Był sobie Kethrax...

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Był sobie Kethrax...

Wiadomośćprzez Cosmathy » Śr paź 08, 2003 7:12 pm

Poniżej zamieszczam historię Kethraxa, który bardzo chciał być wampirem. Powstała na lekcji matematyki. Proszę o konstruktywną krytykę.
******************************
Nad Tolarią wstawał kolejny piękny dzień. Bramy miejskie zostały otwarte i ulice powoli zaczęły się zatłumiać. Strażnicy z ulgą odpoczywali po nieprzespanej nocy. Przed piekarnią ustawiła się już spora kolejka, a Tuknir pozdrawiał przybywających do miasta podróżnych.

Ale nie wszyscy podzielali tę radość... był bowiem w tym spokojnym mieście człowiek – jeśli można tak powiedzieć – który nienawidził świata. Przeklinał słońce. Nie lubił nikogo. I zawsze chciał być wampirem. To był Kethrax, zły wojownik, który zdecydowaną większość czasu spędzał w swej jaskini, na wschodzie Tolarii, doskonaląc swe umiejętności na zwierzętach nie mających dość rozumu, by trzymać się z dala od tego złowrogiego miejsca. Jednak nikt nie starał się przepędzić Kethraxa, ponieważ chronił on również miasto przed napadami zbójców z bandy Mattisa, którym zdarzało się nierozważnie zbliżać na odległość strzału z łuku.

Niestety, tak sielanka nie mogła trwać wiecznie... zdarzyło się, że pewnego dnia Kethrax wylazł ze swej kryjówki i wkroczył do miasta. Strażnicy byli na to zupełnie nieprzygotowani, ale na szczęście skończyło się na ciężkim okaleczeniu piekarza, który nie chciał oddać swych bułek i nieznacznemu zaburzeniu struktury władzy Tolarii (w każdym razie trzeba było znaleźć kogoś nowego do pilnowania urny na dary). Kethrax zamknął na cztery spusty wszystkie bramy miejskie (by utrudnić pościg) i wskoczył do portalu prowadzącego do Midgaardu. Tam już czekała na niego banda uzbrojonych pajaców znanych jako straż miejska, ale nie dane im było długo walczyć. Dwóch padło pod ciosami przeklętego sztyletu, a reszta uciekła w bliżej nieznanym kierunku, bredząc pod drodze coś o demonach z piekieł i ognistych brukwiach.

A co zrobił tymczasem nasz złowrogi bohater? Rzucił się na starego kapitana, zmusił do oddania łodzi (nota bene przeciekającej) i warcząc groźnie odpłynął wraz z wartkim nurtem rzeki w stronę zachodzącego słońca. Szybko zapomniano o tym incydencie (w Midgaardzie zdarzały się wówczas o wiele większe bijatyki, i to połączone ze spontanicznym spożywaniem produktów firmy Niechluj&Co). Odpłynął bowiem w stronę tajemniczego lądu, Valisandrii, o którym wielu słyszało jedynie z legend, a bardzo nielicznym udawało się stamtąd powrócić.

Z pewnością nie taki los był pisany naszemu bohaterowi. Jego ojciec był bowiem zbyt potężnym magiem, by nie obdarzyć swego syna choć częścią dawnej mocy. Ale Kethrax i tak wpłynął w sam środek sztormu i by nie utonąć, był zmuszony wyrzucić kamienie, które zabrał ze sobą, a które bardzo kochał. Cóż, taki los. Baba z wozu - koniom lżej, łódka skacząc dzielnie po grzbietach fal dopłynęła do brzegu. Nie był to jednak legendarny ląd Valisandrii, ale Bardziej Legendarna Wysepka, Której Jeszcze Nikt Tak Naprawdę Nie Widział. Oczywiście Kethrax, jako że nie rozmawiał z ludźmi, nic o niej nie wiedział, więc zabrał swój sztylet i ruszył szukać jakiegoś łatwego łupu. Jedyną rzeczą, jaką znalazł, była jego własna łódź - uznał, że ktoś musiał ją przestawić. Ha - więc to była boska interwencja!- wszak trzeba sporo siły, by taką łódź przestawić.

Pogrążony w niebywale błyskotliwych i niejednokrotnie odkrywczych myślach Kethrax zagłębił się w to, co zdążył już nazwać lasem, a co było, bądź co bądź, kupą krzaków rosnącą nieopodaaaaaaaa... *BUM*.

Kiedy ilość gwiazdek w polu widzenia zmalała do akceptowalnej wartości, oczom Kethraxa ukazała się ciemność, rozświetlana jedynie słabymi promieniami słońca wpadającymi przez... dziurę, przez którą się właśnie tam dostał. Nie była to radosna perspektywa... dookoła zauważył kilka szkieletów (tak naprawdę leżały tam tylko dla efektu). Pokiwał głową, zbadał ściany, powiedział "Sezamie, otwórz się", ale nic nie przyniosło efektu.

Tego było już za wiele dla tak prostego człowieka. Usiadł, zrezygnowany, na zimnych kamiennych blokach, i pogrążył się w myślach.

