Moje wypociny...

Opowiadania o historiach dziejących się w świecie Laca.

Moderatorzy: Thail, łowcy trolli

Moje wypociny...

Wiadomośćprzez Astera » N gru 21, 2003 11:07 pm

1

Mrok pełza ulicami
liże ściany
wgryza się w drzwi.

Dariusz Brzostek

Księżyc świecił trupim blaskiem. Jego światło bezskutecznie próbowało przebić się przez zaległą dookoła mgłę. Samotna postać niespokojnie rozglądała się wokoło.
Głód, krew, KREW!
Ten głód nie dawał jej spokoju. Wkręcał się w mózg, przewiercał go na wylot. Głowę przeszywał ogromny ból, skronie nieustannie pulsowały. Postać szczelniej owinęła się peleryną.
Nie, już nie mogę...
Lekko wzbiła się w powietrze. Mgłą rozrzedziła się, a jej oczom ukazała się małą chata. Lecz ona już nic nie widziała. Widziała tylko krew.

Obudziło ją uczucie palącego bólu, bólu w całym ciele. Chłodne powietrze z powrotem przywróciło jej zmysły. Oślepiający blask porannego słońca raził ją, lecz uczucie zniewalającego głodu minęło. Zakryła twarz płaszczem, ciemne, długie włosy zamigotały pod kapturem. Po omacku, czołgając się po ziemi,znalazła upragniony cień. Zemdlona upadła, opierając plecy o pień rozłożystego drzewa.

Poczuła, że jej ciało unosi się powoli do góry. Dzwonienie w uszach ustało, mięśnie rozluźniły się. Czyjaś zimna dłoń delikatnie gładziła jej twarz. Zdziwiona uniosła powieki. Niewyraźna sylwetka mignęła jej przed oczami. Znajoma sylwetka? Ale przecież znowu jest ciemno, a ona leży pod drzewem, wygięty w dzikiej pozie kręgosłup boli... Ile już tu leży? Dzień, dwa, lepiej nie myśleć... Co się w ogóle działo? Znała odpowiedź...

* * *

Na środku sali znajdował się ogromny, kamienny ołtarz. Zaschnięta krew przy blasku pochodni wyglądała niczym połyskujące rubiny. Światło przelewało się przez nią, płomienie tańczące na wietrze igrały na lśniącej
powierzchni. Cienie na ścianie niepokojąco zbliżały się i oddalały.
Nagle powietrze zaczęło wibrować. Gwałtowny powiew zgasił wszystkie pochodnie, lecz nikomu w komnacie to nie przeszkadzało. Ich oczy kochały mrok, pragnęły go, garnęły się do niego niczym ćmy do światła. Światła. Światła sprawiającego cierpienie, wypalającego tkanki, znienawidzonego światła. Jak ona kiedyś je uwielbiała. Ona, dziecko nocy. W świetle wszystko było takie oczywiste, takie łatwe i proste, lecz przy tym jak złudne... Czyż może się ono równać z ciemnością? Ciemnością, w której wszystkie zmysły pracują równomiernie? Ciągła czujność, brak złudzeń, jak to wszystko wyostrzało wzrok, słuch, węch, dotyk... Na początku nie mogła się przyzwyczaić do mroku. Mimo cierpienia wystawiała się w południe na pastwę okrutnego słońca, mając nadzieję, że ten obłęd kiedyś się skończy.
Nigdy, nigdy nie zaginą, tak samo jak odraza do ofiary, jaką trzeba było złożyć, w zamian za wszystkie dary, jakie przynosiło życie wampira. Czy do końca świata prześladować ją będzie powracający w snach trzask łamanych kości, smak krwi, płynącej wartkim strumieniem z szyi bezbronnej istoty? Widok pulsującego jeszcze serca, łapczywie wyrwanego z piersi? Śmiech wydobywający się z obficie skropionych tą życiodajną substancją krtani, zagłuszający krzyki ofiar, lecz taki... taki nie jej... Tylko skąd w koszmarach jakieś odległe wspomnienia, skąd inne uczucia, uśmierzające cierpienie? To one pogrążają jeszcze bardziej... Tęsknota do tego, co już nigdy nie będzie nam dane. Do współczucia, troski, delikatności, przywiązania... Gdzie marzenia, plany na przyszłość, dom, rodzina, miłość? Tego wszystkiego trzeba było się wyzbyć. Tylko czy to nie zbyt wygórowana cena?

* * *


2

Pójdźcie tu, przyjaciele, wytoczcie beczkę piwa
Za dzień dzisiejszy pijmy, niech każdy pożywa
Niech na półmiskach waszych mięsiwa wzrośnie stos
A jadło i napitek rozchmurzą smętny los
Po brzegi kufle napełnimy
Bo ważne to jest, ze żyjemy
Gdy przyjdzie śmierć, ni króla już, ni dziewki zdrowia nie wzniesiemy!

Howard Phillips Lovecraft

Wysoki mężczyzna rozsiadł się wygodnie. Unoszący się wszędzie dym drażnił go. Tłok, duchota. Odbijający się od ścian karczmy gwar rozmów zagłuszał suchy kaszel.
- Cholera.- zacharczał, spluwając na podłogę. Siedzący przy stole obok krasnolud wybuchną pijackim śmiechem. Długobrody gnom biegał z wielka tacą po całym pomieszczeniu, z trudem obsługując tłumy klientów.
Nagle wszystko ucichło. Nikt ze zgromadzonych nie potrafił wykrtusić z siebie ani słowa. Kufle na ławkach zaczęły niepokojąco drżeć, pieniące się piwo kapało na podłogę. Człowiek momentalnie zerwał się na nogi. Czuł TO. Jakaś wielka siła zbliżała się. Ogromna, nieznana moc. Jego twarz wykrzywiła się w potwornym grymasie, ciało przeszył spazmatyczny dreszcz. Bezwolny zwalił się na podłogę. I wtedy wszystko ustało. Nad trupem zebrał się ciasny krąg gapiów, lecz nikt nie odważył się go dotknąć. Karczmarz błagalnym wzrokiem przebiegł po sali. Nikt. Tłum rozrzedził się, w gospodzie zrobiło się pusto.

