Czarne Chmury

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Czarne Chmury

Wiadomośćprzez Val » Pn sie 11, 2003 3:36 pm

Wiedziony słowami zachęty ze strony Thaila, napiszę jakieś opowiadanko. Chciałem zawsze napisać coś pełnego bólu i cierpienia, więc przestaję pieprzyć głupoty i biorę się do roboty.


Był ciemny, lipcowy poranek, gdy nad Valisandrią przemknęły czarne chmury. Zmierzały na wschód, w kierunku oceanu, a wszędzie gdzie padał rzucany przez nie cień, schła trawa. Podobno po przejściu chmur nad Solace, duża część mieszkańców poczęła zapadać na dziwne choroby. Faktem było jednak to, że chmury były dużym zmartwieniem dla valisandrijskich farmerów. Zanotowano więcej niż zwykle zgonów bydła, a plony były wyjątkowo nieudane tego lata i wszyscy, całkiem z resztą słusznie, zrzucali winę na dziwne warunki pogodowe. W końcu nieczęsto ma się do czynienia z chmurami niosącymi śmierć. Wezwano kilku najznakomitszych astrologów, którzy potwierdzili obawy większości. Chmury nie miały nic wspólnego z pogodą. Nie były one jednak wywołane magią i astrologowie przyznali po kilku dniach bezowocnej pracy, że nie mają zielonego pojęcia co mogłoby być ich przyczyną. Ludzie, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa wykazali się gigantyczną mądrością i uznali je za gniew boży, wychodząc z założenia, że wszystko co niepojęte, musi być boskie. Nastały w okolicach Solace czasy pełne trwogi przed tym, co będzie jutro. Trwało to jakieś dwa tygodnie, po czym chmury zniknęły, pozostawiając za sobą wyschnięte pola i rozjuszonych farmerów.

-Słyszałeś? Podobno był jakiś kataklizm nad Valisandrią – Grum wykazywał jak zwykle niezdrowe podniecenie, spowodowane jak zwykle niezdrową ilością spożytych nalewek malinowych.
-Kogo to obchodzi? Podaj mi szybko tą flachę! – Valdrab wyciągnął drżącą rękę i odebrał mnichowi butelkę malinówy tak szybkim ruchem, że ów się przewrócił na ziemię, chichocząc bełkotliwie. Valdrab prędko wypił pozostałe pół nalewki i dodał konspiracyjnym tonem. – Skończyła się.
-Daj mi kapustę, to polecę po nową – odparł wyjątkowo przytomnie leżący Grum.
-No właśnie kapusta się skończyła...
Grum chwilę pomyślał, zebrał leżące dookoła dwadzieścia butelek po jabolach i odszedł w kierunku rosnącego nieopodal sklepu. Gdy wrócił, miał jeszcze dwa wina i nalewkę. Zdołali się ich szybko pozbyć, po czym zaczęli rozmowę na wyjątkowo egzystencjalny temat.
-Grum, kurwa! Jak my przeżyjemy do ciężkiej cholery? Mamy tylko trzy butelki na wymianę! – obydwoje wyglądali na niezmiernie zasępionych. Nagle Valdrab zbladł patrząc na niebo – Musimy znaleźć pracę, Grum – rzekł po chwili wahania.
Przyjaciel spojrzał na niego, a w jego wzroku tkwił strach, częściowo spowodowany wyrazem twarzy Valdraba, ale głównie wywołany nieznanym słowem, które w ustach przyjaciela zabrzmiało wyjątkowo nieprzyjemnie. To słowo miało w sobie tyle grozy, że choć Grum nawet nie zdawał sobie sprawy, co ono może oznaczać, był śmiertelnie przerażony perspektywą poszukiwań pracy.
-Val, czy to aby konieczne? – zapytał z trwogą w głosie.
-Obawiam się, że tak, przyjacielu – odparł poważnie Valdrab.
Gdy po kilkunastuminutowym odpoczynku wstał, zbudził Gruma i obydwoje, podtrzymując się poszli powoli w stronę Midgaardu. Na miejscu, po obaleniu kupionych za kaucję z zebranych po drodze butelek browarów, zgłosili się do starego znajomka, w celu rzecz jasna zarobkowym.
-Instredd! – zakrzyknął od progu Grum. – Potrzebna kasa!
-Znowu?
-Dawaj, rudy! Przecież wiemy, że masz!
-Słuchajcie... Otóż... Jakby to powiedzieć... Nie mam...
Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie krzykami jakiegoś człowieka, bitego na ulicy.
-To już nie ciągniesz kapusty z tego interesu z dragami za oceanem?
-Słuchajcie. Właśnie tu tkwi problem. Słyszeliście o katakliźmie, jaki spadł na Valisandrię?
-Tak – odparł Grum.
-Nie – odparł Valdrab.
-Były jakieś anomalie pogodowe – wyjaśnił Instredd. – I od tamtej pory wysyłani przeze mnie kurierzy nie wracają. Posłałem tam Morfotha, ale nie wrócił. Pojedziecie tam i sprawdzicie, co się tam dzieje.
-Ile? – zapytał bardzo rzeczowo Valdrab.
-Tyle, że do końca życia będziesz chodził nawalony jak dziki osioł.
-Wchodzimy w to.

