WROTA CHAOSU [Spoza Laca - Ale i tak zaje...;]

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

WROTA CHAOSU [Spoza Laca - Ale i tak zaje...;]

Wiadomośćprzez Malis » Cz sie 07, 2003 4:54 pm

Ok, pare słów.
1.Pisał to gracz Tagvern.
2.Nie dzieje się to do końca w świecie Laca, ale myślę że się nadaje.
3.Miłego czytania życzę.



WROTA CHAOSU

Gatoa był kowalem w Ofihlaw, stolicy państwa elfów i gobów. Był też podróżnikiem, a mieszkańcy miasta chętnie słuchali jego opowieści o dalekich krajach, do których podróżował. Nie wszystkie jego opowieści były prawdziwe. Słuchacze widzieli to, ale chętnie odpoczywali po pracy nad kuflem piwa w tawernie, słuchając opowieści podróżnika. Gatoa miał 47 lat, co jak na goba stanowiło rekord. Mimo późnej starości machał kowalskim młotem z impetem.
Jak każdy, gob był chudym blondynem, z wielkim nosem, długimi, spiczastymi uszami i bladą cerą, mierzył około 75cm wzrostu (przeciętny dorosły gob mierzy ok.1 m wzrostu). Goby kochają wolność i nie używają magii w żadnej postaci, choć ich „puste” oczy wykrywają demony z niebywałą precyzją. Wytwarzają najlepsze bronie i zbroje, a ich kowale i płatnerze potrafią zdziałać wszystko. Gatoa był jednym z najwytworniejszych kowali ostatnich czasów. Potrafił stworzyć miecze, których bał się każdy i tarcze, które dawały uczucie ochrony już po założeniu. Zbroja w metalu w jego rękach miała tę samą wartość, co zbroja mithrillowa w rękach innego kowala.
Jednym z niewielu przyjaciół Gatoii był Elerf, młody gob mający zaledwie 13 lat (goby osiągają pełnoletność, gdy przeżyją pierwszy nów po 15 latach od narodzin). Elerf uwielbiał słuchać opowieści starego kowala, uczył się od niego także sztuki wyrabiania słabej (na razie) broni i naprawiania małych uszczerbków w ostrzach. Bardzo chciał wyruszyć w jakąś podróż jednak jego ojciec, który był dowódcą straży w mieście nigdy by mu na to nie pozwolił, więc Elerf miał pewność, że już nigdy nie przeżyje prawdziwej przygody. Jednak już niedługo miało się to zmienić.
Pewnego dnia, gdy młody gob się obudził przyszła mu do głowy jedna myśl: „Tak! Dziś Gatoa miał mnie nauczyć techniki wybijania naramienników. Nie mogę się doczekać”.
Szybko się ubrał, założył chustę (goby zasłaniają wielką chustą swój nos) i ruszył do kuźni.
Gdy przybył, zobaczył coś, o co go przeraziło bardziej niż cokolwiek dotychczas: martwego przyjaciela. Leżał na stole wśród kartek, na których rysował projekty zbroi w ręce trzymał pióro. Wziął, więc kartkę, o którą oparta była jego głowa i począł czytać.

Ofihlaw
24 dzień, miesiąca Erstrene
546 roku Ery Wilka
Drogi Elerfie!
Od dawna przeczuwałem, że ta chwila nastąpi. W końcu musiałem napisać list zaadresowany do Ciebie. Wiele nad tym myślałem, ale w końcu podjąłem decyzję. Koniec moich dni zbliża się wielkimi krokami, czuję to w kościach. Nikt nie będzie mógł temu zapobiec. Mam jednak do Ciebie prośbę. Ten list jest przeznaczony tylko dla Twych oczu i jeśli czytasz go w towarzystwie kogoś postaraj się nie ujawniać jego treści. Co do tej sprawy, chodzi o Wrota Chaosu. Mistyczne wrota, w których zaklęta jest cała magia i energia świata. Kiedyś ich poszukiwałem, dowiedziałem się o nich mając 10 lat, 6 lat później postanowiłem wyruszyć. Podczas drogi spotkałem wiele przygód, o których Ci już opowiadałem. Jednak nigdy do owych wrót nie doszedłem. W wieku 37 lat zakończyłem poszukiwania i powróciłem do mojego rodzinnego miasta Ofihlaw, gdzie zostałem kowalem. Do listu dołączam kartkę, z której dowiedziałem się o wrotach. Jest jeszcze coś wa…

Tego zdania nie dokończył, ponieważ padł martwy podczas pisania. Elerf rozejrzał się w poszukiwaniu kartki, o której mowa w liście. Pod listem nieboszczyka leżał pomięty i zżółkły kawałek pergaminu.

Gdy w drodze na wschód znajdziesz niebezpieczeństwo, a góry staną się twoim największym wrogiem, ujrzysz drogę. Idź nią, a w końcu staniesz przed wielkimi
wrotami, które będą wyrzeźbione w litej skale i klucz do nich posiadać będzie tylko ten, kto pokonał dawnych strażników. Wrota Chaosu, okażą się twą siłą lub zgubą.

Przesłanie Medhiva, syna Aegwynna, ostatniego strażnika

Elerf nie zastanawiając się długo, pobiegł do domu by się spakować. Nie zważał na zakazy ojca, nie zważał na swój wiek. Chciał koniecznie odkryć tajemnicę tych wrót. Gdy spakował już wszystko szybko napisał list.