Doskonale pamiętał dzień, kiedy zginął jego ojciec. To była głupia śmierć... dlaczego on na nią pozwolił? Mógłby uratować ojca, a stał i patrzył... być może dlatego, że był tak przesiąknięty złem... W gruncie rzeczy nie była to wielka strata - to, co pożarło jego ojca, szybko samo zdechło - nie ma to jak wyjątkowo bolesna i jednocześnie efektowna zemsta zza grobu. W każdym razie, Kethraxowi dwa tygodnie zajęło przeczesywanie rozrzuconych w promieniu kilkuset metrów parujących, ohydnych flaków piekielnej kreatury w poszukiwaniu resztek ekwipunku ojca. Znalazł wówczas jedynie dziwny sztylet, w którym zebrała się, jak przypuszczał, cała moc maga. W zasadzie nie trzeba było mieć żadnej wiedzy o nekromancji, a jedynie oczy, by zauważyć, że broń lśniła czarnym blaskiem, który przelewał się na każdego trafionego zdradliwym ostrzem...

Tymczasem jednak zaczynało się ściemniać, i w i tak zimnym i obcym pomieszczeniu zaczynał panować zdradliwy mrok. Kethrax ułożył się wygodnie na kamieniach (przywykł do takich "luksusów") i próbował zasnąć. Kiedy było już zupełnie ciemno, a on wciąż nie mógł spać, nagle coś zwróciło jego uwagę: w ostrzu leżącego na ziemi sztyletu wyraźnie coś się odbijało... mimo że było ciemno.

Po dziesięciu minutach gorączkowego kombinowania Kethrax zdołał ustalić, że za jedną ze ścian widać wyraźne błyski światła, ale jej opukiwanie czy podważanie kamiennych bloków nie przyniosło żadnego rezultatu.

Miał już dosyć.

- No toż k**wa mać!

Ściana cicho zgrzytnęła, po czym rozsypała w drobniutki piasek. A za ścianą...

- Motyla noga!

Takich ilości złota nie widział jeszcze żaden śmiertelnik. Ale i tak było ono niczym w porównaniu z niezwykle przyciągającym, lśniącym amuletem, który spoczywał na wysokim, wysmukłym piedestale. Kethrax chwycił go i radośnie skacząc założył na szyję. Nikt rozsądny by tego nie zrobił, i słusznie - Kethrax w błysku energii znalazł się z powrotem na górze, a złoto - rzecz jasna - pozostało spokojnie na dole (niektóre legendy podają, jakoby śmiało się z niego z tego powodu). Ale jego nigdy nie pociągały materialne bogactwa, a jedynie czysta Moc - więc spojrzał po raz ostatni do czarnej dziury ziejącej z ziemi i wskoczył do łodzi, po czym postawił żagle (a raczej to, co z nich zostało po przygodzie ze sztormem) i ułożył się do snu na komfortowych deskach pokładu. Nie interesowało go, dokąd dopłynie: był po prostu szczęśliwy, że udało mu się wydostać z pułapki.

Sen, który miał tej nocy, pod względem kolorystyki przypominał *BARDZO* jesienny dzień, ale było tam coś jeszcze... Gdzieś na niebie świeciły trzy gwiazdy: jedna była biała jak lilia, druga miała niesamowity niebieski blask, ale trzecia...

Kethrax zbudził się zlany zimnym potem. Przez chwilę nie ruszał się w ogóle, a potem powoli uniósł głowę nad poziom burty. Krajobraz zmienił się zupełnie: morze było spokojne, a zupełnie niedaleko ujrzał...

-Ląd! Ląd! Jestem uratowany!

Rzeczywiście, ląd był niedaleko. Nawet bardzo niedaleko. Dziób zachrobotał o nabrzeże i po chwili Kethrax był na brzegu, wraz z tym, co zostało z jego ekwipunku. Zarzucił worek na plecy i ruszył w stronę miasta, majaczącego na wzgórzu.
| uwolniony |
Cosmathy
 
Wiadomości: 189
Dołączył(a): Śr cze 11, 2003 1:16 pm

Wiadomośćprzez Morfoth » Śr paź 08, 2003 7:45 pm

Zajebiście zajebisto zajebiste!
Jak na razie debeściak, faworty, fulwypaszyn.
Pisz, inni mogą nie pisać, ale Ciebie zmuszam!
2B || !2B
Emblemat użytkownika
Morfoth
 
Wiadomości: 239
Dołączył(a): Cz mar 28, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Trzeci karton na lewo.

Wiadomośćprzez Sawantra » Śr paź 08, 2003 8:02 pm

Super opowiadanko wielkie brawa dla BIG talentu :applause: :grin:
Niech Lam ma Thaila w swojej opiece :)
Emblemat użytkownika
Sawantra
 
Wiadomości: 92
Dołączył(a): N maja 11, 2003 5:10 pm
Lokalizacja: Skarżysko-Kam

Wiadomośćprzez Val » Cz paź 09, 2003 5:36 am

Niechujowe. Ale i tak uważam, że gdyby Grum zaczął pisać, to by były najlepsze opowiadanka w historii LACa.
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

Wiadomośćprzez Cosmathy » Cz paź 09, 2003 8:21 am

Hmm, kim jest ten legendarny Grum? :)
| uwolniony |
Cosmathy
 
Wiadomości: 189
Dołączył(a): Śr cze 11, 2003 1:16 pm

Wiadomośćprzez Gerino » Cz paź 09, 2003 3:04 pm

A widzisz, to ktoś kto prawdopodobnie jest równie chory jak ja czy valdrab.
“Though I walk through the valley of the shadow of death, I will fear no evil,” yeah, because I’m the wickedest sonofabitch you’re gonna find down here.
Emblemat użytkownika
Gerino
 
Wiadomości: 2179
Dołączył(a): Wt wrz 24, 2002 6:23 pm


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości

cron