Podróż do Valisandrii była długa i nużąca. I Valdrab i Grum nie za dużo z niej zapamiętali. Dostali od Instredda zaliczkę. Kapitan wysadził ich na brzegu. Długo przypatrywali się z niewyraźnymi minami tutejszemu krajobrazowi, na który składały się wyschnięte drzewa i ogryzione przez padlinożerców do czysta kości innych padlinożerców. Odwrócili się, lecz statek już odpłynął.
-Do zobaczenia za dwa tygodnie! – wrzasnął jeszcze kapitan, zaangażowany do roboty ostatni raz przed emeryturą i statek, pchany wiatrem oddalił się poza granicę, zza której możnaby jeszcze cokolwiek usłyszeć.
Spojrzeli w niebo, ale wyglądało ono normalnie. Nie widzieli żadnych czarnych chmur, o których wspominał im Instredd, a jedynie kilka leniwie unoszących się, małych cumulusików. Świeciło ładne, trochę zbyt ładne popołudniowe słońce. Spojrzeli na siebie i bez słów ruszyli w stronę, którą wskazał im kapitan – prosto do Solace. Po godzinie nieprzerwanego marszu znaleźli się przy południowej bramie miasta. Była otwarta, a wewnątrz miasta widać było krzątających się ludzi. Udali się od razu do knajpy, gdzie znaleźli Morfotha, sączącego leniwie piwo.
-Morfoth! Co ty tutaj robisz? – Valdrab wyglądał na szczerze zdziwionego.
-Chłopaki? Ee... Piwo piję, a na co to wygląda?
-Na szczyny, ale mi chodzi o co innego. Wszyscy za oceanem się o Ciebie martwią! Przyjechaliśmy specjalnie, by zobaczyć, co się z Tobą stało!
-Ze mną? O czym wy mówicie? Ja tu sobie siedzę i piję od wczoraj, od kiedy przyjechałem.
-Instredd mówił co innego. Ponoć wysłał Cię tu na rekonesans, byś sprawdził jak idą jego interesy. I było to już parę dobrych tygodni temu. Czemu się nie zgłaszałeś?
-Ostatnio widziałem się z Instreddem kilka miesięcy temu. Co wy mi tu za bzdury pieprzycie?
-Hmm... Dobra. To w takim razie my już pogadamy z nim po powrocie. A powiedz nam w takim razie jak wygląda sprawa po tej sytuacji z chmurami?
-Wszystko gra – odparł Morfoth trochę zaniepokojony.
-Tak? A nastroje ludności?
-Wspaniałe. Teraz czekają na powódź i może jakieś tornado.
-Dobra, stary. To my lecimy.
-Zaraz, zaraz... Nie napijecie się nawet ze mną? Stawiam.
-Nigdy nie odmawiam picia – powiedzieli jednocześnie Grum i Valdrab.
-Barman! Trzy... Nie! Sześć tych co zwykle!
-To w takim razie jeszcze po sześć dla nas! – Grum uśmiechnął się szeroko. – Skoro stawiasz, to można zaszaleć.
Barman doniósł piwa w dwóch ratach i oddalił się pospiesznie, obsługiwać innych klientów.
-Ech.. To piwo nie tylko wygląda jak szczyny – Valdrab przełknął drugi kufel. – Ale mocne diabelstwo.
-Dlatego to piję – odrzekł mrużąc oczy siedzący przed nimi człowiek w szarej szacie.
-Co jest, ku..? – Zdołał zapytać Grum patrząc na mdlejącego Valdraba i padł na podłogę, trzymając zaciśniętą do bólu dłoń na wyszczerbionym kuflu.