Drodzy Rodzice
Wiem, że to was zdenerwuje i zarazem zmartwi, ale muszę odejść.
Nie stanie mi się nic złego, obiecuję. Kocham was!
Elerf

Wyszedł z domu i wkroczył dziarskim krokiem na drogę. Tak rozpoczęła się jego wielka przygoda.
Gdy doszedł do bramy, musiał pomyśleć, jak przejść obok strażników, by go nie rozpoznali i nie zawiadomili dowódcy. Postanowił schować tobołek pod płaszcz i po prostu przejść przez wrota.
- Hej Elerf! - krzyknął strażnik - Ojciec chyba zabronił ci podróży. -
- Czy ja idę w podróż? - odpowiedział Elerf trochę spięty - Chcę tylko trochę pobyć sam, po stracie przyjaciela. -
- Jakiego przyjaciela? - zapytał robiąc dziwną minę
- Czy nie wiesz jeszcze o śmierci Gatoii? - odpowiedział pytaniem na pytanie młody gob .
- Biada nam!!! Największy kowal na świecie zginął w dzisiejszym dniu. Biada nam! Któż teraz uzbroi nas w te doskonałe tarcze i da nam do rąk wspaniałe miecze? - pokrzykując tak strażnik odszedł w głąb fortecy. Elerf cieszył się, że poszło mu tak łatwo. Wyszedł przed mury i jego oczom ukazała się wielka zielona polana, a daleko na wschodzie na widnokręgu rysowała się granica puszczy. Poszedł, więc zadowolony ku lasowi mając nadzieję, że przeżyje dość przyzwoitą przygodę.
Idąc potknął się o coś wielkiego leżącego w wysokiej trawie. „Coś” podniosło się i wtedy gob zobaczył, że to rosły mężczyzna dużo wyższy od niego. Był przyzwyczajony do tego, że jest niższy od wielu (elfy mają około 2 m wzrostu), więc nie zrobiła na nim wrażenia potężna postura tego człowieka. Jego uwagę przyciągnęły jednak jego uszy i włosy. W Ofihlaw żyły tylko elfy i goby te miały odstające uszy i zawsze blond włosy. Elerf nie widział jeszcze nigdy człowieka, toteż przedstawił mu się.
- Witaj! Jestem Elerf, początkujący podróżnik, który zamierza odkryć tajemnice dalekich krajów - zaczął
- Taaak, jasne! Podróżnik! Widzę, że przebyłeś już niejedną przełęcz - mówił to z krzywym uśmiechem i wskazując brodą na bramę, która widniała od nich jedynie kilka metrów.
- A ja widzę, że dobrze znasz te okolice, skoro wiesz gdzie jest nasza stolica, jednak sam nigdy cię nie widziałem - odpowiedział trochę oburzony gob
- Byłem w tym miejscu kilka lat temu, a na imię mi Baser, jestem bardem, chociaż częściej wędruję niż śpiewam - wytłumaczył człowiek. Elerf zauważył, że podczas mówienia często się uśmiecha.
- Czy jesteś człowiekiem? - zapytał nieśmiało Elerf
- Tak, oczywiście. Nie widziałeś jeszcze nigdy człowieka? - zdziwił się bard
- Nie, słyszałem o ludziach tylko z opowiadań przyjaciela. Czy wszyscy ludzie są podobni do ciebie? - zapytał znowu gob
- Oooo nie. Wiem, że wszystkie goby są prawie takie same i odróżniają się tylko dzięki wyjątkowym cechom, które posiada każdy z osobna. Ludzie natomiast różnią się od siebie. Są dobrzy i źli, ładni i brzydcy, wysocy i niezwykle niscy, są bohaterami i zdrajcami, ludzie są chyba najdziwniejszą i najbardziej przestronną rasą z tych, które zamieszkują Ugikhan. - wytłumaczył Baser
- Wiem, że Ugikhan jest własnością każdego, a zarazem nikogo. Co to znaczy? - zapytał znowu Elerf
- Widzę, że jesteś naprawdę początkującym podróżnikiem. Ugikhan to nasz świat, każdy może z niego korzystać, ale nie należy do nikogo z żyjących. - wytłumaczył znowu bard.
- Przykro mi, ale nie mam już czasu na rozmowy. Muszę dokończyć dzieła mojego zmarłego przyjaciela - powiedział gob zastanawiając się jeszcze raz nad znaczeniem słów Basera.
- Kim jest twój przyjaciel? Mówisz o nim od dłuższego czasu, a bardzo chciałbym się dowiedzieć czegoś o twojej przyszłej przygodzie. -
Elerf zastanawiając się chwilę nad tajemnicą listu powiedział:
- Był kowalem w Ofihlaw. Ofihlaw to, to miasto za nami, ale chyba już to wiesz. -
- Co? Nie to niemożliwe! Zginął wielki Gatoa, poszukiwacz wrót chaosu i mistrz miecza. Już nigdy nie zobaczę mojego dawnego przyjaciela. - Mówiąc to Baser złapał się za głowę.
- Więc wiesz coś o wrotach chaosu? - zapytał zadziwiony gob
- A niech to! Wygadałem się! To miała być nasza wielka tajemnica. Ale, widzę, że coś o tym wiesz. - pokrzykiwał bard
Elerf wyciągnął z tobołka zmięty kawałem pergaminu i „ostatni list”, po czym podał go Baserowi. Człowiek szybko „przeleciał” wzrokiem po tekście i powiedział:
- Widzę, że będziesz potrzebował nie tylko nauczyciela, ale i podróżnika. - uśmiechnął się - A już myślałem, że znowu ominie mnie przygoda. - Uśmiechnął się jeszcze bardziej
- Czy sugerujesz, że sam nie dam rady? - spytał trochę speszony, gob.
- Nic nie sugeruję. Ale lepiej byłoby dla ciebie gdybyś miał kogoś przy boku. Kogoś, kto zna się na broni, potworach i chociażby leczeniu ran. -
- Tak, chyba przydałby mi się towarzysz. - powiedział po zastanowieniu Elerf
- I tak bym za tobą poszedł. Tajemnica wrót chaosu dotyczy także mnie. To dzięki mnie dowiedziałeś się o nich i spotkałeś Gatoę. Uratowałem mu życie podczas potyczki z dosyć głupawym gigantem. -
