparł hobbit udając oburzenie - Przecież nie umrzesz, a uzbrojenie piechoty nie śmierdzi.
- ... - Den nie odpowiadał przez dłuższą chwilę po czym odrzekł z przejęciem - Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy generale.
Morf uśmiechnął się szeroko, lecz w głębi serca smutek rozdzierał go na dwoje.
- Już po wszystkim - Rzekła wampirzyca łamiącym głosem - Nikt nie wrócił.
- Rusza ich piechota - Krzyknął Den - Spójrzcie !
- Sukinsyny !!! - Syknął Morf.
- Dobijają rannych - Krzyknęła Sirith i zacisnęła mocniej pięści.
Wrogie wojska maszerujące w ich stronę ryczały nową pieśń bojową. Gdy minęła kolejna godzina dystans między obiema armiami zmniejszył się do dwóch mil. Orki zwolniły tempo i zaczęły zasłaniać się tarczami. tylko, że zamiast łuczników wyszli im na spotkanie magowie. Pogoda popsuła się w mgnieniu oka, a światło dzienne ustąpiło mgłą i ciemnością. Później w mroku dało się zauważyć setki kul ognistych i pocisków magicznych lecących w kierunku orków i trolli. Wśród odgłosu gromów rozległy się nieludzkie ryki i wycia. Mimo zmasowanego ataku magicznego wrogowie poruszali się nadal nie zważając na straty. Odległość zmniejszyła się i wśród czerwonych kul pojawiły się też zielone, ale lecące w ich stronę.
- Morf !!! - Krzyczała wampirzyca usiłując przekrzyczeć wybuchy i wrzaski zabijanych - Co teraz ?!
- Aaaataaak !!! - Ryknął hobbit niewiele myśląc i rzucił się na przeciwników.
- Ale jest ciemno i nic nie widać - Odparła Sirith, ale nie doczekała się już odpowiedzi i poszła w ślady Morfa.
Inne oddziały widząc, że piechota ruszyła uznały, że padł rozkaz do natarcia i uderzyły na wroga.
Wkrótce doszło do zbrojnego kontaktu i zapanował kompletny chaos. Magowie walczyli z wrogimi czarodziejami, a piechota starła się z pozostałymi oddziałami. Najpotężniejsi magowie przywoływali przerażające bestie, które siały popłoch i spustoszenie w armii przeciwników. Inni wyczarowywali ognisty lub kwasowy deszcz. Niektórzy Wybrani posunęli się nawet do użycia plazmy i innej broni masowego rażenia. Po pięciu godzinach masakry zapanowała kompletna ciemność, która była wynikiem wielokrotnego użycia czaru pogorszenie pogody.
Jedyne co nie uległo zmianie to krzyki zabijanych i odgłosy eksplozji.
*
Ostrze miecza gładko wbiło się w głowę orka i łatwo z niej wyszło. Brunatna krew trysnęła na trawę i zbroję elfa. Mimo zmęczenia wykonał szybki obrót i uderzył na wysokości barku. Ork złapał się za szyję i przy odgłosie bulgotania padł na ziemię. Gimza w tym czasie rozpłatała barbarzyńcę i rzuciła zaklęcie niszczące nieumarłych.
Thail czuł zmęczenie każdą częścią ciała. Miecz ciążył mu w ręce jak kowadło, a nogi uginały się pod nim jakby wrócił właśnie z dalekiej wyprawy. Na brzuchu miał głęboką ranę, która goiła się tylko dzięki regeneracji. Niektóre części zbroi były pogniecione i powyginane. Z szaty mnicha, którą nosił nie pozostały nawet strzępy. Ostrze broni było poszczerbione i umazane krwią pokonanych. Po woli zaczynał tracić ostrość widzenia. Miecz wypadł mu z dłoni i wbił się w ziemię. Opadł na kolana i spojrzał na walczącą z trollem kleryczkę. Nagle za jej plecami pojawił się zabójca. Wykorzystując chwilę nieuwagi podkradł się do dziewczyny chcąc zadać zdradziecki cios w plecy.
Thail był zbyt słaby by dobiec do Gimzy, a ostrzegawczy krzyk mógłby ją zdekoncentrować co skończyłoby się tragicznie. Złożył dłoń w magicznym geście i wypowiedział zaklęcie. Nad jego głową pojawiły się dwa unoszące się w powietrzu sople. Mnich wskazał dwoma palcami na trolla i zabójcę. Lodowe pociski z ogromną szybkością pomknęły w stronę walczącej trójki. Mężczyzna upuścił sztylet i wydał z siebie nieartykułowany krzyk. palcami złapał lodowe ostrze wbite w jego krtań i pociągnął. Krew buchnęła fontanną z otworu i rozbójnik padł na ziemię w konwulsyjnych drgawkach. Drugi pocisk wbił się w oko trolla i wyleciał z tyłu głowy. Ogromna masa mięsa runęła wprost pod nogi zaskoczone dziewczyny.
Thail uśmiechnął się słabo i zemdlał kładąc się między trupami pokonanych.
*
Hobbit poczuł, że zaraz zwymiotuje. Nie wiedział jak długo leżał nieprzytomny, ale ostry ból w głowie świadczył o tym, że oberwał bardzo mocno. Z trudem zdjął hełm i przyjrzał się jego powierzchni. W miejscu, gdzie metal zasłaniał tył głowy widniało głębokie wgniecenie. We włosach miał zaschniętą krew i grudki ziemi. Sycząc z bólu wstał i rozejrzał się po otoczeniu. Wszędzie jak okiem sięgnąć leżały trupy różniące się od siebie chyba tylko stopniem zdeformowania i ułożeniem. Podłoże było wprost przesiąknięte krwią zabitych. Martwe cielska orków, ogrów i trolli leżały obok poległych rycerzy tworząc obrzydliwą scenę. Pod nogami poniewierała się uszkodzona i porzucona podczas ucieczki broń. Morf zrobił ostrożnie klika kroków i stwierdził, że może w miarę normalnie chodzić. Niespodziewanie szumienie w uszach ustało i usłyszał odgłosy bitwy. Krzyki umierających i zabijanych rozchodziły się głośnym echem wśród drzew. ryki zwycięstwa i przerażenia. Od czasu do czasu, gdzieś w oddali następowała zagłuszające wszystkie inne hałasy eksplozja po której następowała chwilowa cisza.
Podniósł miecz, który leżał obok niego i wykonał kilka cięć w powietrzu.
- Jednak nie oberwałem zbyt mocno - Uśmiechnął się i zbladł.
Na wprost niego znajdowała się polanka pokryta trupami pikinierów z jego oddziału. Noszone przez nich zbroje zmieniły kolor z błękitnego na rdzawy i ciemno czerwony. Tarcze, które miały ich chronić, leżały teraz zmiażdżone i nieprzydatne. piki ze stalowymi prętami, które go kosztowały u Blika 150 tyś. złotych monet poniewierały się powyginane i porzucone. Zwłoki tworzyły kilka kręgów od największego z zewnątrz do najmniejszego wewnątrz. Wokół nich leżeli martwi barbarzyńcy i to co pozostało po ożywieńcach.