Pierwszy obudził się Valdrab. Spojrzał na leżącego obok Gruma. Naprzeciw niego wpatrywał się w niego potargany, brudny Morfoth. W kącie leżała kupka ludzkich kości. Valdrab, patrząc na nią wzdrygnął się nieświadomie.
-No cóż... Trzeba coś jeść – rzekł ponurym głosem Morfoth. – Rzadko tu coś wrzucają.
-Gdzie jesteśmy?
-Nie mam zielonego pojęcia. I nie wiem również jak stąd wyjść.
Valdrab wstał, potrząsnął głową, wziął krótki rozbieg i wyrżnął w drzwi barkiem. Potem kilka razy ową czynność powtórzył. Morfoth patrzył na niego ze smutnym uśmiechem, nie próbując mu przeszkadzać. Valdrab roztarł ramię, po czym złapał wpół wciąż jeszcze odurzonego po narkotyku Gruma i rzucił nim z całej siły w dębowe drzwi tak, że aż coś zadzwoniło. Nie był pewien, czy to mosiężne okucia na drzwiach, czy może głowa Gruma. Niemniej jednak zaprzestał prób wyważania drzwi i usiadł obok leżącego mnicha.
-No dobra. A teraz, Morfothu, zrelacjonuj mi naprędce co się tutaj kurwa dzieje.
-Cóż. Wysłał mnie tu miesiąc temu Instredd, żebym się skontaktował z którymkolwiek z jego kurierów. Skontaktowałem się, ale drań mnie zaskoczył i ogłuszył – widząc niedowierzanie w oczach Valdraba szybko dodał. – No dobra. Spił mnie, jak i was.
-Dowiedziałeś się czegokolwiek?
-Tyle, żeby się zorientować, że w to jest wmieszany ktoś potężny.
Nagle drzwi się otworzyły, uderzając Gruma w głowę. Do wewnątrz weszło kilku ludzi. Valdrab i Morfoth zostali wyprowadzeni i zakuci w łańcuchy. Prowadzili ich długimi korytarzami. Weszli nagle do ogromnej sali pełnej zapalonych świec z tronem pośrodku. Na tronie siedział młody, przystojny mężczyzna w srebrnozielonej szacie i z diademem na głowie.
-Witajcie. Ufam, że zakwaterowanie i posiłki są przednie. Dobra, koniec żarcików. Na to, co chcę zrobić nie macie żadnego wpływu, więc w gruncie rzeczy mógłbym was uwolnić, ale potem znowu musiałbym się z wami pieprzyć, co w zasadzie mnie nuży. Dlatego zostaniecie w pierdlu.
-A co chcesz zrobić?
-A cóż innego może chcieć człowiek, jeśli nie władzy nad światem? Zdobyłem już Solace i wy, tam w Midgaardzie nawet się nie zorientowaliście! Założę się, że gdybym teraz uderzył na Midgaard, Ci w Tolarii nic by nie zauważyli, a nawet jeśli, to tchórze nie ruszyliby nawet tłustych dup z nędznych chałup i czekaliby pokornie na moje przybycie! – oczy młodzieńca zaczęły się robić niebezpiecznie błyszczące, a w prawym kąciku ust pojawiła się odrobina piany. Wytarł ją nerwowo i szybko lewą ręką w czarnej rękawiczce. – Chciałem tylko to wam powiedzieć – dodał już spokojnie, ale nadal z błyskiem w oku. – Lubię czasem z kimś porozmawiać. A Ci debile nie rozumieją moich potrzeb – wskazał na stojących dookoła ludzi w zbrojach. – Oni potrzebują tylko co jakiś czas kogoś zabić i są szczęśliwi. Hmm... To w zasadzie tyle. Myślałem, że może chcecie wiedzieć, co czeka wasz świat – wstał, po raz pierwszy od początku rozmowy. – Oddelegować ich z powrotem do ich apartamentu.