* * *

Światło wdarło się do korytarza, rozświetlając go gwałtownie. Zza węgła wynurzyła się kobieta. Włożyła pochodnie w metalowy uchwyt w ścianie i niezauważona weszła do głównej jaskini. Ork nawet nie zdążył krzyknąć. Jej kły wślizgnęły się w niczym nie osłoniętą szyje i od razu wyczuły tętnicę. Szybko odwróciła ciało na plecy i odczepiła ciężki, metalowy klucz od skórzanego paska. Ironiczny uśmiech przebiegł przez jej twarz, po czym na nowo powróciła maska zobojętnienia. Wrzuciła klucz do skórzanej torby, po czym ostrożnie wyjęła mały flakonik. Jednym łykiem wypiła całą zawartość. Jej kontury powoli zaczęły się rozmywać, a po chwili w miejscy, gdzie stała, pozostała tylko pusta buteleczka.

* * *

- Co? Kolejny trup? - na twarzy Slaanesha malował się gniew. - Kto tym razem?
- Jakiś mężczyzna. Nie, nie z Familiae. - odpowiedział drugi wampir. - Nie rozumiem motywów zabójcy. Na razie działał dość sensownie, ale to... to jest bez sensu!
- I znowu żadnych obrażeń? Zabraliście ciało? - książę wampirów usiadł na kamiennej ławie.
- Oczywiście. Karczmarz był tak przerażony, że nawet nie zdążył zawołać strażników. Nikt nic nie wie. Człowiek jak pozostali nie ma śladów uderzeń ani cięć, nie stwierdziliśmy też wpływu żadnej trucizny. - Tharr rozłożył ręce w geście bezradności.
- No to teraz możemy już tylko czekać.

* * *

3

Śpi droga moja. Ach, jej spanie,
Co trwa, wieczystym niech się stanie!
Niech sen jej zawsze będzie taki,
Niech cicho pełzną w niej robaki!
Daleko, w ciemnym, starym lesie,
Niech świat jej grób wysoki wzniesie,
Grób, co już nieraz czarne swoje
Zamykał drzwi żelaznych dwoje,
Z tryumfem kryjąc w swe żałoby
Rodzinnych herbów jej ozdoby.

Edgar Allan Poe

Promienie światła wpadające przez okna rozlewały się po podłodze. Na ziemi leżała czwórka ludzi, mężczyzna, kobieta i dwójka dzieci. Poszarpane szyje mówiły same na siebie, krew nie zdążyła jeszcze zaschnąć.
Siedziała skulona w kącie wpatrując się w swoje ofiary. Chłopi - nikt ważny. Takich jak oni są na świecie tysiące. Miliony. Tylko oni też mieli swoje życie, marzenia, uczucia, a ona to wszystko przerwała. Wszystko. Przecież nie chciała... Dlaczego tak musi być?
Dlaczego żałowała tego, co zrobiła? Ona, stworzona tylko do zabijania... Widząc bezbronne, żywe stworzenie, nie mogła opanować swojego głodu. Tak, tego wielkiego głodu, którego doświadczają ciągle wszystkie wampiry. To nie powinno przejmować ją grozą.
Mówili, że w końcu się przyzwyczai.

Obudziła się cała zlana potem. Nawet wśród przyjaciół nie mogła spać spokojnie. W całym pomieszczeniu słychać było chrapanie Khrella. Sirith nerwowo odwróciła się na drugi bok. Był jeszcze dzień...

* * *

Musiała pierwsza go dostać. Miał się tu gdzieś kręcić, a przeszła już większość sal i nic... Chyba... chyba, że zabójca był pierwszy. Wszechobecna cisza nie wróżyła nic dobrego. Każde potknięcie, każdy poruszony kamień rozbrzmiewał przeraźliwym echem. Wszędzie pusto, gdzieniegdzie tylko rozkładające się, gnijące już szczątki.
Śmiech. Szaleńczy śmiech niósł się w jaskini. Spóźniła się. Zawiodła. Znowu. Ten śmiech, ona skądś go znała. Jak w amoku zaczęła iść naprzód.

* * *

Slaanesh nerwowo stukał w oparcie. Już dwie godziny. Coś musiało pójść nie tak.

* * *

Monotonne stukanie doprowadzało ją do pasji. Kap, kap, kap, woda leniwie uderzała o skałę. Kap, kap, kap, przez dziesiątki lat nieustannie drążyła kamień, nadając jaskini fantastyczne kształty. Wielkie stalaktyty zwieszały się z sufitu, jarząc się błękitną, słabą poświatą.
Nic nie widziała. Czuła, jakby ktoś obwiązał jej oczy ciasną opaską, nie pozwalającą nawet na opuszczenie zmęczonych powiek. Przejechała dłonią po pobliskiej ścianie. Pod palcami było coś miękkiego, jakby ogromny, zimny jaskiniowy grzyb, porastający cały kompleks. Odruchowo wbiła miecz. Na jej twarz trysnęła fontanna krwi. Była gorzka, wręcz nienaturalna. Wolną rękę skierowała w dół, ku podłodze, natrafiając na metalowe ostrze. Z rozciętego kciuka wypłynęła ciemna kropla, prawie czarna. Znalazła go.
Po kilku godzinach ślepota minęła. Zaczęła dostrzegać niewyraźne kontury leżących obok przedmiotów. Riker leżał oparty o ścianę, z zastygniętą w panicznym strachu twarzą. Znała ten grymas. Był identyczny
u wszystkich poprzednich ofiar. Na jego odsłoniętym ramieniu zakrzepła strużka krwi. Podniosła klingę i jeszcze raz przebiła nią bok trupa, przybliżając usta. Krew wróciła do normy, chociaż czuło się, że trup leży już jakiś czas. Oprócz dwóch ran nie było widać żadnych innych skaleczeń. Na ziemi leżało coś błyszczącego. Silnie wyczuwalna czerwona aura przyciągała jej rękę. Mały, okrągły kamień. Delikatnie wzięła go i wsunęła w obszerną kieszeń płaszcza.
Podniosła głowę i po raz kolejny popatrzyła na jego twarz. Zdecydowanie wystarczyło jej dzisiaj wrażeń. Schyliła się i zwymiotowała w kąt.
W jaskini nie sposób było rozpoznać, jaka jest teraz pora dnia. Wolała nie ryzykować. Podniosła do góry wskazujący palec i zakreślił w powietrzu półkole. Wszystko zaczęło migotać, refleksy odbijały się w podziemnych jeziorkach, aż tuż obok niej zawisł ogromny krąg światła. Chwiejnym krokiem przeszła na drugą stronę.