Ruszyli, więc razem na północ do lasu.
- Czy wiesz coś o tym lesie? - zapytał ciekawy Elerf
- Tak, to zwykły las, za którym rozciągają się dalekie pustkowia zapomnianych. Nic nam tu nie grozi chyba, że elfy z twojego miasta uznają nas za intruzów. Ale, to mało prawdopodobne w tych czasach. Era wielkich wojen dawno minęła i nawet wojownicze plemiona krasnoludów powróciły do swoich kopalni. - wytłumaczył Baser
Szli lasem po małej ścieżce wydeptanej w wysokiej trawie, która sięgała Elerfowi do ramion.
Później droga zaczęła się robić uciążliwa. W dalszej części lasu droga była bardziej zarośnięta. Przeszli 6 mil z okładem, gdy zaczęło się ściemniać. Położyli się, więc pod drzewem o rozłożystych konarach i gęstym listowiu. Dopiero teraz, Elerf poczuł się naprawdę wolny, poczuł się także prawdziwym podróżnikiem.
Gdy Elerf obudził się rano promyki słońca przenikały przez koronę drzew nad lasem, Baser opierał się o pobliskie drzewo. Goba bardzo bolał kark, ponieważ była to jego pierwsza noc, której nie spędził w miękkim łóżku. Było zimna, a nad ziemią unosiła się gęsta, biała mgiełka.
- Dzień dobry! - powiedział bard nie patrząc nawet na goba.
- Witaj! Jak noc? - zapytał Elerf, gdyż inne pytanie nie przyszło mu na myśl
- Całkiem nieźle, ale jej połowę przesiedziałem nad planem dojścia do wschodniej drogi -
- Chodzi ci o drogę opisaną w przesłaniu? -
- Tak, mogę jedynie domyślać się, że gdzieś w pobliżu niej są góry, i to straszne góry, do których nie miałbyś zamiaru iść. -
Elerf poczuł dreszcz na plecach. „Ścieżka przez góry, którą nie miałby zamiaru iść”. Strasznie to brzmiało dla jego uszu.
- Góry są na północy. - powiedział Baser, - Ale, zanim do nich dotrzemy musimy przejść przez Pustkowia Zapomnianych. -
- Co to za miejsce? - zapytał, gob
- To bezkresne stepy, do których wędrują martwe dusze. Dusze ludzi, którzy byli źli za życia są skazani na wieczną tułaczkę po tych pustkowiach, w celu znalezienia nowych ofiar do straszenia. Wiele razy widziałem widmo. Sam jego widok napawa cię wielkim strachem, lecz gdy pomyślisz o tym, że właściciel tej duszy jest od dawna martwy i nie jest ci w stanie nic zrobić, strach mija. - wytłumaczył bard
- Nie ma innej drogi - próbował dowiedzieć się jeszcze młody podróżnik Twarz człowieka zbladła i szybko odpowiedział:
- Zapewne jest, lecz ci, którzy wybrali się jej szukać nigdy nie powrócili. - Elerf widział, że gdy to mówił pot spływał mu po twarzy - Wyjdźmy lepiej z tego lasu.
Droga z lasu jednak nie okazała się taka prosta jak by się wydawało. Las widocznie nie był odwiedzany od dawna i wszystkie drogi zarosły. Baser miał miecz i ciął nim większe pędy i łodygi, Elerf także ciął małe rośliny sztylecikiem, który ukradł ojcu. Po niedługim czasie zauważył, że posługuje się nim zręcznie i bez problemów. Pierwszy raz używał broni (nie licząc wyrabiania i naprawiania tych w kuźni Gatoi) i przyszło mu na myśl, że urodził się, by zostać podróżnikiem i wojownikiem. Gdy doszli do miejsca, z którego było widać koniec lasu minęło południe. Wyszli z lasu i zobaczyli gigantyczne pole porośnięte tylko trawą. Gdzie okiem sięgnąć trawa. Na północy trawa, na wschodzie trawa, na zachodzie trawa, na południu las. Elerf nie wiedział jak wielkie jest Ugikhan, a to pole było zaledwie malutką cząstką tego świata. Niebo było ciemnobłękitne, trawa, która tam rosła była zżółkła o wiele krótsza od trawy rosnącej w lesie. Ruszyli przed siebie do miejsca, które kryło się za widnokręgiem. Gdy przeszli około mili postanowili zrobić postój, nie popasali od rana. Dopiero teraz młody gob poczuł, że jest bardzo głodny i nie miał w ustach nic od ranka wczorajszego dnia. Wyciągnął z tobołka mięso zwierzęcia upolowanego przez elfy z Ofihlaw. Popatrzył w stronę lasu, którego już stąd nie było widać. Baser wziął chleb, ułamał kawałek i podał Elerfowi. Potem podał mu także skórzany bukłak.
- Jak długo ciągną się te pustkowia - zapytał jak zwykle w takich momentach Elerf.
- Są około dwadzieścia razy większe od lasu, w którym nocowaliśmy - powiedział Baser - zaraz za tymi stepami, na początku gór jest wielka twierdza ludzi i krasnoludów. Krasnoludy zamieszkały wewnątrz góry, a ludzie na jej szczycie. Nie ma na świecie takiej potęgi, która potrafiłaby się przedostać przez tą fortecę. Setka zbrojnych w fortecy potrafiłaby odparować atak około 300 atakujących. Zatrzymamy się tam na kilka dni, nie wyjawimy jednak celu wyprawy. Powiemy, że polujemy na orków, którzy podobno zaczynają nachodzić lud po północnej stronie pasma gór. - wytłumaczył bard. Gob nie mógł uwierzyć, że ten człowiek potrafi zapamiętać tyle informacji o otaczającym go świecie. Gdy odpoczęli i posilili się, ruszyli w drogę. Idąc przez trawę Elerf nie zauważył nic, co mogłoby świadczyć o widmach nawiedzających to miejsce. Po chwili ciszy Baser zaczął nucić starą pieśń:

