JAC I JEGO WYPOCINY

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

JAC I JEGO WYPOCINY

Wiadomośćprzez Samedi » Cz cze 26, 2003 6:26 am

JAC wielki nieudacznik...Ta myśl wdarła się do mojego mózgu tuz przed śmiercią, Ostrze miecza strażnika po raz ostatni opadło na moje ciało. A byłem tuż tuż. Teraz znowu miną dni, tygodnie, może miesiące za nim znowu będę tak blisko. Który to już raz ?? Czwarty, piąty już straciłem rachubę. Ech ale może zacznę moją opowieść tak jak powinienem, czyli od początku.
Jestem Jac i jestem wampirem, zabrzmiało jak wstęp na spotkaniach AA, oczywiście nie zawsze byłem wampirem, urodziłem się jak mały brodaty stworek potocznie zwany krasnoludem. Moje życie nie było zbyt ciekawe do czasu gdy spotkałem Wolewerjona. Żeby być ścisłym to spotkałem jego kły, bo zaszedł mnie od tyłu. Wolwerjon rozprawił się ze mną bez żadnego problemu. Ocknąłem się w czyśccu i stwierdziłem że światło jakoś dziwnie drażni mi oczy. Nie wiedziałem co się dzieje światło słoneczne sprawiało mi ból i ... O rany moje stopy nie dotykały ziemi. Od razu przypomniały mi się opowieści o istotach żyjących w ciemnościach i żywiących się krwią. Jak one się nazywały.. a tak wampiry. Czyżbym i ja stał się wampirem ?? Nie możliwe, przecież ja nienawidze krwi, Ściślej rzecz ujmując mdleje na jej widok. Nie niemożliwe, nie mogę być wampirem, pewnie to jakiś mag robi sobie żarty ze mnie i rzucił na mnie lewitacje. Po krótkim namyśle postanowiłem udać się na zasłużony odpoczynek, w końcu nie łatwo ogarnąć tyle myśli naraz, no i się strasznie zmęczyłem. Trzeba się napić piwa i położyć się spać. Obudziłem się skoro ...zmierzch ?? Coś nie tak, ale co tam nieraz już łaziłem po Solace nocą, więc zebrałem ciężko gromadzony sprzęt do kupy i ruszyłem w noc. Ledwo przeszedłem kilka przecznic, gdy...
- Jesteś bękartem bez rodziny, muszisz zginąć!!
Ale ... Tyle zdążyłem pomyśleć i obudziłem się w czyśccu. Bękart, rodzina, o co chodzi ? Za dużo myśli jak na jeden tydzień, musiałem gdzieś odpocząć. Pod osłoną nocy i niewidki szybko przemknąłem przez miasto na pogórze, gdzie ukryłem się wśród drzew. Co robić, co robić ? W głowie kotłowały mi się różne myśli, nie wiedziałem co mam ze sobą począćL. Siedziałem wśród drzew przez jakieś 2 godziny, od jakiegoś czasu wzbierało we mnie jakieś dziwne uczucie, nie byłem w stanie go określić, z początku w ogóle nie zdawałem sobie sprawy że coś odczuwam. Co to za uczucie ? Nagle przed moimi stopami przebiegła wiewiórka, i stało się coś czego początkowo nie byłem w stanie pojąć. Szybkim ruchem złapałem wiewiórkę i wbiłem w jej kark kły. Ach ten smak, jaki cudowny, w moje ciało wstępowały nowe siły. Krótki przebłysk świadomości sprawił że odrzuciłem ze wstrętem zezwłok wiewiórki. Boże co ja robię, krew, wszędzie krew... ale przecież ja lubię krew ja kocham krew pragnę jej, chcę pić jak najwięcej. Stałem się wampirem więc jednak legendy mówiły prawdę. Szybko przypomniałem sobie wszystko co opowiadali starsi. Wiedziałem już co mam robić, musiałem odnaleźć tego który mnie przemienił, musiałem znaleźć Wolwerjona. Zadanie było trudne, bo nie wiedziałem gdzie i jak znaleźć Wolwa. Błąkałem się ulicami Drimith i Leander, unikałem światła, ciężko było mi spytać się kogokolwiek czy nie zna Wolwerjona, bo zdjęcie niewidki za każdym razem kończyło się moją śmiercią. Trzeciego dnia zrezygnowany oparłem się o ścianę jakiegoś budynku, miałem dość żywienia się szczurami i wiewiórkami, cały dzień przeleżałem w krzakach, zwijając się z bólu wywołanego głodem. Miałem dość, nie wiedziałem nawet jak wygląda Wolwerjon L
Wodziłem tępym wzrokiem po ścianie budynku naprzeciwko, gdy moje oczy spoczęły na kawałku pergaminu. Wytężyłem wzrok i nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście, starannie wykonany portret poszukiwanego mordercy, pod spodem był napis WOLWERJON, żywy lub martwy 1000 monet. To już coś, wiedziałem przynajmniej że Wolwerjona muszę szukac właśnie w Drimith, a co ważniejsze wiedziałem już jak Wolw wgląda, zakładając że malarz miał talent J. Przez następne 3 noce ochoczo poszukiwałem tego który mnie przemienił, jak prawdziwy nieustrasznoy wojownik wchodziłem odważnie w najciemniejsze zakątki Drimith, oczywiście nie zdejmowałem z siebie niewidki. Nad ranem trzeciej nocy wlazłem w kolejną ciemną uliczkę, szedłem sobie spokojnie pewnym krokiem zmierzałem do małej gospody w której miałem nadzieję spotkać wreszcie tego którego tak usilnie poszukiwałem. Nagle poczułem czyjąś dłoń zaciskającą się na moim ramieniu. Jak to przecież wciąż byłem pod wpływem działania anty-cyklopiego eliksiru, dopiero co go połknąłem, czyżby sprzedawca mnie oszukał. Szybko odwróciłem twarz w stronę mego przyszłego zabójcy, w ciągu tych kilku nocy śmierć była moim kompanem i przywykłem do tego że każdy chce mnie zabić, jakie było moje zdziwienie gdy ujrzałem twarz z listu gończego.
- Czego chcesz ? To że Cie przemieniłem nie znaczy że masz za mną łazić i tak mam już swoje problemy. – spytał Wolwerjon, bo to właśnie jego ujrzałem przed sobą.
- Ty... Ja... Wszyscy....- tyle czasu go szukałem, a teraz nie wiedziałem o co mam go spytać, dlaczego tak właściwie chciałem go odnaleźć.
- Chodź nie będziemy tu tak stali – powiedział – idziemy do mojej kryjówki, może tam rozplącze Ci się język i przestaniesz bełkotać.
Posłusznie udałem się za nim. W mojej głowie panował chaos, nie wiedziałem co kryła następna noc ale odnalazłem sprawce mojej przemiany, musiałem już tylko dowiedzieć się czego tak właściwie od niego chce........CDN
"Z twarzą zwróconą na wschód skończyłem.... zaczynaj"
Samedi
 