- Coś mi to przypomina - Zamyślił się Morf i poczuł dziwny ucisk w gardle.
Był to szyk obronny jaki ćwiczył z (BPN) podczas szkolenia. ich zadaniem była ochrona dowódcy w razie okrążenia za wszelką cenę. Jego odział zapłacił najwyższą. Choć wiedzieli, ze jest Wybranym nie pozwolili go zabić oddając swoje życie za jego własne. Hobbit Podniósł leżący na ziemi szyszak. na gładkiej powierzchni widniała paskudna dziura otoczona szkarłatnymi plamami. Chwilę patrzył w milczeniu na uszkodzony pancerz po czym go odrzucił.
- Ale ja żyję i nie jestem w czyśćcu, a wszyscy obrońcy zginęli. jak to możliwe - Pomyślał i podszedł bliżej do zmasakrowanych ciał.
Ze śladów wynikało, że rzeczywiście był w centrum kręgu. gdy zostały już trzy pierścienie pikinierów doszło do walki na krótki dystans. Jeden z piechurów wykorzystując zamieszanie podniósł nieprzytomnego hobbita i zaczął z nim uciekać na oślep przed siebie.
Morf cały czas szedł po śladach chcąc się dowiedzieć kto był na tyle szalony, że podjął się takiego zadania. W ten sposób wrócił do miejsca, gdzie się obudził. teraz spostrzegł, że na mokrej trawie widnieją wyraźne ślady walki. niosący go osobnik natknął się na dwa trolle i orka. Z tym ostatnim poradził sobie szybko, ale pozostałym nie dał już rady. Porzucił Mora obok pokonanego wroga i natarł na trolle.
Tu, gdzie jest zryta ziemia dosięgło do uderzenie maczugi.
- Biedak musiał wylecieć w powietrze - Szepnął złodziej i obejrzał dziurę w ziemi - A po uderzeniu widać, że upadł tam ...
Kilka metrów dalej znalazł krzaki z których wystawała rycerska rękawica. Podszedł ostrożnie i rozsunął gałęzie.
Den leżał zwinięty trzymając rękę na wystających z ciała żebrach. Druga ręka była tak zmiażdżona, że wyglądała jak ciasto ugniecione przez kucharza. Połamane kości przebiły zbroję na wylot jakby była z papieru. Z ust i nosa płynęła zaschnięta krew rozlewając się na pancerz i porwane ubranie. Jedno oko miał zwrócone w niebo, a drugiego nie miał wcale. Uderzając w drzewo musiał się zadźgać na wystającą gałąź.
Morf nie zważając na plamy czerwieni wyciągnął martwe ciało z krzaków i ruszył w kierunku odgłosów bitwy.
- Głupcze ! Coś Ty najlepszego uczynił ? - Hobbit szeptał słowa do ucha nieboszczyka tak jakby był ojcem , który gani syna za jakieś głupstwo - Ja kurwa bym ożył ! - Krzyknął w rozpaczy nie przestając iść - Ja bym żył - Dodał ciszej.
*
Jeździec w szkarłatnej zbroi szarpnął za uzdę i zmusił rumaka do stania na tylnich nogach. Barbarzyńca widząc wierzgające kopyta skierowane w jego twarz natychmiast uskoczył w bok. Wtedy rycerz uderzył go mieczem w kark powalając na ziemię. Zamachnął się ponownie i walnął z całych sił w głowę rozbójnika, który zbliżył się z zamiarem ściągnięcia go z konia.
Zdążył tylko zadrapać hakiem farbę na zbroi, gdy ostrze rozcięło jego czaszkę na dwie połowy.
Wkrótce pojawiła się grupka orków, która natychmiast za cel swojego istnienia wzięły sobie zabicie samotnego jeźdźca. Powoli zmierzały w jego stronę chcąc nacieszyć się strachem ofiary. Rycerz spojrzał na nich i ryknął śmiechem. W hełmie rozjarzyły się czerwone jak ogień oczy i zwęziły się do rozmiarów wąskich szparek. Orki zatrzymały się zbite z tropu i zrobiły głupią minę nie wiedząc co robić. Po chwili jednak udowodniły, że myślenie nie należy do ich mocnych stron i rzuciły się z rykiem na jeźdźca.
- Skąd ich się tyle wzięło ? - zapytała Sirith z ironią w głosie i krzyknęła - TERAZ !
Ork, który biegła na czele nadział się na miecz i runął na ziemię. Wrogi oddział zatrzymał się i utworzył pierścień obronny. W powietrzu pojawiło się kilka zamazanych kształtów, które szybko dobiegły do stłoczonych w jednym miejscu przeciwników. Ku przerażeniu orków pojawiło się trzydziestu mieczników, którzy otoczyli ich własnym pierścieniem. Zasłaniając się tarczami natarli na wrogów tnąc i dźgając bez odpoczynku i opamiętania. Liczba osaczonych wrogów zmniejszyła się z każdą sekundą, aż w miejscu, gdzie wcześniej stali powstał mały pagórek z ich trupów.
Wampirzyca w milczeniu przyglądała się całej akcji ciesząc się w myślach z istnienia eliksirów anty-cyklopich. Jeden z rycerzy wytarł zakrwawioną broń o trawę i podbiegł do Sirith.
- Melduję, ze oddział orków został unicestwiony.
- A straty ? - Zapytała beznamiętnie.
Rycerz uśmiechnął się szeroko i rzekł z podziwem w głosie.
- Nie ponieśliśmy żadnych.
Sirith zdjęła hełm i odwzajemniła uśmiech człowieka.
- Szkoda, że musiało tylu zginąć - Odparła patrząc na leżące zwłoki.
- Z tego co powiedzieli zwiadowcy, midgaardzka piechota przestała prawie istnieć. Część armii Tolarii wpadła w nocy na prawe skrzydło wroga i doszło do rzezi. Rycerze Ofcolu podobno nadal walczą na Równinie odnosząc małe sukcesy ...
- Nic nie znaczące potyczki - Przerwała sucho wampirzyca.
- Ale nie cofają się i skutecznie blokuję pomocnicze oddziały ...
- Hmmmm - Zastanowiła się odrzekła - Jesteśmy w lesie Mattisa, a ...
- ... bitwa zaczęła się na Równinie - Dokończył rycerz - W tych mrokach potężna armia zła rozdzieliła się dwie kolumny. Jedna dostała się do tego miejsca osłabiając tym samym całość.
Jeśli uda nam się pokonać lub chociaż zatrzymać przeciwników w tym lesie to możemy wygrać całą wojnę.
- Jedno mnie zastanawia. Dlaczego nie opuszczą tego miejsca ?
- Pani, czy widziałaś istoty, które zdziesiątkowały kawalerię Ofcolu ?
- Tak - Odpowiedziała zaciskając zęby na samo wspomnienie tamtego wydarzenia.
- Nasi magowie cudem zepchnęli ich do tego miejsca wraz z pierwszym szeregiem armii zła. Czarodzieje zajęli stanowiska w jaskini Szarucha i przy kamieniu, gdzie co noc tańczył Mroczniak. Zablokowali jedyne wyjście, lecz nie chcą tu wchodzić bo stracili zbyt wielu towarzyszy w walce z tymi istotami. Z jakiegoś powodu nie można użyć tutaj telepatii i teleportu. Najprawdopodobniej chcą nas odciąć od świata zewnętrznego.