4

Wierzchołkami płyną szare chmury bez końca wciąż na zachód,
spływając na kształt katarakty po ognistej horyzontu ścianie.
Noc była i deszcz padał, a krople jego póki spływały wyglądały jak krople wody,
dopiero, gdy na ziemie upadły widać było ze to krew.

Edgar Allan Poe

Cierpienie i upokorzenie. To zawsze nachodziło ją, gdy myślała o swoim życiu. Jakimi teoretycznie błahymi rzeczami można było zranić innego człowieka... Egoistyczne podejście, tak właściwe rodzajowi ludzkiemu, przez niektórych w ogóle nie hamowane, bolało najbardziej. W takich sytuacjach czuła się jak zwykła szmata.
Zawsze była sama. Wszystkie bliskie osoby oddalały się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu nie został nikt. Może to wszystko przez nią? Może ma w sobie coś takiego, że nawet w gronie przyjaciół czuje się obca? Inna?
Przyjaciół? Miała ich wielu, przynajmniej zawsze tak jej się wydawało, a jak przyszło, co, do czego, nie mogła na nikogo liczyć. Nawet na siebie.
Nie chodziło nawet o jej ciało, tak odmienne od zwykłego człowieka, zwierzęce pragnienia, głód, czy nienawiść rasową, lecz o dusze. Czy ona w ogóle miała duszę? Musiała. Inaczej nie zastanawiałaby się teraz nad tym, tylko zaspokajała swoje nieludzkie żądze, pozbawiając życia kolejne istoty. A zresztą, kogo to obchodziło...

* * *

Z hukiem upadła na kamienną posadzkę. Wstała, rozcierając obolałą od uderzenia rękę i spróbowała utrzymać się na nogach. Świat wirował coraz szybciej... Ktoś wziął ją za ramię i pomógł usiąść. Czuła wszystkie mięśnie i ścięgna w całym ciele. Z trudem odwróciła szyję i zobaczyła stojącego Slaanesha.
Nie miał zamiaru pokazać, jak bardzo się cieszy, że już wróciła. Obojętna i skupiona maska na jego twarzy znakomicie odgrywała swoją rolę, ani uśmiech, ani inny grymas nie zaigrał ani na chwile. Przez te wszystkie lata nauczył się nie okazywać zbędnych uczuć.
- I co? - oczyma lustrował wiszący w powietrzu portal. Szybkim gestem ręką zamknął go od razu. Kto wie, co by było, gdyby morderca przedostał się tutaj? Wolał nie ryzykować. Nie chciał niepotrzebnie narażać młodych wampirów.
- Znalazłam go, ale.. spóźniłam się. - zakryła twarz dłońmi. -Zawiodłam, było już za późno.
- Spokojnie. - położył rękę na jej ramieniu. - Opowiedz wszystko dokładnie.
- Leżał martwy w jaskini, oparty o ścianę. Jego krew... ona nie była normalna. Była jakby gorzka. - jej twarz znowu zrobiła się zielona. - Ale tylko chwilę po śmierci. Potem wróciła do normy.
On też przejął się śmiercią kolejnego kandydata. Riker był dobrym, silnym i odważnym wojownikiem... Ale teraz nie można rozczulać się nad przeszłością.
- Aaa, znalazłam przy nim to. -wyjęła dziwny kamień i podała go księciu. Obejrzał go dokładnie i powoli.
- Nie widzę w tym nic szczególnego. Ot, zwykły kryształ górski. Ale wolę, żeby sprawdził go jeszcze Tharr.- powiedział Slaanesh, po czym zniknął.
Zmęczona zasnęła, rozkładając się wygodnie, jeśli można nazwać wygodną kamienną ławę. Ale teraz było jej to obojętne.


5

Impia torturum longas hic turba furores
Sanguinis innocui, non satiata, aluit.
(…) fracto nunc funeris antro
moris ubi dira fuit vita salusque atent.
(łać.Bezlitosny tłum katów niesyty krwi
dokonywał tu nie kończących się szaleńczych czynów.
(...) po wyłamaniu grobowej jaskini
tam, gdzie panowała śmierć jest miejsce na życie i zbawienie)

Napis na bramie planowanej na miejscu
Klubu Jakobinów hali targowej w Paryżu.

Rozległ się syk, a pomieszczenie wypełniło się zapachem spalonego mięsa.
- Astera mówiła, że poczuła wyraźnie czerwona aurę? - zapytał Tharr, oglądając oparzona rękę. Bąble i zaczerwienienia znikały w oczach, a po chwili zamieniły się tylko w słabo widoczne blizny.
- Oczywiście. - książę wziął kamień do ręki.
- Przecież teraz na pewno emanuje białą. Inaczej nie mógłbyś go trzymać. I nie zrobiłby tego. - rozprostował dłoń i wyjął z sakwy różdżkę. Wymówił kilka cichych słów, po czym skupił całą swoja wolę na wrzecionowatym klejnocie. Nie reagował. Kolejne próby tez spełzły na niczym. - Powiedz jej, żeby zrobiła to, o czym mówiliśmy. Jeśli kryształ uniesie się, nasze przypuszczenia będą słuszne. Poza tym, jest z nią już lepiej?
- Tak, po kilku dniach odpoczynku jest już w pełni sił. Jutro wraz z Sirith wyruszają na poszukiwania kolejnej osoby na naszej liście. Swoją droga, robi się ona coraz krótsza. - Slaanesh skrzywił się.
Ojciec Ad Luna wyszczerzył kły w ironicznym uśmiechu. - To zadanie w pełni do nich pasuje. Obie nie są specjalnie rozmowne, chyba, ze trochę wypiją, a za tym wybitnie przepadają.- śmiech zamienił się w rozrywający charkot.

* * *

Kamień w zaciśniętej pieści zdawał się lekko pulsować, a przez palce prześwitywały nikłe, blade promienie. Odczekawszy jeszcze kilka sekund otworzyła dłoń. Kryształ powoli uniósł się w powietrze i zawisł mniej więcej na poziomie jej gilowy, po czym zaczął wirować coraz szybciej i szybciej wokół głowy. Poczuła się jakby silniej... jak nigdy w życiu.

