przez Tzeentch » Śr lis 24, 2004 8:20 pm
Nie mieszam. Po prostu odpowiadam ogniem na ogień. Jak ktoś wali mi argumentami typu "skończ ze sobą" odpowiadam tym samym, przy okazji podając możliwy scenariusz. Valdrab jakoś się nie obraził.
Wiem, że Kerrigan studiuje, obiło mi się o uszy. Ja jestem przeciwny po prostu twierdzeniu, że odszedł z Laca przeze mnie. To tylko wymówka.
O jakich szansach piszesz, Lamie?? Ja pamiętam tylko sugestie Ulryka przed zablokowaniem mnie, że mam wszystkich błagać o wybaczenie (chyba tak to sformuował), co ogólnie mnie dziwi, bo jeszcze jak żyję nie słyszałem, by kogokolwiek zablokowano za to, że tyra się z innymi graczami. Chyba jestem pionierem w tej dziedzinie. ;) Drugą "szansą", którą mi dałeś było stwierdzenie, że Rada Bogów wspaniałomyślnie postanowiła skasować Slaanesha, bym mógł założyć go sobie od nowa. To nie jest odblokowanie, a SKASOWANIE postaci. Pisałem niejednokrotnie, że skasowanie postaci nie wchodzi w grę - taka nowa postać o tym samym imieniem nie byłaby już Slaaneshem, tylko kimś o takim samym imieniu. Przerwana zostałaby historia tej postaci. Musiałbym pisać tę historię od nowa. Tyle, że ja nie lubię się powtarzać, co widać na przykładzie Tzeentcha, który waruje na poziomie 22 i raczej nie zrobi ani jednego poziomu więcej. Równie dobrze mógłbym sobie założyć nową postać wampira, stwierdzić, że jest ona synem Slaanesha, sieknąć poziom 101 i wszystko wróciłoby do punktu wyjścia. Tylko na cholerę? W życiu nie czułbym z takim nowym wampirem żadnej więzi, czy nazywałby się Megadrakul czy Slaanesh. I nie chodzi mi naprawdę o poziom postaci, bo przecież ten nieszczęsny 102 mogę zrobić szybciutko - umiem grać dobrze, szybko i sprawnie.
Zechcij teraz sprecyzować co wg Ciebie, Lamie, jest poprawnym zachowaniem. Rozumiem, że przestrzeganie zasad. Akurat tych starałem się przestrzegać. Gdy niewytrzymałem i je łamałem zawsze podnosił się lament i byłem karany doraźnie. Zdawałem sobie sprawę, że robiłem źle i przyjmowałem karę w pokorze. Nie wypisywałem głupot na forum ani w notach, nie właziłem innymi postaciami, by błagać/grozić/biadolić. Pamiętam np. sytuację, gdy napadliście mnie całą zgrają i gdzie przypadkiem zwampirzyłem Twoją postać (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to Ty). Wkurzony tym, że dostałem w cipę, poszedłem do kanałów knuć srogą zemstę. Przybyłeś z Malvenem i zaczeliście mi mówić, że biedny pan X teraz jest wampirem i muszę go przyjąć do rodziny. Prosiłem, żebyście mnie zostawili (sądziłem, że to prowokacja) w spokoju. Gdzie bym nie poszedł, tam mnie znajdowaliście i dalej to samo. Aż mnie łapy swędziały, żeby rzucić przemianę, ale nie zrobiłem tego (podkreślam: nie wiedziałem, że to Ty). A nie zrobiłem tego, ponieważ trzymałem się zasad. I tych zasad starałem się zawsze przestrzegać. Jasne, każdy ma coś za uszami. Ja pewnie więcej, niż inni. Ale ponosiłem za łamanie przeróżne kary, z zablokowaniem włącznie.
Tym razem jest inaczej: tym razem zostałem ukarany, bo kilka osób ma mnie po prostu dość. Ewenement! Może jestem ignorantem, ale nie znam zasady, która by mówiła, że dany gracz ma być ukarany za to, że komuś tam zalazł za skórę. A załaziłem notorycznym upierdliwcom jak np. Malis albo Sawantra, które to osoby ciągle próbowały się wciąć między moje boje z Thailem, dajmy na to. A jak ktoś zaczynał mi grozić interwencją bogów (w czym celowała zwłaszcza Malis, która powoływała się na "znajomości"), to mnie po prostu krew zalewała.
Tak na marginesie, proponuję wprowadzić zasadę na Lacu, że wstępując do jakiegoś klanu trzeba się liczyć z tym, że zostanie się wciągnięty w spory między klanami. Jeśli ogłosiłem świętą woję z TSS, to znaczy, że każda osoba mająca w tytule TSS jest moim celem. I nie będę patrzył, czy to facet czy baba, dziecko i dorosły, kolega boga, czy też jego największy wróg. Po prostu go atakuję na wszystkich frontach.
Napiszę dokładnie co do kogo mam:
- Thail: szef TSS, wkurwiający typ. Wkurzał mnie, więc wydałem mu wojnę i jego klanowi.
- Zeriks: członek TSS, murem stoi za klanem. Zatem naturalny cel ataku.