- W takim razie znajdziemy tych sukinsynów i ich wykończymy - Rzuciła groźnie i odwróciła głowę w stronę wysokich drzew. Wyszło stamtąd dwóch rycerzy eskortujących kusznika w zbroi koloru miedzi. Mężczyzna był zmęczony i nie wyspany. W kołczanie przy pasie nie miał żadnych bełtów. Prawą dłoń miał zawiniętą w ubrudzony materiał. jeden z prowadzących go żołnierzy zasalutował i zdał raport.
- Natknęliśmy się na niego jakieś dwieście metrów na północ. Twierdzi, ze jego oddział jest otoczony, ale nie jestem pewien, czy możemy mu ufać.
Sirith nachyliła się nad nim i zapytała.
- Do jakiej jednostki należysz ?
- Kusznicy (JŻ) - Odpowiedział bez zająknięcia.
- Kto jest Twoim dowódcą ?
- Pani Malis.
Wampirzyca uśmiechnęła się i krzyknęła :
- Przynieść mu cos do jedzenia i picia. Macie być gotowi do wymarszu za pięć minut. Wysłać przodem pięciu zwiadowców i uważać na dziwnych wrogów. A Ty mów co się stało ? - Dodała ciszej do stojącego obok niej człowieka.
Kusznika zjadł kilka sucharów, wypił łapczywie zawartość bukłaka i zaczął opowiadać.
- Początkowo szyliśmy do wroga z kusz ile się dało. Później się ściemniło i zaprzestaliśmy ostrzału bojąc się, że pozabijamy naszych. Wtedy napadły nas ogry i trolle. Nie mieliśmy szans i pewnie byśmy zginęli gdyby nie pomoc oddziałów Keroda, Azatotha, Sitha i Rahima. Osłonili nasz odwrót, ale sami dostali się w okrążenie i polegli. Nikt nie ocalał, a my natrafiliśmy na gobliny z którymi zresztą szybko sobie poradziliśmy. Gdy przedostaliśmy się do lasu, sprawa nie wyglądała już tak dobrze. Drzewa osłaniały przeciwników i pozwalały na podkradanie się do nas na bardzo bliskie odległości. Chcąc uniknąć niepotrzebnych strat wyszliśmy na polanę, gdzie natychmiast nas otoczono. Nikomu to nie przeszkadzało bo cel sam wchodził w zasięg strzału i nie trzeba było się za nim uganiać po lesie. Problemy pojawiły się dopiero wtedy, gdy pojawili się ożywieńcy. Strzelaliśmy do nich z bełtów i strzał, ale oni nadal nacierali nie zwracając uwagi na pociski. Jeśli nam ktoś nie pomoże, to ...
- Dobrze. Ruszajmy to zdążymy n czas - Powiedziała Sirith i założyła hełm. Schowała broń i popędziła rumaka. Kusznik odwrócił się od jeźdźca i ze zdziwieniem spostrzegł, że oprócz dwóch rycerzy, którzy go eskortowali nie ma nikogo w pobliżu. Tych których widział wcześniej znikło jakby zapadli się pod ziemię. Wampirzyca spojrzała na niego wyczekująco i ruszyli w drogę. Mimo zmęczenia, kusznik biegł tak samo szybko jak dwaj eskortujący go mężczyźni. nie dawało mu spokoju tylko jedno. Odgłosy obijającego się o siebie metalu zdawały się dochodzić zewsząd. Czuł się jakby otaczała go setka opancerzonych ludzi biegnących nie dalej od niego niż metr. W niektórych momentach zderzał się z czymś i już miał się przewrócić, gdy podtrzymywali go dwaj rycerze i stawiali na równe nogi.
Bez większych problemów dotarli do polanki o której mówił kusznik. Pierwsze co rzucało się w oczy, to trupy i okropny smród. Część zwłok była w zaawansowanym stanie rozkładu, a inne nosiły ślady zębów i pazurów. Oddział pięćdziesięciu zombich nacierał na stłoczonych w pierścieniu ludzi. W środku stała wojowniczka wykrzykująca rozkazy. Nieumarli wolno zmierzali w ich kierunku nie zwracając uwagi na wystrzeliwane w ich stronę bełty i strzały. Co jakiś czas padał jeden z nich naszpikowany do granic możliwości. chodzili wolno i pojedynczo bez żadnego szyku bojowego, czy uprzedniego planu działania. Zdarzało się, że kilku docierało do stojących w szeregu ludzi i z furią rzucali się na ofiary. Wtedy Malis rzucała zaklęcie powiększające siłę i wraz z kilkoma kusznikami atakowała przeciwników. Z łatwością wykańczali ożywieńców i wracali z powrotem do koła. Sytuacja wyglądała na opanowaną, ale tak nie było. Strzelającym zaczynało brakować pocisków, a ich krótkie miecze nie nadawały się do walki z bliska. Zdobycznej broni było mało i nie starczyłoby jej dla wszystkich.
Sirith zeszła z konia i podała go rycerzowi stojącemu obok. Nie chciała ryzykować utratą wierzchowca, a w walce nie było o to trudno. Dobyła miecz i stanęła na polanie tak, aby ją widział nawet zezowaty.
- Padlinożercy !!! - Krzyknęła starając się, aby jej głos brzmiał groźnie.
Zombie dostrzegły ją. W tym co kiedyś było oczyma pojawiła się żądza mordu i głodu. Jęcząc i stękając ruszyli w jej kierunku. Wampirzyca stała w miejscu nie przyjmując pozycji obronnej. Zdawała się nie zauważać grożącego jej niebezpieczeństwa.
Malis wyglądała na zaniepokojoną i zmęczoną. Z trwogą przyglądała się jak nieumarli zbliżali się do Sirith. W końcu nie wytrzymała i krzyknęła.
- Dasz sobie radę w pojedynkę ?!
- Nie jestem sama - Odpowiedziała wolno wampirzyca i dodała głośniej - Teraz !
Miedzy mozolnie idącymi ożywieńcami, a Sirith zmaterializowali się rycerze. Siedemdziesięciu ludzi stojących w równym i zwartym szeregu nie czekając na rozkaz natarło na zdezorientowanego przeciwnika. Tnąc i siekając wbili się w stado zombich i wyrąbywali je od środka. Ogromne miecze używane przez żołnierzy z jej oddziału siały prawdziwe spustoszenie. Cała bitwa trwała niecałe piętnaście minut, ale dobijanie nieumarłych było utrapieniem. Rozpalono dwa małe ogniska i wrzucano do nich ruszające się ciągle kończyny. Po zażegnaniu groźby odrodzenia się zombich i drugiego ataku zaczęto liczyć rannych i zabitych.
Sirith podeszła do leżącej Malis i usiadła obok.
- jestem wykończona - Westchnęła z ulgą wojowniczka i zamknęła oczy.
