Widze że sporo ludzi pisze z Laca świetne opowiadania więc i ja chciała bym sprawdzić jak moje opowaiadania podobają się innym :)
Część dalsza jeżeli wam się spodoba TA zostanie dopisana w najblizszym czasie.
Zagubiona
Kraina, w której się znalazłam, była ogrodem. Miała bujną roślinność... ale nie były to takie zwykłe rośliny... przerażały swoim wyglądem. Wszystko, co widziały lub czuły, atakowały... bezlitośnie zabijając, jeśli ofiara nie miała dość sił. Byłam w tym zakazanym miejscu już dwa lata, nie mogąc znaleźć drogi do domu. Przechadzając się wzdłuż drogi, musiałam pilnować, czy czar jest stabilny, czy nie jestem widzialna. Ruch krzaków - ogarnia mnie strach - pot spływa po mym czole. Krzyk. Odskoczyłam gwałtownie do tyłu, uderzyłam w drzewo, moje oczy bacznie obserwowały miejsce, z którego dobiega hałas. Roztoczyłam wokół siebie ochronną aurę, odważyłam się i poszłam w stronę przeraźliwych krzyków. Na drodze widniały ślady krwi, myślałam o śmierci jakiegoś stworzenia, obawiałam się, że zginęło z rąk tych krwiożerczych roślin... Zza krzaków wyskoczyła postać ubrana w czarny płaszcz, upadła na ziemię wydając z siebie piskliwe dźwięki... Powoli do niej podeszłam, przyjrzałam mu się... to był elf o bardzo bladej cerze, jego twarz pełna była cierpienia...
- Kim jesteś? - mówiłam ze strachem w głosie
Zimna atmosfera wokół nas powodowała, że z naszych ust wydobywała się para.
- Odpowiesz czy nie?! - mój głos drżał, robiło mi się zimno.
Chłopak z trudem podniósł się z ziemi, po chwili opadając. Ujrzałam wielką plamę krwi na jego ubraniu.
- Po co ci to nie widzisz że umieram - odrzekł nieprzyjemnym głosem.
Patrzył na mnie szarymi oczami, wydawało się, są stare, a ciało młode - - na jego ustach co chwilę widniał przesmyk cierpienia. Pochyliłam się nad nim i uśpiłam z pomocą magii. Był zupełnie bezbronny, nie mógł uciekać. Zaniosłam go do chaty, w której mieszkałam. Miała dach podziurawiony niczym sito, a ściany, gdy wiał wiatr, kołysały się na wszystkie strony. Położyłam go na łóżku sprawdziłam czy żyje - - serce bije - - wiedziałam, że będzie mnie to kosztować ogromny wysiłek. Złożyłam ręce w magicznym geście i zaczęłam skupiać resztki dobrej energii, która niegdyś wypełniała to miejsce. Po wielu porażkach udało mi się - chłopak zaczął przybierać kolorów. Wczesnym rankiem położyłam się spać na wiklinowym krześle. Myślałam... czy zrobiłam dobrze?, czy nie był to jakiś morderca ścigany przez swoich wrogów?... Gdy się obudziłam, chłopaka nie było w łóżku. Nie chciałam go szukać, ale coś mi mówiło, że muszę. Idąc w głąb ogrodu, usłyszałam przeraźliwe dźwięki dochodzące z polany. Uleciałam parę metrów nad ziemię i ujrzałam obraz człowieka walczącego z kilkoma roślinami, ale nie radził on sobie, był bardzo wyczerpany i jedynie parował ciosy silnych gałęzi. Grube pnącze chwyciło go i zaczęło uderzać o ziemię. Ku mojemu zdziwieniu chłopak oswobodził się. Wylądowałam lekko za jego plecami.
- Czemu uciekłeś głupcze?!! - krzyknęłam, byłam wściekła.
- Co ci do tego?! - zasyczał.
Gałąź walnęła go, wyrzucając do góry. Rozpostarłam ręce i skupiłam czystą Moc - - wszystkie krzaki zapłonęły magicznym ogniem. Chłopak leżał na ziemi, ale żył.
- Uff, mało brakowało - uśmiechnęłam się.
- Dziękuję - również uśmiechnął się do mnie.
Nagle straciłam przytomność, nie wiedziała, że chłopak skoczył na ziemię, łapiąc mnie w ramiona. Resztką sił powiedziałam - Przepraszam, ale jestem wyczerpana - i ogród odpłynął.
Obudziłam się w swoim łóżku. Chłopak siedział przy stole, bawiąc się znalezionym przeze mnie sztyletem. Nie miał już na sobie długiego płaszcza, był ubrany w długą, czarną, aksamitną szatę, na której srebrną nicią wyszywane były magiczne runy. Wstałam i podeszłam do stołu, usiadłam na drugim krześle... nasze oczy spotkały się.
- Czujesz się lepiej, przyjaciółko - mówiąc uśmiechał się serdecznie.
- Tak. Nieźle oberwałeś, prawda? - ziewnęłam.
- Żyję dzięki Tobie - nasze ręce spotkały się. Miał ciepłe dłonie, a jeszcze gorętszy uśmiech.
- Jak masz na imię? - cofnęłam się z krzesełkiem trochę do tyłu.
- Mam na imię Aron - uśmiechnął się - jestem magiem, jak zdążyłaś zauważyć.
Mój uśmiech znikł.
- Jak się tu znalazłeś? - wstałam i podeszłam do drzwi, otwierając je zaczęłam spoglądać w głąb zakazanej puszczy.
- Zostałem wygnany - jego uśmiech również znikł. Położył nogi na stole, ale szybko je zdjął.
- Przepraszam Cię za to - uśmiechnął się głupkowato - mieszkałem w Wieży Czarów, zostałem wygnany z powodu poznania zakazanej magii. Moi dawni przyjaciele zaczęli mnie ścigać wraz z mistrzem. Musiałem gdzieś się skryć, uciekałem przed nimi i przez to znalazłem się tutaj. I to by było na tyle - posmutniał - ale dzięki Tobie żyję, a Twoje imię to...? - jego oczy nabrały blasku.
- Sawantra.
Za błedy przepraszam :) i mile widziane są wasze wypowiedzi.
Sawantra :)