- Sawantra: na początku nie była w TSS, więc ją olewałem. Potem jednak zaczęła wpieprzać się w moje utarczki z Thailem, co mnie rozgniewało i zacząłem być w stosunku do niej opryskliwy. Ale to jeszcze nic. Potem zaczęła mnie straszyć Ulrykiem, Agawemepą i Thailem, co sprawiło, że we mnie się zagotowało. Potem wstąpiła do TSS.
- Arendil, Thiruel, całe TSS: członkostwo w tym śmierdzącym klanie. Wrogowie, znaczy się.
- Malis: na początku ją lubiłem. Potem niestety zaczęła odgrywać rolę Matki Teresy, która ma MISJĘ pogodzenia wszystkich na Lacu. Nie lubię, jak ktoś mi się wpieprza w moje kłótnie, więc kazałem jej się nie wtrącać. To zaczęła na mnie napadać, że jestem taki i owaki... Sama się prosiła o to, żebym ją zaczął terroryzować. No i na końcu: zaczęła, jak Sawantra, straszyć mnie bogami i nieśmiertelnymi. Skutek: wywołała u mnie odruch alergiczny na jej osobę.
- Muzgus: jak latał jako jakiś tam grzyboid w ogóle go nie zauważałem. Ot, szary gracz. Wstąpił do TSS, więc zwyczajowo stał się celem. Niestety, przejął retorykę TSS - ochrona graczy, itd. Ja, jako pierwszy mówiłem, że całe to pierdolenie o ochronie graczy można sobie wsadzić w dupę - jedynym celem TSS było osiągnięcie hegemonii, co aktywnie zwalczałem, bo miałem podobne aspiracje. Ponieważ Muzgus wspiął się w hierarchii TSS wysoko - został celem numer dwa, zaraz po Thailu. O ile Thail miał na tyle siły, by nie przejmować się zbytnio moimi atakami, o tyle Muzgus był za mięciutki i wypadł z obiegu. Nie moja wina - trzeba było mu się nie pchać do klanu, który uważam za zbrodniczy. Gdyby do niego nie wstąpił, w życiu nie przyszłoby mi do głowy tyranie go. Skoro facet miał chęć włączenia się do klanu, o którym WIEDZIAŁ, że toczy z Familiae wojnę, powinien przyjąć konsekwencje takiej decyzji. Co mnie obchodzi, że on nie uznawał wypowiedzianej przeze mnie wojny. Gdy Hitler napadał na Polskę, Polacy też jej nie uznali. Jakoś to Hitlerowi za bardzo nie przeszkodziło. Nawiasem pisząc, Muzgus podjął się negocjacji pokojowych. Dałem trzy warunki: przyznanie się publicznie do porażki w wojnie, przeproszenie wampirów za ich zgony i kontrybucję w wysokości paru milionów złotych monet. Nie przyjął - wojna trwa.
Yavanna: była pariasem. Ubodło ją (go) to, że nie chciałem przyjąć jej do Familiae, więc zaczęła mnie drażnić. Spowodowało to jedynie kilka jej zgonów, których byłem, nie chwaląc się, przyczyną. Od zawsze było wiadome, że ja morduję, tępię i niszczę wszelkie zniezrzeszone wampiry. Wyzywałem ją od pierdolonych pariasów, itd - ona mi odpowiadała tym samym, że jestem taki, śmaki. Nie ma sprawy - mi to na rękę. Tylko niech nie łazi potem na skargę, że dostała w pipę.
Mortoth: wyleciał z klanu za zatargi z Tharrem. Oczywiście musiałem bronić dobrego imienia mojego brata w ciemności, więc skupił całą nienawiść na mnie. Super. Czara nienawiści przepełniła się, gdy wleciał na spotkanie Familiae i zaczął molestować Sirith. Gdy Tharr mu za którymś napadem wrzucił przemianę, zaraz poleciał na skargę, co zaowocowało obcięciem Tharrowi przemiany oraz odebranie wszystkich sesji ćwiczeń.
Już nie będę pisał na temat akcji Avenry i Varny, bo mi się nie chce.
Valdrab: wkurwił mnie próbą przejęcia Familiae, zagarnięcia forum i wszystkich dóbr, jakich Familiae dorobiła się w czasie swojej świetności. Zdradził: a dla zdrajców mam tylko jedną nagrodę: śmierć i wieczne potępienie.
Kerrigan: o nim już pisałem. Był to jedyny przypadek, gdy facetowi dostało się nie za to, co przeskrobał w klanie, ale za to, że mnie poza Lacem wkurwił. W ogóle nie powinien być brany pod uwagę.
Reasumując: wszystkie moje utarczki, wojny, bluzgania, itd. wynikały z polityki klanowej, wewnętrznej jak i zewnętrznej. Nie rozumiem PO CO bogowie w ogóle się w to mieszają. To sprawa wewnątrzklanowa i taka powinna pozostać. Dobra rada: jeśli jesteś graczem niezrzeszonym w danym klanie, pownieneś się nie wtrącać. Jeśli się wtrącisz - nie dziw się, że zostaniesz potraktowany jak wróg.
To tyle. Mam nadzieję, że rozproszyłem wszystkie ciemności zalegające nad kwestią moich ataków na poszczególne osoby. Podtrzymuję moją prośbę o odblokowanie Slaanesha.