- Nie spotkałaś gdzieś Morfa - Zapytała wampirzyca patrząc na skręcających się w bólu rannych - Słyszałam, ze strasznie dali im w kość podczas głównego ataku.
Malis zastanowiła się chwilę po czym rzekła.
- Nie spotkałam żadnego pikiniera w jego barwach, ale wiele trupów, które widziałam nie dało się zidentyfikować.
Rycerz, który zajmował się rannymi podbiegł do nich i powiedział.
- Pani. mamy wielu rannych, których stan jest bardzo ciężki. nie przeżyją podróży i nie jestem pewien, czy pociągną jeszcze dobę. Potrzebne są zioła leczące lub jakis kleryk, który by ich uzdrowił.
- Zarządzam przerwę - odparła Malis sennym głosem - Rozbijcie obóz i opatrzcie rannych na tyle ile możecie.
- Tak jest - zasalutował rycerz i udał się przekazać polecenia reszcie.
- Przydałby się taki kleryk - rzuciła Sirith - taki to ma dobrze.
- Leczy sobie rannych, a walczą za niego inni - zgodziła się wojowniczka.
*
- KUUURWAAAAAA !!! - Ryknął Wildeath i podniósł się z ziemi.
Na szczęście upadek nie był groźny i po wyjęciu ostro zakończonej gałęzi z nogi mógł biec dalej. Szaty, które miał na sobie nie były już ani ładne ani całe. W czasie ucieczki zgubił broń i magiczną księgę za 20 tyś. złotych monet. Na nogach miał jeden but, a drugi spoczywał na dnie bagna. Podczas wielkiej bitwy raził wroga piorunami i innymi nieprzyjemnymi czarami. Potem pojawił się w ich szeregach wrogi mag i wykorzystując zaskoczenie zabił prawie wszystkich kleryków i czarodziei, którzy stali obok Wildeatha.
Dzięki zjednoczeniu sił jego, Tankera i Dilmera udało się zgładzić wrogiego maga. Duży udział w zwycięstwie powinien przypaść oddziałom Tankera, ale prawie nikt nie przeżył. Nim przeciwnik skonał zdążył rzucić ostatnie zaklęcie. Z świetlistego portalu wyszła ogromna bestia, która zaczęła gonić Wildeatha. Tanker i Dilmer zaatakowali potwora, lecz udało im sie tylko zyskać trochę czasu dla przyjaciela. Gonitwa ciągnęła się już jakieś cztery godziny i kleryk zaczynał opadać z sił. czary leczące i wspomagające przestały na niego działać.
- Ja pierdolę ! - Zaklął kleryk nie zatrzymując się - A ojciec mi mówił, żebym został wojownikiem. Ale ja musiałem posłuchać matki i poszedłem na kleryka. NO I KURWA MAM !!! - Krzyknął czując, że zaraz się przewróci - Tylko, ze co mam zrobić z bestią odporną na czary ?!
Zatrzymał się i padł na kolana.
- Zaraz rozszarpie mnie potwór, a ja nie mam broni, żeby umrzeć w boju.
Był bliski załamania, gdy pojawiło się światełko w tunelu, iskra nadziei. Dotknął czołem ziemi i krzyknął w niebogłosy:
- Bogowie !!! Pomóżcie biednemu Wybrańcowi, który wiernie Wam służył i ofiary dopełniał.
Cisza ...
- Jeśli mi nie pomożecie, to marny los największego wyznawcy.
Cisza ...
- Co jest kurwa !!? Mówię do siebie, czy co ?! - Ryknął zrozpaczony kleryk.
- Zamilcz śmiertelniku - Rozległ się kobiecy głos.
W powietrzu pojawił się zapach kwiatów polnych, a promienie słoneczne oświetliły ponure otoczenie. Wildeath podniósł głowę i ujrzał kobietę od której emanowała nieziemska jasność. Spoglądała na niego wzrokiem pełnym miłości i miłosierdzia. W jednej ręce trzymała świetlistą rzecz, której Wildeath nie mógł rozpoznać.
- Czego chcesz ? - Zapytała łagodnie i uśmiechnęła się.
- Naju - Zaczął kleryk - Ściga mnie okropna bestia odporna na wszystkie moje zaklęcia, a ja zgubiłem broń i nie mam jak się obronić.
- To nie problem - Odparła bogini i rzuciła pod nogi kleryka świetlisty przedmiot.
Wildeath podniósł z radością podarunek i zaczął się jej przyglądać. Jasność raziła po oczach i utrudniała rozpoznanie trzymanej rzeczy.
- Dzięki Ci Naju za ... - Blask znikł i ujrzał zgubioną broń - ... mój miecz.
- Nie ma za co - rzekła bogini i uniosła się nad ziemię.
- Eeeeeeej - Jęknął kleryk - Tylko tyle, a może jakaś magiczna broń ?
- Jak chciałeś magiczny miecz, to było iść do krasnoludzkiego kowala i kupić. Istoty boskie nie zajmują się obróbką metali ...
- Ale ten potwór ... - Przerwał - ... Zabije mnie !!!
- A czego się spodziewałeś ? Że pojawię się tutaj wśród gromów i ognistego gradu. Zgładzę potwora kiwnięciem dwóch palców i po kłopocie ?
- No nie zupełnie, ale jak już się pofatygowałaś z tak daleka ...
- Przelatywałam tędy i pomyślałam, ze wpadnę, ale teraz muszę znikać - postać Naji zamigotała i rozpłynęła się w powietrzu.
- No pięknie ! - krzyknął Wildeath - Po prostu doskonale ! KUURWAAAAA !!!
Zrobił głęboki wdech i kontynuował ucieczkę.
- Nie dam się tak łatwo zabić - powtarzał cicho biegnąc - Może ten potwór walnie na zawał.
**
Lavertan, Tarabas, Khazzar i Reif zaszli Porywacza Dusz od tyłu. Malven, Galadan, Alandar i Vertim zajęli pozycje na flankach. Ghrahambra, Mole, Seasee i Jemkit stanęli do frontalnego ataku. Żaden z Nieśmiertelnych nie chciał atakować pierwszy nie znając siły wroga. Natomiast Porywacz Dusz spokojnie zdjął płachtę z kapturem i nie śpiesząc się dobył drugiej klingi. Lavertan zauważył, że od ich ostatniego spotkania przeciwnik bardzo się zmienił. Nosił smolistą pełna zbroję, a na przegubach pobrzękiwały srebrne bransolety nabijane kolcami. ujrzał tez jego twarz, która nie zdradzała żadnych emocji, niczym jakaś maska.
- Czym jesteś Parn i dlaczego Nas zaatakowałeś ? - Zapytał Mole chcąc zdobyć jak najwięcej informacji o przeciwniku.
- Nie pochodzę z Laca - Powiedział Porywacz Dusz - Jestem zwiadowcą, który miał wybadać ten świat. Miałem sprawdzić, czy możecie się obronić przed inwazją naszych wojsk. Stwierdziłem, że jesteście słabi i wydałem wyrok na ten świat ...
- Sukinsyn ! - Lavertan nie wytrzymał i wyrwał do przodu. dobiegł do przeciwnika i zadał cios wkładając w niego cały swój gniew. Porywacz Dusz zablokował ostrze i pozwolił mu się zsunąć po klindze. Drugim mieczem podciął Nieśmiertelnego i odbił uderzenie Jemkita. Lavertan odczołgując się wpadł pod nogi nadbiegającemu Khazzarowi, który wyrżnął z impetem w ziemie. Reif wyciągnął dwa sztylety i rzucił w Porywacza Dusz. Parn uniknął pierwszego, a drugi odbił. Wytrącony z lotu sztylet wbił się głęboko Vertimowi między żebra.