* * *

Ominęły zawalony strop. Śliskie, gładkie ściany nie dawały palcom żadnego oparcia. Na podłodze pomimo brudu i pleśni zaległej między szczelinami, dało się dostrzec inskrypcje na posadzce. Przedziwne, lekko wyblakłe, nadgryzione przez ząb czasu wzory stanowczo odcinały się od szarego kamienia. Iluzoryczne kręgi schodziły się w jednym punkcie, na środku komnaty. Tam znajdował się masywny, granitowy podest, zwieńczony misternie wykonaną konstrukcją. Podeszła bliżej, a Sirith bezszelestnie przeszukiwała pobliskie gruzowiska i korytarze. Środek postumentu zdobiły runiczne cyfry, a pomiędzy nimi wyrastał ogromny, słoneczny zegar. Słoneczny zegar w podziemiach? Coś się nie zgadzało.
Nagle usłyszała stłumiony krzyk. Obróciła głowę, a jej oczom ukazał się zaskakujący obraz. Kilkanaście bezcielesnych rąk otaczało zdezorientowana wampirzycę. Po chwili upiory widać było już w pełnej okazałości. Sirith kręciła młynki krótkim mieczem, lecz zjawy nawet nie zareagowały.

* * *

Prosze o komentarze i słuszną, uzasadnioną krytykę.
Ostatnio edytowano So gru 27, 2003 7:31 pm przez Astera, łącznie edytowano 2 razy
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm

Wiadomośćprzez Riker » N gru 21, 2003 11:42 pm

Mój komentarz jest taki: niezłe opowiadanie (reszty jeszcze nie czytałem, więc nie mam punktu odniesienia :P), a co do uzasadnienia to ma ono (opowiadanie) to coś, co kazało mi je przeczytać do końca. Jednak uważam, że opowiadanie nie jest skończone (ktoś musi mnie pomścić :)) i czekam na dokończenie już bez tchu, ani nawet jakiegokolwiek bicia serca :)
Emblemat użytkownika
Riker
 
Wiadomości: 1
Dołączył(a): N gru 21, 2003 11:33 pm
Lokalizacja: Solec Kujawski

Wiadomośćprzez Thail » Pn gru 22, 2003 12:57 am

Hehehe ja już je wcześniej czytałem i wiem, że te opowiadanka są bardzo dobre i zachęcam do dalszego pisania.
Thail.
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Dalszy ciąg..

Wiadomośćprzez Astera » Pn gru 22, 2003 12:58 pm

Oczywiście, że nie jest skończone. Najpóżniej jutro - jeśli będę miała czas przepisać - pojawi się dalszy ciąg. Dziękuję za komentarze - narazie tylko dwa - i licze na więcej :)
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm

Wiadomośćprzez Sawantra » Pn gru 22, 2003 6:16 pm

Ja też ;) jeszcze wcześniej niż mój brat i zostaje przy jego ocenie :)
Niech Lam ma Thaila w swojej opiece :)
Emblemat użytkownika
Sawantra
 
Wiadomości: 92
Dołączył(a): N maja 11, 2003 5:10 pm
Lokalizacja: Skarżysko-Kam

Wiadomośćprzez Cosmathy » Wt gru 23, 2003 5:07 pm

Mnie się bardzo podoba, ale mam jedno zastrzeżenie: jeśli ktoś jest w stanie, niech zmieni tytuł na coś bardziej adekwatnego, niż "Moje wypociny". Nie, Astera, nie dam Ci spokoju. Wymyśl jakiś tytuł :P

Kerrigan, bojownik o wolność dostępu do Forum ;)
Cosmathy
 
Wiadomości: 189
Dołączył(a): Śr cze 11, 2003 1:16 pm

CDN

Wiadomośćprzez Astera » Wt gru 23, 2003 7:29 pm

Czuła jego oddech na swojej szyi. Zęby wbiły się w kark, a jej ciało przeszedł dreszcz. Wyciągnęła mały sztylet delikatnie nacięła ramię wampira i powoli zanurzyła w ranie koniec języka. Kto raz spróbowawszy tego życiodajnego płynu nie zapragnął zrobić tego jeszcze raz? Poczuć ogromna, przeszywającą siłę...
Przyssała się ustami do nacięcia, jednocześnie wyczuwając, jak on nieustannie pije jej krew, pulsujący ryt, wprowadził oboje w dziki, nieokiełznany trans. Wszystkie wspomnienia kłębiły się w głowach, już sama, czy to były jej własne myśli.

Zawsze w duchu wyśmiewał jej praworządne podejście, nieustanne wyrzuty sumienia, ale przecież czasem nachodziły tez jego. Czy nie krzywił się na widok wyssanych do ostatniej kropli trupów? Zazwyczaj nie. Był wtedy tak upojony własnym zwycięstwem, tym, że kolejna ofiara stała się - często bez walki - sycącym posiłkiem. Ale były też takie chwile, gdy drżał po nazbyt intensywnych obrazach i uczuciach, które nachodziły go w czasie tej - jak mawiają ludzie - barbarzyńskiej i ohydnej zbrodni. I choć niedługo po tym współczucie zamieniało się w pogardę, a w dawno zamilkłym sercu kołatała - i zawsze będzie kołatać - resztka dawnych, ludzkich uczuć.

* * *

Kerrigan i Khrell stali w cieniu jednej z okalających cały rynek kamienic. Czerwona cegła, z której były wykonane, chłonęła światło niczym ogromna pijawka zanurzona w kadzi z krwią. Duszne powietrze zapełniały kłęby dymu z dogorywającego na środku placu stosu. Tabuny ludzi, wyległych na ulice specjalnie na zbiorową egzekucję, przypominały stado bydła, stłoczonego w ciasnej zagrodzie, a strażnicy, przechadzający się spokojnym krokiem wokół stosów i szubienic, nie pozwalali mu podejść zbyt blisko. Tylko co jakiś czas jęcząca, stara kobieta, zbliżająca się ku jednym ze skazańców, brutalnie odepchnięta przez tych "obrońców spokoju" w stronę publiki, upadała ciężko na kamienny chodnik. Mimo to nie ustawała w swoich próbach. W końcu ktoś z rozbawionego tłumu, zgrabnie rzuciwszy kamień, zakończył jej marną egzystencję, wybuchający przy tym dzikim śmiechem. Skrzętnie ograbione z wszystkiego, co tylko można zwłoki zostały zaciągnięte w jedną
z bocznych ulic.


