Klątwa

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Klątwa

Wiadomośćprzez Morfoth » So paź 04, 2003 11:54 pm

Zataczając kręgi pamięcią, znów znalazłem się na początku mej historii.
W bardzo krótkim czasie, trwającym zaledwie pół mgnienia oka, straciłem wszystko co kiedykolwiek zyskałem. Nie było mi dane powiedzieć, że jestem niewinny. Pogodzony ze swoim losem tułam się po zakamarkach moich wspomnień. Nikt nie pamięta o tym miejscu, nawet Bogowie dawno rzucili je w zapomnienie. Nie liczę na zbawienie, ale na śmierć. Jestem stary. Przykuty do ściany jaskini na głębokości ośmiuset metrów nie mogę popełnić nawet tak haniebnego czynu, jakim jest samobójstwo. Przez sto, może dwieście lat mojej niewoli, która zaczęła się w Dniu Byka, 15 dnia Miesiąca Wielkiego zła, roku trzysta pięćdziesiątego ósmego, przemyślałem sobie moje życie zbyt dokładnie.
Cofając się coraz bardziej we wspomnieniach zdołałem sobie przypomnieć drugi dzień mojego życia, które miało katastrofalne skutki. Pamiętam przerażająco białe swiatło, oraz to jaka nieprzenikniona ciemność po niej nastąpiła. Był to znak, iż ktoś rzuca klątwę na dwudniowego mnie. Klątwy, której skutki odczuwam do dziś.
A wszystko zaczęło się od tego felernego, pełnego przypadków, drugiego dnia mojego życia.

***

Był rok trzysta dwudziesty pierwszy, 13 dzień miesiąca Zimy. Urodziłem się w Haon Dorze, między deskami chatki drwala Karola, mojego ojca. Dom ten stał od pokoleń, ponoć mieszkały w nim kiedyś gnomy. Na belach przytrzymujących strop wyryte były jakimś prawie-niewidzialnym pismem słowa. Możliwe, że to dlatego budynek ten tak długo opierał się kornikom i wszelkim przyczynom rozpadu. Gdy mijała 36 godzina mojego życia nie robiłem nic specjalnego. Leżałem w koszyku i rosłem. Nad moją głową wisiały małe, drewniane zabawki. Bardzo krótko cieszyłem się życiem bez żadnego piętna.
Gdy ojciec, drugi raz podczas mojego życia, poszedł ściąć drzewo, o izby weszły cztery zakapturzone postacie w białych szatach. Pamiętam jak w rytualnym geście wszyscy skrzyżowali ręce tak, że nade mną powstał kwadrat złożony z ich rąk trzymających się prawa, do lewej. Huk, błysk, czerń.
Moje młodociane instynkty kierowały moim życiem...

Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech
...WRZASK!
...KRZYK!
Jak najwięcej hałasu! Sprowadzić pomoc!

Na szczęście moje dziecinne struny głosowe nie byłyby w stanie przestraszyć kota, więc mój ojciec nie przybiegł na niechybną śmierć w nierównej walce z magami. Jednak patrząc z perspektywy teraźniejszości - to był straszny pech.

***

- Gdybym mógł... gdybym tylko mógł być tym, który zmienia drogi, losy, przeznaczenia...
Odpowiedział mi szelest ciemnożółtych liści. Płakałem. Przede mną leżał mój ojciec w plamie krwi. Zabiło go coś dużego. Coś, co odgryzło martwemu ciału rękę i popełzło w stronę bagien.
- Bogowie! Za co?! BOGOWIE! - wrzasnąłem do koron drzew - czy wy aby na pewno tam jesteście..? - szepnąłem już bardziej do siebie, niż do kogokolwiek.
Poczułem ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem się szybko. Za sobą ujrzałem wysokiego elfa. Jego kąciki ust były lekko podniesione. Chyba się uśmiechał nieznacznie. Wyglądał jakby żył z przyrodą w pokoju. Na szyi miał jakiś niezwykły amulet.
- Witaj - powiedział półgłosem
- Kim jesteś? Nie słyszałem jak szedłeś
- Jestem Arcanus. Mieszkam na równinach położonych na północ od Midgaardu.
Uścisnął mi dłoń, po czym spojrzał na martwo leżącego ojca.
- Biedak, był twoim - nie zdążył dokończyć
- Tak.
Jego uśmiech zniknął.
- Chodź, pomogę Ci go pochować.

Tak też zrobiliśmy.

***

Mieszkałem u druida Arcanusa już od dwóch lat. Nauczył mnie jak żyć w symbiozie z naturą. Nauczył mnie prostych inkantancji magicznych. Dowiedzialem się jak zapanować nad swoim ciałem, by rany szybciej się goiły. Codziennie ćwiczyłem w Midgaardzkiej akademii sztuk walki.
- Druidzie, zamierzam zemścić się na potworach z bagna za to co uczynili z moim ojcem. - oświadczyłem pewnego poranka - Wiem, że zabijanie jest niezgodne z twoimi zasadami, ale...
- Te stworzenia nie są wytworem bogów, to wyniki eksperymentów jakiegoś szaleńca, pomogę Ci.
Przez trzy następne tygodnie sprzątałem miasto, żeby zarobić na potrzebny ekwipunek. Przy okazji znalazłem wiele ciekawych miejsc, skrytek, gildii, zakamarków. Po kupieniu i załozeniu pancerzy poszedłem przez uliczki Midgaardu wprost do uzdrowiciela, tak jak kazał druid. Ten spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem i pomodlił się nad powodzeniem mojej wyprawy.