W krainach wichrów i chłodów,
W gorących, suchych pustyniach,
Wiele widział wchodów i zachodów,
Słyszał o bohaterach w pieśniach i bajaniach.
Wiele się o nich nasłuchał,
O ich odwadze i waleczności,
O tym jak ich miecz wroga udobruchał,
Jak wracali, by odebrać od króla nowe należności.
I wyruszył w świat z mieczem u pasa,
I zginął z wielkim honorem,
Jak bohaterów masa,
Z odciętą ręką i jęzorem. J

Ostatni wers bardzo rozweselił Elerfa, mimo to czuł się dziwnie i miał wrażenie, że ta droga nigdy się nie skończy. Nagle poczuł wielki strach, który ogarniał go z każdą chwilą. Baser chyba też go poczuł, bo zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać. Spod ziemi wydobył się śmiech, a po chwili przed podróżnikami pojawił się demon. Był półprzezroczysty koloru fioletowego, wzrostu dorosłego człowieka. Nie miał nóg, ani oczu, unosił się w powietrzu. Sam jego widok napawał wszystkich strachem, a od śmiechu można było zwariować ze strachu. Baser szybko chwycił Elerfa za rękę i krzyknął:
- To nie widmo! To prawdziwy demon! Uciekaj! -
Biegli ile sił w nogach, ale lewitujący potwór był szybszy. Przeleciał nad nimi i zatrzymał na ich drodze. Baser chwycił za miecz i wyciągnął go z pochwy, którą miał u pasa. Miecz lśnił oślepiającym blaskiem. Człowiek widocznie zdziwiony tą sytuacją, wziął zamach i machnął mieczem przez potwora. Przez chwilę nie było widać nic, tylko słychać ogłuszający krzyk i szczęk łamanej stali. Gdy Elerf znów zaczął widzieć, zobaczył barda leżącego na ziemi z połową miecza w ręku, druga połowa leżała w trawie połyskując w zachodzącym słońcu. Baser podniósł się i powiedział:
- Mieliśmy prawdziwe szczęście, demony mogą wysysać dusze, i zostawiać samo ciało. Nie wiedziałem o tym, ale chyba mój miecz był zaklęty. Gdy dojdziemy do Dufoian, twierdzy krasnoludów, poproszę, aby przekuli go na nowo. Uciekaliśmy na naszą niekorzyść. Znajdujemy się teraz o milę na zachód od miejsca, w którym powinniśmy się znajdować. - mówiąc to podniósł połowę miecza i schował do tobołka.
- Uciekaliśmy milę?! - zapytał zadziwiony Elerf.
- Tak, gdy nogi niosą, sam nie zauważysz jak daleko zaszedłeś. -
Przyśpieszyli, więc kroku by wrócić na obraną wcześniej ścieżkę. Gdy do niej doszli zaczęło się ściemniać. Ruszyli dalej i po przejściu około 2 mil postanowili przenocować. Zasnęli szybko po trudach dnia. Elerf obudził się w nocy, słyszał jakieś świsty i głuche krzyki. Bał się. Szybko zamknął oczy i zasnął. Kiedy obudził się rano, trawa była mokra od rosy. Baser spał jeszcze na ziemi, więc postanowił coś przegryźć. Wyciągnął z tobołka kawałek chleba, który został mu po wczorajszym dniu i resztki mięsa. Podczas gdy żuł mięso Baser się obudził. Wyglądał nieswojo, miał napuchnięte oczy i czerwony nos.
- Wczorajsze uderzenie osłabiło mnie nie na żarty - powiedział kiedy zobaczył że Elerf nie śpi - Miałem większe szczęście niż myślałem. Mogłem zginąć. -
Wyciągnął z tobołka mały garnuszek, krzesiwo i hubkę. Zerwał te źdźbła trawy, które zdawały się być najsuchsze i złożył na stosik. Po paru chwilach iskra przeskoczyła na stosik, który za chwilę rozpalił się całkowicie. Do garnuszka wlał trochę wody z bukłaka i skruszył liście ziół, które trzymał w małej torebeczce przy pasie. Garnuszek położył na ogniu. Kiedy woda zaczęła się gotować rozeszła się odrażająca woń.
- Chociaż mój nos zasłonięty jest chustą i tak czuję ten smród - żartował Elerf
Baser nie słuchał go, siedział wpatrzony w gotującą się wodę. Nagle, całkiem niespodziewanie chwycił garnuszek w rękę i wypił duszkiem gorącą zawartość.
- Te zioła działają tylko wtedy, kiedy wrą i to równo po 53 sekundach wrzenia. - wytłumaczył bard - Musiałem je szybko wypić. Za parę chwil będę gotowy do marszu - po tych słowach położył się na boku i leżał tak przez chwilę. Kiedy się podniósł wyglądał inaczej. Jego rysy stały się znowu ostre, a oczy wyglądały normalnie. Widać było po nim, że jest zmęczony, ale i tak wyglądał znacznie lepiej niż kilka chwil wcześniej. Ruszyli w dalszą drogę. Przez cały dzień szli, niewiele rozmawiając i pilnie wysłuchując i wyglądając demonów, przeciwko którym byliby teraz bezbronni. Wieczorem jak dnia poprzedniego położyli się i zasnęli. Do końca pustkowi zostało im jeszcze tylko 3 mile. Rano prawie nic nie zmieniło się w stosunku do dnia poprzedniego (Baser był już zdrowy). Wyruszyli dosyć wcześnie, by dotrzeć do Dufoian przed południem. Gdy przeszli już część drogi ich oczom ukazały się góry.
- Nareszcie, cel naszej wyprawy - powiedział Elerf
- Nie, to jeszcze nie cel. To dopiero wskazówka dotycząca dalszej drogi. Ja razem z Gatoą szukałem Wrót Chaosu przez wiele lat i ich nie znaleźliśmy. - westchnął człowiek.
Elerf wstydził się teraz tego, co przed chwilą powiedział, lecz nagle jego oczom ukazała się brama wybita w skale. Była wysokości czterech ludzi, twarda jak marmur, a biała jak śnieg, wielkie wrota, które były jej zawartością zdobiły runy krasnoludzkie. Z wnętrza fortecy doszedł głos rogu. Wrota zalśniły białym światłem i znikły. W Bramie pojawił się krasnolud w kolczudze, z toporem założonym na plecy i hełmem na głowie. Długą brodę miał uczesaną w dwa warkocze założone za pas.
- Witajcie w Dufoian przybysze. - powiedział krasnolud - Jesteśmy radzi, że ktoś nas odwiedza, nie mieliśmy gości od dawna.
- Witaj przyjacielu - odpowiedział, Baser robiąc dziwny gest ręką.
Krasnolud odwrócił się i wszedł w głąb góry. Podróżnicy podążyli za nim.
Kiedy znaleźli się w środku, zobaczyli niezwykłe dzieło rąk krasnoludzkich murarzy. Długi marmurowy korytarz, podpierany wielkimi i grubymi jak pień drzewa kolumnami. Korytarz był tak długi, że jego koniec znikał za widnokręgiem. W suficie, co parę metrów wybite zostały równomierne dziury, używane jako wywietrzniki i źródła światła. Dookoła kręciło się wielu krasnoludów i krasnoludek. Niektórzy wyglądali normalnie, inni jak żołnierze. Podróżnicy ruszyli korytarzem do sali tronowej. Od głównego korytarza w równych odstępach odstawały korytarze boczne. Baser i Elerf szli około pięciu minut, gdy doszli do sali króla góry. Kiedy podeszli do wejścia strażnik, który go pilnował powiedział:
- Król was oczekuje. -
Po czym odwrócił się i pomaszerował do środka. Człowiek i gob ruszyli za nim. Stanęli w sali z czerwonym dywanem. Ta sala nie miała sufitu, można było obserwować z niej niebo. Na wielkim marmurowym tronie, zdobionym runami siedział król krasnoludów. Tagvern był wielkim podróżnikiem i wojownikiem. Przeżył wiele wojen, o których znaczyłaby chociażby jego blizna nad okiem. O tron były oparte dwie bronie Tagverna: topór obusieczny i młot bojowy. Sam król był dość młody. Wyglądał na góra 20 lat. Jednak z samych rysów jego twarzy widać było, że to dostojny krasnolud. Miał odsłoniętą pierś, na której był tatuaż w kształcie serca z podpisem, którego nie można było odczytać. Strażnik skłonił się przed królem, po czym rzekł:
- O Tagvernie Wojowniku, Mistrzu Topora i Młota, Królu Góry Gór, przybyli twoi goście. -
- Zostaw nas samych - powiedział spokojnie król.
Strażnik wstał, jeszcze raz skłonił się nisko i odmaszerował przed salę, by pełnić straż.
- Witajcie przybysze. Witaj ty drogi Baserze i ty członku plemienia wielmożnego Gatoi. Co was tu sprowadza?- Zapytał król. Z jego oczu tryskały płomienie, a twarz była uśmiechnięta.
- Witaj o Tagvernie - zaczął Baser - Przybyliśmy tu, ponieważ ścigamy orków z północnej strony gór. Podobno znowu zaczynają nachodzić tamtejsze wioski. Proszę także o pomoc twoich zbrojmistrzów, gdyż mój miecz nie wytrzymał bliskiego starcia z demonem na Pustkowiu Zapomnianych. -
- Taak, dobrze. Pomoc naszych zbrojmistrzów, kowali i płatnerzy masz już w kieszeni. Po rozmowie poślę po Vertila, aby naprawił twój oręż. Jeśli zaś chodzi ci o cel wyprawy nie musisz przy mnie kłamać. Wiem, że chodzi o Wrota Chaosu i choć nie powiedziałeś mi o tym ani ty, ani Gatoa wiem o nich. Co do Gatoi to niech ziemia, skały i kamienie mają go w swej opiece po wsze czasy. -
Elerf był zadziwiony informacjami, które posiadał Tagvern. Jak można wiedzieć tak wiele, siedząc przez wiele dni w jednej sali? To prawda, Tagvern był niezwykłą osobistością w całym Ugikhan. Wiedział wiele i wiele potrafił przewidzieć, ale wiele razy dał się oszukać. W wieku 12 lat brał udział w pierwszej wojnie. Była to wojna z goblinami, którą krasnoludy przegrały. Jemu jako jednemu z nielicznych udało się przeżyć. Jednak w drugim ataku udało się zgładzić całkowicie zagrożenie ze strony goblinów. Wtedy Tagvern został królem Góry Gór, która należała poprzednio do wroga. Tu założył miasto, a rodziny w nim żyjące są szczęśliwe. Kilka lat później wprowadzili się tu wszędobylscy ludzie by zbudować swoją warownię na szczycie góry. To ważny punkt strategiczny zarówno dla całego ludu krasnoludów jak i ludzi.
Po długiej ciszy Tagvern przemówił ponownie:
- Wasze sale są już gotowe. Za chwilę przyjdzie tu strażnik, który was do nich odprowadzi. Podczas drogi spotkacie Vertila. Daj mu swój oręż i powiedz żeby przygotował zbroje dla was obu. Teraz możecie iść. Odwiedźcie mnie jutro Baserze i Elerfie. -
Po chwili do sali wszedł strażnik.
- Pozwólcie, że zaprowadzę was do waszych sali. - przemówił
- Z chęcią, jesteśmy zmęczeni podróżą. - odpowiedział Elerf, który dotychczas mało się odzywał.
Ruszyli ze strażnikiem do drugiego korytarza na prawo od wyjścia z sali tronowej. Nagle na Basera wpadł krasnolud w fartuchu kowalskim.
- Witaj Vertilu - powiedział strażnik
- Witaj, napraw mój miecz i postaraj się zrobić zbroje dla mnie i mojego towarzysza - powiedział Baser wstając z ziemi, po czym podał mu miecz w dwóch częściach.
- Dla niego nie będzie problemu. - powiedział kowal wskazując brodą na Elerfa - Mamy takich zapas, ale dla ciebie trzeba skroić nową. Muszę cię zmierzyć. - Krasnolud popatrzył chwilę na Basera, obejrzał go z boku i z tyłu.
- Zbroja będzie gotowa na pojutrze - rzekł i szybko pobiegł powrotem do kuźni.
Strażnik tymczasem poprowadził podróżników dalej. Zatrzymał się przed drzwiami.
- Nikt oprócz mnie, was i naszego króla nie zna hasła do tych drzwi, więc nic wam nie grozi. - wytłumaczył strażnik - hasło to: ilmdril - kiedy wymówił te słowa drzwi się otworzyły. Zasalutował i odmaszerował. Gob i człowiek wkroczyli do pokoju. Był oświetlony podobnie jak wszystkie, przez wywietrzniki. Pod ścianami stały dwa łóżka a obok nich kufry na ekwipunek. Na środku stał stolik z dwoma talerzami, na których leżał przysmażony kawałek kiełbasy. Obok stołu stały krzesła. Pokój w sam raz dla odkrywców zmęczonych podróżą.
Baser i Elerf położyli się do łóżek i po paru chwilach zasnęli.
Rano zobaczyli przygotowane śniadanie, szybko je zjedli i ruszyli do Tagverna. Kiedy, weszli do sali, król właśnie spożywał posiłek.
- Widzę, że się nie myliłem, co do waszego przyjścia. Domyślam się też, że Baser będzie miał zamiar odwiedzić swoich rodaków tam na górze. - wskazał palcem na sufit, a raczej jego brak.
- Tak, mam taki zamiar. Zostaniemy u was jeszcze tylko jeden dzień. Na jutro moja zbroja ma być gotowa. Dziękuję za wszystko Tagvernie. Już się chyba dzisiaj nie spotkamy, będę nocować u ludzi. - powiedział Baser
Tagvern wskazał ręką na lewo gdzie zobaczyli strażnika, który pilnował przejścia. Weszli do przejścia, w którym były schody. Elerf próbował je policzyć, ale stracił rachubę przy 170. Gdy weszli na górę, objął ich przerażający chłód. Chwilę później podbiegł do nich człowiek. Miał głęboko osadzone, ciemne oczy, ciemne włosy i rosłą budowę. Zasalutował i rzekł:
- Witaj Baserze, dawno cię tu nie gościliśmy. Wiesz, że będziemy oferować ci wszystko, co możemy. Dla twego młodego przyjaciela też znajdzie się miejsce. -
- Dość tego gadania Atorhu. Zaprowadź nas do Malis. - powiedział zniecierpliwiony bard.