6

- Słyszałeś z pewnością o zwierzętach, które odgryzają sobie łapę,
kiedy wpadną w pułapkę? - powiedziała stara kobieta. - To właśnie typowo zwierzęca sztuczka,
gdyż człowiek zostanie w pułapce, zniesie ból i uda śmierć,
aby w odpowiedniej chwili zaatakować myśliwego (..).

Frank Herbert

Niematerialny szpon jak przez masło przeszedł przez srebrne naramienniki, skórzaną zbroję, aż do zimnego ciała. Nie drgnął ani jeden mięsień na jej twarzy, tylko lekkie przymglenie błyszczących oczu, strużka potu, spływająca po bladym czole i instynktownie zaciśnięta dłoń świadczyła o tym, że cios upiora trafił nader celnie. Przełamując drętwiejący ból jeszcze raz cięła na oślep w nacierające zjawy, po czym bezwładnie osunęła się na ziemię.
Kręgi, zegar, ściany, wszystko... wszystko wirowało. Czyżby potwory nie zauważyły jeszcze jej obecności? Astera z trwogą spojrzała na leżącą wampirzyce. Zaraz... przecież... Tak, zrozumiała! Ściany komnaty stanowiły ciąg gładkich luster, odbijających wszystkie przedmioty
w pomieszczeniu. Czemu nie wpadła na to wcześniej? Przyczyna była aż nazbyt oczywista. Ani ona, ani Sirith nie miała własnego odbicia. Rozejrzała się wokoło i dostrzegła, że ściany w miejscu, gdzie powinien się odbijać stojący na środku postument, są zrobione z zupełnie innego materiału - czarnego marmuru. Przyskoczyła do podestu, próbując obrócić kamienną wskazówkę. Cienie tańczyły na zegarze, aż w końcu rozległ się głuchy chrzęst. Marmur odsunął się, ukazując wąskie szpary. Zjawy, jakby na ten odgłos - panicznie błąkając się między szklanymi ścianami - zniknęły pod podłogą.
Z otworów wpadło do komnaty, niczym błyskawice, sile, słoneczne światło. Upadła na kolana wbijając paznokcie w zaciśnięte z bólu powieki.

* * *

Płomienie okalały twarz kolejnej kobiety. Ludzie wrzeszczeli i gwizdali, zagłuszając krzyki ofiary. Obok, na szubienicy, zawisło czterech brudnych, obszarpanych młodzieńców. Burmistrz stał z boku, zacierając pulchne ręce.
- Ciekawe, z którym z miejscowych radnych nie chciała pójść do łóżka? - z ironią wycedził przez zęby Khrell.
Kerrigan stał nieruchomy, wpatrując się w płonące, przywiązane do słupa ciało. Słyszał zamierające serce, jego uderzenia stawały się coraz słabsze, coraz wolniejsze... Aż w końcu ustały zupełnie, a zwęglone członki zmieszały się ze spalonym drewnem.

Zakuta w dyby postać niespokojnie rozglądała się, szukając możliwości ucieczki. Hobbit był już znudzony faktem, że stojący bliżej mieszczanie z pogardą obrzucają go obelgami, a po twarzy spływa mu ślina co odważniejszych. W zagłębieniu domu po drugiej stronie placu dostrzegł znajome sylwetki.

- To co, pomagamy temu gnojkowi? - członkowie Ad Luna uśmiechnęli się odruchowo.
- Nieźle sobie nagrabił. Co to za roztropność rzucać się w środku dnia ze sztyletem na miejskiego rajce! - stwierdził Khrell wyciągając z kieszeni pognieciony kawałek papieru. Mrucząc pod nosem przekleństwa wyszedł z cienia. Wyraźnie wyrecytował tekst, zakrywając całe miasto ciemnym całunem.

Kethrax tylko na to czekał. Bez trudu uwolnił jedną rękę, którą zręcznie wyjął wytrych. Zszokowani strażnicy dopiero po kilku godzinach zauważyli, że po nim, a także dziesiątkach innych "przestępców" nie ma śladu.

* * *

Hehehe. Kolejna część. A tytuł.... nie mam specjalnie pomysłu.
Ostatnio edytowano So gru 27, 2003 7:32 pm przez Astera, łącznie edytowano 1 raz
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm

Wiadomośćprzez Khrell » Śr gru 24, 2003 11:11 am

Ładne ładne :)
Khrell
 
Wiadomości: 474
Dołączył(a): Pt kwi 11, 2003 7:21 pm

Wiadomośćprzez Sirith » Pt gru 26, 2003 4:44 pm

Mrrrau, podoba mi się! Jedyne, co mi odrobinę przeszkadza, to literówki (połykasz literki) i chaos w doczepionej części. Cóż, jak przeczytam drugi raz, to może już nie będzie chaostyczne, ale na razie... Pisz dalej, pisz!
"Welcome to dying!"
"Ashes to ashes, dust to dust..."
Emblemat użytkownika
Sirith
 
Wiadomości: 158
Dołączył(a): So kwi 26, 2003 9:47 am
Lokalizacja: Gildia Złodziei w Leanderze

CDNCDN

Wiadomośćprzez Astera » So gru 27, 2003 7:38 pm

Komnata zatrzęsła się. Lustrzane ściany z brzękiem rozpadały się na drobne kawałeczki, a szklane odpryski leciały we wszystkie strony niczym miliony małych, ostrych igiełek. Ogromne, zardzewiałe zębatki zaczęły spokojny, rytmiczny taniec, szczeliny między malowidłami rozszerzały się, ziemia usunęła się jej spod nóg. Głuchy trzask. Krąg, na którym stała, unosił się do góry, napędzany starym, podziemnym mechanizmem, tak, jak wszystko dookoła obracając się coraz szybciej... i szybciej. Płasko przywarła do pędzącej platformy, poranionymi palcami uchwyciła krawędź wirującego dysku. Sufit zbliżał się niepokojąco szybko. Popatrzyła w dół - co gorsze; zostać zmiażdżonym, czy też wpaść w nieustannie pracujące, niezmordowane tryby, zostać wkręconym w zabójczy mechanizm? Dalej posuwała się w górę, aż część sufitu rozsunęła się. Dysk hamował, jedynie zaciśnięta na jego brzegu dłoń dotknęła kamienia. Trzask. Znowu głuchy trzask. Tylko tym razem to już nie zębaki.

