JAC wielki nieudacznik...Ta myśl wdarła się do mojego mózgu tuz przed śmiercią, Ostrze miecza strażnika po raz ostatni opadło na moje ciało. A byłem tuż tuż. Teraz znowu miną dni, tygodnie, może miesiące za nim znowu będę tak blisko. Który to już raz ?? Czwarty, piąty już straciłem rachubę. Ech ale może zacznę moją opowieść tak jak powinienem, czyli od początku.
Jestem Jac i jestem wampirem, zabrzmiało jak wstęp na spotkaniach AA, oczywiście nie zawsze byłem wampirem, urodziłem się jak mały brodaty stworek potocznie zwany krasnoludem. Moje życie nie było zbyt ciekawe do czasu gdy spotkałem Wolewerjona. Żeby być ścisłym to spotkałem jego kły, bo zaszedł mnie od tyłu. Wolwerjon rozprawił się ze mną bez żadnego problemu. Ocknąłem się w czyśccu i stwierdziłem że światło jakoś dziwnie drażni mi oczy. Nie wiedziałem co się dzieje światło słoneczne sprawiało mi ból i ... O rany moje stopy nie dotykały ziemi. Od razu przypomniały mi się opowieści o istotach żyjących w ciemnościach i żywiących się krwią. Jak one się nazywały.. a tak wampiry. Czyżbym i ja stał się wampirem ?? Nie możliwe, przecież ja nienawidze krwi, Ściślej rzecz ujmując mdleje na jej widok. Nie niemożliwe, nie mogę być wampirem, pewnie to jakiś mag robi sobie żarty ze mnie i rzucił na mnie lewitacje. Po krótkim namyśle postanowiłem udać się na zasłużony odpoczynek, w końcu nie łatwo ogarnąć tyle myśli naraz, no i się strasznie zmęczyłem. Trzeba się napić piwa i położyć się spać. Obudziłem się skoro ...zmierzch ?? Coś nie tak, ale co tam nieraz już łaziłem po Solace nocą, więc zebrałem ciężko gromadzony sprzęt do kupy i ruszyłem w noc. Ledwo przeszedłem kilka przecznic, gdy...
- Jesteś bękartem bez rodziny, muszisz zginąć!!
Ale ... Tyle zdążyłem pomyśleć i obudziłem się w czyśccu. Bękart, rodzina, o co chodzi ? Za dużo myśli jak na jeden tydzień, musiałem gdzieś odpocząć. Pod osłoną nocy i niewidki szybko przemknąłem przez miasto na pogórze, gdzie ukryłem się wśród drzew. Co robić, co robić ? W głowie kotłowały mi się różne myśli, nie wiedziałem co mam ze sobą począćL. Siedziałem wśród drzew przez jakieś 2 godziny, od jakiegoś czasu wzbierało we mnie jakieś dziwne uczucie, nie byłem w stanie go określić, z początku w ogóle nie zdawałem sobie sprawy że coś odczuwam. Co to za uczucie ? Nagle przed moimi stopami przebiegła wiewiórka, i stało się coś czego początkowo nie byłem w stanie pojąć. Szybkim ruchem złapałem wiewiórkę i wbiłem w jej kark kły. Ach ten smak, jaki cudowny, w moje ciało wstępowały nowe siły. Krótki przebłysk świadomości sprawił że odrzuciłem ze wstrętem zezwłok wiewiórki. Boże co ja robię, krew, wszędzie krew... ale przecież ja lubię krew ja kocham krew pragnę jej, chcę pić jak najwięcej. Stałem się wampirem więc jednak legendy mówiły prawdę. Szybko przypomniałem sobie wszystko co opowiadali starsi. Wiedziałem już co mam robić, musiałem odnaleźć tego który mnie przemienił, musiałem znaleźć Wolwerjona. Zadanie było trudne, bo nie wiedziałem gdzie i jak znaleźć Wolwa. Błąkałem się ulicami Drimith i Leander, unikałem światła, ciężko było mi spytać się kogokolwiek czy nie zna Wolwerjona, bo zdjęcie niewidki za każdym razem kończyło się moją śmiercią. Trzeciego dnia zrezygnowany oparłem się o ścianę jakiegoś budynku, miałem dość żywienia się szczurami i wiewiórkami, cały dzień przeleżałem w krzakach, zwijając się z bólu wywołanego głodem. Miałem dość, nie wiedziałem nawet jak wygląda Wolwerjon L
Wodziłem tępym wzrokiem po ścianie budynku naprzeciwko, gdy moje oczy spoczęły na kawałku pergaminu. Wytężyłem wzrok i nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście, starannie wykonany portret poszukiwanego mordercy, pod spodem był napis WOLWERJON, żywy lub martwy 1000 monet. To już coś, wiedziałem przynajmniej że Wolwerjona muszę szukac właśnie w Drimith, a co ważniejsze wiedziałem już jak Wolw wgląda, zakładając że malarz miał talent J. Przez następne 3 noce ochoczo poszukiwałem tego który mnie przemienił, jak prawdziwy nieustrasznoy wojownik wchodziłem odważnie w najciemniejsze zakątki Drimith, oczywiście nie zdejmowałem z siebie niewidki. Nad ranem trzeciej nocy wlazłem w kolejną ciemną uliczkę, szedłem sobie spokojnie pewnym krokiem zmierzałem do małej gospody w której miałem nadzieję spotkać wreszcie tego którego tak usilnie poszukiwałem. Nagle poczułem czyjąś dłoń zaciskającą się na moim ramieniu. Jak to przecież wciąż byłem pod wpływem działania anty-cyklopiego eliksiru, dopiero co go połknąłem, czyżby sprzedawca mnie oszukał. Szybko odwróciłem twarz w stronę mego przyszłego zabójcy, w ciągu tych kilku nocy śmierć była moim kompanem i przywykłem do tego że każdy chce mnie zabić, jakie było moje zdziwienie gdy ujrzałem twarz z listu gończego.
- Czego chcesz ? To że Cie przemieniłem nie znaczy że masz za mną łazić i tak mam już swoje problemy. – spytał Wolwerjon, bo to właśnie jego ujrzałem przed sobą.
- Ty... Ja... Wszyscy....- tyle czasu go szukałem, a teraz nie wiedziałem o co mam go spytać, dlaczego tak właściwie chciałem go odnaleźć.
- Chodź nie będziemy tu tak stali – powiedział – idziemy do mojej kryjówki, może tam rozplącze Ci się język i przestaniesz bełkotać.
Posłusznie udałem się za nim. W mojej głowie panował chaos, nie wiedziałem co kryła następna noc ale odnalazłem sprawce mojej przemiany, musiałem już tylko dowiedzieć się czego tak właściwie od niego chce........CDN