Atorh odwrócił się i pomaszerował przed siebie, podróżnicy poszli za nim. Szli przez długie korytarze wybudowane z takich samych kamiennych bloczków. W niektórych miejscach bloczki te były wyciągnięte i tworzyły dobre miejsce dla łuczników. Mijali drzwi i przejścia, aż nagle nim Elerf zauważył znaleźli się w sali przywódcy fortecy. Gob miał nadzieję zobaczyć kolejnego, potężnie zbudowanego człowieka, z mieczem u boku. Prawdziwie zdziwił się, gdy zobaczył, że na tronie siedzi krasnoludzka kobieta. Nazywała się Malis, Pani Dobra, byłą przyjaciółką Tagverna. Kiedy ludzie osiedlili się w tych stronach, postanowiła zostać ich przywódczynią. To Tagvern nauczył ją walczyć, ale po wielu podróżach uczeń przerósł mistrza. Teraz żyje samotnie, wśród ludzi, od czasu do czasu odwiedzając starego przyjaciela.
- Witaj Malis - przywitał się Baser
- Cześć Baser. Co tam u ciebie? Słyszałam, że masz zamiar ruszyć na jakąś wyprawę za orkami. - powiedziała Malis
- Tak, podobno znowu zaczynają atakować małe osady na północnej stronie gór. - wytłumaczył bard.
- Rzadko mam tu, z kim porozmawiać. Ci ludzie nie są tacy mądrzy jak ty, czy Tagvern. Zaśpiewaj mi jakąś pieśń, proszę. -
- Nie czas teraz na pieśni. Jak się miewa mój ojciec? - zapytał Baser
- Chcesz się dowiedzieć? Sam sprawdź. -
- Gdzie go znajdę? - wypytywał Baser
Na to pytanie Malis nie udzieliła odpowiedzi.
- Gdzie go znajdę? - zapytał ponownie
- Spotkasz go podczas swojej ostatniej podróży do Edthgradu -
- A więc mój ojciec nie żyje. Czułem, że jest z nim źle.- rzekł człowiek - Nie wiem czy zdołamy dojść do celu bez jego rady. - zwrócił się do Elerfa - Teraz droga Malis, muszę iść do domu mojego ojca, by znaleźć ważne dla mnie informacje w jednej z jego ksiąg. Żegnaj.-
- Żegnajcie, mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze przed waszym odjazdem. - pożegnała gości z uśmiechem. Baser dobrze znał tą twierdzę i wyszedł z niej z przyjacielem. Szli chwilę pod zachodnią ścianą fortecy, a kiedy ściana się skończyła, szli dalej na północ. Było tam malutkie miasteczko. W miasteczku stała starannie zrobiona chatka, z dobrego drewna. Jej dach był kryty strzechą. Podróżnicy weszli do środka. Stało tam łóżko, krzesło i biurko zawalone książkami, pergaminami i mapami.
- To pracownia mojego ojca, Arthonga. Też był kiedyś podróżnikiem, ale gdy zaczął się starzeć osiedlił się tu. Ta wioska ma zaledwie sześć lat, a pałac Tagverna osiem. - powiedział Baser.
- Kim jest Tagvern? Gdy jestem koło niego czuję tak jakby przedziurawiał mnie wzrokiem na wylot. - zapytał, Elerf
- Tagvern jest, a raczej był wojownikiem i podróżnikiem znanym na całym świecie. Brał udział w wielu wojnach i dzięki temu został królem tej góry. Widział wiele i wiele słyszał. Zna ludzi lepiej niż oni znają się nawzajem, potrafi przewidzieć zachowanie moje, twoje jak i każdego innego. Potrafi nawet poznać kogoś imię patrząc mu tylko w oczy. Prawie nikt nie jest w stanie czegoś przed nim ukryć. - wytłumaczył Bard. - Teraz pomóż mi szukać księgi. Wygląda jak normalna księga, ale jest grubsza i po otworzeniu poczujesz magię. -
- Skąd mam wiedzieć, jakie jest uczucie magii? - spytał zadziwiony gob
- Zobaczysz - odpowiedział z błyskiem w oku człowiek.
Zabrali się do szukani wśród rozwalonych szpargałów. Elerf, co chwila natrafiał na mapy: okolic, świata, nieba i na projekty: żyrokoptera (maszyny latającej wymyślonej przez ojca Basera), czołgu parowego czy moździerza. Penetrował także księgi w celu znalezienia „tej właściwej”. Widział księgi z czarami, z balladami i pieśniami, z opisami wynalazków i uczące obsługi poszczególnych broni. Chwycił za kolejną księgę ze stosu i otworzył. Ze środka wydobywało się nikłe, białe światło. Elerf poczuł się odświeżony, poczuł także, że jest błogosławiony i bogowie mają go w swej opiece.
- To ta! - krzyknął do Basera.
- Daj mi ją. - powiedział człowiek.
Elerf starał się to zrobić, ale coś ciągnęło go do niej i zmuszało żeby ją zatrzymać. W końcu powstrzymał się od tego okropnego uczucia i podał ją bardowi. Ten szybko przerzucił kilka kartek.
- Jest! - krzyknął - Dawno temu, znalazłem kawałek pergaminu zawierający ciekawą informację. Tekst na nim mówił: „Prastara droga na wschód jest nieznana nikomu z żyjących dziś ludzi. Tylko prawdziwy strażnik wrót, które są celem na końcu ścieżki zna tą drogę. Aby odnaleźć strażnika musisz ruszyć w góry w poszukiwaniu ścież…” tyle było na nim napisane - wyrecytował Bard - Sugeruję, że chodzi o ścieżkę na wschodzie. Trudno zrozumieć te słowa. Ścieżkę zna tylko strażnik, a żeby poznać strażnika trzeba wkroczyć na ścieżkę lub jej szukać. -
Chodźmy na skały i pomyślmy nad znaczeniem tych słów. Usiedli na skałach, z których był dobry widok na doliny otaczające góry.
- Umiesz palić fajkę? - zapytał bard wyciągając ziele z tobołka.
- Nie, ale widziałem jak to się robi. - odpowiedział Elerf
Baser dał małą fajeczkę gobowi, wepchnął do niej trochę ziela i zapalił.
- No, to spróbuj. Przy fajce łatwiej się myśli. -
Po tych słowach razem usiedli zadumani.
Mimo wcześniejszych planów nasi bohaterowie zostali w Dufoian jeszcze dwa dni. Elerf i Baser dostali pasujące na siebie kolczugi, a miecz został na nowo przebity. Zanim zaczęli podróżować dalej na wschód, odwiedzili Tagverna i Malis. Ruszyli wczesnym rankiem, trzeciego dnia po znalezieniu księgi. Wyszli główną bramą z twierdzy krasnoludów i ruszyli w kierunku wschodnim. Gob myślał, że wypatrzy oczy, spoglądając na nagie szczyty widniejące na końcu jego pola widzenia. Wydawałoby się, że ciągną się bez końca blokując drogę zmęczonym wędrowcom. Kiedy ktokolwiek wszedł na jednym z tych, mogłoby się wydawać, kamiennych olbrzymów widział góry, góry i góry. Nawet wytrzymałych i przyzwyczajonych do tego typu wypraw traperów czekała mozolna wędrówka. Pożywienia nie brakowało, źródełka, które wypływają z wnętrza świata, by zamienić się w strumyki lub małe górskie potoki, a potem w wielkie rzeki spływające do morza, doskonale nawadniały ziemię, która kryła się wśród nagiej skały. Rosły tu, prócz połaci trawy: borówki, jagody, maliny, jeżyny, a nawet w niektórych miejscach truskawki. Można się łatwo domyślić, że zwierzęta roślinożerne miały tu dogodne warunki do życia. Żadne życie jednak, nie może istnieć w całkowitym spokoju. W nadziei, że z łatwością upolują bezbronną zwierzynę z lasów, które rosną na granicy gór, zaczęły ściągać pojedyncze zwierzęta: wilki, jastrzębie i lisy, a za nimi zielono i niebieskoskóre, trójpalczaste trolle z długimi oszczepami.