* * *

Midgaard nocą tętnił życiem. Pijackie pieśni rozbrzmiewały głębokim echem, zgrabnie komponując się ze szczekaniem bezpańskich psów. Z okien
z pluskiem wiadrami wylewano nieczystości, pojedyncze sylwetki prześlizgiwały się między domami.
Diler Dawid stał oparty o ławkę. Mała, złota moneta - zapłata jakiegoś głupca za lichy towar - wzlatywała do góry i spadała z powrotem na otwartą dłoń. Dawid znudzony ziewnął, pieniążek upadł na ziemię. Schylił się po raz ostatni.
Kethrax starannie wyczyścił zęby z krwi i wypolerował je jasną szmatką, po czym złożył ją równo i schował do grawerowanego pudełeczka.
- Jak dobrze znowu być sobą. - stwierdził.

7

Ce grand malheur de ne pouvoir être seul.
( fr. Nie móc być tym samym to wielkie nieszczęście.)

La Bruyére

- Trafny wybór. - powiedział ciemnowłosy mężczyzna. Obrócił głowę. Druga część jego twarzy - rudowłosa kobieta - uśmiechnęła się. - To tylko szczęście.
Wampirzyca rozejrzała się. Na środku sali znajdował się tron, na którym siedziała - a raczej siedzieli - jej dawni znajomi. Te same gobeliny wisiały na ścianach, wytworne perskie dywany leżały na ziemi, tylko inni strażnicy stali na wyznaczonych posterunkach. Nic więcej się nie zmieniło.
Tym razem jego - a może jej - głowa wykonała pełny obrót.
- Witaj Astero. Jak miło znowu cię widzieć. - Avenra odgarnęła kruczoczarny kosmyk, opadający na zielone oko. Trudno było nie wyczuć ironii w jej głosie.
- Tak, niewątpliwie. zawsze zastanawiałam się, jak to jest mieć czworo oczu - każde inne, czworo niezależnych dusz - każdą inną, o innych aspektach nie będę wspominać. Przynajmniej nigdy nie jesteście samotni. - zmieniła ton. - Morderstwa; więc to wszystko ty, sss... - nie dokończyła. Nie mogła poruszyć ustami, głos otaczał ją zewsząd, nie było przed nim ucieczki.
- Zamilcz. - stanowczo powiedziała jedna z postaci. - Myślisz, że TEGO nie czujemy? Tak wielkiej mocy? Czy naprawdę sądzisz, że to my?! - już nie orientowała się, czy mówi to Varna, Avenra, Sith, czy Morfoth. Dźwięk zlewał się w jedno, zakradał się w najgłębsze miejsc w jej głowie.

* * *

Ogromne wieko pradawnego sarkofagu posunęło się o parę milimetrów. Grigart spróbował jeszcze raz...i wtedy poczuł JEGO obecność. TO bezszelestnie wypełzło z grobowca - niczym przeźroczysta mgła, niewyczuwalna żadnym zmysłem, ale wyraźnie emanująca energią - i owionęło całą postać nekromanty.


Taaa... kolejna część. I poprawiłam literówki (przynajmniej większość)
Ostatnio edytowano Wt gru 30, 2003 7:15 pm przez Astera, łącznie edytowano 1 raz
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm

Wiadomośćprzez Sawantra » N gru 28, 2003 1:29 pm

No następne EXSTRA opowiadanie napisane przez wampira(wampirzyce ;)
TAK dalej Astera czekam na dalszą część !!!





PS. Niedługo napisze może bardzo ciekawa rzecz :),ale to jeszcze potrwa :)
Niech Lam ma Thaila w swojej opiece :)
Emblemat użytkownika
Sawantra
 
Wiadomości: 92
Dołączył(a): N maja 11, 2003 5:10 pm
Lokalizacja: Skarżysko-Kam

Wiadomośćprzez Sirith » N gru 28, 2003 1:42 pm

Bo wampiry potrafią :lol:
"Welcome to dying!"
"Ashes to ashes, dust to dust..."
Emblemat użytkownika
Sirith
 
Wiadomości: 158
Dołączył(a): So kwi 26, 2003 9:47 am
Lokalizacja: Gildia Złodziei w Leanderze

CDNCDNCDN

Wiadomośćprzez Astera » Pn gru 29, 2003 3:05 pm

-Proponują nam rozejm. - przebiegła wzrokiem po zdumionych twarzach zgromadzonych. - Tak. Chcą razem z nami, z "potworami" sprzymierzyć się przeciwko "większemu złu".
Kalia wybuchnęła śmiechem. Matka Memento Mori nie słyszała jeszcze czegoś równie niedorzecznego.
- Chodźcie, pokaże wam coś. - tylko na twarzy Astery pozostała powaga.

* * *
Poruszało się po jego ciemnym płaszczu, jedwabnej tunice, wdzierając się coraz głębiej i głębiej.

* * *

- Po co znowu nas tu przyprowadziłaś? - zawołał zniesmaczony Gerino. Chciał jak najprędzej stąd odejść, to miejsce przywoływało tylko stare, niechciane wspomnienia.
-Widzicie ten sarkofag? - wskazała na ziejący teraz pustką i ciemnością otwór. Obok leżało pęknięte wieko. - Jak wszyscy się domyślacie, TO było tutaj uwięzione. Czekało wiekami, spo0kojnie i cierpliwie, miało czas, dużo czasu... Hodowało w sobie tylko jedną myśl - myśl o zemście. Obmyślało chytry plan, kawałek po kawałku, kroczek po kroczku. Ale czas odkupienia nadszedł. - ostatnią część prawie wykrzyczała. - Przepraszam... te wizje... - kamień pulsował, pulsował coraz silniej. Czuła to przez grubą podszewkę skórzanej kurtki, w kieszeni której go ukryła. - To wieko pokrywają starożytne runy. Tutaj jest wgłębienie na klucz.
- Niech zgadnę... tu pasuje... kluczem jest twój kryształ. - powiedział Tharr.
- TAK! Tak, wiem. Już od dawna... - dodała szeptem.

* * *

Czegoś szukało, tak, TO szukało żywiciela. Lecz Grigart był zbyt słaby. Po chwili już nie żył.


8

Wybiła północ
a moje ciało
zatopione
w chłodnej nocy
odbywa
dziwną podróż.