Wiadomości: 22
Dołączył(a): N cze 08, 2003 6:27 am
Lokalizacja: Wawa

Wiadomośćprzez Gerino » Cz cze 26, 2003 12:17 pm

Ładnie :grin:
Poza literówkami i powtarzaniem wciąż tego imienia to całkiem fajne.
I za mało dialogów.
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Samedi » Cz cze 26, 2003 12:22 pm

Poprawie się :) Juz dawno nie pisałem i wyszedłem z wprawy :) ciag dalszy będzie lepszy :) Obiecuje :)
"Z twarzą zwróconą na wschód skończyłem.... zaczynaj"
Samedi
 
Wiadomości: 22
Dołączył(a): N cze 08, 2003 6:27 am
Lokalizacja: Wawa

Wiadomośćprzez Thail » Cz cze 26, 2003 1:33 pm

No i mamy nowy talent pisarski :applause:
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Samedi » So lip 05, 2003 10:53 am

Kap.. kap... kap... Powoli otworzyłem oczy, z małej półki skalnej tuż obok mnie powoli spadały krople wody. Kap...kap...kap...Trochę potrwało zanim odzyskałem trzeźwość myślenia, zanim powróciło wspomnienie wczorajszego dnia. Nagle napiął się każdy mój nerw, on tu jest, szybko omiotłem wzrokiem całą jaskinię. Czerń wdzierała się w każdy zakamarek, pomiędzy głazy leżące bez ładu na dnie jaskini. Nagle od jednego z nich oderwał się kształt jeszcze ciemniejszy niż całe otoczenie, zdawał się wręcz pochłaniać światło.
Tak to on sprawca mojej przemiany – Wolwerjon.

- Wreszcie się obudziłeś – powiedział – czego odemnie chcesz ??
- Naucz mnie – podczas dnia gdy zapadałem co chwilę w drzemkę, wpadłem na to czego od niego chcę - naucz mnie być wampirem
- Tego nie trzeba się uczyć mój drogi – na jego ustach pojawił się uśmiech, odkrywając piękne kły – to się czuje, podążaj za instynktem, jeżeli wciąż istniejesz i nie obróciłeś w nicość to znaczy że już wiesz jak żyć jako wampir.
- Nie – zaprzeczyłem – nie wiem, mam dość wiewiórek i myszy, chce krwi, ale wciąż ginę gdy przestaję się ukrywać.
Po raz kolejny uśmiech przyozdobił jego twarz.
- Nie martw gdy upłynie odpowiednio dużo czasu nie będziesz się musiał dłużej ukrywać – przerwał na chwilę, wyraźnie nad czymś się zastanawiając – a co tam, przyjmę cie do rodziny, ale musisz przyjąć odpowiednie znaki i nauczyć się haseł. Rodzina Ci pomoże.