Seasee i Mole skumulowali dwa zaklęcia w jedno i rzucili w zwiadowcę. Parn wyskoczył w powietrze, a czar uderzył Tarabasa zamieniając go w bryłę lodu. Opadając wykonał półobrót i ciął Lavertana od góry na prawo. Nieśmiertelny chwycił ostrze i próbował je wyrwać, lecz bezskutecznie. Galadan i Alandar wykorzystując chwilę nieuwagi rzucili zaklęcie niszczące duszę przeciwnika. Nim zwiadowca nie zdążył się uchylić i czar trafił w cel. Porywacz Dusz krzyknął i zwinął się w kłębek na ziemi. Przez chwilę nie dawał znaku życia by za sekundę wstać śmiejąc się z Nieśmiertelnych.
- Głupcy ! Nawet jeśli mnie pokonacie to i tak przegracie. Główny atak nastąpił na Drimith i gdy tam wrócicie zastaniecie nowy ład.
Mole zbladł i spojrzał na towarzyszy.
- Lavertan, Reif, Tarabas i Malven udacie się do Drimith - Rozkazał.
- Nie ma mowy ! On jest mój - Sprzeciwił się Lav i ruszył do ataku.
- Nie zdążymy. Stad nie można się przenieść - Zaoponował Malven.
- Pozwólcie, że pomogę - Zaoferował się z uśmiechem Porywacz Dusz.
Nim ktoś zdążył zaprotestować, dwie szare kule wielkości jabłka przecięły powietrze trafiając Lavertana i Reifa. Obaj Nieśmiertelni wyparowali w jednej sekundzie pozostawiając po sobie chmurę białego pyłu.
- Co im zrobiłeś ? - Ryknął Malven, ale i on za chwilę zmienił się w popiół.
- Dezintegracja ! - Krzyknął Ghrahambra i skierował ten sam czar przeciwko wrogowi.
Parn złapał kulę i odbił ją w stronę Tarabasa. Kolejny Nieśmiertelny opuścił pole bitwy wbrew swojej woli. Jemki, który od jakiegoś czasu koncentrował moc stworzył ścianę ognia, która ruszyła w stronę Porywacza Dusz. Pozostali Nieśmiertelni byli na ten czar odporni, ale nie przeciwnik, który zasłonił oczy rękoma.
Kiedy znowu spojrzał na pole bitwy, Khazzar oślepił go strumieniem światła wystrzelonym z dłoni. Zwiadowca zdążył zdzielić Nieśmiertelnego mieczem, ale nie zasłonił się przed atakiem Ghrahambry i Molego. Ostrza zdruzgotały mu żebra uszkodziły główne organy wewnętrzne. Krew popłynęła kaskadą z ran na ciele i rozlała się po błocie. W tym czasie Khazzar zregenerował rany i zadała cios. Żelazo przeszyło splot słoneczny i wyszło poniżej kręgu szyjnego. Miecz utkwił głęboko w przeciwniku i właściciel ratując się musiał go zostawić.
Porywacz Dusz zdołał jeszcze trafić Alandara i zawyć.
- Zemszczę się zdrajco ! Choćbym miał się narodzić drugi raz !!!
Galadan, Vertim i Seasee skończyli wymawiać zaklęcie i skoncentrowali całą swoja uwagę na rannym i oślepionym celu.
Nagle z bezchmurnego nieba nadleciała błyskawica i uderzyła w Porywacza Dusz. nastąpiła potężna eksplozja i tony piachu z błotem wyleciały w powietrze. Odgłos wybuchu zagłuszył cichy krzyk konającego wroga. Martwe ciało wyleciało na kilka metrów w górę i wpadło do bagna.
Galadan, Vertim i Seasee z uśmiechem podziwiali swoje dzieło i jego efekty.
- Świetna robota - Pochwalił z ironią Jemkit - Teraz to ta ziemia chyba będzie skażona po wszem czasy.
- Czepiasz się - Seasee wyszczerzyła zęby i pomogła wstać Khazzarowi - Wspaniale się spisałeś. Bez tego oślepienia nie poszłoby nam tak dobrze.
- Dzięki, ale to też zasługa Jemkita, Ghrahambry i Molego.
- Dobra, przestańcie pieprzyć bo nie będzie do czego wracać - Skwitował krótko Vertim i wzleciał w powietrze.
Prawie wszyscy Nieśmiertelni poszli w jego ślady i po chwili na trzęsawiskach zostali tylko Mole i Seasee.
- Zostawimy go tak ? - Spytała kobieta w błękitnych szatach.
- tak - Odpowiedział patrząc jak bagno z mozołem pochłania zmasakrowane zwłoki - Niech ta kraina będzie jego grobem.
- Jeśli wszyscy najeźdźcy są tak potężni jak on ... - Wypaliła Seasee.
- nie, wątpię - Przerwał gwałtownie Mole - On był wyjątkowy i pochłonął dusze wspaniałych i silnych wojowników.
- Co to za kule światła wylatują z bagna ? - Zaciekawiła się.
- Sprawdzę i dotknę jednej - Zaoferował Nieśmiertelny - O to dusza Tharra ...
- A to Gloina - Uśmiechnęła się Seasee.
- Tu mam Tjorma ... Myślę, ze odnajdą drogę, ale My powinniśmy już dołączyć do reszty.
- Masz rację - Zgodziła się i dodała - A może cos sprawdzimy ?
- ???
- Może jednak da się stad teleportować ?
- Czemu nie ? Zawsze możemy nadrobić stracony czas ... - Mole urwał, gdy Seasee znikła - Hahaha ... A niech mnie ! Miała rację - Zaśmiał się i dołączył do Nieśmiertelnej.
***
- Aaaaaaa !!!
- Co to było ? - zapytała obudzona Malis.
- Brzmiało jak kobita w niebezpieczeństwie - Odpowiedziała Sirith z trudem wstając z ziemi - Ktoś nadbiega w naszą stronę.
Z pobliskich krzaków wybiegł przerażony Wildeath. Zaczepił nogą o korzeń i wywinął widowiskiego orła. Wstał i ujrzał wycelowane w jego głowę kusze trzymane przez ludzi z oddziału (JŻ). Otrzepał ubranie na ile zdołał i rzekł władczo.
- Prowadźcie mnie do przywódczyni.
- Nie trzeba - wampirzyca wyszła z cienia i spojrzała na kleryka - A Ty gdzie się szlajałeś ?
- Nie ważne - Zaczął Wildeath co chwilę oglądając się do tyłu - Ściga mnie straszny stwór przywołany magią. Jego właściciel zginął, ale ta bestia z setki mężczyzn wybrała właśnie mnie.
- Słuchaj Wild. mamy wielu rannych, którymi musi zająć się uzdrowiciel inaczej umrą. jeśli im pomożesz to rozwiążę Twój mały problem ...
- Gdzie oni są ? - Wtrącił się z zapałem .
- Tam leżą - Wskazała palcem i zaśmiała się - Wiedziałem , że się zrozumiemy.
- Dwudziestu ludzi do mnie ! - Krzyknęła i wskazała miejsce przy krzakach z których wyszedł kleryk - Malis możesz ?
Wojowniczka z ociąganiem podniosła się z trawy i rozkazała.