Dariusz Brzostek

- TO jest wśród nas. W którymś z nas, wiem to. - powiedziała chłodno.
- Ależ to niedorzeczne! - krzyknął Kerrigan.
- Dalej łudzicie się, że to jakiś morderca, wynajęty zbój, no.. może ktoś z wyższych sfer, jakiś najemny skrytobójca lub psionik? To nie jest takie proste.
- Nie zostawimy tego tak. Nikt nie wyjdzie. Sami sobie z tym poradzimy. Tharr, idź zablokuj wejście i dopilnuj, aby ani w normalny, ani w magiczny sposób nie można było się stąd wydostać. - rozkazał książe.
- A może to ty? Może TO jest w tobie, chcesz nas wszystkich zamknąć i powybijać. - wykrztusiła Sirith.
- Może. Teraz już nikomu nie można ufać.

* * *

Potem ktoś przyszedł. Grigart był Wybawicielem, on tylko bezsilną marionetką, poruszaną niewidocznymi sznurkami. Powiernikiem.

* * *
Ostatnio edytowano Wt gru 30, 2003 7:16 pm przez Astera, łącznie edytowano 1 raz
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm

Wiadomośćprzez Tzeentch » Pn gru 29, 2003 4:20 pm

Ha, ja nie potrzebuję żadnego diabła w sobie, żeby Was wszystkich powybijać. :)) Astero, bardzo, bardzo dobra robota.
Emblemat użytkownika
Tzeentch
książę wampirów
 
Wiadomości: 1280
Dołączył(a): Śr maja 08, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Szczecin

Wiadomośćprzez Sawantra » Pn gru 29, 2003 5:26 pm

JAAAAAAAASSSSSSSNNNNNEEEEEEE :D :evil: wcielenie zła
:cool: niezniszczalny SLAA to się ma rozumieć :p
Niech Lam ma Thaila w swojej opiece :)
Emblemat użytkownika
Sawantra
 
Wiadomości: 92
Dołączył(a): N maja 11, 2003 5:10 pm
Lokalizacja: Skarżysko-Kam

Wiadomośćprzez Cosmathy » Wt gru 30, 2003 1:53 pm

Wreszcie miałem czas, żeby to w całości przeczytać. I dosłownie słów mi brakuje.

TAK TRZYMAJ!
| uwolniony |
Cosmathy
 
Wiadomości: 189
Dołączył(a): Śr cze 11, 2003 1:16 pm

cdnporazkolejny

Wiadomośćprzez Astera » Wt gru 30, 2003 7:20 pm

Przywołany przez Kalię wilk zaczął warczeć. Wpatrzone w niego dwadzieścia oczu nabiegało krwią. Oni wszyscy - Slaanesh, Gerino, Tharr, Kalia, Khrell, Sirith, Kerrigan, Kethrax, Carmina i Astera - byli tu uwięzieni. Wilk w mgnieniu oka został wyssany do ostatniej kropli.
Pierwsi w obłęd popadli Kethrax i Carmina. Jakby nieobecni włóczyli się po ogromnych, drewnianych schodach Twierdzy, majacząc coś o obrazach, nawiedzających ich podczas snu. Na ich rękach pojawiły się rozległe rany, nacięcia, ślady własnych zębów. Co noc podłoga skrzypiała pod niestrudzonymi krokami. Góra, dół. Dół, góra. Powoli, powolutku... W końcu znaleziono oboje u stóp schodów, w plamie krwi, z własnymi sztyletami w piersiach.
Reszta próbowała utopić szaleństwo w alkoholu. Piwo, wino i wódka lały się hektolitrami. Mieniące się pijackim szkliwem oczy, poprzecinane czerwonymi żyłkami, niepewnie błądziły wokoło. Nie chcieli dopuścić do wiadomości, że jedno z nich powoli, powolutku zatruwa ich umysły.

* * *

I choć był tylko narzędziem, doskonale wykonał swoje zadanie. Wszystko układało się wspaniale.

* * *

- To oni... tak, to wszystko oni... ONI! - twarz Khrella przeszył wyraz paniki. - Oni, oni... oni, Oni, ONI! - wyciągnął zza pasa długi, srebrny miecz. Mamrotał coś pod nosem, blade ręce trzęsły się. - Odejdźcie! tak, tak odejdźcie! Zostawcie mnie... - wodził ostrzem w stronę pozostałych. Jak zahipnotyzowany dźgnął stojącą obok osobę.
Sirith zsunęła się powoli na ziemię. Powoli, powolutku...
- Nie chciałem, nie... nie chciałem! - wyglądał teraz jak wystraszone zwierze. Mała mysz, zamknięta w miedzianej klatce. - To nie ja... nie ja! To wszystko oni, oni... - załkał.

* * *

Tak, tak, wspaniale... I wtedy, właśnie wtedy rozpoczęło poszukiwania. Te kilka nieudanych prób nie stanowiło żadnego problemu - znalazło.


9

Pestis eraz vivus
- morientes tua mors ero.
(Żywy byłem zarazą
- umierając będę twoją śmiercią.)

Marcin Luter


Astera zaśmiała się mimo woli. Co się dzieje z ludźmi w takich sytuacjach...? Czuła się jak w jakimś szpitalu dla obłąkanych.
- Nic, tylko przydałby się nam jakiś egzorcysta. - powiedziała.
- To nie jest śmieszne. - warknął książę.
- Przepraszam... ja chyba też tu wariuje. - podeszła do małego otworu w ścianie, mającego uchodzić za okno. Znowu była noc. Już tydzień siedzą w tej zapyziałej norze. Brzydła im z godziny na godzinę, tak jak z godziny na godzinę rósł strach.
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm

Wiadomośćprzez Kalia » Wt gru 30, 2003 8:25 pm

No w końcu coś ktoś o mnie napisał... :roll:
"Ani mnie zgnębią zórz krwawe zawiście,
Ni złote groźby słonecznej potęgi!
Grzbiet mój na złość słońcu czerni się plamiście
w przeciwsłoneczne, przeciwzłote pręgi!"
Emblemat użytkownika
Kalia
 
Wiadomości: 181
Dołączył(a): So mar 29, 2003 9:25 pm
Lokalizacja: Toruń

Wiadomośćprzez Tzeentch » Wt gru 30, 2003 10:05 pm

Moją twierdzę nazywasz "zapyziałą norą"??!! Wrrr!!!!!
Emblemat użytkownika
Tzeentch
książę wampirów
 
Wiadomości: 1280
Dołączył(a): Śr maja 08, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Szczecin

Wiadomośćprzez Thail » Śr gru 31, 2003 12:57 am

Tzeentch napisał :

Moją twierdzę nazywasz "zapyziałą norą"??!! Wrrr!!!!!