Wrócili, znów prowadzeni długimi korytarzami do celi. Grum zdołał się obudzić i teraz patrzył wkurzony na Morfotha. Valdrab jednak szybko zdusił konflikt w zarodku, opowiadając co się zdarzyło. Siedzieli długo, rozmyślając o przyszłości świata, nie odzywając się do siebie, gdy nagle drzwi rozpadły się na kawałki i stanął w nich...
-Gloin! Co ty..? – Zapytał Grum
-Zamknij ryj! – przerwał mu Morfoth. – Biegniemy!
Uciekali, biegnąc za szpiegiem, który raz po raz, niesamowicie szybko zabijał wyrastających przed nimi strażników. W pewnym momencie Grum krzyknął donośnie, potykając się i upadł na ziemię. Valdrab prędko pomógł mu wstać, a Gloin osłonił ich wielką tarczą, przed gradem strzał i bełtów, jaki się na nich posypał. Dostali się szybko do wyjścia z zamku, w którym się znajdowali. Unosiły się nad nim czarne chmury. Gloin wręczył im miecze.
-Stać! – krzyknął nagle Valdrab. – Jaki on ma w tym interes, żeby nas ratować?
-Grunt, że to robi, prawda?
-Nie ratuję was, tylko moje miasto. Mam wobec niego sentyment. A i przy okazji świat uratuję. Ten facet, który was zamknął to maniak...
-Zauważyliśmy – przerwał Morfoth. – Dokąd teraz, jak już stąd spieprzyliśmy, Gloinie?
-Jeszcze nie całkiem – odparł cicho szpieg.
Rzeczywiście. Słyszeli coraz głośniejsze okrzyki strażników.
-Za mną – zakomendował.
Pobiegli w stronę skarłowaciałych zarośli, na których dopiero zaczęły pojawiać się na nowo liście. Wreszcie, klucząc w parowach i wąwozach zgubili pogoń. Gloin zaprowadził ich do miejsca, gdzie nie padł cień czarnych chmur, a drzewa dawały im osłonę przed palącym słońcem. Po pewnym czasie Grum zaczął pluć krwią. Szybki rzut oka ukazał dziurę w płaszczu, w okolicach lewej łopatki. Położony na ziemi nie protestował. W jego plecach znaleźli dziurę po kuli z arbaletu.
-Jebana, kurewska, pierdolona technika! – wrzasnął Valdrab, po czym zaklął szpetnie. Resztę drogi musieli go nieść. Po jakiejś godzinie doszli do niewielkiego obozowiska. Siedzieli tam już Semeion i Valkir, zdecydowani na obronę swego miasta. Valkir, zobaczywszy Gruma zaraz się nim zajął. W tym czasie Gloin zaczął mówić.
-Dobra, panowie – rzekł. – Zgromadziliśmy się tutaj, żeby naradzić się przed walką z Kaisorem.
-Z kim?
-Tak się nazywa ten psychol. Jest nas niewielu, ale liczą się dobre chęci. Jeżeli uda się nam niepostrzeżenie wkraść do zamku, możemy dopaść Kaisora nie zawiadamiając przy tym straży. Jutro jest sobota – wszyscy będą nawaleni, a nie sądzą chyba, że wrócimy w paszczę lwa. Kto mógłby być takim pojebem? Ruszamy jutro pod wieczór. Ktoś ma inny plan? Nie? Tak myślałem. To tymczasem kładźcie się spać. Musicie być wypoczęci.
Valkir kończył opatrywać Gruma.