- Trzydziestu kuszników w szeregu zbiórka ! Ustawcie się za linią mieczników i przygotujcie broń do wystrzału !
- Rycerze ! - Ryknęła Sirith - zasłonić się tarczami i przygotować do obrony przed samotnym, ale dużym przeciwnikiem. nie znam jego możliwości więc uważajcie na kwas, ogień, truciznę i cholera wie co jeszcze.
- Szkoda, ze nie ma tu Morf z pikinierami. Długie drzewce zatrzymałyby bestię nie dając jej szans na zbliżenie się do ludzi.
- Ciekawe co teraz robi ? - Zamyśliła się Malis i wróciła do leżakowania na trawie.
***
Było tak jak się tego spodziewał ... *
Głowa rycerza odpadła od reszty ciała i poturlała się po ziemi. Zamach i uderzenie ... fontanna czerwonej posoki buchnęła z przeciętej tętnicy szyjnej. Pod nogami leżały ciała zmasakrowanych elfów i ludzi. Krew leniwie wsiąkała w podłoże, a przybywało jej coraz więcej.
... Są jak robaki, które można rozgnieść ...
Czarne ostrze zawirowało złowieszczo w powietrzu i opadło z wyciem na zaskoczonego krasnoluda. Umięśniona ręka odpadła z cichym mlaskiem od tułowia nie przestając się poruszać na trawie. Cięcie z półobrotu i ciało prażonej istoty rozpada się na dwie połowy.
... Nie miałem i nigdy nie będę miał litości dla słabych ...
Bełty z metalicznym brzękiem odbiły się od czarnej jak smoła zbroi. Nie pozostawiły po sobie nawet zadrapania. Kusznicy z mozołem siłowali się z bronią chcąc napiąć ją jeszcze raz i ponownie zaatakować.
... Nudzą mnie ich próby ...
- Szybki ruch dłońmi i w kierunku wystraszonych ludzi wystrzeliwuje plazma. Zielona ciecz odpada na wrzeszczących mężczyzn i wypala ich organy. Odgłos cierpienia i zapach śmierci zadawał się przesiąkać otoczenie.
... On zginął i już nikt nie ośmieli się mnie zranić ...
Potężnie zbudowany mężczyzna trzymał w rękach dwa ogromne katowskie topory, które przy nim wyglądały jak siekierki do mięsa. twarde muskuły były widoczne nawet przez ciężką kolczugę ubrudzoną krwią przeciwników. Człowiek ten musiał pracować jako kowal lub górnik w kopalni. Ciało miał zahartowane i przyzwyczajone do ciężkiej pracy, a trzymane topory zadawały się dla niego nic nie ważyć. Ze spojrzenia biła zaciętość i desperacja.
... Mnie nie można pokonać ...
Klinga z łatwością sparowała cios mężczyzny, druga wbiła się w jego bok, aż po rękojeść. Rycerz wypluł krew, która zaczęła wypływać przez usta i uniósł drugi topór. Unik i cięcie z prawej strony. Ręka z bronią opadła na ziemię tworząc kałużę czerwieni. Ranny opadł na jedno kolano, a wtedy płynne pociągnięcie po gardle wystarczyło, aby pozbawić go tchu.
... Szanuję odwagę moich ofiar, ale bardziej kocham ich strach ...*
Alkud rozejrzał się i stwierdził z zadowoleniem, ze pokonał już wszystkich. Trzymając w rękach broń ruszył przed siebie licząc na spotkanie małego oddziału ludzi. Poza tym chciał już wyjść z tego lasu i wrócić na Równinę, gdzie była prawdziwa zabawa. Schował miecz do pochwy, a drugi zakrył ciemną peleryną. W ciągu kilku minut podniosła się gęsta jak mleko mgła. Widoczność zmalała do dwóch metrów i Alkud musiał zwolnić kroku. Przebył jeszcze trochę drogi i zatrzymał się przy rozłożystym drzewie. Plecami przylgnął do chropowatej kory i zastygł w bezruchu.
... Nie nawiedzę złej pogody ...
Walczył ze zmęczeniem, gdy usłyszał szelest. Odgłos łamanych gałązek i szurania nogami po ziemi rozlegał się rytmicznie co jakiś czas. Alkud cicho wyciągnął miecze i wstrzymał oddech. Kroki przybliżały się z każdą chwilą, lecz nie mógł nikogo zobaczyć.
Po minucie czekania we mgle zamajaczył podłużny kształt. Nie wiele myśląc odbił się od drzewa i ciął całą szerokością. Ostrze wbiło się w cos miękkiego, lecz nie poczuł ciepłej krwi, która powinna wytrysnąć z ciała niczym ze zgniecionej pomarańczy. Poczuł szarpnięcie w dół i zaatakowana postać zwaliła się na ziemię.
Coś było nie tak i o tym dobrze wiedział, ale co ?
Chwycił za zbroję pokonanego i przyciągnął go do swojej twarzy. Spojrzał w puste oczy młodego strażnika miejskiego i zdębiał. Chłopak mógłbyś w jego wieku i nie żył już od jakiegoś czasu. Z ciała wystawały połamane żebra i kości. usta miał wykrzywione w grymasie cierpienia i strachu.
- Co jest ? - Zająkał się i zawył z bólu.
Oczy niebezpiecznie wyszły z czaszki, a z ust buchnęła posoka. Rękoma wymacał sztylet wbity w kark. Czubek ostrza wystawał z krtani. opadł na kolana i spazmatycznie zaczął łapać powietrze. Po chwili stracił przytomność i upadł na twarz. Żelazo przesunęło się pod naciskiem ziemi i serce przestało bić. Jeden z dowódców naczelnych sił inwazyjnych skonał przy zwłokach Dena, prostego strażnika miejskiego jakich poległo wielu w tej wojnie.
- Żegnaj przyjacielu i wybacz, ze użyłem Twojego ciała jako przynęty - Odparł Morf i skierował się na południowy zachód. Zdążył zrobić zaledwie kilka kroków, gdy stanął przed nim Tarbas.
- Morf ?
- A kto ? - Rzucił gniewnie hobbit.
- Gdzie Twoje oddziały ? - Zapytał Nieśmiertelny.
- Zostały rozbite na miazgę - Odpowiedział ponuro Morf i minął stojącą postać.
- Dobrze się czujesz ? - Tarabas spojrzał podejrzliwie na Wybranego i zaszedł mu drogę.
- Tak ... nie, nie wiem.
- Powinieneś iść do uzdrowiciela - Nieśmiertelny wyczrował portal i wprowadził do niego hobbita.
- A co z resztą ? - Zawahał się Morf i stanął w magicznym przejściu.
Tarbas przez chwilę stał bez ruchu po czym odrzekł z wyraźną ulgą.
- Powiadomiono mnie telepatycznie, ze Las Mattisa jest już czysty. Główna bitwa toczy się teraz tylko na Równinie.
- A co z innymi ?
- Noom, Xardrab, Neutir, Dagerharm i Rayavo zajmują się likwidacją tych gości w czarnych wdziankach. Załatwili już 10 i ścigają teraz dwóch innych, którzy ukrywają się w wiosce Elviwood. Demonico i Tolnar okradają piekarza we wsi, a Esseti z Thigilem buszują po cmentarzu i zbierają oddziały nieumarłych. Kerod, Azatoth, Sith, Rahim, Gandari i Borry odwiedzili Żniwiarza i teraz kłócą się z Uzdrowicielem o jakieś pieniądze. Reszta gdzieś tam jeszcze walczy ...
