No udało mi sie, napisałem nastepna czesc na dzisiaj. Jest trozke dluzsza niz poprzednie, ale niewiele. Kalio, przepraszamm, wystąpilas, ale nikogo nie zabilas :) Khrell sory, ale musialem to zrobic :)
przejdzmy do opowiadania
Świat powoli zaczął budzić się do życia. Ludzie ( i nie tylko )wstawali z miękkich posłań, aby zmierzyć się z trudami codziennego życia. Ten dzień miał być tak monotonny jak zawsze, lecz nie dla wszystkich...
Thail i Lavertan szli szybko przecinając zaludniające się ulice Midgaaru. Rozmawiali półgłosem, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji...
Sirith, którą zmęczyło całonocne czuwanie przy Arendilu, w końcu zasnęła przy jego łóżku. Jednak koło południa obudziła się wiedziona jakimś przeczuciem. I jak zwykle miała rację. Zerknęła na łóżko, lecz nic nie powiedziała, tylko natychmiast wyszła z pokoju. Biegła szybko przez jasne ulice Midgaaru, nie zważając na palące ją słońce. Tak jak się spodziewała, Thail i Lavertan byli w Świątyni i omawiali coś.
-Obudził się – powiedziała.
-Kto ? – zapytali równocześnie Thail i Lavertan.
-Arendil. I chyba musi nam coś wyjaśnić...
Tymczasem Gerino i Khrell dotarli do głównej sali zamku. Posadzka była wyłożona czerwono – czarnymi dywanami. Na ścianach wisiały drogie arrasy, wzbudzające niepokój w każdym, kto się im przyglądał. Całą salę przepełniała groza... U końca sali na podwyższeniu majestatycznie wznosił się złoty tron wysadzany diamentami. Na tronie ktoś siedział...
Gdy Gerino z Khrellem u boku dotarli do powyższenia, postać podniosła się, a dwa wampiry uklękły. Osobnik ten, ubrany był w długą, czarną szatę z kapturem nałożonym na głowę tak, że nie było widać twarzy. Przy pasie przypiętą miał pochwę, z której wystawała złota rękojeść wysadzana kilkoma krwistoczerwonymi rubinami. Przy lewej nodze upięty miał taki sam sztylet.
-Zawiodłeś mnie Khrellu, poniesiesz konsekwencje... – powiedziała postać.
-Paniee, nieee... – jęknął błagalnie Khrell...
-Kto to zrobił ? – zapytała Sirith
-Gerino, tak, Gerino... – odpowiedział Arendil wpatrując się w nią z niemym zachwytem.
-Gerino ? – zdumiał się Morf.
Arendil dalej wpatrywał się w Sirith. Dopiero teraz, kiedy wszyscy zaczęli przyglądać mu się uważnie, zorientował się że ma otwarte usta. Natychmiast je zamknął.
-No przecież mówię – odpowiedział.
-Hmm... to do niego nie podobne, mimo że jest wampirem – powiedział Lav.
-Możesz mi to wyjaśnić – zmieszał się Thail – bo czegoś tutaj nie rozumiem...-
Khrell upadł po kolejnym uderzeniu, tym razem w żołądek. Z nosa i z kącika ust ciekła mu krew.
-Oszukałeś mnie, Slaanesh – powiedział
-Taak... to nie było trudne... – Slaanesh zaśmiał się złowieszczo. –Już mi nie będziesz potrzebny –
Książę wampirów ułożył ręce na wysokości piersi i zaczął wypowiadać słowa zaklęcia.
-Nie dam się zabić bez walki ! – krzyknął Khrell wysuwając sztylet zza pasa. Rzucił się na Slaanesha, tnąc z półobrotu na wysokości brucha. Książę przestał mamrotać zaklęcie, skoczył do góry, ponad atakiem. Khrell spojrzał do góry i zobaczył nadlatującą w jego stronę nogę. Chwycił się za twarz. Kopnięcie rozbiło mu łuk brwiowy i złamało nos. Zatoczył się, ale nie upadł. W akcie desperacji, rzucił swoim sztyletem w nadbiegającego Slaanesha. Ten jednak uniknął ciosu, zamieniając się w nietoperza.
-Głupcze !!! – Khrell zaśmiał się – teraz nie masz ze mną szans !!! –
Wycelował i rzucił kulę ognia w kierunku nadlatującego wroga. Trafił. Uśmiechnął się.
-Nie doceniłeś mnie – krzyknął.
-Nie, ty jesteś głupcem – usłyszał znajomy, zimny głos za swoimi plecami. Poczuł zimne ostrze wbijające się brutalnie w jego kręgosłup. Ból.
-Ale... ja... przecież trafiłem... – wymamrotał w agonii.
-Tak, trafiłeś... ale ja jestem zbyt silny dla Ciebie – odpowiedział
-No cóż, nie ja, a inni – Khrell uśmiechnął się. Skonał.
-Kalio, Savillo – krzyknął Slaanesh
-Tak panie ?
-Wiecie co macie robić-
-Tak.-
-Dobrze, ty Gerino, sprzątnij zwłoki.-
-Dobrze Panie –
Slaanesh uśmiechnął się ukazując swe białe kły.
Kalia i Savilla leciały w znanym tylko sobie kierunku...
Ps:dziekuje za tak cieple opinie o mojej powiesci :)
Kocham deszcz bo tylko on na mnie leci...