I tak zaczęła się moja nauka, Wolwerjon był moim mistrzem, nauczał mnie o rodzinie o obowiązkach jakie na mnie spoczywały, ale gdy pytałem o ojca rodziny zawsze milkł albo zmieniał temat. Im więcej wiedziałem o rodzinie tym bardziej miałem wrażenie że coś przede mną ukrywał. Mój mistrz nauczył mnie polować, nauczył mnie fechtunku i różnych sztuczek jakie konieczne były wojownikowi do przeżycia. Aż nadszedł dzień w którym nastał czas aby stał się samodzielny.
- Jac nauczyłem Cię wszystkiego co sam wiem – powiedział mój mentor – jak się na pewno przekonasz to niewiele, ale teraz już możesz iść w świat z podniesioną głową. – mówiąc to spojrzał na mnie wymownie.
Wiedziałem że już czas bym odszedł i sam zaczął tworzyć swoją historię.

Siedziałem na kamieniu, przy miejskim trakcie i ostrzyłem miecz który dostałem od mistrza, było ciemno i droga była pusta. Siedziałem i zastanawiałem się kiedy po raz pierwszy zasmakuje ludzkiej krwi, jakie tu uczucie gdy zatopię kły w szyi człowieka. Moje rozmyślania przerwał szybko zbliżający się dźwięk końskich kopyt. Może teraz nastąpi ta długo wyczekiwana przeze mnie chwila, słyszałem tylko jednego konia, więc szanse powinny być równe. Zaczaiłem się za najbliższym drzewem i wpatrywałem się w ciemność wyczekując jeźdźca. Moim oczom ukazała się zakapturzona postać, na potężnie zbudowanym rumaku. Kaptur całkowicie przesłaniał twarz mojej przyszłej ofiary, więc nie mogłem ustalić jakiej była rasy, jednak coś było w niej niepokojącego, w pierwszej chwili jednak nie byłem w stanie pojąć co mnie tak zaniepokoiło. Dopiero gdy podjechał bliżej zobaczyłem że noc zdawała się otulać przybysza, każdego człowieka otacza niewielka jaśniejsza aura, a postać na koniu zdawała się wchłaniać ciemność w siebie, tak jakby jej aura była jeszcze ciemniejsza niż czerń otaczającej nocy.
- Cóż powiedziałem do siebie, nie raz się żyje.
Poczekałem aż jeździec zbliży się na odległość jakichś 2 metrów i ciąłem na wysokości klatki piersiowej przeciwnika, robiąc równocześnie piękny piruet dzięki któremu znalazłem się tuż obok niego. Miecz powinien głęboko wejść w ciało przeciwnika, ale tak się nie stało, jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem że zatrzymał ostrze miecza dłonią odzianą tylko w lekką rękawicę. Szybko spróbowałem kolejnego cięcia, tym razem na głowę, efekt był dokładnie taki sam.
-Nie trudź się dziecko - powiedziała postać – już jesteś martwy.
To mówiąc błyskawicznym ruchem złapał mnie za szyję. Zawirowało mi w głowie, łapczywie próbowałem złapać oddech, ale skutek był mizerny. Poczułem jak unoszę się do góry na wysokość kaptura mego oprawcy, tak gdzie powinny być oczy jarzyły się jasno dwa krwisto czerwone punkty. Byłem jak sparaliżowany, nic nie mogłem zrobić.
-Widzę że jesteś członkiem rodziny Ad luna – powiedział – nie znam Cię, kto Cie przemienił ??
-Wohhrrr...-tyle tylko zdołałem wykrztusić przez ściśnięte gardło.
-Kto ?? – zaśmiał się – bo nie dosłyszałem ??
-Wolhhh – jego dłoń wciąż mocno uciskała moją tchawice – hhrjon
-Zupełnie Cie nie rozumiem – zaśmiał się szyderczo – chyba jednak Cie zabije, a już miałem wątpliwości
Nie wiedziałem co mogę zrobić, wizja śmierci była coraz bliższa, nagle zorientowałem się że wciąż trzymam miecz, ostatkiem sił pchnąłem przeciwnika w brzuch. Ostrze miękko przeniknęło przez jego ciało, aż po samą rękojeść. Traciłem powoli przytomność, ale przemknęła mi przez głowę myśl że jednak zwyciężyłem w tej nierównej walce. To była moja ostatnia myśl, poczułem jeszcze jak mocarne palce rozluźniają uchwyt i moje ciało opadło na ziemię. ZWYCIĘŻYŁEM.