" Wrrrrrr !!!! " , a może Grrrrrr bo napisałeś to tak jakbyś odpalał jakiegoś gruchota. :grin:
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

Wiadomośćprzez Val » Śr gru 31, 2003 9:24 am

Ach! Całe szczęście, że mnie nie umieściłaś w tym domu wariatów. Taa, bardzo przyjemnie, że w swoich opowiadaniach pomijasz jednego z założycieli Rodziny, który w dodatku założył poprzednią zorganizowaną grupę wampirów, czyli WPR, o której pewnie w życiu nie słyszałaś, a która również walczyła o wolność dla wampirów. Bardzo przyjemnie.
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

...

Wiadomośćprzez Astera » Śr gru 31, 2003 12:02 pm

Moge cię umieścić: tylko poproś :). Chyba, że nie chcesz skończyć jak reszta - jak chcesz, to i tak zdechniesz :wink:
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm

Wiadomośćprzez Val » So sty 03, 2004 3:13 pm

Nie! Wcale nie chciałbym być przedmiotem opowieści niczyich poza swoimi. Uważam tylko, że jeżeli piszesz, że byli tam wszyscy, to powinnaś wymienić też mnie. W końcu należy mi się, kurwa moja mać, te minimum szacunku, racja?
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

Wiadomośćprzez Thail » So sty 03, 2004 3:36 pm

... Byłeś w tłumie ... :wink:
"Nigdy nie kłóć się z debilem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem".
"Naród Polski jest wspaniały, tylko ludzie kurwy" -J. Piłsudski
Emblemat użytkownika
Thail
 
Wiadomości: 1857
Dołączył(a): Cz lut 20, 2003 1:57 am
Lokalizacja: Z Wyspy Lodoss (SKO)

...

Wiadomośćprzez Astera » So sty 03, 2004 4:13 pm

Byli ci którzy:
a) przeżyli
b) byli akurat w okolicy
:)
Przepraszam, a co do Slaanesha: gdybyś siedział zamknięty obojętnie gdzie, z grupą wariatów i jedną osobą opętaną przez demona, to też by ci się to niepodobało.
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm

Wiadomośćprzez Reif » Cz sty 08, 2004 10:29 pm

nikt juz nie pamieta Reifa wampira i jego rodzinki :P ... az sie lezka w oku kreci ;)
Emblemat użytkownika
Reif
łowca trolli
 
Wiadomości: 589
Dołączył(a): Śr sty 23, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Warszawa

Wiadomośćprzez Val » So sty 10, 2004 9:45 pm

Reif, jakbyś wchodził na LACa, to może ktoś by pamiętał...
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

Wiadomośćprzez Sawantra » N sty 11, 2004 10:35 am

Hymmm ja ostatnio widziałam Reifa na Lacu :D ,ale jego rodzinny :grin: :???: nie widziałam .




Pozdrowienia Mała Magiczna Istotka
Niech Lam ma Thaila w swojej opiece :)
Emblemat użytkownika
Sawantra
 
Wiadomości: 92
Dołączył(a): N maja 11, 2003 5:10 pm
Lokalizacja: Skarżysko-Kam

Wiadomośćprzez Reif » N sty 11, 2004 11:42 am

no i juz nie zobaczysz :grin:
Emblemat użytkownika
Reif
łowca trolli
 
Wiadomości: 589
Dołączył(a): Śr sty 23, 2002 2:00 am
Lokalizacja: Warszawa

Wiadomośćprzez Val » N sty 11, 2004 1:00 pm

Ojej, Sawantro... To było zanim się pojawiłaś na LACu. I myślę, że chyba nawet przed Thailem.
ulice upadły mi na bablon
Emblemat użytkownika
Val
 
Wiadomości: 2203
Dołączył(a): N lis 10, 2002 3:26 pm
Lokalizacja: Skąd mam wiedzieć?

To już chyba koniec...

Wiadomośćprzez Astera » Wt sty 13, 2004 12:47 pm

Strach. Unosił się w powietrzu, pełzał po ścianach, podłodze, był wszędzie. Nie dało się go uniknąć. Zbliżysz się zanadto, a oszalejesz i umrzesz.
Dzień później Khrell był już martwy. Kalia wyskoczyła z okna, a Tharr zniknął gdzieś bez śladu. Zaczynał się kolejny tydzień. W przeciwieństwie do reszty, Gerino siedział osowiały w kącie, wpatrując się w jeden punkt.

* * *

Głupcy... TO może czekać... Już niedługo - tak, niedługo...

* * *

- Więc zostaliśmy w czwórkę. - powiedziała beznamiętnie Astera. - Jedno z nas jest opętane. Gerino, jak myślisz, kto? - uśmiechnęła się szyderczo. - Przypominasz sobie? To ty TO stworzyłeś! Dzięki tobie tu jesteśmy... - kamień pulsował coraz mocniej.
Jakby miliony gwoździ wbiło się od środka w jego ciało. Przechodziły przez mięśnie, przebijały kości, coraz głębiej i głębiej.
- Widzisz, widzisz co odtrąciłeś!
Oczy zalały się krwią, w uszach huczało. Widział tylko ciemność. Wszyscy stali jak sparaliżowani. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa, osunął się bezwładnie na ziemię.
Slaanesh i Kerrigan wymienili szybkie spojrzenia.
- Spokojnie, uspokój się... Już dobrze. - Kerrigan podszedł do niej od strony pleców. - Już dobrze. - zaczął delikatnie głaskać jej ramię. Druga ręka pomknęła w stronę przypiętego do pasa sztyletu. W okamgnieniu ostrze znalazło się kilka centymetrów od jej szyi.
Nie zdążył. Jak rażony piorunem przeleciał przez cały pokój, uderzając głową o ścianę. Z kącika ust kapała krew.
-To już chyba koniec, prawda Slaanesh?
* * *

Więc to już chyba koniec...
Astera / And blood tears I cry, endless grifed remain inside /
Astera
 
Wiadomości: 15
Dołączył(a): N cze 08, 2003 2:49 pm


Powrót do Opowiadania



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 17 gości

cron