- A On ?
- Już nikomu nie ukradnie duszy.
Obie postacie znikły w świetlistym portalu i zapanowała głucha cisza.
***
- Ale się obżarłem - Westchnął leżący na ziemi Gerino.
- O Lamie - Jęknął Khrell - Nigdy więcej barbarzyńców i rozbójników.
- Ani orków - Dodał Jac dłubiąc w kłach małym patyczkiem.
- Piłeś ich krew ?! - Krzyknął Nixin robiąc zdziwioną minę.
- Jasne - Odparł z wahaniem Jac - Krew to krew, czyż nie ?
- BŁEEEEEEE - Jęknęło naraz kilka głosów.
- A ten czarny jaki był ohydny - Powiedział Jhad krzywiąc się na samo wspomnienie.
- Było nie ruszać - oburzył się Gerino - Zabiłem bo mi przypominał takiego skurwiela co mnie uwięził.
- Porywacza Dusz ? - Zapytał Khrell obracając się na drugi bok.
- Właśnie, ale to nie był on. Właściwie był o wiele słabszy od tego gościa, ale i tak trochę nam dołożył.
- Eeee, a co to było ? Ni to elf, ani ciemny, a takie coś podobnego? - Wystękał Jhad trzymając się za brzuch.
- A kogo to ?! - Żachnął się Gerino - Ważne, ze to ukatrupiliśmy i więcej nie będzie tu bruździć.
- Słyszałem, ze Slaanesh i Valdrab ubili takich trzech - Odparł Nixin.
- Nie może być !! - Ryknął Gerino zrywając się z trawy - Wstawać chłopaki ! Trzeba bronić honoru naszych rodzin ...
- No to musimy zabić jeszcze dwóch - Odezwał się znajomy głos.
- Tharr !!! - Krzyknęli.
wampir wyszedł z ukrycia i rzucił odciętą głowę reszcie.
- Na tego natknąłem się jak tu szedłem, a teraz do roboty - Powiedział i wyszczerzył kły w szerokim uśmiechu.
- Miło Cię znowu widzieć - Powiedział Gerino i uścisnął Tharrowi dłoń.
***
Thail obudził się z potwornym bólem głowy. ostatni atak magiczny prawie go nie zabił. Czuł, ze całe ciało ma odrętwiałe, ale rany się już zagoiły. Leżał na trawie pokrytej rosą, ale nie było mu zimno. W pobliżu płonęło małe, ale dające trochę ciepła ognisko. Gimza siedziała przy jego ramieniu trzymając miecz. Usiłował wstać, ale przy najmniejszym wysiłku ciało przeszywał eletryzujacy ból. dziewczyna spostrzegła go i uśmiechnęła się słabo.
- Jak się czujesz ? - Zapytała troskliwie i dorzuciła drzewa do paleniska.
- Jakbym znowu zeskoczył z murów obronnych do pustej fosy.
- Co ?
- Heh, to bardzo stare dzieje ... Czy nie powinniśmy się bać ataku ?
- rzuciłam na nas niewidkę i wrogowie zobaczą co najwyżej małe ognisko - Gimza zbliżyła się do leżącego elfa i położyła dłoń na jego czole.
- Chyba możemy teraz dokończyć to co zaczęliśmy ? - Zasugerował Thail obejmując dziewczynę.
- A jeśli znowu nam ktoś przeszkodzi ? - Gimza położyła miecz i przytuliła się do mnicha nie przestając się bawić jego grzywką.
- TO URWĘ MU ŁEB !!! - Warknął elf i zajął się ukochaną.
Reif, który właśnie miał wyjść z krzaków cofnął się gwałtownie i schował za drzewem. Chciał im przeszkodzić, ale jeśli stawiają sprawę w ten sposób.
Niech mają tę swoja chwilę - Pomyślał Reif i zaśmiał się rubasznie.
***
Wielka wojna trwała cztery dni i pochłonęła około 40 tyś. istnień. Równina była pokryta trupami od miejsca, gdzie chłop pilnuje przejścia do skrzyżowania prowadzącego w las i do wioski. W późniejszej części bitwy orki i zbóje wycofały się z walki. Według niektórych relacji spowodował to powrót ich prawdziwych przywódców, Mattisa i Saurona. Za ostatnią potyczkę uważa się pokonanie przywódcy naczelnych wojsk inwazyjnych. Obecnymi przy tej walce byli Nieśmiertelni, których imion nie wyjawię.
Kronikarz ............ [-]
***
- Poddaj się !!! - Krzyknął Mole do stojącego samotnie starucha.
- Sami się poddajcie ! Zaśmiał się mężczyzna w czarnej zbroi - jesteście głupcami ! Mogę i zaraz zniszczę Wasz marny świat.
- Blefuje - Ryknął Jemkit i zaczął iść w kierunku śmiejącego się przeciwnika. Nim jednak tam dotarł uderzyła go potężna fala mocy. Ze stojącego wroga zaczęła emanować potężna energia magiczna, która wprawiła drobniejsze rzeczy w stan lewitacji. Po całym ego ciele rozeszły się ładunki elektryczne. Niebo stało się ciemne i przybrało krwawą barwę. Na powierzchni ziemi pojawiły się pęknięcia, które stawały się coraz większe. Wrogi dowódca spojrzał na przerażonych Nieśmiertelnych i rzekł twardym głosem.
- Teraz Was zniszczę razem z ta planetą. Służę Władcy, a Jego potęga jest nieskończona. Pokonaliście moich ludzi, ale i tak przegracie. Łudziliście się ...
- On chyba nie blefował - Krzyknął Jemkit.
- Taaa co Ty nie powiesz ? - Odkrzyknęła Seasee.
- ..., że pokonacie prawą rękę Pana Chaosu i zniszczenia. Mnie ... się ... nie ... da ... pokonać ! Hahahaha ... Aaaaaaa.
Starzec zakrztusił się i upadł. Z tyłu głowy tkwił wbity mały sztylet.
Nie wiadomo skąd wybiegł młody hobbit i wyciągnął sztylet z martwego ciała dowódcy. Wytarł umazane krwią ostrze o ubranie zabitego i odwrócił się, żeby uciec.
- Zaczekaj ! - Rozkazał Mole i podszedł do zdziwionego chłopca - Czy wiesz co zrobiłeś ?
- Tak - Uśmiechnął się rozbrajająco i dodał - Pokonałem wroga.
- My się znamy ? - zapytał Nieśmiertelny nie potrafiąc pozbyć się wrażenia, że gdzieś już widział tego chłopaka.
- Eeeee nie - Odpowiedział szybko i zrobił strapioną minę - A powinniśmy ?
- Hahahahaha - Mole roześmiał się i spostrzegł, ze pozostali Nieśmiertelni udali się już w stronę Tolarii - Jeszcze jedno pytanie.
- Hmmm - Zamyślił się młodzieniec - Dobrze.
- Jak masz na imię ?
- Zwą mnie Parn - Hobbit uśmiechnął się szeroko i odwrócił twarz o d wysokiej postaci, żeby nie spostrzegła jego drapieżnego wzroku - Po prostu Parn.
KONIEC.
Ostatnio edytowano Wt lip 15, 2003 5:14 pm przez Thail, łącznie edytowano 2 razy
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Thail » Wt lip 15, 2003 4:16 pm