Ocknąłem się po chwili i zobaczyłem nad sobą obraz potwora który chce mnie połknąć, nie to nie był potwór, to koń pochylał się nade mną, muskając pyskiem moją twarz. Natychmiast powróciło wspomnienie walki, zerwałem się i zacząłem rozglądać się za pokonanym. Zobaczyłem na trawie miecz, cały umazany we krwi, ale nigdzie ani śladu mojego przeciwnika. Zobaczyłem wydeptane ślady prowadzące do lasu.
-To nie możliwe – pomyślałem – po takim ciosie nikt by nie wstał, a już na pewno nie wyrwał by sobie ostrza z ciała i nie odszedł gdzieś.
Wiedziałem że muszę jak najszybciej udać się w pościg za postacią w kapturze i dokończyć dzieła. Szybkim krokiem ruszyłem śladem mojej ofiary, będąc przekonanym że znajdę ją słaniąjącą się na nogach i szukającą jakiegoś schronienia. Po około 5 metrach ślady urywały się. Nigdzie nie mogłem wypatrzeć nawet najmniejszego zagiętego zdźbła trawy. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu, nic ani śladu jego obecności.
-Odważny jesteś – usłyszałem za plecami – ale jeszcze młody i narwany.
Najszybciej jak umiałem odwróciłem się w stronę z której dobiegał głos, unosząc równocześnie miecz. Poczułem lekkie szarpnięcie i zobaczyłem jak moja broń szybuje o kilka metrów dalej aby wbić się głęboko w ziemię.
-Spokojnie narwańcze – usłyszałem.
-To T..Ty – wyszeptałem – jak to możliwe przecież powinieneś być martwy.
-Ja jestem martwy od dawna – uśmiechnął się, zsuwając równocześnie kaptur z głowy.
Moim oczom ukazała się demoniczna twarz z oczami bez które nie wiedziały co to uczucie. Tajemnicza postać okazała się być wampirem. Na ramionach zauważyłem tajemnicze znaki. Różniły się od tych które na mojej skórze umieścił Wolwerjon.
-Kim jesteś ?? – zapytałem
-Moje imię to Gerino, jestem ojcem rodu Eta Carinae. A Ty kim jesteś ??
-Ja jestem Jac.
-Słyszałem, to o Tobie chodzily słuchy że jest wampir który bez prawnie przyjął znaki rodziny.
-Jak to bez prawnie ??
-Tylko ojciec może przyjąć do rodziny nowego członka – odpowiedział, spokojnie przyglądając się dziurze jaka powstała w jego płaszczu podczas walki – ech -powiedział pod nosem - niewielu się udała ta sztuka.
-Kiedy to właśnie mój ojciec przyjął mnie do rodziny – odparłem oburzony .
-Wolw nie jest Ojcem rodziny, przemienił Cię bez zgody, więc nie masz prawa nosić tych znaków – mówiąc to wypowiedział jakieś dziwne słowa, a moją głową wypełnij straszliwy ból. Znaki zaczęły znikać jakby ktoś je wypalał z mojej skóry. Po krótkiej chwili ostatnia kreska ulotniła się jako smużka dymu z mojego ramienia, ból zniknął.
-Coś Ty zrobił, teraz znowu, będę musiał się kryć przed łowcami, znowu czeka mnie tułaczka – powiedziałem przerażony
-Nie, nie będziesz musiał się tułać. Wampiry są dumne, nie boją się już innych. Minęły czasy gdy musieliśmy się ukrywać, teraz jest nasz czas – w miarę jak mówił jego głos stawał się coraz potężniejszy, kończąc zdanie już prawie krzyczał wygrażając pięściami niebu. – staniesz się teraz członkiem mojej rodziny – teraz mówił już spokojnie – potrzebuje takich wampirów jak Ty odważnych i zadziornych.
-To dla mnie zaszczyt ojcze – wiedziałem że nie mogę odmówić bo zginę zresztą wcale nie chciałem odmawiać.

Po raz drugi dzisiejszego dnia miotałem się w parosksyźmie bólu, gdy mój ojciec dał mi znaki swego rodu. Od tej chwili stałem się synem rodziny Eta Carinae. Dowiedziałem się wszystkiego o braciach i siostrach, o obowiązkach jakie miałem wobec pozostałych. Czekało mnie wiele przygód i ciekawych historii, które będę mógł spisać w swoim dzienniku. Gerino okazał się dobrym ojcem i przyjacielem, awanturnik z przekonaniami który jednak nigdy nie zapomina o rodzinie. Co mnie spotkało wraz z Gerinem i resztą rodziny już wkrótce.....
"Z twarzą zwróconą na wschód skończyłem.... zaczynaj"
Samedi
 
Wiadomości: 22
Dołączył(a): N cze 08, 2003 6:27 am
Lokalizacja: Wawa


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości

cron