Tak jak przewidział Gloin, nie było większych problemów z dostaniem się do zamku. Strażnicy pod bramą ledwie trzymali się na nogach i nawet nie zdołali krzyknąć, gdy między nich dostali się, gryząc ich sprawnie po szyjkach Morfoth z Valdrabem. Jedyny, który zdołał wyciągnąć miecz, nie zdołał go już użyć, krwawiąc obwicie z rany na karku. Gloin otarł miecz z posoki. Szli dalej, systematycznie mordując każdego napotkanego strażnika. Ci, którzy próbowali uciec poza zasięg mieczy i zębów, Valkir z ledwo trzymającym się na nogach Grumem traktowali lodowymi sztormami. W pewnej chwili Semeion padł na ziemię z krtanią przegryzioną przez bojowego psa. Dwa inne właśnie szykowały się do skoków. Padły zanim zdążyły machnąć ogonem, a ich trener po chwili również leżał na zimnej posadzce z rozpłataną na pół głową. Gloin po raz kolejny wytarł miecz. Ale czyścioch – przemknęło Valdrabowi przez głowę, ale nie było czasu na rozmyślanie. Semeion leżał na podłodze w kałuży krwi.
-Po nim – skwitował Valkir.
Resztę drogi pokonali z niewielkimi problemami w postaci nie kwapiących się do walki małych grupek opancerzonych strażników. Dobiegli wreszcie do sali tronowej, jak ją w myślach nazwał Valdrab.
-O, nie. To nie był dobry pomysł, panowie – rzekł pozornie spokojnym głosem Kaisor. Widzieli jednak ten morderczy, szaleńczy błysk w jego oczach. – Wpierw rezygnujecie z gościny, której wam udzielam, a teraz chcecie pozbawić mnie władzy nad światem!? I do tego zabijając mnie?? Niedorzeczność! Mnie się nie da zabić!!! – wrzasnął, ciskając szatę na ziemię i wyciągając miecz.
Pierwszy skoczył Gloin, a zaraz za nim Valdrab z Morfothem. Ciosy trzech mieczy zostały zablokowane trzema ciosami długiego miecza Kaisora. Czary rzucane przez Valkira i Gruma, młodzieniec odbijał niedbałymi ruchami lewej ręki. Morfoth widząc lecący w jego stronę miecz Kaisora skurczył się odruchowo, ale wiedział, że nie zdąży przed stalowym ostrzem. Valdrab zdążył. Sparował w ostatniej chwili, tuż przed piersią Morfotha. Gloin widząc to, że Kaisor stracił na moment równowagę, odwinął się prędko z uniku i sinym cięciem na odlew z łokcia ciął go w szyję. Kaisor nieprawdopodobnie szybko cofnął głowę i uniknął śmiertelnego ciosu, jednocześnie wykorzystując siłę Valdraba, którą ten włożył w blok, na odbicie własnego miecza w kierunku Gloina. Trafił go w miednicę, druzgocąc doszczętnie lewe udo szpiega. Sekundę, jaką zajęło mu oswobodzenie miecza wykorzystał Grum, skacząc na niego od tyłu i łapiąc go za szyję, wbijając w nią palce. Kaisor nie stracił głowy i lewą ręką, sztyletem wyciągniętym nie wiadomo skąd potraktował Gruma, wbijając mu go w czaszkę, tuż powyżej ucha. Ten moment wykorzystał Valdrab, podstawiając Kaisorowi nogę. Młodzieniec nie zdołał utrzymać równowagi na mokrej od krwi posadzce i upadł do tyłu, prosto na martwego Gruma. Nim zdążył wstać, już był przy nim Morfoth. Szybkim cięciem miecza rozciął Kaisora w poprzek tak, że jego flaki rozlały się po podłodze i po Grumie. Valkir pokręcił głową i podbiegł do leżącego Gloina, zakładając mu prowizoryczny opatrunek na strzaskaną nogę. Uśmiechnął się smutno. Krwawienie ustało.