Podróż przez góry zaczęła męczyć „początkującego” wędrowca, już po dwóch dniach wspinaczki.
- Teraz już wiem, co oznaczał zwrot „góry staną się twym wrogiem” - powiedział z nikłym uśmiechem. Baser odwzajemnił uśmiech. Ten wcale nie był zmęczony, cieszył się, że może podążać śladem swych młodzieńczych podróży w celu znalezienia legendarnych wrót chaosu, które były legendą znaną tylko nielicznym. Myślał też, że nawet, jeśli nie uda mu się dotrzeć do wrót i zginąć przed końcem wyprawy, trafi do Edthgradu, gdzie spoczywa jego ojciec.
Szli tak wciąż, chociaż nogi, często odmawiały im posłuszeństwa. Postoje robili, co około 2 godziny, by trochę wypocząć od ciągłej wspinaczki. Częściowo żywili się tym, co tu znaleźli (by oszczędzić zapasy), a częściowo tym, co otrzymali od krasnoludów i ludzi. Droga była niezwykle mozolna i małe nogi goba nie mogły wytrzymać tylu kroków, kolczuga, którą na razie trzymał w tobołku ciążyła też mu bardzo. Codziennie wieczorem po małej kolacji zasypiali, aby obudzić się rano i po bardzo sytym (w porównaniu do kolacji) śniadaniu ruszyć dalej. Jednak któregoś dnia zasnęli wcześniej, ponieważ przemierzali bardzo stromy, kamienisty i nierówny kawałek drogi. Budząc się zauważyli, że otacza ich biały puch. Ze wszystkich stron świata widzieli tylko zaśnieżone góry. Śnieg sięgał im do kolan. Nie zważali na to, myśląc, że to zwykły kaprys pogody, o który w górach nietrudno. Szli dalej mimo mrozu. Tymczasem śnieg padał jeszcze bardziej, zasypując rosnące tu rośliny. Zwierzęta zeszły z gór, by wyruszyć do lasów, z których przybyły. Wędrowcy przemierzali kolejne mile oszczędzając jedzenie, w efekcie tego byli słabsi i nie mieli siły tak daleko iść. Śnieg padał coraz mocniej przysypując drogę i tym bardziej ją utrudniając. Podróżnicy marzli i Elerf zaczynał się zastanawiać, czy ta wyprawa ma w ogóle sens. Skoro dwóch doświadczonych podróżników szukając tego, co on przez kilka lat, nic nie osiągnęło. Jednak mimo tych myśli szedł dalej, przed siebie, torując sobie drogę chudymi ramionami. Następnego dnia puch sięgał gobowi do brody. Idąc Elerf marzł bardzo i był na skraju wyczerpania, ich zapasy jedzenia powoli się kończyły. Męczył się machając coraz słabiej i wolniej ramionami. Od czasu, do czasu Baser pomagał mu, ale sam miał problemy z utorowaniem drogi dla siebie. Małe, białe gwiazdki w dalszym ciągu sypały z szaro-błękitnego nieba. Mieszkające tu jeszcze kilka dni temu zwierzęta, znajdowały się w bezpiecznych lasach na południu. Gob, który nie miał już sił do dalszej drogi upadł na ziemię. Człowiek podniósł go i rozłożył obóz. Zasnęli błogim snem, mając się już nigdy nie obudzić.
Kiedy Elerf otworzył oczy, wszystko zdawało się zamazane, po chwili obraz zaczął się wyostrzać i pokazywać kontury przedmiotów znajdujących się w pokoju. Jego ściany były wyłożone drewnianymi deskami, stała tu drewniana szafa, a obok niej mały kuferek. Gob leżał w wielkim łożu, a obok niego leżały ubrania. Kątem oka zobaczył, że za oknem jest całkiem normalnie, tzn. góry nie były zaśnieżone. Usłyszał skrzypnięcie drzwi, a potem głos:
- A więc się obudziłeś. Już myślałem, że jesteś martwy, masz prawdziwe szczęście, jeśli przeżyłeś podczas tej śnieżycy. -
Po chwili pojawił się przed nim wysoki człowiek. Miał krótką bródkę, opierał się na długiej powyginanej lasce. Na plecy miał zarzucony brązowy płaszcz, w który wplecione były pióra kruka, oczy zasłaniał kaptur.
- Jestem Medhiv, syn Aegwynna, ostatni strażnik. Witaj w moich skromnych progach. Znalazłem cię leżącego na ziemi obok pewnego człowieka. Straciłeś przytomność, a twój przyjaciel… - Medhiv pochylił głowę - nie żyje. Starałem się go ratować, ale był za bardzo wyziębiony, dodatkowo w jego ręce widniała niewidoczna gołym okiem rana, widocznie został zraniony klątwą demona. -
Elerf leżał zadziwiony. Podróżował z Baserem i stał się jego przyjacielem, po to by stracić go, kiedy byli tak blisko celu. Wiedział, że Medhiv jest strażnikiem wrót chaosu. Musi go pokonać, ale jak. Dopiero teraz gob zauważył, że magia wrót, całkowicie go pochłonęła. Nie zwrócił uwagi na to, że stracił przyjaciela, a tera, kiedy drugi przyjaciel zginął zaczął rozumieć słowa „…okażą się twą siłą, lub zgubą.”. Czy nie zrezygnować? Przez wrota zapomniał o życiu i o litości. Nie, nie może zrezygnować, gdy jest tak blisko celu.
- Ile tu leżę? - zapytał w końcu Medhiva.
- Cztery dni, od kiedy cię znalazłem - odpowiedział człowiek.
Elerf opadł na poduszki, gdyż zmęczyły go rozmyślania wrotach. Zamknął oczy. Obudził się w nocy. Wstał z łóżka i założył swoje ubranie. Wziął także mały sztylecik. Przeszukał ten mały drewniany domek, w którym, oprócz dwóch pokoi znajdowała się tylko kuchnia. Podszedł do łóżka, w którym odpoczywał strażnik. Musiał go zabić, drzwi mógł otworzyć tylko ten, który pokonał strażników. Podniósł sztylet i wbił Medhivowi w brzuch. Ten nawet nie drgnął. Już nigdy nie obudził się ze swojego snu. Gob zachowywał się jak gdyby morderstwo było czymś zwyczajnym. Poszedł do kuchni, zjadł bochen chleba i wyszedł z domu. Ruszył żwawym krokiem przez ścieżkę, która rozpoczynała się przy chałupie. Na rozwidleniu ruszył w kierunku, z którego czuł moc. Nie interesowało go nic, ani nikt. Szedł przed siebie nie zważając na mogące czaić się w górach trolle, czy na brak prowiantu. Szedł ścieżką do rana. Gdy pierwsze promyki słońca zaczęły wychylać się znad horyzontu, Elerf zatrzymał się. Stał przed szarą skałą. W niewyjaśniony sposób w skale pojawiły się wrota. Mieniły się kolorami chaosu. W pierwszym momencie uderzyła od nich taka moc, że gob się przewrócił. Elerf wstał i podszedł do wrót. Wyciągnął rękę i drżącą dłonią nacisnął klamkę. Otworzył wrota, a z nich wydobył się chaos i rozprzestrzenił na cały świat. Gob wzdrygnął się i wykonał krok w kierunku wnętrza drzwi. Kiedy tylko przekroczył próg padł martwy. I tak leży tam do dnia dzisiejszego.
Noc jest zła, jest zła, jest zła.....
Malis
 