Hmmmm i tak doszedłem do końca opowiadania.
Jest trochę nie dpracowane, ale nie mam czasu na poprawę wszystkich swoich opowiadań. :cry:
We wrześniu jak tylko znowu dostanę się do kompa, obiecuję poukładać te historię w należyty sposób i zrobić małą korektę :liar:
PS. Głosujcie w przyszłych wyborach na prezydenta na Thaila :alkoholik:
Pa.
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Sirith » Cz lip 24, 2003 11:10 am

No, nie wiem... Chociaż... Wolałabym poświcić los naszego państwa tobie niż takiemu Morfowi... Czy Gerinowi...
"Welcome to dying!"
"Ashes to ashes, dust to dust..."
Emblemat użytkownika
Sirith
 
Wiadomości: 158
Dołączył(a): So kwi 26, 2003 9:47 am
Lokalizacja: Gildia Złodziei w Leanderze

Wiadomośćprzez Samedi » Pt lip 25, 2003 2:40 pm

Ech jak Thail cos napisze to juz napisze :) Dawno się tak nie zaczytałem :) No i swiętej pamięci JAC pojawił się przez chwilę :D
"Z twarzą zwróconą na wschód skończyłem.... zaczynaj"
Samedi
 
Wiadomości: 22
Dołączył(a): N cze 08, 2003 6:27 am
Lokalizacja: Wawa

Wiadomośćprzez Reif » Pt lip 25, 2003 9:29 pm

mi sie nie podoba ta czesc opowiadania:
- A jeśli znowu nam ktoś przeszkodzi ? - Gimza położyła miecz i przytuliła się do mnicha nie przestając się bawić jego grzywką.
- TO URWĘ MU ŁEB !!! - Warknął elf i zajął się ukochaną.
Reif, który właśnie miał wyjść z krzaków cofnął się gwałtownie i schował za drzewem. Chciał im przeszkodzić, ale jeśli stawiają sprawę w ten sposób.
Niech mają tę swoja chwilę - Pomyślał Reif i zaśmiał się rubasznie


ja jestem beszczelny - jasne ze bym przeszkodzil :)
Emblemat użytkownika
Reif
łowca trolli
 
Wiadomości: 589
Dołączył(a): Śr sty 23, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Warszawa

Wiadomośćprzez Jemkit » Pt lip 25, 2003 11:25 pm

Reif napisał(a):ja jestem beszczelny - jasne ze bym przeszkodzil :)


bezczelny, chyba chciałeś napisać ... :grin:
Emblemat użytkownika
Jemkit
 
Wiadomości: 272
Dołączył(a): Pt kwi 05, 2002 2:00 am
Lokalizacja: ze wsi

Wiadomośćprzez Reif » So lip 26, 2003 4:54 pm

pewnie tak
Emblemat użytkownika
Reif
łowca trolli
 
Wiadomości: 589
Dołączył(a): Śr sty 23, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Warszawa

:)

Wiadomośćprzez Mole » Śr lip 30, 2003 1:39 pm

Thail fajne opowiadanko... nawet niezle, ale jest kilka niescislosci i to dosc powaznych... musisz zwracac wieksza uwago na to po ktorej stronie berykady ustawiasz poszczegolnych graczy.
Czasami ci sie to myli i jedna postac walczy raz z tej strony raz z tej.
Jak bedziesz chcial wiedziec cos wiecej to sie zglos do mnie
Elen sila lumenn omentielvo!!!
Emblemat użytkownika
Mole
 
Wiadomości: 153
Dołączył(a): Cz kwi 11, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Żyrardów

Wiadomośćprzez Thail » Pn sie 04, 2003 11:18 am

To nawet dobry pomysł :D
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Gerino » Pn sie 04, 2003 12:03 pm

Ładne:D
Literówek od groma ale to nic. Aha, z tego co pamiętam to Mole odmienia się inaczej niż można by się spodziewać :>
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Kalia » Pt sie 08, 2003 11:30 pm

A ja się czuje znowu poszkodowana.Jak zwykle wszyscy o mnie zapominają :sad:
"Ani mnie zgnębią zórz krwawe zawiście,
Ni złote groźby słonecznej potęgi!
Grzbiet mój na złość słońcu czerni się plamiście
w przeciwsłoneczne, przeciwzłote pręgi!"
Emblemat użytkownika
Kalia
 
Wiadomości: 181
Dołączył(a): So mar 29, 2003 9:25 pm
Lokalizacja: Toruń

Wiadomośćprzez Thail » Pn sie 11, 2003 5:38 pm

Kalia pisze :
A ja się czuje znowu poszkodowana.Jak zwykle wszyscy o mnie zapominają

Hmmm zdarza się, ale naprawię to w moim następnym opowiadanku, obiecuję :wink:
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Gerino » Pn sie 11, 2003 5:49 pm

Może załatw spis postaci z Laca i wszystkich umieść? I tak juz za duży tłok jest. A wybitnie irytujace są wyliczenia.
Nie, nie jestem wredny. Jestem obiektywny.
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Kjord » Śr sie 13, 2003 4:02 pm

Wlasnie skonczylem czytac 4 czesc.... przesadzasz z dlugoscia:P Biore sie za nastepna
_________________

Kjord, Skazany na wieczne potępienie...
Emblemat użytkownika
Kjord
 
Wiadomości: 16
Dołączył(a): Pn sie 11, 2003 9:08 pm
Lokalizacja: z miejsca wiecznego mordu...

Wiadomośćprzez Tharr » Wt wrz 09, 2003 10:35 pm

Ech, szkoda, ze 90% opowiadania przesiedzialem w tym calym porywaczu.. ;]
Thailu, kawal dobrej roboty!!!
"Wczoraj nie istnieje, dziś dobiega końca, jutro niszczy nadzieję"

Tharr, adar noss An Curon
Tharr
 
Wiadomości: 85
Dołączył(a): Śr kwi 10, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Toruń

Wiadomośćprzez Gerino » Śr wrz 10, 2003 2:10 pm

Zaraz, to już koniec????
Przecież mógłbyś zrobić drugą cześć, temat daje duże możliwości, i nie widze większego problemu w napisaniu dalszego ciągu. No oprócz czasu. Pomysłów chyba Ci nie brak, a jeżeli tak jest, to my Ci chętnie pomożemy :lol:
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Thail » Śr wrz 10, 2003 4:31 pm

Khem :eek: chyba wiem o co Ci idzie Gerino, ale pomysłów mi nie brak.
Brak mi tylko jakoś czasu i natchnienia bo opowiadań to ja mam w zarysie około 4 i jedno baaaaaaaardzo długie (Ale będzie robione przy współpracy innych graczy ) i pewnie bedzie później.
Pa.
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Poprzednia strona

Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 12 gości

cron