Wyruszyłem.

Po drodze na stare bagna musiałem uspokoić pare wilków. Były to stworzenia boskie, więc je tylko usypiałem magicznym proszkiem, który dostałem od mojego przyjaciela. Kierując się ciągle na zachód przez wiosenne lasy Haon Doru, przez który mogłem przejść z zamkniętymi oczyma, doszedłem do początku błotnistej ścieżki. Połknąłem napój przygotowany przez Arcanusa i poczułem się lekki jak nigdy. Nie zostawiałem żadnych śladów na mokrej ścieżce. Uderzyła mnie woń zgnilizny i mokrej gleby. Wiedziałem, że idę w dobrym kierunku. Wyciągnąłem krótki miecz z pochwy i dość nerwowo zacząłem posuwać się dalej.
Wtem zobaczyłem długi ogon z żółto-pomarańczowym wzorem, wystający zza krzaka. Podbiegłem doń i jednym zwinnym ruchem wbilem w sam środek moją broń. Ogon drgnął, po czym z potężną siłą wystrzelił w górę wraz z moim mieczem. W tym samym czasie krzak został zgnieciony przez dwie ogromne łapy bestii przypominającej ogromną jaszczurkę. Z pasa wyciągnąłem trzy noże do rzucania, a z pleców zdjąłem bardzo ciężką tarczę. Ogon kreatury leciał na mnie z ogromną siłą. Zasłoniłem się tarczą, która w mojej ręce rozpadła się na kawałki. Miałem zdruzgotaną prawą rękę. Jeden nóż wbił się w miejsce tuż nad nosem przeciwnika, drugi odbil się od łusek na lewym boku, a trzeci wciąż trzymałem w garści.
- Muszę jakoś odzyskać miecz - mignęła mi myśl
Szybko wskoczyłem na drzewo, z trudem wyjąłem z pasa zwój i wyrecytowałem go. Stałem się przezroczysty, niewidoczny dla otoczenia. Zeskoczyłem na oszołomionego potwora i wyrwałem mu lewą ręką miecz. Przekląłem mojego mistrza, który uczył mnie parowania ciosów tarczą. Mówił, że najlepiej trzymać ja w prawej ręce, żeby sprawniej odbić cios. Niestety, nie umiałem zbytnio wojować lewą ręką. Mimo to nie poddałem się i wskoczyłem w wir walki.

Szybkie cięcie nad okiem kreatury spowodowało buchnięcie zielonej posoki na moją rękę. Krew potwora spływała po czymś niewidocznym, wyglądało to bardzo magicznie. Bestia rzuciła się w stronę moich nóg próbując je odgryźć. Czuła mój zapach. Moje dziabnięcie w prawy bok odbiło się od łuskowanego pancerza tego gada. Straciłem równowagę, co wykorzystał mój przeciwnik na podcięcie mnie swoim ogromnym ogonem. Prędko wstałem i całą uwagę skupiłem na oczach jaszczura. Sprawne pchnięcie wybiło jedno oko. Niestety palce u mojej lewej nogi zostały zmiażdżone przez spadający konar dębu. Zawyłem i upadłem na ziemie. Tuż po tym nad głową przeleciał mi głaz, który stwór rzucił swym ogonem. Wstałem z trudem, zdecydowanie zbyt wolno. Bagienna bestia nie próżnowała i walnęła mnie swoim odwłokiem w plecy. Moje szczęście, że nie wzięła rozpędu po rzucie kamieniem. Poleciałem do przodu i widząc drzewo, ugiąłem nogę i odbiłem się zwinnie od pnia. Z ogromną prędkością wbiłem miecz w drugie oko jaszczura. Broń zostawiłem w jej głowie i wskoczyłem do mokrego błota, by zabić swój zapach. Smok wił się spazmatycznie. Wziąłem rozbieg i przeskoczyłem mu nad paszczą równocześnie wyciągając miecz z oczodołu. Korzystając z rozpędu obróciłem się i zadałem potężny cios w kark. Kreatura nie miała siły wstać. Zaczęła dyszeć ciężko. Podszedłem do pokonanego przeciwnika i przebiłem mu czaszkę. Wyciąłem jeszcze kieł potwora jako trofeum i zacząłem wracać do domu.
- Sam nie dam rady, muszę poznać kogoś, kto pomoże mi wytępić te stwory. - pomyślałem
2B || !2B
Emblemat użytkownika
Morfoth
 
Wiadomości: 239
Dołączył(a): Cz mar 28, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Trzeci karton na lewo.

Wiadomośćprzez Thail » N paź 05, 2003 12:46 am

Ładne, podobało mi się :grin:
Czekam na dalsze części z niecierpliwością.
Widzę, że pomimo nauki ktos zawsze znajdzie czas, żeby wesprzeć tp forum.
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości

cron