Wiadomości: 198
Dołączył(a): Wt cze 10, 2003 2:42 pm
Lokalizacja: Wrocław

Wiadomośćprzez Malis » Cz sie 07, 2003 5:00 pm

Moim zdaniem SUPER!!!!!!!!
Więcej nic nie mówie :)
Noc jest zła, jest zła, jest zła.....
Malis
 
Wiadomości: 198
Dołączył(a): Wt cze 10, 2003 2:42 pm
Lokalizacja: Wrocław

Wiadomośćprzez Thrall » Pn sie 11, 2003 2:33 pm

Może byście to skomentowali, albo chociaż przeczytali co??? :]
..::FREE RULEZ::..
Emblemat użytkownika
Thrall
 
Wiadomości: 42
Dołączył(a): Pt mar 21, 2003 8:33 pm
Lokalizacja: Tam Daleko W Prawo

Wiadomośćprzez Thail » Pn sie 11, 2003 4:52 pm

Bardzo fajne opowiadanie :applause: Podobało mi się :grin:
Jest jedno : ALE :D
Tagvern, ładnie napisane, ale i tak wkradło się kilka błędów. Ogólnie opisłeś ciekawie kilka krainek i rasę, a to już naprawdę jest ciekawe. Hmmm jak to powiedzieć ... najlepiej to zgłoś się do Bogów. Spytaj się, czy nie mógłbyś pomóc w stworzeniu jakiejś krainki, np. takiej jak w Twoim opowiadaniu, a wtedy będzie to Lacowa historia.
Zachęcam Cie do dalszego pisania, ale rozważ pomysł z nową krainką :D
Pozdrawia :alkoholik: Thail.
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Val » Pn sie 11, 2003 5:01 pm

Thail, chciałem napisać dokładnie to samo o tej kraince. Zajebiście mi się podoba. Czekam na inne z tego świata.
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

Wiadomośćprzez Thrall » Cz sie 14, 2003 12:21 am

Dzięki, dzięki... wiedziałem że mam talent :] teraz czekam na następne komentarze
PS.Muszę sobie to opowiadanko przeczytać bo pisałem je jeszcze przed wakacjami i zdąrzyłem zapomnieć :]
PS2.Przygotowuję drugie opowiadanko w którego fabule główną rolę będą odgrywać magowie (ludzcy of coz) :]
PS3.Mam do wszystkich prośbę: CZYTAJCIE I KOMENTUJCIE!!! :]
..::FREE RULEZ::..
Emblemat użytkownika
Thrall
 
Wiadomości: 42
Dołączył(a): Pt mar 21, 2003 8:33 pm
Lokalizacja: Tam Daleko W Prawo


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 16 gości

cron