Koniec


Kilka dobrych godzin przy tym siedziałem. Ale chyba jest dobre. Jakby były jakieś błędy, to proszę o bezlitosne wytknięcie. Proszę o dużo opinii, bo to debiut:].
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

Wiadomośćprzez Thrall » Pn sie 11, 2003 3:56 pm

Po prostu zajebiste!!! Najlepszy jest moment z wyważaniem drzwi :] no to teraz możecie przeczytać Wrota Chaosu Muszę się reklamować no nie :]
..::FREE RULEZ::..
Emblemat użytkownika
Thrall
 
Wiadomości: 42
Dołączył(a): Pt mar 21, 2003 8:33 pm
Lokalizacja: Tam Daleko W Prawo

Wiadomośćprzez Thail » Pn sie 11, 2003 5:06 pm

Zajebiste, to najlepsze określenie. :applause: :applause: :applause:
Tylko nie wiem, czy było, aż takie dramatyczne i smutne jak myślałeś Valdrabie, ale wiem na pewno, że uśmiałem się z tego opowiadanka :grin:
I ciągle zachęcam do pisania. :liar:
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Val » Pn sie 11, 2003 7:01 pm

Miało być pełne bólu i cierpienia. Zabiłem w tym opowiadanku dziesiątki bogu ducha winnych strażników, Semeiona, Gruma, Kaisora i amputowałem nogę Gloinowi. Nic tylko się cieszyć! No ale nieważne. Ten nos, to znaczy, że w ostatniej wypowiedzi kłamałeś?
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

Wiadomośćprzez Gloin » Pn sie 11, 2003 10:21 pm

Za ta noge, to ja Ci trepanacje czaszki zrobie.
Pozdrawiam :evil:
Ashes To Ashes, Dust to Dust...

"Khazad! Khazad! Baruk khazad! Khazad ai-menu!
Emblemat użytkownika
Gloin
 
Wiadomości: 287
Dołączył(a): Pn maja 28, 2001 2:00 am
Lokalizacja: Warszawa

Wiadomośćprzez Gerino » Wt sie 12, 2003 10:01 am

Tą odciętą nogą? Fajnie będzie :D
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm

Wiadomośćprzez Val » Wt sie 12, 2003 2:11 pm

Gloinie! Jestem w szoku! Przeczytałeś! Dziękuję Ci. I przepraszam za nogę, ale coś Ci musiałem uciąć, a to chyba lepiej niż inny ważny organ, w rodzaju głowy, prawda?
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

Wiadomośćprzez Gloin » Wt sie 12, 2003 3:27 pm

Taaak, wiem czesto szokuje ludzi...
Pozdrawiam.
Ashes To Ashes, Dust to Dust...

"Khazad! Khazad! Baruk khazad! Khazad ai-menu!
Emblemat użytkownika
Gloin
 
Wiadomości: 287
Dołączył(a): Pn maja 28, 2001 2:00 am
Lokalizacja: Warszawa

Wiadomośćprzez Sea » Śr sie 13, 2003 1:02 am

W moim mniemaniu najlepsze jak do tej pory opowiadanie na forum. Wartka akcja, bol i cierpienie oraz kupa smiechu ;) A tak na powaznie - najlepsze stylistycznie i skladniowo. Ogolnie myslalam, ze na koncu bedzie jeszcze jakas bomba. W koncu nie codzinnie ocala sie swiat ;)
Sea
 
Wiadomości: 91
Dołączył(a): Cz lis 01, 2001 2:00 am
Lokalizacja: z Nigdzie

Wiadomośćprzez Ghrhambra » Cz sie 12, 2004 12:03 am

Co do komentarzy Vareny - to ja osobiście odebrałem je jako poprawki, które raczej nie powinnyć być uznawane za jakieś tam osobiste przytyki.
Każdy, kto cośtam tworzy (w tym wypadku Valdrab) może ich potrzebować - i nie widzę nic złego w komentarzach Vareny.
Moje wierszydła jakie są takie są, ale też kiedyś musiałem słuchać komentarzy typu: to jest częstochowa, a to słowo się nienaturalnie wybija, to takie, a to śmakie.
Nie wiem, czy Valdrab zamierza zarabiać na swojej twórczości, ale:
1. Jeżeli ma pomysły (a wygląda, że ma) - to ma szanse
2. Jeżeli chce żeby ktoś kupił jego utwór (na przykład wydawnictwo),
to wytknięcie błędów jest jak najbardziej konieczne i potrzebne.
Emblemat użytkownika
Ghrhambra
łowca trolli
 
Wiadomości: 267
Dołączył(a): Śr maja 30, 2001 2:00 am
Lokalizacja: Jastrzębie


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 16 gości

cron